URze-sz ty w mordę!

Obrazek użytkownika MagdaF.
Kraj

Te puzzle można łatwo ułożyć. Nie mają zbyt wielu elementów, za to jeden najważniejszy, łączący wszystko w czytelny i jasny obraz. Grzegorzowi Hajdarowiczowi naprawdę jest wszystko jedno, czy nowym redaktorem naczelnym będzie Pan X, czy Pan Igrek, bo, jak szczerze powiedział, nie czyta tygodnika. Bo tylko kasa jest najważniejsza. A dojście do niej otwiera już tylko ostatnia, „trzecia droga”.

Co to się Panie porobiło w tych mediach! Właściciel Presspubliki, a jednocześnie plantator orzeszków i właściciel 6,5 km plaży w Brazylii, atakowany jednak tylko za fryzurę i zamach na wolność słowa, dosłownie potraktował metaforę Grzegorza Brauna i zdziesiątkował redakcję „Rzeczpospolitej”. Wyrzucił Cezarego Gmyza za tekst o śladach trotylu, redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego za współudział, szefa działu krajowego M.Staniszewskiego, choć źródło informacji tkwi w państwie ościennym, a nawet zastępcę rednacza - B.Marczuka, który nie dość, że trotylu nie wąchał, to był na urlopie. Po czym rozpisał „demokratyczny” konkurs na szefa „Rzeczpospolitej”, zatrudniając na jego zastępcę gwiazdę telewizji śniadaniowej. Można by powiedzieć, zwolnienia grupowe, czyli reorganizacja uzgodniona w nocy, na szczeblu trzepaka, pod domem ciecia Grasia, kolegi Hajdarowicza z wojska czy ze studiów. Jaka to różnica. Po dzienniku „matce”, przyszła kolej na „córkę” – tygodnik Uważam Rze, w którym również hula wiatr. Nie ma już „pisowskiego zaduchu” (choć wg mnie nigdy nie było), ale wieje wiatr przemian i świeżości spojrzenia koncesjonowanej prawicy, która przecież nie może kisić się tylko w Internecie na portalu Nowy Ekran. Bo dojrzała już, by wejść na papier tym bardziej, że raty Getin Noble Banku niespłacone, więc deal z fundatorem Nowego Ekranu, byłym oficerem LWP, człowiekiem majętnym, choć na pozór zbyt bogoojczyźnianym, ale za to wpływowym i w dodatku z tej samej WSI-owej stajni, jak najbardziej korzystny.

