Urodziłem się w kraju świńskich nóżek, ogonów i ryjów

Obrazek użytkownika Wiktor Smol
Kraj

Tak, dokładnie to jeszcze pamiętam. Pamiętam, że zanim powstały w moim mieście sklepy komercyjne, a wszystko za sprawą jednego takiego generała było na kartki, to w sklepach mięsnych określanych mianem „u rzeźnika” były długie zawinięte jak świńskie ogony kolejki. Za czym kolejka ta stoi? Dziś niejedna kolej(ka) stoi, cała kolej prawie leży, a całość równie chora jak tamto.

Zanim otworzyli sklep, to na zapleczu świeża dostawa była skrupulatnie dzielona wg rozpiski, co, ile i dla kogo. W sprawie dostaw, to trzeba uczciwie z ręką na sercu przyznać: innych jak świeże nie było, bo co niby miało się zepsuć? Haki były ze stali nierdzewnej, podobnie siekiera, noże i tasak. Klocek był drewniany opasany stalowymi obręczami.

Bywałem w takich miejscach, u rzeźnika. Wpierw chodziłem z mamą na targ lub na zakupy: wystawaliśmy na chodniku przed sklepem z wielką szklaną witryną z napisem „Rzeźnik” Sklep PSS „SPOŁEM” Nr...i zastanawiałem się za każdym razem, czy po otwarciu magicznych drzwi zdołamy się jakoś wcisnąć do środka i choćby zerknąć, co pierwszym szczęśliwcom z kolejki udało się kupić, i co w ogóle tym razem rzucili na sklep.

Potem do tego samego rzeźnika, który był najbliżej mojego miejsca zamieszkania, chodziłem już sam. I to chodzenie <<sam>> nie miało wiele wspólnego z tym, czy się znałem, czy nie na gatunkach mięsa i wędlin. Przecież nawet dziecko wie jak wyglądają świńskie nogi, a ktoś nieco bardziej rozgarnięty potrafił odgadnąć czy są to przednie, czy tylne. Z praktycznych zajęć robienia zakupów w mięsnym najbardziej udawało się opanować sztukę rozpoznawania nóżek przednich. Długo dziwiłem się przewagą przednich na tylnymi.

Wtedy też poznałem kilku ludzi, których zawsze zauważałem tuż po otwarciu drzwi o dziesiątej rano. Stawali przed tymi, którzy do ich przyjścia byli pierwsi i okazywało się, że on, oni już byli wcześniej. A kiedy udało mi się kilka razy być pierwszym pod sklepem tuż po czwartej, to przy ladzie, ku memu wielkiemu zdumieniu, okazywało się, że wcześniej niż ja był on/oni, co zgodnie poświadczyli ci, którzy stali za mną. Przy wielkim szczęściu udawało mi się pozyskać drogą kupna kawałek biodrówki, łopatki, a nawet golonko.

Długo nie wiedziałem, że ta sama świnia, która z moich obliczeń ma więcej nóżek przednich niż tylnych jest wyposażona w schabowy, polędwicę, karkówkę i szynkę. Ale za to poznałem wiele ciekawych ludzi, w tym posiadaczy rozmaitych legitymacji: emerytów i rencistów wojennych, zbowidowców, honorowych krwiodawców, inwalidów pierwszego stopnia, towarzyszy i sekretarzy oraz kobiety ciężarne. Niektóre ciężarne bywały „od wczoraj”, o czym uczynnie informowali innych z kolejki ci lepiej zorientowani. No i też długo nie mogłem pojąć, skąd u licha sprzedawczyni zawsze wiedziała, co chce kupić pan pierwszy, który był już wcześniej, a czego potrzebują ci z rożnymi legitymacjami. Za każdym razem bezbłędnie podawała grubo owinięte w biały papier pakunki wymieniając porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy.

Dopiero za jakiś czas jeśli się nie mylę było to otwarciu komercyjnych okazało się, że prawdą jest, że każda zwykła świnia, która idzie pod rzeźnicki nóż ma tylko dwie przednie i aż dwie tylne nóżki. Że ma schabowy, polędwicę karkówkę szynkę i jeszcze kilka innych równie dobrych części. Dowiedziałem się też, że ci sami, co u rzeźnika kiedyś byli zawsze pierwsi uprzejmie donosili, gdzie trzeba, nie tylko owinięte grubo w biały papier pakunki.

Brak głosów

Komentarze

Moskwa, przecznicza za Placem Czerwonym, tuz kolo GUM-A, podjezdza "gruzawik", blyskawicznie formuje sie gigantyczna kolejka, pani o posturze Pudziana, w fartuchu(nigdys bialym) w nieodzownej czapie a´ la kucharz z Muppet show, otwiera tylnia klape, wyciaga wage, stawia na trotuarze. Pan szofer widlami zrzuca, wprost na asfalt zamrozone na kosc, nieoczyszczone,razem ze skora i ekskrementami krowie ogony.

Pani w fartuchu tasakiem rabie zmarzline na ludzkie kawalki i sprzedaje ludziom z kolejki, nieprobujac owijac "towaru" nawet w gazete, od tak z reki do reki. Po pol godzinie na asfalci pozostalo tylko troche lodu z ogonow. To sie nazywa hipermarket.

Vote up!
0
Vote down!
0
#335750

Dlaczego z uporem maniaka zawsze ktoś pisze o kolejkach kartkach i innych takich nietypowych sposobach sprzedży mięsa w sklepach pod tytułem rzeznik.Czy zawsze tak było w Polsce od 1945 roku?Ja pamiętam bardzo dobrze sklepy mięsne z pełnymi ladami mięsa wieprzowego,wołowego podrobów szynek schabów,kabanosów bałwanków na święta wyrzeżbionych w smalcu i wystawionych na wystawie sklepowej.Była wspaniała wedlina szynkowa,cytrynowa i inne oraz popularna zwyczajna.Nie zawsze tak było jak to jest opisywane ostatnio że tylko ocet nagie haki i komitet kolejkowy.Naprawdę czasami rzygać się chce od tego wiecznego potępiania wszystkiego co Polskie przed 89 rokiem.Zapytam wprost co jest teraz takiego dobrego oprócz ładnych opakowań i stwierdzenia że to kosztuje tylko 12.99 za kilogram.

