Normalność i dziurawe skarpetki. Niepoprawna relacja z posiedzenia rządu.

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Humor i satyra

Kroniki teleportowane z kraju normalnego inaczej.

Gdzieś, na obrzeżach galaktyki , w jednym z normalnych wreszcie krajów, z którego już nikt się nie śmieje, sprawuje rządy nowoczesna Partia Obiboków, partia stworzona przez ludzi posiadających normalne, czyli płaskie stopy oraz właściwy współczynnik inteligencji. Sympatykiem partii może zostać każdy, kto posiada współczynnik inteligencji jeszcze mniejszy, lub potrafi to swoim zachowaniem udowodnić. Aby wszystkim żyło się lepiej, a niektórym jeszcze lepiej, ministrowie rządu, najczęściej w tajemnicy przed Premierem, usprawniają państwo. I tak na przykład, by zlikwidować przywileje i jednocześnie pobudzić aktywność społeczną przyjęto ustawę, zgodnie z którą wszystkim obywatelom (oczywiście dla ich dobra) nie posiadającym normalnych (czyli płaskich) stóp zostaną odebrane buty i skarpetki. Komisja Do Spraw Równego Statusu zawnioskowała dodatkowo o odebranie obywatelom samochodów i komputerów. Gdy oburzeni tym młodzi myślący z wielkich szałasów, i tych mniejszych wyszli w proteście na ulice, Premier bardzo się zdenerwował. Zaraz po powrocie z urlopu zarządził posiedzenie rządu i zaczął w tej sprawie przepytywać ministrów. Minister zdrowia przekonywał Premiera, że chodzenie na bosaka po betonie poprawi sytuację zdrowotną obywateli i z czasem wpłynie na wzrost ich normalności. Minister Infrastruktury tłumaczył, że ustawa zdecydowanie zmniejszy ilość wypadków drogowych, a poza tym to autostrady popękały i trzeba było zmienić koncepcję o ich przejezdności.. Tu ostro zareagował Minister Finansów, krzycząc, że się nie zgadza, bo to położy budżet. Dał się dopiero przekonać rzecznikowi rządu argumentem, że zakupione radary da się przestroić i dostosować do ruchu pieszych. A jak będą się ruszać za wolno, to zrzuci się winę na opozycję. Atmosfera zdecydowanie się poprawiła. Na uwagę Ministra Cyfryzacji, że zamiast zabaw na komputerze, można przecież z powrotem w szkole uczyć cyfr zareagowała Minister Edukacji. Stwierdziła – będzie to trudna reforma, ale damy radę! To przeważyło szalę. Premier ponownie się zdenerwował, tym razem na młodych z wielkich szałasów i z tych mniejszych też..

- A co z tymi młodymi na ulicach? – zapytał.

- Ja bym się nie martwił – przemówił zaproszony na posiedzenie ekspert rządowy, - Wszystko przemawia na naszą korzyść. Jak podaje biuro prognoz jest bardzo zimno, a od wschodu idzie ostry mróz. Jak widać, w potrzebie, zawsze można liczyć na przyjaciół. Panie Premierze - Jak długo mogą tak skakać na mrozie? Poza tym jest ich niewielu. Telewizja to pokazała!. Był nawet komunikat prasowy, że jest ich w sumie 3763.

- A mamy tam 1348 naszych – dorzucił Minister Spraw Wewnętrznych.

Premier podniósł oczy i spojrzał na zebranych.

- Policzmy głosy. Kto za ustawą? – zapytał.

Podniosły się wszystkie ręce.

- Dobrze! – zawołał stanowczo Premier. - Nie będą mnie szantażować! Biorę to na klatę.

Po czym wydał polecenie, by niezwłocznie podpisać ustawę, najlepiej tu i teraz. Sytuacja wydawała się opanowana, gdy nagle zadzwonił telefon alarmowy zainstalowany na bezpośrednim łączu do biblioteki. Premier podniósł słuchawkę i rzucił: – Co jest?

- Premierze, to ja główny specjalista. Mam dwie pilne informacje – obydwie straszne. Nie wiem od której zacząć.

- Zacznij od której chcesz – podjął decyzję Premier.

- No, więc opierając się na doniesieniach wyszło, że młodych manifestuje 4000.

- Chyba 3763 - poprawił Premier spoglądając z wyższością po sali.

- W zasadzie ma Pan premier rację, tak podała telewizja.

- Więc w czym problem? - Spytał Premier.

- Otóż , nie wiem jak to powiedzieć, ale okazało się, że telewizja kłamie.

- Jak to kłamie? Pił pan? - Pobladły premier zdenerwował się na specjalistę. – Kiedy wreszcie do was dotrze, że nasza telewizja nie kłamie! Może opozycja celowo wprowadziła w błąd? – zastanowił się. - To w końcu ilu ich tam protestuje?