Siedzi więc sobie nowo namaszczony naczelny URze, desant z Nowego Ekranu – Jan Piński udający konserwatystę o prawicowych poglądach, który pisze, jak to PiS niszczy prawicę, a „rozbestwione pismaki zawłaszczają media i napadają na NE”. Siedzi i wydaje pieniądze TW „Ernesta” na telefony obdzwaniając wszystkich znajomych „prawicowców” portalu Ryszarda Opary, by ostatnie połączenie wykonać właśnie do jego pałacu w Piasecznie, oderwać go od whisky i cygara i zameldować wykonanie zadania. Ku chwale wolnej od PiS Ojczyzny! Realizację planu tzw. „trzeciej drogi”, czyli przejęcia „rządu dusz”, tych na lewo od PiS-u i na prawo od PO, czyli całego środka rozczarowanych i niezdecydowanych, a nawet tych z lewicy, jak głosił w swej odezwie ich nowoekranowy „prezydent”: „Zjednoczmy się! Sprawiedliwość społeczna! Solidarność! Społeczna gospodarka rynkowa! Narodowa socjaldemokracja! Polska! Na populistyczny apel, poparty autorytetem Opary, tudzież generała Wileckiego i reszty Pro Milito, odpowiedział Grzegorz Hajdarowicz, a może nawet i jego biznesowy wspólnik i doradca K. Mochol, były szef kontrwywiadu i zastępca szefa WSI. Środowisko więc jednorodne, połączone wspólnymi celami, zapewniające nie tylko zgodę w biznesie, ale i realizujące postulaty rządu zlikwidowania opozycji. Nie zdziwię się zbytnio, gdy w stopce redakcyjnej pojawią się nazwiska znane z Nowego Ekranu. Na razie Piński upolował tylko Janusza Korwina Mikke, więc jest nadzieja, że inni oszołomi też dadzą się złapać na haczyk brudnych pieniędzy. O dalszych losach spółki joint venture informować będzie prasa na bieżąco.
Jeśli więc komuś wydaje się, że znane hasło: Content is the king! jest prawdziwe, tkwią w błędzie. Pisała o tym Jadwiga Staniszkis, by przyjrzeć się dokładnie sprawie i nie formułować pochopnych ocen. Myślę, że nawet Pan Eryk Mistewicz, który właśnie na znak protestu opuścił był Uważam Rze, uzna wyższość opinii „drugiego obiegu”, nad nawet potwierdzonym newsem. Nie urwaliśmy się bowiem z Marsa i wiemy, że żyjemy w świecie pękniętym, podzielonym, w którym nic nie jest oczywiste, jednoznaczne, pewne. Nawet to, że rządzi koalicja PO-PSL. Nie mówiąc już o potwierdzonym newsie. Wszystko ma swoje drugie dno, a medialne fakty objawione inspirują i kuszą, by to drugie dno obnażyć. Bo w całej tej aferze nie chodzi przecież o ujawnienie śladów materiałów popularnie zwanych wysokoenergetycznymi. Ta informacja, potwierdzona przez samego prokuratora generalnego, wcześniej czy później ujrzałaby światło dzienne. Dlaczego więc nadal jest newsem wszystkich wydań wiadomości, skoro w kolekcjonowaniu tego rodzaju materiałów mistrzem jest Brunon K? Dlatego jego gwiazda zgasła tak szybko, jak się pojawiła, co dowodzi, że ilość trotylu nie ma żadnego wpływu na pozycjonowanie wiadomości. Byli jednak i tacy, którym nie wystarczył sam awers newsa, próbowali metodologicznie i finansowo rozgryźć ten kontent i odnieść się do rewersu udowadniając, że Brunon K. miał ofiarnych pomocników, zarówno w inspiracji, jak i choćby w kwestii finansowej. Bo licząc koszt kilograma materiały wybuchowego, mnożąc go przez 4000 kg, dodając cenę sporego i sprawnego samochodu, kosztownych hełmów, strojów maskujących, elektroniki, sterowanych próbnych wybuchów i wszystkich potrzebnych akcesoriów do tego rodzaju przedsięwzięcia, pensja adiunkta wyższej uczelni jest nieadekwatna do tego rodzaju hobby. Można jedynie zbierać znaczki.

Nie o trotyl więc musi chodzić w czystkach w URze ani nawet nie o dziennikarza śledczego C.Gmyza, bo były naczelny Paweł Lisicki, nawrócony na wiarę Lecha Wałęsy i twórca fikcyjnego wywiadu z agentem Tomkiem, jest przeciwnikiem zamachu, nazywając go „śmiertelnie groźnym mitem”, a więc i przeciwnikiem trotylu, za to także zwolennikiem „trzeciej drogi” otwarcia się na segment umiarkowanie prawicowy i liberalny, głosicielem jak najszerszej linii tygodnika, która piórem swych dziennikarzy umie dopieścić i prezydenta Komorowskiego, zafascynować PJN-em i stworzyć charakterystykę swych czytelników w „Alfabecie leminga”- młodych, zafascynowanych nowoczesnością i postępem (to na ich cześć tytuł z błędem ortograficznym), a nie zjednoczyć prawicę. Prawem natury jednak i lemingi dorastają, a „młodzi wkurzeni” stają się „starymi uległymi”. I jeśli nawet piszą teraz petycje i apele obrony, nadal pozostają ślepi, zdolni do percepcji kontentu tylko na jednym poziomie.

