Wysiedlenie Polaków z Wileńszczyzny (1)

Obrazek użytkownika Godziemba
Historia

Po zagarnięciu polskich Kresów Wschodnich w latach 1944-1946 z sowieckiej Litwy wysiedlono prawie 200 tysięcy Polaków.

 
            We wszystkich umowach zawartych przez Moskwę z komunistycznym Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, dotyczących przesiedleń mowa była o „ewakuacji”. Pojęcie to mogło się źle kojarzyć, gdyż wedle słownika wyrazów obcych określa się tym mianem „wywożenie ludności z terenów zagrożonych przez nieprzyjaciela, albo nawiedzonych klęską żywiołową”.
 
W tych warunkach PKWN w dniu 7 października 1944 roku utworzył Państwowy Urząd Repatriacyjny. Jednak termin repatriacja wedle słownika wyrazów obcych oznacza „powrót do ojczyzny osób ewakuowanych, które w wyniku różnych okoliczności znalazły się czasowo poza granicami kraju”. Definicja ta nijak się miała do sytuacji Polaków na Wileńszczyźnie, zamieszkałych tam od wieków. Polacy z Kresów Wschodnich nie opuścili Polski, jedynie w wyniku dyktatu Stalina znaleźli się w obcym państwie.
 
Na mocy układu z 22 września 1944 roku podpisanego przez PKWN z tzw. Litewską Socjalistyczną Republiką Sowiecką dobrowolnej ewakuacji do Polski podlegali wyłącznie Polacy i Żydzi, którzy posiadali w dniu 17 września 1939 roku polskie obywatelstwo. Wraz z ewakuowanymi prawo wyjazdu do Polski zyskiwała ich najbliższa rodzina – „żona, dzieci, matka, ojciec, wnuki i wychowankowie, a również i inni domownicy, o ile prowadzą wspólne gospodarstwo wraz z ewakuowanymi”.
 
Początkowo ewakuację ograniczano do terenów, które przez 17 września 1939 roku należały do II RP, jednak później stronie polskiej udało się ją rozszerzyć na Polaków zamieszkujących Litwę Kowieńską i posiadających w 1939 roku litewskie obywatelstwo.
 
Wysiedleni zostali zwolnieni z podatków za lata 1944-1945, umorzone zostały im także wszelkie dotychczasowe zaległości. Za pozostawione mienie ruchome i nieruchome ewakuowani mieli otrzymać stosowną rekompensatę. Należała się ona również w przypadku przekazania plonów.
 
Zgodnie z umową strona sowiecka zapewniała wysiedlanym i ich mieniu darmowy transport, jednak waga przewożonych dóbr nie mogła przekroczyć dwóch ton na jedną wyjeżdżającą rodzinę. Ewakuowani nie mogli zabrać ze sobą więcej niż 1 tyś. rubli lub 1 tyś. polskich złotych, metali i kamieni szlachetnych w formie innej niż jak biżuteria, dzieł sztuki, broni, pojazdów, mebli, fotografii (poza rodzinnymi) oraz map.
 
Wedle pierwotnych nierealnych ustaleń ewidencja Polaków i Żydów wyrażających chęć wyjazdu do Polski odbywać się miała jedynie w okresie od 15 października do 1 grudnia 1944 roku, a transporty miały ruszyć 1 grudnia 1944 roku i zakończyć się 1 kwietnia 1945 roku. W rzeczywistości placówki ewakuacyjne zostały otwarte dopiero w lutym 1945 roku, co spowodowało przedłużenie całej operacji do 1 sierpnia 1945 roku, a potem do końca września 1946 roku. Tak duże opóźnienie akcji przesiedleńczej spowodowane było trudnościami w zapewnieniu przez stronę sowiecką odpowiedniej liczby wagonów do przewozu przesiedleńców i ich mienia. I tak do połowy czerwca 1945 roku zamiast 38 tysięcy wagonów Sowieci zdołali podstawić zaledwie 11 tysięcy. Sowieccy urzędnicy otwarcie przyznawali się Polakom, iż brak wystarczającej liczby wagonów związany był z „niedotrzymaniem terminu dostaw węgla przez Polskę do ZSRR”.
W konsekwencji ewakuowani ludzie podróżowali w zatrważającym tłoku, będąc zmuszonymi niekiedy do pozostawienia na rampach całego swojego dobytku.
 