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze zaświeci słoneczko

#335751

Może dlatego, że każdy pisze to o czym pamięta, a nie o tym czego w życiu na oczy nie widział ?

Skoro pamiętasz inaczej, opisz to. Jeśli rzecz dotyczy PRLu to ja z ciekawością poczytam o "sklepach mięsnych z pełnymi ladami mięsa wieprzowego,wołowego podrobów szynek schabów,kabanosów bałwanków na święta wyrzeżbionych w smalcu i wystawionych na wystawie sklepowej.Była wspaniała wedlina szynkowa,cytrynowa i inne oraz popularna zwyczajna."
Inni chyba też chętnie poczytają, pośmieją się.

To będą wspomnienia zza żółtych firanek czy sklepu w gmachu KC ?

Bo te frykasy to ja pamiętam z opowieści ciotki, która na imieninach opowiadała takie rzeczy o sklepach mięsnych, ale przed 1939 a nie 1989 rokiem.
Pamiętam to szczególnie ze względu na ową magiczną cytrynową wędlinę, której chyba do dziś na oczy nie widziałem.

Pamiętam też inny szok jaki wywoływały te opowieści, które, muszę przyznać, wzbudzały podejrzenia, że ciotkę zaczyna żreć skleroza - ciotka opowiadała, że kupowało się po parę deko tego, parę deko tamtego. Bo było i miało być świeże do spożycia. Rzecz absolutnie niewyobrażalna w czasach gdy jak cokolwiek w sklepie się trafiło, to brało się ile się dało, lub ile było. Poza czasami kartkowymi - wtedy kupowało się tyle ile człowiek miał kartek.
Jechało się po zakupy i nigdy człowiek nie wiedział z czym wróci. Z pucem baleronu, długaśną polędwicą czy paroma kilogramami parówek.

Vote up!
0
Vote down!
0

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

#336034

Ja pamiętam inne sytuacje .

Przed sklepem mięsnym ogromna kolejka , uformowana już dnia poprzedniego .

W sklepie na hakach piękna kiełbasa myśliwska .

Po otwarciu sklepu , a właściwie prawie po wyłamaniu drzwi do tego przybytku , towar znikał błyskawicznie w ciągu godziny .

Po przejściu tego ludzkiego tornada , w sklepie pozostał tylko legendarny już ocet i...kiełbasa myśliwska .

Towarem który w tak krótkim czasie był rozsprzedany były te " piękne" kości szpikowe .

Polska to dziwny kraj ...

PS. Należy dla porządku dodać , że w/w kiełbasa kosztowała 96 zł , a " piękne " kości coś około  2 zł .

Vote up!
0
Vote down!
0

TYBERIUSZ

#336369

Kiełbasa zostawała ?
A co z nią było nie tak ?
Cena ?

Ponieważ Weteran Polski domagał się pozytywów pod adresem PRL, jeden taki znajduję.
Jakość wędlin za PRL.
Do dziś pamiętam jakąś kiełbasę marki "zwyczajna", która u nas w domu wisiała w kuchni i sobie schła. Sama z siebie. Ususzona tak, że była prawie brązowa, była świetna.
W schyłkowym PRLu nawet i zwykłą kiełbasę zaczęli chrzanić, ale nadal dawało się kupić coś co było w stanie uschnąć.

Kupcie teraz kiełbasę, która będzie wędzona i da radę uschnąć...

No ale tak to jest.
Jak się kiedyś z kilograma polędwicy robiło 0,8 kg wędzonki, a dzisiaj z tej ilości wyjdzie 1,5 do 2 kg, to na czymś ten postęp musi się odbijać...

To samo z parówkami.

I to by było na tyle pozytywów PRL z mojej strony.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

#336472

 

A wszystkie te kartki były na takie kartki:

Więcej tego co nieco co leżało na ladach w każdym sklepie za PRL jest tu:

picasaweb.google.com/101418654546084380754/TalonyNaProdukt

Jeśli ktoś by życzył mogę dodać dużo więcej kartek z okresu ich obowiązywania.

Mam też sporo niewykorzystanych talony na paczki żywnościowe, warzywno-owocowe i higieniczno-odzieżowe, których moja rodzina nie była w stanie wykorzystać z powodu dobrobytu jaki zafundowała WRONA Polakom.

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#336383

Każda epoka ma swoje deficyty :)

Gdzie się podziały te piękne , ogromne ,"wystawane" całymi nocami , wymarzone przez każdą gospodynię domową  ...kości szpikowe ? .

Dziś nawet prawdziwych kości już nie ma :)

Łza się w oku kręci ...

Vote up!
0
Vote down!
0

TYBERIUSZ

#335872

Uprzejmie informuję, że kości te są mielone i dodawane jako składnik klejów kostnych i nawozów, a kiedyś nawet jako dodatek do pasz dla przeżuwaczy i stały się przyczyną choroby wściekłych krów. To była faktycznie poroniona idea, żeby karmić krowy zmielonymi krowami. "Zachód" to wymyślił... 

Vote up!
0
Vote down!
0
#336051

Podobnie jest w przypadku hodowli ryb , karmi się te biedaczki paszą z ich pobratymców , tyle że mniej szlachetnych .

Vote up!
0
Vote down!
0

TYBERIUSZ

#336125