Szczyt UE - "połowiczny sukces" czy porażka polskiej dyplomacji?

Obrazek użytkownika foros
Świat

 Państwa postulujące największe cięcia w unijnym budżecie potwierdziły, że nie zależy im na redukcji środków na politykę spójności i wspólną politykę rolną - powiedział premier Donald Tusk po zerwanych rozmowach na szczycie UE w Brukseli.

Czyli sukces polskiej dyplomacji. Udało się nam to czego chcieliśmy. Pieniądze dla Polski w dwoch podstawowych funduszach pozostają bez zmian. Jest na to zgoda największych europejskich państw, w tym najtwardszej Wielkiej Brytanii. Co prawda umowę trzeba jeszcze podpisać lecz przy zgodzie wszystkich wielkich wydaje się to raczej formalnością. Gdyby zaś do zgody nie doszło pozostaje prowizorium, gdzie nasze fundusze nie ulegają zmianie.

Jednakże na konferencji prasowej premier Tusk wcale nie tryskał optymizmem. Z mediów szybko zniknęły też lidy o "połowicznym sukcesie". Dlaczego? Możliwe bowiem, że ów sukces polskiej dyplomacji jest tak na prawdę jej dotkliwą porażką.
Przed szczytem unijnym zarysowały się dwa obozy: zwolenników utrzymania wysokiego budżetu i zwolenników cięć. Tych pierwszych było więcej, jeśli chodzi o tych drugich prym wiodła Wielka Brytania i w zasadzie jedynie ona. Wydaje się, że taktyka zwolenników dużego budżetu była następująca: przygnieść Camerona i czekać aż zmięknie. Może i będą jakieś cięcia ale nie takie jak proponowała Wielka Brytania. Polska bardzo mocno zaangażowała się po stronie obozu dużego budżetu. Osobiście mówił o tym premier, w związanych z rządem polskich mediach Cameron zaczął być przedstawiany jako "czarny lud" Europy, część polskich publicystów zaczęła nawet przypisywać Tuskowi rolę przywódczą tego obozu. Jednocześnie te same media zaczęły studzić oczekiwania obywateli odnośnie uzyskanych kwot. Prawdopodobnie świadczy to o fakcie, iż polska dyplomacja, w ramach koalicji podjęła jakieś konkretne zobowiązania odnośnie cięć w "polskim" budżecie. Miały to być jednak cięcia niezbyt wielkie. Odpowiedzialnością za nie rząd chciał obarczyć polską opozycję, która nie potrafiła zmusić premiera Camerona do ustępstw. Ukoronowaniem tej polityki była wizyta w Polsce prezydenta Francji, który mocno poparł polskie stanowisko.
Okazało się jednak, że szczyt wywrócił wszystkie oczekiwania dyplomacji rządu Donalda Tuska.
Po pierwsze największa armata obozu dużego budżetu, jednocześnie najbliższy sojusznik Polski, Angela Merkel przeszła do obozu Camerona,  opowiadając sie za dużymi cięciami.

Po drugie, obóz cięć przedstawił krajom postkomunistycznym, bardzo atrakcyjną ofertę: dla was wszystko pozostaje bez zmian, dostaniecie to czego chcecie w najważniejszych dla was funduszach.

Ta wolta, wydawałoby się, iż korzystna dla Polski, stawia dyplomację Tuska w trudnej sytuacji. Albo bowiem zdradzi swojego starego sojusznika: Niemcy, przy których zawsze trwała. Albo straci twarz wobec nowych sojuszników porzucając ich i przechodząc do obozu przeciwnego.
Przejście do obozu brytyjskiego, po wcześniejszym mocnym ostrzeliwaniu Camerona, po prostu ośmieszałoby Tuska i na arenie europejskiej i wewnętrznej, jasno wskazując, że Tusk, wszak ubiegający się o stanowisko szefa KE, to polityk z drugiej ligi i to nie z nim należy uzgadniać stanowisko Polski.
Pytanie też na ile byłoby skuteczne jeśli chodzi o uzyskanie funduszy, nikogo bowiem nie zdziwi, gdy zdradzone kraje południa będą się domagać rekompensat właśnie z funduszy "zdrajców", a, jeśli ma być kompromis, coś uzyskać muszą i muszą mieć sukcesy.

Pozostaje też niebezpieczeństwo, że taktyka Camerona i Merkel to zwykła taktyka salami polegająca na rozbiciu sojuszu obozu dużego budżetu tak by w końcu wszystkim obiciąć więcej.

