Przyklady durnoty lewicowo-liberalnej
Mam niewesołe wieści i prognozy dla pani Kozłowskiej-Rajewicz, minister od równości. Ale najpierw trochę prostej teorii.
Wzory kulturowe nabywane są w rodzinie w procesie socjalizacji i w rozmaitych grupach nieformalnych w jakich przebywają dzieci. Mniemanie typowe dla lewicowców i inżynierow społecznych, że ten mechanizm da się obejść, jest mrzonką. Mechanizm ten mozna zniszczyć razem z pacjentem,jak to robiono w Sowietach, ale nie da się go obejść. Normy zachowań powstają w drodze oddolnych interakcji w toku konfliktów i prób podejmowanych w celu ich rozwiązania i osiągania kompromisów.
Ingerencja organów państwa w sprawy rodziny jest pomysłem z założenia absurdalnym. Wydarzenia w rodzinie, podobnie jak wydarzenia rynkowe, są dla instytucji państwa niedostępne i niepoznawalne bo poznawalność wymagałaby uczestnictwa w realtime'ie a to jest przecież nawet teoretycznie nieosiągalne.Te wydarzenia nie są do końca rozpoznawalne nawet dla osób w nie bezpośrednio zaangazowanych, a co dopiero mówić o urzędnikach stojących na zewnątrz i tylko okazjonalnie mających wgląd i to sformalizowany. Ingerencja urzędników nic nie daje, wprowadza dodatkowe zamieszanie i pogarsza sprawę. Nie tędy droga i nie wszystkim sprawom da się zapobiec.
więc mam dla pani minister dobrą radę. Polecam lekturę artykułu politolożki Mali Thun z Nowego Yorku, specjalistki od genderyzmu, zamieszczonego w zbiorze "Kultura ma znaczenie", a poświęconego próbom wprowadzania zmian kulturowych w krajach Ameryki Łacińskiej i przeglądowi efektów nowowprowadzonych praw dotyczących przemocy wobec kobiet. Są to państwa nowe, młode, o krótkiej tradycji i z łatwością ulegające modnym lewicowym prądom ideologicznym i nowinkomn, więc szybko i pilnie wdrożyły wzmiankowane przepisy prawne o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie czy o parytetach.Skutki były łatwe do przewidzenia i dziwię się tylko naiwności autorki. Cóż, Amerykanka, nie zna Orwella. Poniżej parę cytatów z tekstu pani Thun, dających wgląd w jej mentalność i w wiarę w zaklęcia.
"Jednak przepaść między często szczytnymi zaleceniami struktur biurokratycznych a niekonsekwencją w ich stosowaniu i egzekwowaniu to największa bolączka społeczeństwa Ameryki Łacińskiej."
" Jeśli chodzi o kwestie związane z płcią, rozdzwięk pomiędzy przepisami prawa a zachowaniami jest duży i zagraża trwałości niedawnych przemian w dziedzinie praw kobiet. Z jednej strony dawno uchylone przepisy prawa w dalszym ciągu mają wpływ na zachowania/.../ Z drugiej zaś strony nowo uchwalone przepisy prawa w rodzaju niedawnych reform w zakresie przemocy w rodzinie i przemocy na tle seksualnym nie są wdrażane w życie. Zmniejszenie dystansu pomiędzy przepisami prawa a codzienną praktyką wymaga dostosowania kultury a także głębszych przemian wewnątrz instytucji wymiaru sprawiedliwości."
Czyli z motyką na słońce. Ale poczytajmy dalej.
" Wprowadzono karę za gwałt małżeński, a w całym regionie powołano do życia setki komisariatów zatrudniających kobiecy personel, którego zadaniem stało się przyjmowanie i badanie skarg związanych z przemocą wobec kobiet."
"... Nareszcie przestano traktować rodzinę jako byt pozostający poza kompetencjami państwa i jurysdykcją sądów. Niemniej zachowania obywateli i funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości nie nadążąją za duchem nowych przepisów prawnych."
"Przede wszystkim przypadki przemocy na tle seksualnym pozostają w dużej mierze nieujawniane. Dane szacunkowe z Meksyku i Peru wskazują, że zaledwie 10 do 20% jest zgłaszana na policję."
