Brukselskie Jaja Niewielkanocne

Media główne donoszą, czyli tak musi być jak nic, że wkrótce za jedno jajo będziemy płacić złotówkę, złotówkę! Okrągły jeden polski złoty. Dziesięć jaj, minimum dziesięć złotych. Nie jest to, dodam, żadna akcja antywielkanocna kolegów z Wyborczej, którzy w Wigilię zajadają się zamówioną pizzą, leżąc w fotelu i rozmyślając o Róży Luksemburg, chociaż nie wiadomo co redaktor Jerzy Sawka z wrocławskich okopów GW tym razem wymyśli na Święta Wielkiej Nocy. Może rzut jajem w lisa, w końcu kury się ucieszą. Sprawa jaj nie jest wcale błaha i daje sporo do myślenia. W ciągu ostatnich trzech tygodni zdrożały o połowę. Na bazarach za dziesięć jajecznych radości zniesionych na dzikim polu, przez dziką kurę, bez akuszerek, już dziś trzeba wysupłać nawet jedenaście złotych. To skok cen o prawie sto procent. Tę antywielkanocną  zadymę zawdzięczamy rzecz jasna Unii Europejskiej. Zgodnie z dyrektywą 1H7G/56/...przez coś tam jeszcze, od początku 2012 roku kury mają mieć większe klatki. Innymi słowy całej wielkiej rodzinie „koko” polepszył się standard życia. Szczytne i chwalebne. Tyle tylko, że nie wszystkich właścicieli naszych ferm stać na apartamentowce dla kur, więc je zamykają i podaż jaj na rynku gwałtownie spada, a ceny wariują. Cieszą się jedynie kury w  większych klatkach, bo dotąd ściśnięte jak sardynki w puszce nie mogły sobie nawet spokojnie porozmawiać przed zarżnięciem. Teraz to i na rolkach pojeżdżą i disco wieczorem skoczą przed porannym wypatroszeniem. Można powiedzieć, bez cienia ironii, że kurom to się teraz powodzi. Ale nie nam.

Dlatego sugeruję naszym europosłom, żeby ruszyli w końcu głowami, wyszli z tych swoich biur (notabene to małe klatki) i zgłosili projekt dyrektywy unijnej, która polepszy warunki mieszkaniowe obywatelom postępowej Europy, a będącym na wiecznym odpoczynku Róży Luksemburg czy Karolowi Marksowi rozjaśni ich mocno zamknięte pozagrobowe życie. Dziś, średnio każdy Polak ma 25m kwadratowych powierzchni mieszkalnej, co daje nam w kwestii przeludnienia 28 miejsce w Europie. Chyba nie trzeba więc tłumaczyć, że taka dyrektywa to dla nas skok cywilizacyjny. Nie wchodząc w dalsze szczegóły niech to będzie od 2013 roku minimum 40 metrów kwadratowych powierzchni na jednego obywatela. Rozumiem, że życie kur nie jest łatwe, ale nasze również. Rozumiem, że trend ekologiczny i humanitaryzm Brukseli nie znają granic. Nigdzie na świecie żaby i koniki polne nie mogą sobie tak hasać przez autostrady, jak w Polsce. Gdyby w Polsce żyły na wolności słonie i zebry, też miałyby tu Madagaskar. Oczekuję minimum 40 metrów dla każdego obywatela III RP. Zresztą to się nam należy jak nic, skoro mamy harować do 67 roku życia. Chociaż po robocie człowiek chciałby mieć odrobinę luksusu. Ta reforma emerytalna w ogóle jest genialna, bo nie będzie emerytów. Zero starych maruderów w przychodniach, Pani dr Mucha. Większość padnie od razu w stróżówce na parkingu albo przy pakowaniu musztardy sarepskiej do kartonów. Byłoby jeszcze lepiej pociągnąć ten wiek do 72 lat, wtedy to już na pewno emeryt będzie zjawiskiem tak rzadkim, jak dwugłowy miś. I lekarzom się polepszy, bo w każdym zakładzie zostanie zatrudniony medyk od stwierdzania zgonów na linii produkcyjnej. W ten sposób będziemy już blisko, bardzo blisko kur. I o to przecież chodzi. Zupełnie zapomniałem napisać, kto będzie wprowadzał nową dyrektywę mieszkaniową. Oczywiście rząd Tuska. Cokolwiek by nie zrobił, jak by się nie sprężył i nie napocił, takich brukselskich jaj wytrzyma i po prostu zwieje w całości do Brukseli. Proste, chirurgiczne cięcie i Tuska, Grasia, może nawet „Ho ho ho” nie ma. Tymczasem producenci wielkich klatek w całej naszej Unii mają się dobrze, a kury jeszcze lepiej. Ale tylko do zarżnięcia.