Na podwórku wewnętrznym zaś Tusk ośmieszyłby się wobec inteligencji wychowanej na TVN i GW wcześniejszymi atakami na Camerona. Zakwestionowałby też swój polityczny uzysk z całej transakcji. Pojawiłby się bowiem bardzo poważny argument, że pieniądze z UE Polska zawdzięcza nie Tuskowi, lecz kontaktom Kaczyńskiego z Cameronem.

Znowuż trwanie przy krajach zadłużonego południa wbrew bogatej i silnej północy jest bardzo problematyczne. Na ile mocna jest jedność tych krajów? Czy jeśli dostaną od Merkel i Camerona propozycję zbliżoną do tej, jaką dostała dziś Polska to ją odrzucą, czy przyjmą pozostawiając nas na lodzie? Trudno podejrzewać by polska dyplomacja i służby potrafiły to rozpoznać, skoro nie umiały rozpoznać nawet stanowiska swojego najbliższego sojusznika czyli Niemiec. Wreszcie jak postąpi Polska jeśli inne kraje postkomunistyczne przejdą do obozu krajów północy?
Korzystniejszą byłaby dla Polski sytuacja, gdybyśmy wcześniej jasno nie opowiedzieli sie po jednej ze stron (tak właśnie postąpili Czesi). Dziś bowiem to o nas zabieganoby, dziś to my musimy się określić. Ale to se ne vrati.
Oczywiście sytuacja nie jest zero-jedynkowa. Polska może też wejść w impas i trwać, czekając na postanowienia innych, na pewno jednak nie jest to dobre wyjście. Może też wystąpić z własną inicjatywą próbując rozwiązać kryzys jednak tu powraca pytanie o możliwości intelektualne, wiarygodność i umiejętność rozpoznawania stanowisk innych krajów. Warto też zauważyć, że gdyby Merkel wsparła obóz dużego budżetu sytuacja byłaby inna. Czy jednak urok Donalda zadziała na Angelę tak jak działa na Ewę?
Trudna sytuacja Polski nie musi się jednak przekładać na trudność osobistej sytuacji premiera Tuska. Tusk może bowiem sam wyjść z propozycją osłabienia funduszu spójności. Zyskałby wówczas i u krajów południa i północy, zwiększając osobiste szanse w wyborach na szefa KE. Straciłby w krajach postkomunistycznych, tam jednak raczej rządzi pani Merkel. Jeśli chodzi o podwórko krajowe przypuszczać należy, że TVN, GW, Polsat, i różnej maści Pluszaki Premiera zrobiłyby tak, że tak podobna postawa Tuska zyskałaby jeśli nie aplauz to zrozumienie polskiej opinii publicznej. Rodzi się jednak pytanie, czy Rosji zależy na tym, by szybko rozwiązać kryzys budżetowy w UE?


W całej tej sytuacji jedna rada dla premiera Tuska. Po co mu Zdradek Sikorski na czele MSZ? Jest przecież Saryusz Wolski, są byli chłopcy Geremka, kilku profesorów, kondotierzy z SLD. Wiadomo, że pan Prezydent, który buduje własne zaplecze jest blisko z WSI, wiadomo, że i Zdradek miał swojego Szpaka. Warto to zastanawiać się, czy w tej, czy w innej sytuacji: będzie czy nie będzie nóż w plecy?

Brak głosów

Komentarze

Cały czas płynie piana, że mają być cięcia, ale nie
w funduszu spójności, ani w polityce rolnej.
A szechteryzm przemilcza, że pozostaje jeszcze cięcie
NA ADMINISTRACJI unijnej.
I tu może być clou.
Rudy obiecał swojej bandzie ciepłe stołki, jako ucieczkę
od odpowiedzialności za współudział.
A tu się zrobił problem, bo w stołkach szykują się
wycinanki...
I jak teraz Mojrzesz z Kaszub ma uspokajać bandę?
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Tylko ta myśl ma wartość, która przekona kogoś jeszcze

#309391

W mediach przed szczytem przewijało się stare określenie jkim żegnano ludzi honoru udających się na wojnę," wróci z tarcza czy na tarczy". Bawi mnie to strasznie, bo według mnie Premier nawet nie zabrał tarczy ze sobą, więc jak ma wrócić?. On po prostu salwuje się ucieczką. Po za tym, nasz Premier słońce Peru i honor?.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysiek

#309399