Karta Nauczyciela ostatnią redutą polskiej szkoły? Wolne żarty, bez tożsamości, żadna karta nie pomoże.

Obrazek użytkownika KP
Kraj

Polska szkoła potrzebuje przede wszystkim powrotu do odważnie głoszonego systemu katolickich / chrześcijańskich wartości, potrzebuje zmiany mentalności społecznej, potrzebuje odbudowy poczucia żywej wspólnoty (na przykład poprzez wspólną modlitwę w szkołach i na lekcjach) i służby nauczycielskiej. To pod jaką ustawę podlegać będzie praca nauczycieli ma znaczenie drugorzędne, jeśli nie trzeciorzędne.

Polskiej szkole nie potrzeba ani absurdalnej Karty Nauczyciela, ani jakiejkolwiek innej ustawy bardziej lub mniej rozsądnej. Polskiej szkole potrzeba przede wszystkim MISJI, CELU.A taka misja nie może istnieć bez konkretnej DOKTRYNY PAŃSTWA. Polska szkoła ma służyć temu, czego oczekuje od niej państwo polskie.

Czy dzisiaj polskiemu państwu brakuje doktryny? Pozornie, polskie państwo dzisiaj dryfuje, czyli doktryny nie ma, nie potrafi uzasadnić swojego istnienia. I pozornie, tak samo jest z polską szkołą, w zasadzie nie wiadomi po co ona jest.

Bo, rzecz jasna, mówienie że "Polska jest po to, żeby była" (zamiast Polska można też powiedzieć polska szkoła) jest skrajnie idiotyczne, a poza tym jest przeciwnym chrześcijaństwu "ubóstwianiem" państwa / narodu. Tylko Bóg jest po to, żeby był, cała reszta została stworzona "po coś" czyli ma jakąś daną od Stwórcy misję do wypełnienia. I kiedy o "tym czymś" zapomina, zatraca swój cel, albo realizuje cel przeciwny, przestaje panu Bogu być potrzebne.Tak jest z państwami, narodami, społeczeństwami, tak jest z Polską i Polską szkołą.

Przepraszam za tak "patetyczny" akapit, ale napisałem tych kilka zdań, ponieważ jestem najgłębiej przekonany, że w obecnej sytuacji w Polsce dyskusja o tej czy innej ustawie dotyczącej systemu oświaty jest bezcelowa.

Nam wszystkim potrzeba, i polskiej szkole także, przywrócenia misji w ramach planu Bożego, my sami musimy się najpierw zmienić, a potem zmieniać polską szkołę, łącznie z wymianą większości kadr.

Bo polskie państwo i w tym polska szkoła doktrynę i cel mają. Doktrynę określił kiedyś Donaldu Tusku jako "ciepłą wodę w kranie", ale jest to tylko połowa prawdy. Bo prawdziwą doktryną obecnego państwa polskiego jest dostarczenie naszym sąsiadom w UE taniej, niewolniczej siły roboczej oraz "świeżej krwi". Niewolnikom, rzecz jasna, nic więcej od ciepłej wody nie jest potrzebne, w tym więc sensie Donaldu miał rację. I do tego służy też polska szkoła: do produkcji tanich niewolników, pozbawionych tożsamości narodowej i wiary, skupionych na "ciepłej wodzie w kranie".

Polska szkoła powinna zaś być po to, aby kształcić dobrych obywateli, Polaków, katolików, chrześcijan, którzy z odwagą i poświęceniem poniosą dalej jeden z najwspanialszych systemów wartości. Do niedawna ten cen udawało się nam realizować, nawet bez własnego państwa. Ale do tego potrzeba było także osobistej decyzji każdego Polaka i każdej Polki, osobistej wiary i odwagi w wychowywaniu dzieci, odwagi która po prostu kumulowała się w takich instytucjach jak szkoła, kościół, rodzina.

