|
13 lat temu |
Co na to "historyk gross" |
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
K. M. Lipka
Dorcia |
1 |
Grossów złote plony |
|