[opowiadanie] Wigilia

Obrazek użytkownika Budyń78
Kultura
Zmienił się. Sam nie wie, kiedy, ale się zmienił. Czy wtedy, gdy wreszcie, pierwszy raz udało mu się wygrać?
Czy wcześniej, gdy chodził jeszcze na kursy do tej psycholog z głupim nazwiskiem, która wytłumaczyła mu, że wszystko polega na rywalizacji? Chyba wtedy. Oni jeszcze go lekceważyli. ON go jeszcze lekceważył. Nie ma większego błędu, niż lekceważenie przeciwnika, a oni go lekceważyli. A gdy wygrał – wygrał wszystko.

Jeszcze trochę oczywiście trzeba było się męczyć, aż przyszedł ten poranek. Trochę autentycznych emocji, trochę udawania. Jego dzień. Dzień, w którym potwierdził swój stan posiadania. Potem już tylko walka z zabawnymi niedobitkami. Kopanie leżącego jest niemniej przyjemne od kopania piłki, jeśli oczywiście leżący jest śmiertelnym wrogiem.

Zasłużył na odpoczynek. Wszystko na dłuższą metę męczy, nawet przyjmowanie hołdów czy intrygi, w których od dawna nie ma żadnych niewiadomych. Żonę wysłał gdzieś w cholerę, dzieci same w cholerę poszły, weekend będzie dla niego. Wraca do domu, w Warszawie mimo wszystko nie musiało być bezpiecznie. Mija kolejny rok. Usiądzie sobie z piwem przed telewizorem i będzie się z tego wszystkiego śmiał. Tak będzie.

Zwolnił ochroniarzy. Może nie do końca, są przed domem, kilku kręci się po okolicy. Chata dla niego. Jeszcze coś niepotrzebnego palnie po pijaku, a ufać jednak można tylko sobie. Co prawda prawdopodobieństwo, że coś znajdzie później w gazecie, jest równe zeru, ale strzeżonego pan Bóg strzeże. „Pan Bóg?” – roześmiał się na głos. Zabawne, jakie bzdury czasem w człowieku siedzą. Owszem, dobrze się gdzieś pokazać z jakimś biskupem, ale to w zasadzie wszystko. Znów się zaśmiał.

Wyjął z lodówki piwo. Zimny Lech, nieźle się trzyma – przypomniał sobie slogan reklamowy. W sumie trochę pomógł wtedy w promocji marki, powinien się zgłosić po tantiemy. A może się zgłosił, na fundusz coś tam potem wpłacili, kto by to spamiętał. Kolejny rok… Napił się, dobrze wchodziło. Nawet nie doniósł puszki do pokoju. Wrócił się, wziął kilka następnych. Upijesz się – pomyślał, ale w sumie co mu szkodzi. Żona daleko, więc przynajmniej dziś nikomu się krzywda nie stanie. Dziś.

A co to za pudło – zdziwił się, gdy wreszcie dotarł do pokoju. Prezent? Ktoś ładnie zapakował, wykaligrafował jego imię, ale kto? To nie jest pismo Gośki. Jakiś współpracownik? Ale kto to przyniósł tutaj? Nie będzie otwierał, niech to potem ochrona sprawdzi. Nie otworzy.

Ale kusi, cholera. Weź, otwórz. Dostajesz zawsze, czego chcesz, jesteś zwycięzcą. Kolejny rok.. Która to puszka? Nawet telewizora nie chce mu się włączyć. Trzeba odtajać. Zrelaksować się… Dziwkę zamówić? W sumie. Ale nie ma już tych od Janusza. Może by nawet dało radę, ale ryzyko, nie wiadomo, co mu do głowy strzeli. Więcej piwa.
Pudełko. Otworzy, przecież na pewno ktoś to sprawdził. Ludzie na takich stanowiskach nie giną ot tak sobie. Ot tak sobie, aż się zakrztusił. Otworzy. Otwiera. Otworzył.

No kurwa, ktoś ma naprawdę świetne poczucie humoru. Model samolotu, bardzo realistyczny. Białoczerwony, spory. Postawiłby sobie gdzieś, najchętniej na biurku, ale pismaki mogą coś namieszać, gdy jeszcze miał tę zabawną figurkę – JEGO karykaturalną postać, przedstawili go prawie jako psychopatę. Teraz pewnie by się nie odważyli. Potem pomyśli, na razie jest w domu. Daleko do tej cholernej lodówki, przyniesie sobie na zapas. I ciepło, za ciepło, to od alkoholu tak? Klima padła? Ale przecież to nie jest pora na upały, śnieg był jeszcze kilka dni temu. Puszka. Zimna. Lepiej.

Naprawdę ktoś się napracował nad tym modelem. Dowie się, kto. W poniedziałek się dowie. Na razie chyba pójdzie spać, jutro jednak trzeba włączyć telewizor, telefony odbierać. Telefony? Właśnie, dzwoniło coś, ale nie chciało mu się wstawać, potem przestało. Uprzedzał, że dziś nie ma go dla nikogo. Są przyzwyczajeni, często go tak nie ma. Coraz częściej. O, puszka pusta. Może staczy na dziś? Światło. Noc.

Chyba się zdrzemnął. Co tak jasno, przecież zgasił? Z ulicy? Nie, zasłonił przecież. Co się dzieje? Model. Biurko. Kurwa mać, pali się. Kurwa. Kurwaaaaaaaaaaaa... Gdzie ochroniarze? Wstać, jak najszybciej. Ale nie może wstać… Co jest? Ktoś go trzyma, ktoś go dusi, to to piwo tylko? Coraz więcej dymu. Ognia też. Paraliż. Syreny. Straż pożarna? Nie, dziwne, coś bardziej jak pociąg. Duszno. Gorąco. Jasno. Trzask.

Cisza.

Ciemno.

Gdzieś pośród dymu prawie setka cieni, które prawie na pewno nie należą do strażaków. Dokąd płyniecie przez noc?

*

autor opowiadania nie ponosi odpowiedzialności za to, jakimi tropami podażą myśli czytelników

Brak głosów

Komentarze

Myśl moja podążyła w kierunku opowiadania S. Kinga pt."Pole walki". Polecam :-)

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#309185

Bingo! Ja czytałem to opowiadanie bardzo dawno temu, z kilkanaście lat. Nie pamiętałem, że to Kinga ani jaki tytuł, pamiętałem natomiast sam pomysł i częściowo się nim zainspirowałem. Dzięki za wskazanie, co to było, z chęcią sobie przypomnę ten tekst.
Pozdrawiam!

Vote up!
0
Vote down!
0
#309194

Nie sugerowałem inspiracji, ale nastrój pasuje mi jak ulał... :-)

PS. Tam są, m.in. helikoptery ;-). A na koniec... no nie, nie zdradzę ;-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#309195

bardzo fajne opowiadanko,podoba mi się

Vote up!
0
Vote down!
0

olencja45

#309189