Koniec Ministra - fajtłapy od sportu...

No i stało się...dymisja...

Afera hazardowa zaczyna zbierać żniwo.
Ostatnim dokonaniem Drzewieckiego był skandal ze słynnym "śniadaniem mistrzów", gdzie w sposób bezczelny zagrał siatkarzami.
Pozwalam sobie przypomnieć moją notkę , napisaną tuż przed startem ligi piłkarskiej. Myślę, że warto ...

Nie minęło wiele czasu, a nasz minister - fajtłapa od sportu ,po raz kolejny strzela na oślep z ostrej amunicji.

Dusza człowiek i swój chłop z tego ministra.
W obronie premii przyznanych zarządzającym w spółce monitorującej prace przy Euro’12, był gotów nawet podać się do dymisji.
O mało nie obraził się na Tuska, gdy ten mu kazał odzyskać przyznane biznesmenom pieniądze. Zmieszani co nieco obdarowani, poczuli się chyba głupio, bo sami zadeklarowali, że oddają. Widocznie też uznali, że po prostu na premię nie zasłużyli, bo nikt normalny nie oddaje ciężko zarobionych pieniędzy za dobrze wykonaną robotę.

W miniony piątek chyba znów ktoś z łódzkich kumpli Drzewieckiego poskarżył się mecenasowi, że ŁKS jednak nie zagra w Ekstraklasie.
Ja nie wiem, czy nasz bohater nie wiedział o tym, że od paru dobrych tygodni czarne chmury wiszą nad „Ełkaesiakami”, czy też był pewny, że im nic nie grozi.

Jedno wydaje się być pewne. PZPN traktuje niezmiennie tego ministra fajtłapę tak jak na to zasługuje, czyli mówiąc kolokwialnie, totalnie go olewa. PZPN robi to, co chce robić przy błogosławieństwie UEFA.

Raz już minister dostał po łapskach, przy słynnej na cały świat akcji z kuratorem w PZPN. Można, więc było liczyć na to, że to niemiłe doświadczenie czegoś naszego ministra nauczy.

Ależ gdzie tam!

No więc w ten miniony piątek, w dzień startu nowego sezonu piłkarskiego, Pan minister zarządził nagłą kontrolę w PZPN. Żeby było weselej, to zaapelował o nie rozgrywanie spotkań z udziałem ŁKS-u, Widzewa i Cracovii. Widzew to sobie dołożył ot tak, bo też z Łodzi ( nie wiedział biedaczyna, że mecz Widzewa przełożył wcześniej sam PZPN), a Cracovia? Cracovia to ten „zły”, co upupił, ŁKS.

No i znów ta oferma od sportu dostała po łapach!
Dwukrotnie do tego.

Raz, że ten jego apel olał nie tylko PZPN, ale i Ekstraklasa S.A. w osobie pana Rusko, a także kibice na paru stadionach wyartykułowali coś tam, coś tam pod adresem ministra.

Po wtóre.
Hycle nasłani na PZPN nie mogli rozpocząć kontroli, bo nie mieli odpowiednich pełnomocnictw, oraz tak naprawdę sami nie wiedzieli, co mogą kontrolować. Tak, więc woźny odesłał ich do domu z kwitkiem.

No i nadszedł dzisiejszy dzień. Watażka Dzewiecki złagodniał i próbował chyba wszystko obrócić w żart.

„ Tak, kontrola owszem, ale sprawdzimy czy procedury nie są łamane, to nie takie pilne, PZPN nam dośle materiały, a tak w ogóle, to nic się nie stało!”

Przypomniał mi się tu taki stary dowcip.
Generał wizytował wojsko. Jeden sierżant zwrócił mu uwagę, że ma niedopięty guzik. Generał kazał go odznaczyć za prawidłową postawę.
Przy kolejnej wizytacji nie zauważył owego sierżanta, więc kazał go wezwać do siebie. Dowództwo jednakże sprzeciwiało się temu, wynajdując coraz to nowe komplikacje.
W końcu generał zapytał wprost: o co chodzi?
Panie generale, za drugim razem to sierżant wali w pysk!

Bufon Drzewiecki dostał na razie dwa razy po łapach, ale chyba już najwyższy czas, żeby Tusk mu się wreszcie przyjrzał i zrobił to co robił ten sierżant.

No a może już czas, żeby Tusk przyjął, jeszcze chyba świeżą ofertę dymisji swojego superministra ?