Lasu zza drzew nie widać?

Obrazek użytkownika Szeremietiew
Kraj
Udzieliłem krótkiego wywiadu dziennikarzowi „Naszego Dziennika” w związku z decyzjami MON o utworzeniu Narodowych Sił Rezerwy. Skrytykował mnie rzecznik prasowy SG WP. Formalnie rzecz biorąc można by przyznać mu rację – wypowiadając się dla gazety posłużyłem się nieaktualnymi danymi. Jednak nie w tym zawierała się istota mojej krytyka. Od dłuższego czasu podnoszę, że kierunek obrany przez MON w budowie sił zbrojnych dając możliwości działań „misyjnych” jednocześnie osłabia zdolność obrony kraju. Tymczasem art. 26 Konstytucji RP tak określa zadania sił zbrojnych: „Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”. Nic nie napisano, że wojsko polskie ma chronić Afganistan.

Płk Sylwester Michalski rzecznik prasowy Sztabu Generalnego Wojska Polskiego tak napisał:

Były wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew w wywiadzie, którego udzielił redakcji "Naszego Dziennika" w dniu 23 grudnia br., wprowadza w błąd opinię publiczną, podając nieprecyzyjne informacje na temat roli Narodowych Sił Rezerwowych w systemie uzupełniania Sił Zbrojnych na wypadek wojny oraz w kwestii liczebności armii. Bezpodstawne jest twierdzenie, że NSR mają stanowić "zabezpieczenie na wypadek zagrożenia wojennego" i że siły te mają "służyć podźwignięciu armii w chwili zagrożenia wojennego". Szczegółowe rozwiązania prawne dotyczące obowiązku służby wojskowej i sytuacji, w jakich może być ona odbywana, zawiera znowelizowana w sierpniu br. ustawa z dnia 21 listopada 1967 r. o powszechnym obowiązku obrony RP (DzU z 2004 r., nr 241, poz. 2416, z późn. zm.). Informuję, iż w myśl przyjętych uregulowań pełnienie czynnej służby wojskowej w ramach NSR będzie stanowić rodzaj rezerwy Sił Zbrojnych RP, znajdującej się w dyspozycji do użycia w razie zaistnienia przede wszystkim sytuacji kryzysowej, a nie stanu wojny.

Tak więc żołnierze NSR mogą być powołani do służby w jednostkach w razie potrzeby ich wzmocnienia w sytuacjach kryzysowych (np. klęski żywiołowe, akcje ratownicze itp.), a także do udziału w operacjach poza granicami kraju.

Nieuprawnione jest twierdzenie, że Siły NSR w połączeniu z żołnierzami służby czynnej stanowią zasadniczy potencjał, jakim dysponują nasze Siły Zbrojne na wypadek wojny. NSR nie zastępuje dotychczasowego systemu mobilizowania rezerw osobowych, a jedynie go uzupełnia o dodatkową formę. Tak więc w dalszym ciągu utrzymujemy w gotowości odpowiedni potencjał żołnierzy rezerwy, którzy na wypadek zagrożenia wojennego mogą być powołani do służby w ramach mobilizacji. O wielkości tego potencjału z przyczyn oczywistych publicznie dyskutować nie należy, ale zapewniam, że jest on obecnie adekwatny do potrzeb. Tak więc ukompletowanie osobowe jednostki wojskowej w czasie pokoju stanowi tylko określony większy bądź mniejszy procent docelowego ukompletowania przewidzianego dla jednostki na czas zagrożenia wojennego. Takie rozwiązania to standard w większości państw NATO. Jest sprawą oczywistą, że nawet najbogatsze państwa nie mogą pozwolić sobie na utrzymywanie w ciągłej gotowości do użycia w pełni rozwiniętych Sił Zbrojnych w sytuacji, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju.
Pan Romuald Szeremietiew mija się z prawdą w kwestii aktualnej liczebności armii. Nieprawdą jest, że "obecnie mamy ok. 70 tys. żołnierzy zawodowych". Według stanu na dzień 12 listopada br. w armii w służbie czynnej służy 99 tys. 170 żołnierzy zawodowych, a nie 70 tysięcy. Obecnie dostosowujemy etat armii 150-tysięcznej do poziomu armii 120-tysięcznej. Proces ten zakończy się w 2012 roku.

Zgodnie z przyjętymi założeniami w 2012 r. w Siłach Zbrojnych będzie ok. 23,5 tys. stanowisk oficerskich, 44 tys. podoficerskich i ok. 52,5 tys. stanowisk dla szeregowych zawodowych i żołnierzy służby kandydackiej. Takim potencjałem złożonym z żołnierzy służby czynnej i NSR będziemy dysponować na czas pokoju. Formułując opinie dotyczące liczebności naszych Sił Zbrojnych, należy pamiętać, że liczba 120 tysięcy żołnierzy służby czynnej i NSR to tylko część potencjału osobowego Sił Zbrojnych, jakim możemy dysponować na czas "W".