Kupowałam Uważam Rze nieregularnie, zawsze z obawą i niepewnością, czy sponsoruję wierszówkę autorów, wynagrodzenie pani w okienku Getin Banku (co mogłabym przełknąć), wspomniana plaże w Brazylii, czy wyjazdy Jolanty Pieńkowskiej do NY na zakupy. Nie będę więc tęsknić do starego, ani kupować nowego, które, jak sądzę, będzie podobne. Jedno jest natomiast pewne. Hajdarowicz wykorzystał Jana Pińskiego tak samo, jak całą poprzednią ekipę, ale pomógł czytelnikom w sklasyfikowaniu wszystkich dziennikarzy na trzy rodzaje. ZP – zależni pokorni, wynajęci na służbę u wydawcy i piszący teksty do jego muzyki, ZN – zależni niepokorni, ubrani dziś w szaty męczenników za wolność słowa, którym wydawało się przez rok, że mają pełnię niezależności, i NN – niezależni niepokorni, czyli dziennikarze wolni, którzy dysponują własnymi poglądami i własnymi pieniędzmi. Robert Mazurek w ostatnim wywiadzie dla „Wprost” mówi: „Większość dziennikarzy to kretyni”. Ciekawe, którą grupę miał na myśli?

Tekst opublikowano w nr.49/2012 Warszawskiej Gazety

Brak głosów

Komentarze

Wiesz dlaczego większość (polskich)dziennikarzy to kretyni? Dlatego, że przypisują sobie większą lub mniejszą moc sprawczą, podczas gdy są tylko narzędziami.

Absolutnie nie zgadzam się z Twoją oceną Urz. Mało tego, zupełnie nie interesują mnie jakiekolwiek kulisy tego interesu. Ktokolwiek w jakimkolwiek celu wymyślił i uruchomił ten tytuł, ktokolwiek jakiekolwiek czerpał z niego korzyści, to największe korzyści wyniosła z jego istnienia polska opinia publiczna.

Ilość i jakość informacji i interpretacji zamieszczonych e tym tygodniku - niezależnie od jakichkolwiek i czyichkolwiek zamierzeń - zmieniła rozumienie wielu spraw przez wielu ludzi. Z reguły, zmieniła na korzyść opcji patriotycznej, prawicowej i narodowej.

Reszta, to małostkowe gierki, nie tylko personalne. Przykro mi to pisać, bo wysoko oceniałem większość Twoich tekstów publikowanych na NP.

Pozdrawiam

PS. A NE gie mnie obchodzi. Pierwszym komentarzem do pierwszego, opublikowanego "manifestu" Opary był mój komentarz, zarzucający autorowi ogólnikowość. W dwa czy trzy miesiące później już mnie tam nie było. Bez scen, bez wyrzutów, po angielsku. Łatwo było rozpoznać sytuację i wyciągnąć z tego wnioski. Bez żadnych dodatkowych, nadzwyczajnych i poufnych informacji o osobie właściciela portalu. Wystarczyło czytać...

Vote up!
0
Vote down!
0
#312476

ale może dałbyś przykład, jakie rozumienie i jakich spraw zmieniło czytanie URze? Bo ten ogólnik w Twoim komentarzu nie ma treści.

Vote up!
0
Vote down!
0

MagdaF.

#312550

Odpowiedz potwierdza tezę Mazurka.

Vote up!
0
Vote down!
0
#312559

przestało istnieć w poprzednim składzie i redakcji, bo rola ich była znaczna w kształtowaniu świadomości, opinii, poglądów społecznych. W zalewie medialnego chłamu, było to jedno z nielicznych pism, które nie obrażało, swoim poziomem,inteligencji czytelnika.Zakulisowe gierki  są i będą, ale czy to jest istotne, kiedy merytoryczna, formalna strona tygodnika spełniała istotną rolę a on sam  zyskał sobie sympatię i wysokie oceny czytelników.

Vote up!
0
Vote down!
0

mika54

#312517

Kolejna wata słowna, bez żadnych argumentów. Czyją świadomość i w jaki sposób kształtował tugodnik? Czy może przeciwników zamachu ustami naczelnego? A może oszczerców AK ustami Łysiaka? Czytałaś Ty dokładnie teksty, czy tylko kartkowałaś? Co sądzisz np. na temat tekstu Łysiaka "Wawelski cmok"?
Ogólnikami możemy się przerzucać, ale do merytorycznej dyskusji nie wszyscy dojrzeli.

Vote up!
0
Vote down!
0

MagdaF.

#312551