SOPA, ACTA i ja

W listopadzie 2010 roku wymyśliłem pierwszy w życiu demotywator (dla 1%, który nie wie, o co chodzi, obrazek z podpisem oparty na schemacie amerykańskich plakatów motywujących) składający się ze zdjęcia płonącego wieżowca WTC i podpisem "Błąd pilota. Amerykanie spokojnie czekają na wynik śledztwa Al Kaidy". Potem obrazek, zgodnie zresztą z moim planem żył już własnym życiem, potem przestałem na niego natrafiać. Trochę się więc zdziwiłem, gdy zobaczyłem inne zdjęcie WTC, dla odmiany - czarno-białe, zaopatrzone tym samym podpisem, tyle, ze nie w konwencji demotywatora. "O, ty (...)" pomyślałem", potem kilka jeszcze gorszych rzeczy mi przeszło przez głowę, a na koniec uznałem, że warto przypomnieć światu, a przynajmniej znajomym, oryginalny obrazek. Pech - na dysku go nie ma. Ale przecież jest w sieci, wystarczy wpisać w google "Demotywator budyniowy". Jest? Nie ma. Nie ma? A co jest?

Jest protest przeciwko SOPA, czyli amerykańskiej wersji ACTA. Do stosownego obrazka przekierowują wszystkie linki, prowadzące dotąd na demotmaker.com. Cóż, nie ma co żałować jednego obrazka, gdy walczymy o wolność w sieci. No, kilku obrazków. Kilku tysięcy, kilkuset tysięcy czy ile ich tam na demotmaker powstało. Może wrócą, nieważne. Teraz czytam, ze w ramach protestu przeciw ACTA na 24 zamkną się ważne polskie serwisy w rodzaju naszych demotywatorów, czy też kwejka. I tu zaczynam mieć wątpliwości, czy to dobra droga? Jeśli jeszcze kilka serwisów zawiesi w proteście działalność nagle okaże się, że w ramach protestu wytrąciliśmy sobie podstawową (z tych legalnych) broń z ręki. Żeby nie okazało się za chwilę, że w proteście przeciw cenzurze internetu cały internet zamknął się sam.