Dziś już tego nie ma, nie będę zaczynać dyskusji dlaczego. Po prostu nie ma. Dziś mamy sytuację w której ci Polacy, którzy chcą mieć rodziny wyjechali (prawdopodobnie na zawsze) za granicę i tam rodzą i wychowują dzieci, które w znacznej części Polakami już nie będą, nawet jeśli będą rozumiały język Polski. Ci którzy zostali albo nie mogą z przyczyn bytowych albo nie chcą mieć dzieci, w związku z czym polskie społeczeństwo / naród wymiera. Ponadto, ci którzy w Polsce zostali w swojej większości świadomie wybrali do władzy, kilka razy z rzędu, jawnych zdrajców, sprzedawczyków i ludzi, którzy między innymi polską szkołę prowadzą do instytucjonalnej zagłady.

Logicznym końcem tej sytuacji są: masowa likwidacja polskich szkół, częściowo podyktowana rzeczywistym spadkiem demograficznym, a częściowo będąca działaniem prewencyjnym, które ma odebrać resztki nadziei na lepszą przyszłość ich dzieci tym, którym jeszcze chce się dzieci mieć, oraz likwidacja Karty Nauczyciela, która ma sprowadzić belfrów do roli tanich wyrobników, uzależnionych całkowicie od samorządowych budżetów i widzimisię urzędników (bez względu na to, że wiele przepisów KN jest rzeczywiście absurdalnych, to jednak nauczycielom należy się osobna regulacja ich zawodu).

To, co dzisiaj dzieje się z Kartą Nauczyciela, systemem oświaty nie jest ani początkiem niszczenia polskiej szkoły ani wybrykiem głupiej pani minister. To jest logiczny koniec procesu na który większość Polaków sama się zgodziła.

Co w takiej sytuacji pozostaje nam - to znaczy patriotycznym niedobitkom - robić? Przede wszystkim wydaje mi się że powinniśmy z jednej strony z chrześcijańską pokorą przyjąć decyzję naszych rodaków o popełnieniu zbiorowego samobójstwa. Ten pociąg jest już tak rozpędzony, że nie zatrzymamy go kładąc się na torach.

Z drugiej jednak strony, Bóg nigdy nie odbiera nadziei do końca. Być może powinniśmy przyznać przed samymi sobą, że głupio i nieroztropnie było mieć nadzieję na jakieś "przebudzenie lemingów". Pozostaje więc przechowanie najważniejszych wartości, ochronienie swoich rodzin (łącznie z zastosowaniem obywatelskiego nieposłuszeństwa np. w sprawie sześciolatków) i samoorganizacja, która pozwoli odbudować nam, nasz własny kraj, już po tsunami, które nadchodzi. A wtedy będzie także czas na odbudowanie polskiej szkoły.

Nie wiem, czy tsunami nadejdzie już tej wiosny, ale wiem, że wcale nie musi oznaczać automatycznego przejęcia władzy przez siły patriotyczno-niepodległościowe. Jarosław Kaczyński, nawet jeśli przejmie władzę (co rzecz jasna było by dla Polski najlepsze) nie zmieni odgórnie mentalności polskich rodzin, nie przywróci nam wiary, ani w tydzień nie zreformuje chorej polskiej szkoły.

Najważniejszych zmian musimy dokonać my sami i w nas samych. A obronę polskiej szkoły proponuję od wyrobienia w naszych pociechach nawyku wspólnej modlitwy co najmniej wieczorem i przy posiłkach. Bo jeśli któregoś dnia do polskich szkół - nieważne jak beznadziejnych - pójdzie kilkaset tysięcy dzieci z takim nawykiem i potrzebą, to nikt ani nic nas nie powstrzyma.

I nic z powyższego nie straci na aktualności, nawet jeśli już za kilka miesięcy patrioci dojdą do władzy (co - jeszcze raz powtarzam - nie jest pewne, prędzej będzie kolejny zamach na J.K.), bo tendencji demograficznych nie da się już odwrócić. Wyż demograficzny, czyli pokolenie urodzone w okolicach stanu wojennego, które teraz powinno mieć dzieci, rodzi te dzieci za granicą. A po nich mamy gwałtowny zjazd w dół.

Być może rzeczywiście za 100 lat będzie nas, świadomych, wiernych Kościołowi Polaków, jakieś 8-10 milionów.

Co więc pozostaje? Tylko jedno: wychowywać w wierze nasze dzieci i zaufać Bogu.

Brak głosów

Komentarze

Bardzo trafnie napisane. Dokładnie tak samo myślę, dlatego już nic od siebie nie dodaję.

Vote up!
0
Vote down!
0
#345474