" Niechęć do wszczynania postępowań karnych w przypadkach przestępstw na tle seksualnym kontrastuje ostro z gorliwością władz wykazywaną wobec podejrzanych o inne rodzaje przestępstw kryminalnych."
I tak tworzy się martwe, pozorne prawo, ktore z prawdziwym prawem nie ma nic wspólnego, bo przekracza swoje kompetencje. A dalej,radą na te problemy nie będzie, jak należałoby się spodziewać, wycofanie z durnych projektów, lecz jak zwykle, znane dobrze wszystkim - "więcej tego samego".
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 712 odsłon
Komentarze
Czyli co?
17 Stycznia, 2013 - 21:50
Lepiej zeby mezowie bili i gwalcili swoje zony bo nikomu nic do tego?
Kiedys rodziny byly liczne i wielopokoleniowe, byli takze sasiedzi i najblizsze srodowisko kierujace sie normami spolecznymi i rozprawiajace sie odpowiednio z tymi, ktorzy popelniali wykroczenia. Teraz takich mechanizmow nie ma. A wiec co w zamian?
Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!
Lotna
bili i gwalcili
19 Stycznia, 2013 - 19:38
Ja taki nie jestem, ale zawsze ,,mezowie bili i gwalcili swoje zony,, i zawsze to robili będą.
Zresztą gdyby tego nie robili, to wiele z nich by nie było pewne, czy je kochają.
Zawsze jednak był to margines i sprawy tego typu pozostawiane własnemu biegowi rokują, że to marginesem pozostanie.
Nie ma sądu, który by na to znalazł jakiś złoty środek, bo zawsze są winne dwie strony. Zawsze zderzają się dwie racje: krótkowzroczna i dalekowzroczna, konsumpcyjna i odpowiedzialna, uzurpatorska i realna.
Nie ma sądu, a lewactwo wcale nie chce pomagać rodzinie, a przeciwnie, ono by ją zlikwidowało, a wprowadziło powszechne wysokozbiurokratyzowane burdele, wysokozbiurokratyzowane invitrialnie, wysokozbiurokratyzowane indoktrynalnie poprawności politycznej z elementami przystosowania do niewolniczej pracy.
Podpuszczane przez degeneratów i degeneratki żony wygrywają przed sądem jako osoby, a przegrywają w domu jako rodziny, jako wspólnoty, a przy nich przegrywają i dzieci. Podpuszczane przez degeneratów i degeneratki żony coraz ochoczej same biorą się za bicie i gwałcenie swoich mężów, a policjanci się z zasady śmieją ze skarg.
Najważniejsza rodzina !
Lewactwu na pohybel !
@miarka
20 Stycznia, 2013 - 17:17
"Nie ma sądu, który by na to znalazł jakiś złoty środek, bo zawsze są winne dwie strony."
Nie, nie zawsze winne sa obie strony, bo istnieja rozne rodzaje przemocy w rodzinie. W niektorych malzenstwach malzonkowie sa agresywni nawzajem w stosunku do siebie, a w innych istnieje terror, gdzie jedna strona (najczesciej maz, aczkolwiek nie zawsze) systematycznie, konsekwentnie i z zimna krwia zneca sie nad druga, fizycznie, psychicznie, emocjonalnie, seksualnie, finansowo, etc., Czyni to w sposob bardzo podobny do metod stosowanych przez armie czy kulty, po to, aby pozbawic ofiare jej tozsamosci, ubezwolnic ja i uzyskac nad nia pelna kontrole. Dzialanie takie dazy do tego, aby ofiara upodobnila sie do oprawcy, przejela jego system wartosci, i w efekcie czesto brala udzial (czynny lub bierny) w znecaniu sie nad innymi, w tym wypadku dziecmi. Ofiary nie sa degeneratami, jak twierdzisz i praktycznie kazdy moze pasc ofiara, tym bardziej, ze oprawca jest zazwyczaj bardzo mily i czarujacy dla osob postronnych i tylko ci, ktorzy spedzili z nim duzo czasu podejrzewaja jego druga nature, ale zazwyczaj w mysl twojej ideologii (nie moja sprawa, margines spoleczny), zamiataja sprawe pod dywan, nawet kiedy ofiara prosi o pomoc.
Na przyszlosc proponuje nie zabierac glosu na temat, o ktorym nie masz zielonego pojecia.
Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!
Lotna