Plebiscyt prezydencki

Obrazek użytkownika michalgasior1
Kraj

W ostatnich latach PO i PiS zupełnie zawładnęły umysłami wyborców i choć przeróżne sondaże wskazuję na to, że społeczeństwo jest znużone infantylną pseudokonkurencją dwóch największych partii, to w sytuacji wyboru brnie dalej w to, co znane i sprawdzone.

Wybory prezydenckie to już nie wybory, to plebiscyt, w którym cała zabawa podporządkowana jest rywalizacji dwóch kandydatów. Wszystko wskazuje na to, że z dziesięciu kandydatów, którzy stanęli w szranki wyborczej konfrontacji, ośmiu zmieści swój wynik w pięcioprocentowym przedziale. Przytłaczająca dominacja Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego jest najlepszym wyrazem kompletnej monopolizacji sceny politycznej. W ostatnich latach PO i PiS zupełnie zawładnęły umysłami wyborców i choć przeróżne sondaże wskazuję na to, że społeczeństwo jest znużone infantylną pseudokonkurencją dwóch największych partii, to w sytuacji wyboru brnie dalej w to, co znane i sprawdzone.

Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy? Przede wszystkim brak konkretnej siły, która mogłaby rozbić zabetonowaną scenę polityczną. Lewica lata świetności ma już za sobą, brak jej silnego przywództwa, a przede wszystkim jedności. I znów warto odwołać się do nadchodzących wyborów prezydenckich, które najlepiej o tym świadczą. Grzegorz Napieralski nie jest kandydatem lewicy, reprezentuje wyłącznie środowisko SLD, zresztą gorące od ukrytych sporów i niesnasek. Bez wyraźnego poparcia wybitnych osobowości lewej strony sceny politycznej jak Aleksander Kaczyński czy też Włodzimierz Cimoszewicz, kandydat występujący pod szyldem lewicowej partii nie ma szans na złamanie monopolu centroprawicy. Może się wydawać, że połączone siły Bogusława Ziętka, Grzegorza Napieralskiego i środowiska Tomasza Nałęcza wspierane przez rozbudowany aparat partyjny mogłyby sporo namieszać w wyborach prezydenckich. Niestety taka wizja zjednoczonej lewicy to w obecnej sytuacji mrzonka.

Jakiś czas temu modne było stwierdzenie „bezpartyjny kandydat”. TEN TRZECI gdzieś tam pojawiał się w dyskursie politycznym, ale bardziej w sferze marzeń, aniżeli konkretnych propozycji. Mówi się, że społeczeństwo takiej bezpartyjnej osobowości potrzebuje, potrzebuje ucieczki od bieżącej walki politycznej i kandydatury, która jak mówi piękny frazes: „będzie łączyć, a nie dzielić”.

Pytanie, czy takie rozwiązanie w ogóle jest możliwe? Przykład Andrzeja Olechowskiego, który sam siebie mianował owym bezpartyjnym kandydatem najlepiej pokazuje, że bez struktur partyjnych, bez uczestnictwa w bieżącej dyspucie ciężko przebić się do świadomości wyborców. Olechowski nie pełni żadnej funkcji, która dawałaby mu prawo do komentowania aktualnych wydarzeń. Członkostwo w radach nadzorczych kilku wielkich przedsiębiorstw nie upoważnia do tego, by codziennie zerkać do przeciętnego obywatela zza szklanego ekranu. Tymczasem inni kandydaci zbierają punkty właśnie dzięki obecności w środkach masowego przekazu. Trudno nie ulec wrażeniu, że jeden z trzech założycieli Platformy Obywatelskiej porwał się z drewnianym mieczykiem na ciężkozbrojną armię.

Pozostali kandydaci, nazywani przeze mnie niszowymi, biegną w zupełnie innym wyścigu. Walczą o promocję własnych ugrupowań czy też ruchów społecznych, co w sytuacji wyborów prezydenckich jest zjawiskiem zupełnie normalnym i akceptowalnym.

Niestety w obecnej sytuacji politycznej pojawił się jeszcze jeden czynnik, który w nieco zakamuflowany sposób przebija się z wypowiedzi niektórych polityków. Tomasz Nałęcz wzywa lewicę do głosowania na Komorowskiego w imię obrony przed widmem IV RP, PO strwożona rosnącym poparciem dla Kaczyńskiego zdaje się krzyczeć „wszystkie ręce na pokład”. Sytuacja, w której wyborcy lewicy i innych ugrupowań politycznych rezygnują z głosów na "swojego" kandydata na rzecz poparcia już nie dla konkretnej osoby, ale dla kogoś kto nie jest Kaczyńskim, nie jest w mojej opinii korzystna dla mechanizmów demokracji. Wszystko to oznacza po prostu rezygnację z własnych poglądów i sympatii politycznych na rzecz pewnego antyprojektu.

Brak głosów

Komentarze

Od dawna, w praktyce od 1989 roku powinno się mówić w Polsce nie o lewicy i prawicy, a o tym kto jest pro-państwowcem a kto nie.
W chwili obecnej PiS i J.Kaczyński są najsilniejszą grupą pro-państwową, na drugim miejscu byłby tutaj Marek Jurek. Natomiast PO jako ewidentni spadkobiercy UW i UD są związani z beneficjentami "układu" lub jak kto woli "salonu".

Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#59113

]]>image]]> ]]>źródło :]]> pozdrawiam ............................ "Pozwól mi Panie bym stał się narzędziem Twej sprawiedliwości" ]]>http://andruch.blogspot.com/]]>
Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#59128

Cóż, kolejny upadły hrabia.

Vote up!
0
Vote down!
0

-------
http://jaszczur09.blogspot.com/

#59138