Mój wywiad tam:

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091223&typ=po&id=po43.txt

------------------------

Odpowiedziałem:

 

Z wypowiedzi rzecznika SG WP mam prawo wnosić, że jest gorzej, niż sądziłem. Rzecznik zapewnia, że 10 tys. NSR nie będzie stanowić elementu rozwinięcia mobilizacyjnego, a jedynie zabezpieczenie różnych potrzeb nadzwyczajnych (sytuacje kryzysowe) w czasie "P".


Jednocześnie twierdzi, że Polska ma "odpowiedni potencjał żołnierzy rezerwy" na wypadek wojny, ale: "O wielkości tego potencjału z przyczyn oczywistych publicznie dyskutować nie należy...". Rosja nie ukrywa, że ma 20 mln przeszkolonych rezerwistów. Dlaczego rzecznik SG WP nie może podać, ilu przeszkolonych rezerwistów ma Polska?

Ponadto powinien wiedzieć - i zapewne wie - jaki jest stan rezerw (wiek rezerwistów, ilu, i jak często szkolimy, jakie to są ćwiczenia) oraz jaka będzie perspektywa uzupełniania stanu rezerw po "profesjonalizacji". Skąd MON weźmie przeszkolonych rezerwistów, gdy ci przeszkoleni w minionych latach, kiedy to był pobór do wojska, zestarzeją się? Przypominam, że ten "potencjał", którym chwali się rzecznik, pochodzi z okresu, gdy był pobór i była Zasadnicza Służba Wojskowa. Tego już nie ma!
Jedynym miejscem przeszkolenia będzie obecnie zawodowa armia czasu "P", być może 100 tys. żołnierzy. A jedynym miejscem, gdzie w przyszłości jakieś rezerwy będą się gromadzić - NSR, a tam te 10 tysięcy. Skąd więc nowi rezerwiści z osób nieprzeszkolonych wojskowo wezmą się? Może MON tym się nie martwi, wojna bowiem, według naszych strategów, Polsce nie grozi - do 2030 roku. A co będzie po tym roku lub jeśli niezależnie od tego proroctwa sytuacja międzynarodowa zaostrzy się wcześniej? Będziemy mobilizować dziadków służących kiedyś w wojsku czy rezerwistów bez przeszkolenia, tych zarejstrowanych przez WKU.

Mimo zapewnienia rzecznika SG WP: "liczba 120 tysięcy żołnierzy służby czynnej i NSR to tylko część potencjału osobowego Sił Zbrojnych", sądzę, że przy takiej armii w czasie "W" to będzie całość tego, co będzie można wysłać na front.
W liczbach Pan rzecznik ma rację, rzeczywiście posłużyłem się nieaktualnymi danymi, jest 99 tys. żołnierzy, w tym aż 32 tys. szeregowych, oczywiście zawodowych i mamy ponad 300 mln zł w budżecie MON na firmy ochroniarskie, które muszą zawodowców pilnować, żeby ich ktoś nie okradł. Śledząc stronę internetową MON, mam jednak kłopot z ustaleniem, ilu będzie żołnierzy w naszej armii, np. początkowo w NSR miało być 30 tys. żołnierzy, a być może będzie 10 tysięcy. Znając sytuację w MON i stan finansów państwa, na miejscu rzecznika nie przywiązywałbym się zbytnio do liczb podawanych przez szefa resortu.

 

------------------------

Trudno mieć pretensje do rzecznika, że broni swoich przełożonych. Taka jest jego rola. Jednak trudno też nie dostrzec, że ci przełożeni, zapatrzeni w zawodową armie „profesjonalną”, nie widzą zza niej potrzeb mobilizacyjnych sił zbrojnych na czas „W”.  Powiedzenie, że zza drzew nie widać lasu znalazło potwierdzenie w działaniach osób odpowiadających za polską armię.
Jako uzupełnienie mojej odpowiedzi proponuję mój ostatni wywiad: http://fronda.pl/news/czytaj/szeremietiew_dla_fronda_pl_polska_potrzebuje_strategii_odstrasza

Brak głosów

Komentarze

... na których stało jak byk, że jest on przeciw zasadniczej służbie wojskowej. Moim skromnym zdaniem parodia szkolenia wojskowego, z jaką mieliśmy do czynienia (i obawiam się, mamy nadal) jest kosztowna i pozbawiona sensu. W takim wypadku rozsądniejszy jest wariant "fiński" sprzed ćwierćwiecza, że najbardziej opłaca się jedna linia telefoniczna, żeby się.... poddać. Uważam Bogusia Klicha za dupka i nie wierzę, żeby PO stworzyło prawdziwą zawodową armię, ale też nie zgadzam się z opcją prezydencką Kaczyńskiego, że jednak - masowy pobór (o ile dobrze rozumiem, a jeśli nie, proszę mnie poprawić). Moim zdaniem najlepsza jest zawodowa armia, składająca się z ludzi, którzy chcą być żołnierzami i nie pytają gdzie i o co się ich wysyła. Ich zwodem jest - walczyć, a nie dostawać pensję, mieszkanie, wczesną emeryturę, sorty mundurowe etc. i hodować grube tyłki. Istnieje problem polityczny, bo nikt nie lubi, kiedy za granica giną "nasi chłopcy". Francuzi rozwiązali to idealnie - mam na myśli Legię Cudzoziemską (to pomysł na problemy z uchodźcami, na przykład z Czeczenii nie?:):):) Jeśli zaś idzie o przygotowanie całego społeczeństwa do wojny partyzanckiej (bo na atak atomowy trudno się przygotować inaczej, niż budując schrony, co i tak jest tylko działaniem pozorowanym), to, jak już pisałem, powinno się budować strzelnice, a nie boiska do kopania szmacianki. Młodzi ludzie chętnie sobie postrzelają do tarczy, a nie do bramki. Tu znów przypomina się Finlandia, ale tym razem jako przykład pozytywny, z czasów Mannerheima, ale też nasz, piłsudczykowski "Strzelec".

