Gdy opisywano sprawę Krollopa, pojawił się w niej wątek rodziców, zapatrzonych w dyrygenta do tego stopnia, że nawet fakt wykorzystywania seksualnego ich dzieci, uważali raczej za zaszczyt, niż dramat dzieci i przestępstwo dyrygenta.
Wtedy jednak nie było zbyt wielu chętnych do obrony. Jednak już Andrzeja Samsona chórem zaczęli bronić jego koledzy po fachu, którzy usiłowali z jego działalności...