Finanse państwa już na właściwym torze. Będzie kolejna katastrofa?

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Gospodarka

Publikacja, do której chcę się odwołać, nie jest satyrą na sposób wyrażania poglądów przez ekonomistów, czy jakimś ponurym żartem z tej „szanowanej” przeze mnie profesji. Jest to niemal typowy tekst, skierowany do typowego, czyli niezbyt zorientowanego w meandrach ekonomii czytelnika. Ale ma pewien potencjał. Mianowicie doskonale nadaje się jako przykład pokazujący jak traktowana jest inteligencja czytelnika przez kręgi publicystyki ekonomicznej. Trywialne oczywistości przeplatane bezsensem i przyprawione wróżbiarstwem. Wyciągane na tej podstawie wnioski, które są wiarygodne, albo i nie. Prognozy, które się spełnią, jeśli nie zadziałają jakieś czynniki, albo się nie spełnią, jeśli zdarzy się coś innego. Czyste wróżenie z fusów - podane, jako prawda objawiona, która w pewnych warunkach może nawet nie być prawdą, ale i to też jest prawda objawiona. Słowem, z tekstu nie ma nic wynikać – ma on tylko budzić ciepłe uczucia dla działań władzy i uspokajać.

To wszystko, a może i więcej znalazłem w artykule pani Anny Cieślak-Wróblewskiej opublikowanym w dziale „ekonomia 24” na stronie rp.pl. Artykuł nosi tytuł „Przestajemy pożyczać na konsumpcję”. Już sam tytuł pobudza do myślenia. Bo czy dotychczas pożyczaliśmy akurat na konsumpcję? Konia z rzędem temu, kto jest w stanie, chociażby w przybliżeniu określić na co poszły pożyczone przez rząd PO i PSL-u setki miliardów złotych. Z tytułu wynika, że jednak na konsumpcję. Nie będę się spierał. Zaiste wielki apetyt miała nasza władza. Każdy, kto zna stary żart o małżeństwie, które co roku wymyśla sobie atrakcyjne miejsce w którym tym razem nie spędzi urlopu, zada sobie zaraz pytanie. Jeśli przestajemy pożyczać na konsumpcję, to na co teraz będziemy pożyczać? Oddajmy głos autorce i ekspertowi:

Już w przyszłym roku dochody państwa mają wystarczyć na pokrycie wszystkich potrzeb oprócz kosztów obsługi długu.

To pierwszy krok do uzdrowienia finansów publicznych – komentuje Mirosław Gronicki, były minister finansów.

Ministerstwo Finansów planuje, że w 2013 r. deficyt sektora finansów publicznych wyniesie ok. 38 mld zł. Większe zaś mają być koszty obsługi długu, które mają sięgnąć aż 46,6 mld zł. Oznacza to, że już od przyszłego roku zaczniemy się zadłużać tylko po to, by płacić odsetki od zaciąganych kredytów wyemitowanych obligacji.”

A więc pierwszy krok do uzdrowienia finansów został postawiony. Będziemy się zadłużać tylko po to by płacić odsetki. Myślę, że Was to uspokoiło. To cytuję dalej:

„To niezwykle ważny moment w równoważeniu finansów państwa – komentuje Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Bank. – Przestaniemy zadłużać się na konsumpcję – dodaje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.”

Ble, ble, ble. Nie wiem, czy jesteście świadomi w jak ważnym i przełomowym okresie przyszło nam żyć. Równoważą się finanse państwa, co tam dług publiczny. Pożyczy się tylko pieniądze na odsetki i wychodzimy na prostą. Chociaż malkontenci stwierdzą może, że nie trzeba było aż w takim stopniu się zapożyczać. Ale jak nie pożyczać, oburzą się z kolei eksperci i specjaliści z dziedziny ekonomii, skoro dawali i trzeba było konsumować. Zauważyliście może, że w ostatnich latach prawie nikt z tych ekspertów nie krytykował brania pożyczek, chociaż już w tej chwili same odsetki przekraczają 43 miliardy zł. Jeśli ministerstwo finansów przewidziało na obsługę zadłużenia w 2013 roku 46,6 mld, to znaczy, że obsługa długu wzrosła w stosunku do roku 2012 o 3,6 mld zł. Jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić. No cóż – cytujmy dalej:

„W 2013 r. nadwyżka dochodów nad wydatkami po odjęciu kosztów obsługi długu w Polsce ma być niewielka i wynosić ok. 0,5 proc. PKB; w kolejnych latach ma być coraz lepiej – w 2014 r. – 1 proc. PKB, a w 2015 r. – 1,6 proc. – Coraz większa nadwyżka pozwala także na zmniejszenie zadłużenia państwa w stosunku do wartości PKB, a w dłuższym okresie daje nadzieję na zmniejszenie wartości samego długu – tłumaczy Bujak. Jednak to daleka droga. W najbliższych latach, jak wynika z analizy „Rz", choć zadłużenie finansów publicznych ma spaść poniżej 50 proc. PKB w 2015 r., to nominalnie jego wartość wciąż będzie rosnąć.”