Głównym Pełnomocnikiem do spraw Ewakuacji z Wileńszczyzny został Stanisław Ochocki, mecenas z Wilna, nieujawniony członek AK. Zgodnie z sugestiami kierowników obozu niepodległościowego na Litwie Ochocki ułatwiał lub utrudniał wyjazd do kraju wskazanym przez AK ludziom. W wyniku donosu NKWD aresztowało Ochockiego w końcu czerwca 1945 roku, a w październiku 1945 roku został skazany na karę 15 lat łagru. Jego miejsce zajął Jan Szkop, który przewodził urzędowi do końca jego istnienia, to jest do jesieni 1947 roku.
 
Po utworzeniu urzędu Głównego Pełnomocnika, wydrukowano plakat informujący Polaków z Wileńszczyzny o możliwości ewakuacji do kraju. Ponadto afisze, artykuły w lokalnej prasie oraz ogłoszenia w kościołach stanowiły podstawowe źródło informacji o procesie ewakuacyjnym Wiadomości na temat ewakuacji rozchodziły się także, znanym ludziom od setek lat sposobem: pocztą pantoflową.
 
Decyzja o wyjeździe nie była łatwa. Oznaczała bowiem porzucenie domów, w których niejednokrotnie ludzie się urodzili i mieszkali przez kilkadziesiąt lat. Nie każdy potrafił zostawić całe swoje życie i wyjechać w nieznane., tym bardziej, że nie wierzono w zapewnienia no nieodpłatnym przekazaniu ziemi w Polsce. Obawiano się, że w kraju znajdą się bez dachu nad głową i bez żadnej opieki. Część Polaków traktowała okupację sowiecką za tymczasową, podobnie jak tę z lat 1939-1941. Inni wręcz wierzyli w wybuch nowej wojny, wyniku której Sowiety zostaną pokonane i zmuszone do opuszczenia Wileńszczyzny. „Moi dziadkowie – wspominała jedna z ewakuowanych – nie wrócili z nami do Polski. Wierzyli w to, ze tam będzie Polska, że wrócimy tam kiedyś, więc muszą tego dobytku pilnować”.
 
 Władze sowieckie nie zabraniały Polakom pozostać w dotychczasowym miejscu zamieszkania, jednak w przypadku inteligencji, mieszkańców miast oraz osób o dużej świadomości narodowej stosowano różnorakie, często wręcz bezwzględne środki nacisku, mające na celu „zachęcenie” do opuszczenia Wileńszczyzny.
Po zajęciu Wilna przez Sowietów w lipcu 1944 roku NKWD w pierwszej kolejności aresztowała przedstawicieli polskiej inteligencji. Więzienia bardzo szybko zapełniły się „wrogami ludu”. W tej sytuacji dalsze przebywanie na Wileńszczyźnie stało się niebezpieczne. I tak mieszkanka Lidy, Irena Wojtuszkiewicz, jasno stwierdziła: „Zdecydowaliśmy się na wyjazd, bo paliło nam się pod nogami. Żyliśmy jak na wulkanie, wyjechaliśmy z Lidy pierwszym transportem, jaki wyruszał na Zachód”. Inny wskazywał: „Jeśli chodzi o ludność miejscową, wileńską – część była za zostaniem, część za repatriacją. Ale inteligencja zasadniczo wyjeżdżała. Gdyby nie wyjechała, to by pojechała na Sybir! Tu właściwie nie było żadnej alternatywy!”.  
 