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#41795

Pomysł a jego realizacja to dwie różne rzeczy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#41800

Czyli co? :):):)

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#41802

Że pomysł uzawodowienia armii to pomysł jak pomysł, tylko realizacja jest do niczego.

Vote up!
0
Vote down!
0
#41807

Pytanie tylko, czy to nasz interes, czy jakiś.... dziwny, nie nasz? :):):) Zakładam, że "grubodupce" będą się broniły ręcamy i nogamy:):):) Wojsko "kochało" Zdradka, a on odchodząc ronił łzy.
Czekam na reakcję pana Romualda, bo on widział wszystko z bliska.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#41812

... bracie.

Żołnierz który chce walczyć, musi naprawdę walczyć. I, daruj, także ginąć. Człek się szybko przyzwyczaja do poziomu bezpieczeństwa na którym żyje. (Przykładem my i inne lemingi.)

Jak chcesz zrobić, żeby taki żołnierz miał prawdopodobieństwo, iż przeżyje następnych 10 lat na poziomie powiedzmy 95%, i to bez dużej wojny, a nie takie jak dziś, którego nigdy nie osiągnie choćby górnik w kopalni węgla? Misje tego nie załatwią! No i wiemy chyba oba, co by się stało, gdyby ktoś w ogóle to głośno powiedział, że tak trza zrobić.

Co do misji, to po pierwsze to całkiem inny rodzaju służby, nie mający wiele wspólnego z obroną kraju, czy realną wojną tutaj. Po drugie zaś, tam i tak jest o wiele za bezpiecznie, by można było mówić o prawdziwych zawodowych żołnierzach.

Nie chodzi o to, że Polacy mają tam, na tych misjach, które w ogóle nie wiadomo czy mam potrzebne, ginąć, ale daruj - chłop, w sensie rolnik, może pójść w przypadku agresji na swój kraj do wojska i być wspaniałym żołnierzem, ale zawodowiec żyjący przez całą karierę (choćby i) na szkoleniach, czy misjach, a w istocie myślący o awansie i... Jednak! - zarobkach i ulgach wszelkiego rodzaju... Bo taka jest natura człowiecza, przynajmniej w realnym liberaliźmie... Prawdziwym wojownikiem jednak nie będzie.

Chyba, że zaczniemy do tego celu werbować PSYCHOPATÓW (kłania się Legia! nie warszawska, ino cudzoziemska), ale akurat nie w tym kierunku to wszystko idzie, prawda? No i aż tylu ich nie ma.

Co zaś do Finów i armii z poboru - jak już wspomniałem: tyle jej, ile autentycznego chłopstwa. (W szerokim sensie, pasterze, rybacy i inni drwale też się w to wliczają. A także, kiedyś, ZIEMIANIE.) Kiedy oni się skończyli, jak w obecnej Polsce, nie ma komu kraju bronić.

Nie oszukujmy się. 90% "narodu" ma swój kraj i jego suwerenność głęboko w dupie. A ludzie mogący ew. dobrze walczyć są gangsterami, a w najlepszym przypadku walczą w turniejach Shooto czy MMA. I kompletnie nikt się ich werbowaniem nie zajmuje, bo wolimy mieć w armii kobiety.

Jasne, na jakieś tam komanda i inne pokazówki to tych ludzi pewnie się wystarczająco da zwerbować, ale ja mówię o autentycznej armii, z piechotą, tą szarą piechotą, na czele itd. I setkach tysięcy ludzi.

Tzw. terroryści nas, prędzej czy później, kopniakami załatwią, bo oni są gotowi ginąć za swoje przekonania - my już nie. My sobie wolimy wmawiać, że wojna będzie coraz bardziej joystickowa i najlepsze do tego są dobrze wykształcone kobietki. I jak zginie nam żołnierz, to będziemy sobie za każdym razem robić żałobę narodową. A jak wróg ma inne pomysły, np. terroryści islamscy, to wolimy robić voodoo, zamawiać duchy, wydawać deklaracje, i chować łebki w piasek.

No i wyobrażamy sobie, że jeśli na ten temat będziemy gadać, to sprawa jakoś sama zniknie. Jak chorobliwie nieśmiałe dziewice na pierwszej szkolnej zabawie.

Pzdrwm

triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
Liberalizm to lewactwo sklepikarzy (i alibi aferzystów).

Vote up!
0
Vote down!
0

Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

#41828