- No, jakby nie liczyć, nie da się policzyć, dokładnie nie wiadomo – jąkał się „bibliotekarz” - ale dużo, dużo więcej.

- Jak to nie wiadomo? - zatrząsł się Premier. - To za co ja wam płacę? A jak płacę, to oczekuję od was solidnej i efektywnej pracy! Jeśli tego nie rozumiecie – wyginiecie, jak dinozaury - tym razem Premier tylko się uniósł.

W słuchawce zapanowała cisza, zaś Premier ponownie usiadł.

- Jesteś tam jeszcze? – rzucił po chwili do słuchawki.

- Tak jest Panie premierze - odezwał się słabym głosem „bibliotekarz”.

- Mówisz, nie da się policzyć. To nie będziemy w sprawie arytmetyki robić referendum, - zażartował Premier. Obecny na sali ekspert pokiwał głową z aprobatą. - No tak arytmetyki się nie przegłosuje - kontynuował Premier - ale coś trzeba zrobić – zasępił się. Nagle coś sobie przypomniał. - A co z tą drugą sprawą? - Zapytał .

- Sprawa jest jeszcze poważniejsza. Gazeta Wszystkowiedząca podała, że mocno spada nam poparcie.

- Jak to nam spada? - Nie rozumiał Premier.

- Z przeprowadzonego badania opinii publicznej wynika, że słupki nam spadają.

- A, słupki – zrozumiał wreszcie Premier – Kto zrobił tak beznadziejne badanie i czemu to puścili? – krzyknął i rzucił słuchawkę. Spod stołu posypały się trociny. Tak zdenerwowanego jeszcze go nie widzieli. Zdenerwowanego na wszystkich. Zapanował wszechogarniający strach. Nawet korniki dumne z dobrze wykonywanej przy rządzie roboty na chwilę zamarły.

Spuścili więc tylko oczy i wstrzymali oddech. Milczenie niebezpiecznie się przedłużało, tak, że o mało się nie udusili. W końcu Premier zebrał się w sobie i przemówił do obecnych. - Słuchajcie, nie może być tak, że ktoś przestawia wajchę w te i we w te. Czy to jest dziki kraj? Musimy się ostro za to wziąć, przekonać społeczeństwo i osiągnąć, jak to się nazywa?

- Konsensus – podpowiedział usłużnie rzecznik rządu.

- No właśnie! Wiedziałem.

- To co robimy? - wszedł w słowo Premierowi rzecznik.

- Jak to co robimy? Musimy to odkręcić.

- Ale ustawę już podpisaliśmy, gdy Pan Premier rozmawiał przez telefon – szepnął wicepremier.

- Podpisaliśmy - zamyślił się Premier - to nie ratyfikujemy!

Słupki poparcia dla Premiera i partii rzeczywiście spadały. Premier rozumiejąc trudną sytuację rodaków, którzy mimo ogłoszonego globalnego ocieplenia musieli brnąć do pracy w mrozie, przez zwały śniegu, odciął się od pomysłów rządu i stanął na czele protestujących. Gdy dotarł mróz ze wschodu, okazało się, że z tą pomocą przyjaciół nie zawsze wychodzi tak, jak by się chciało. Premier przekonał więc ministrów, że ich pomysły były bezsensowne, przedstawiając na dowód wyniki sondaży. Szybko więc osiągnięto kompromis. Ustawę poprawiono, w wyniku czego obywatelom odebrano tylko samochody, komputery i buty. Wprowadzono też osłonę socjalną. Rodziny wielodzietne i osoby o niskich dochodach otrzymały po szaliku i paczuszce prezerwatyw (osoby o innej orientacji seksualnej - tylko szalik). To, że Premier potrafił przyznać się do błędu i złagodzić skutki ustawy znacznie ociepliło wizerunek rządu i Premiera. Wdzięczność ludzi kolejny raz przełożyła się na wzrost poparcia. Słupki wystrzeliły ostro w górę, do bulu przekraczając stan alarmowy.

 

Spytacie, co do tego mają dziurawe skarpetki? Pomyślcie!

- Jak się puszcza naród w samych skarpetkach, to jakie one mogą być?

 

PS. Gdyby tak zawitał tu ktoś myślący inaczej (lub będący na służbie) umieściłem w tekście słowo napisane z błędem ortograficznym. Pozwoli to poddać mój tekst konstruktywnej (miażdżącej) krytyce. Po co sobie utrudniać życie?

 

Brak głosów

Komentarze

Nie podejrzewasz chyba,że prezydent tego kraju mógłby
popełnic jakiś błąd...nawet ortograficzny!
PS.Skarpetki zawsze mozna zacerować i używać dwa sezony!
To taka POprawka do ustawy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#233642

Jeżeli był w tej sprawie dekret, to jestem do tyłu. Chyba, że został utajniony? To by mnie tłumaczyło.
Serdecznie pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#233913