Z drugiej strony Sowieci starali się ograniczyć do minimum ewakuację polskich chłopów, obawiając się, że ich nagły wyjazd doprowadzi do poważnego kryzysu żywnościowego na sowieckiej Litwie. Piętrzono więc przed polskimi chłopami różnorakie przeszkody biurokratyczne, wymagając np. zaświadczenia, którego ważność poświadczała pieczęć, której w wyniku odgórnego zakazu – nie można było nigdzie uzyskać. Zdarzały się też przypadku przemocy fizycznej, zastraszania polskiej ludności wiejskiej oraz wymuszanie od niej – wbrew układowi – podatków i kontyngentów żywności. W razie gdy te metody nie skutkowały, dokonywano aresztowań lub przymusowo wcielano do Armii Czerwonej.
 
W momencie rozpoczęcia ewakuacji, niektóre sowieckie przedsiębiorstwa na sowieckiej Litwie stanęły przed problemem utraty znacznej kadry wysoko wykwalifikowanych inżynierów i techników. Wedle obliczeń Ochockiego w Wilnie „co najmniej 80% wszystkich stanowisk obsadzonych jest (…) przez Polaków”. Ich zbiorowy wyjazd mógłby sparaliżować pracę wielu miejscowych przedsiębiorstw i instytucji. W efekcie Sowieci wprowadzili zasadę, iż osoba, która chciała wyjechać do Polski musiała wcześniej zwolnić się z pracy. W wielu wypadkach specjaliści, których w danym momencie nie można było zastąpić sowieckimi, nie otrzymywali zgody na złożenie wymówienia, co uniemożliwiało im ewakuację i zmuszało do dalszej pracy.
 
Pomimo jednoznacznych postanowień układu z 22 września 1944 roku, pozwalającego na zabranie z sobą rodziny, Sowieci utrudniali ewakuację niepolskich małżonków, nawet wtedy, gdy członkowie ich rodzin znajdowali się w Polsce. Dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, w których nie zezwolono na wyjazd Francuzów lub Greków, żonatych z Polkami i mieszkających na Wileńszczyźnie. Zrozpaczonej kobiecie, której mężowi, obywatelowi Grecji nie wydano karty ewakuacyjnej, sowiecki urzędnik wytłumaczył, iż „układ był zawierany między Polską a Litwą, a nie między Polską a Grecją”.
 
Na terenie Wileńszczyzny było wiele polskich sierot, znajdujących się w domach dziecka. W przypadku braku dostatecznych dowodów, pozwalających stwierdzić ich polską narodowość oraz obywatelstwo rodziców, Sowieci traktowali je jako własnych obywateli i nie zezwolili na ewakuacje do Polski. Wskutek tego procederu na Wileńszczyźnie pozostało ponad 200 polskich dzieci. Zdarzały się nawet wypadki rozdzielania rodzeństwa, spośród których jedno uzyskiwało zgodę na wyjazd, a inne zmuszono do pozostania w Sowietach.
 
Cdn.
 
Brak głosów

Komentarze

Łaknących obcego dobra ,choćby nawet ostatnich ochłapów
Bo mają we krwi geny bezdusznej dziczy
Która gdy jest przeganiana jak zwierzę kwiczy
Ratunkiem dla izolacji jest mur sięgający Nieba
Odmawianie Modlitwy jest w tym przypadku potrzeba
Tylko Bóg może nas wspomóc w izolacji
Także wszystkich zdrajców z Naszej Ojczyzny deportacji
Przyjaciół nie mamy oprócz braci Węgrów wiernych
Ci co zawierali sojusze należą do miernych
Sprzedali nas za czapkę śliwek z przysłowia
Także okradli gdy nastała banda sowiecka nowa
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#384279

Niestety.

Pozdrawiam

Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#384344

gość z drogi

celne i prawdziwe a dla @Godziemby,10 z pozdrowieniami....

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#384347

Za honor sobie poczytuję, iż mam daleką, ale rodzinę na Węgrzech.

Pozdrawiam

Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#384500

gość z drogi

nie na darmo wbiło mi się dwa razy  :)

kiedyś spędziłam jakiś czas w Budapeszcie....zakochałam się Mieście i Ludziach :)))

 

 serdeczności  :)

 

 

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#384526

gość z drogi

celne i prawdziwe a dla @Godziemby,10 z pozdrowieniami....

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#384348