No i czy nie jest pięknie? Zauważyliście może, że im dalsza perspektywa, tym lepsze wskaźniki. Dobrze, że eksperci tłumaczą, że „coraz większa nadwyżka pozwala także na zmniejszenie zadłużenia państwa w stosunku do wartości PKB, a w dłuższym okresie daje nadzieję na zmniejszenie wartości samego długu”. Macie już tą nadzieję, która ogrzewa serca i dusze? Ja tak. Jak to czytam, to robi mi się naprawdę gorąco na sercu i się duszę. Bo jak sobie pomyślę, że dochody państwa to ok. 300 mld zł. Wydatki są większe o wielkość deficytu budżetowego. 1% PKB to jest ok. 15 mld zł, a same odsetki od zaciągniętego długu wynoszą aktualnie 43 mld zł, to, aby zacząć spłacać dług ta nadwyżka o której mówi ekonomista musiałaby wynosić powyżej 3% PKB. Ale, co tam? Znowu wybrzydzam, bo przecież, jak nic się nie wykolei, to już w roku 2015 będziemy mieć 1,6% PKB nadwyżki (po odliczeniu kosztów obsługi długu), zadłużając się co roku dodatkowo o kwotę równą wielkości odsetek od długu (a co się z tym wiąże zwiększając dług). A dług, mając na uwadze te dane do roku 2015 wzrośnie szacunkowo co najmniej o dodatkowe 150 mld zł. (jak się nic złego nie wydarzy). Patrząc optymistycznie – jesteśmy już na właściwym torze, a realistycznie idziemy na czołowe zderzenie. Ale myślę, że poprawi Wam się humor i poziom optymizmu, gdy dotrze do was informacja, kto opracował tę strategię naprawy finansów państwa.

„Prognozy resortu finansów są bardzo korzystne – mówi Janusz Jankowiak. – Jednak ich realizacja zależy od sytuacji gospodarczej. Wystarczy, że PKB będzie rosło wolniej niż założenia, a cała strategia legnie w gruzach – podkreśla Jankowiak. Poza tym szyki może pokrzyżować działalność innych ministerstw i Sejmu. Cały plan ministra Jacka Rostowskiego opiera się bowiem na ograniczaniu wydatków państwa i założeniu, że nie pojawią się nowe wydatki.”

I wszystko jasne. Prognozy są bardzo korzystne. Opracował cały ten plan najlepszy aktualnie w Polsce i jedyny taki minister finansów. Czy już mamy się bać? A czy jeszcze się nie boimy? Od pięciu lat rządzi PO i PSL. W sejmie większość ma PO i PSL. A, czyja działalność między innymi może zdaniem głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu pokrzyżować szyki ministrowi Rostowskiemu? Działalność innych ministerstw i sejmu – czyli działalność PO i PSL. Chyba już rozumiecie, dlaczego ciągle mnie zadziwia ta nieskończona mądrość ekspertów, specjalistów i głównych ekonomistów? I pomyślcie, jaka strata byłaby dla nauk ekonomicznych i dla rozpowszechniania tej wiedzy, gdyby trzeba było posyłać ich na emeryturę już w wieku 65 lat. 

Brak głosów

Komentarze

Na komentarz wystarczą dwa proste zdania, no ale w języku fachowców trzeba tak zamydlić oczywistą oczywistość, aby białe było czarne, a czarne białe.

Vote up!
0
Vote down!
0
#259522

Każdy mały i duży poddany (Tusk ma więcej władzy niż którykolwiek Król w Polsce)musi zapłacić circa 1200 zł tytułem odsetek.
Jeśli dla młodego wykształciucha z dużego miasta to wydatek rzędu dobrych butów ,to już dla moherowej rodziny (daleko od szosy) -wydatek kosmiczny (5 osób x 1200 = 6000).

za rok w/g danych dorzucimy kolejną stówkę .

Przez 8 lat rządów "słońca " - moherowa rodzina musi partycypować kwotą

circa. 48.000 zł

Przestawiając ekonomikę na realia krajów np. Brazylia - każda rodzina miałaby po 8 latach rządów swój własny dom.
Tylko. Czy Oni pójdą na wybory?

"W skrajnej nędzy w Ekwadorze żyje podobno 12,8% ludności. A w extra-cywilizowanej Polsce?
Raport KE podaje - 20! Statystyka.
Pomijam to, że jak indianin ma na biodrach przepaskę i w ręku łuk, to dla europejczyka jest nędzarzem"

Vote up!
0
Vote down!
0
#259546