MOŻE GDZIE INDZIEJ ALE NA PEWNO

Obrazek użytkownika Mirosław Dakowski
Kraj

MOŻE GDZIE INDZIEJ ALE NA PEWNO

 

Jacek Trznadel

 

Zaraz po 10 kwietnia, pierwsze moje wrażenia z oglądanych filmowych reportaży z Siewiernego: tu i tam widać duże szczątki samolotu i całkowicie pustą przestrzeń pomiędzy nimi. Żadnych niedużych fragmentów rozbitej maszyny, szczątków, żadnych przedmiotów należących do pasażerów. Jakiegoś porozrzucanego bagażu osobistego. A przede wszystkim żadnych zwłok. Żadnych porozrzucanych ubrań. To budziło ogromne zdziwienie. Zwłoki mogły być już usunięte, ale cała reszta? Wrażenie, że to nie są zdjęcia zaraz po rozbiciu się Tupolewa. Mówiłem sobie: przecież w kabinie było 120 foteli z jakiegoś lekkiego metalu, nic nie widać, ani całych, ani porozbijanych. Ta pustka… Nie wyglądało to zgoła na uchwycenie sytuacji zaraz po wypadku.

Potem, w toku nadchodzących reportaży, ciała pasażerów pojawiały się nagle, nie wiadomo, gdzie znalezione, wręcz tajemniczo. Nikt nie zmarł przed chwilą i nie dogorywał. Żadnych zdjęć „rumowiska” wypadku, nawet z oddalenia. Nie wyjmowano ciał z jakiegoś kłębowiska korpusu samolotu. Żadnych ujęć z akcji ratowniczej. Nie wiadomo nawet, jaki obszar zalegały ciała. Nie wiadomo, skąd „postronni” Rosjanie wzięli wiedzę, w formie  powtarzającego się zdania „Wsie pogibli”… Kto zdecydował się to nadać, lub się na to ośmielił. Bo musiało to pochodzić z jakiegoś jednego źródła.

 

A jeśli masakra nastąpiła nie na Siewiernym?

Wyobrażam to sobie różnie, czasem tak: zmuszono lub zachęcono samolot do wylądowania na innym lotnisku czy awaryjnie, na płaskim, chronionym terenie („zaprietnaja zona”). Podjechały samochody ze zbiornikami gazu. W zaskoczeniu wprowadzono końcówki rur do kabiny. Zaczął działać gaz. Potem mogło to zapewnić w ciągu dosłownie kilku minut uzyskanie telefonu satelitarnego, kodów telefonów przy wojskowych, telefonów komórkowych (na ogół nie uszkodzonych i czasem zalogowanych do sieci lokalnej – w przerwie między lądowaniem a wprowadzeniem np. gazu). Następnie saperzy przeszli we wnętrzu kabiny i rozmieścili bomby. Po wyniesieniu materiałów strategicznych one dokonały masakry. Bo jednak nie sądzę, by okaleczano osobę po osobie. Jeśli żyjących jeszcze – dobito, to nie bronią palną, ta była całkowicie wyłączona, lecz jakimiś łomami, tak jak zabijano kiedyś w Winnicy. Ochotników psychopatów w oddziałach specjalnych jest zawsze  dosyć.

Miejsce lądowania i egzekucji mogło się znajdować nawet w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Tam wybuch w samolocie mógłby być całkowicie kontrolowany. Ocaleni nie mogliby nawet próbować ucieczki z miejsca „wypadku”. A taką wersję wprowadza właśnie film 1,24 min. Ta możliwa fałszywka ocierająca się niby prawie o oskarżenie (ale proszę to udowodnić!...) miałaby na celu potwierdzenie Siewiernego jako miejsce rozbicia się maszyny. Strzały, niby dobijanie, trudno to udowodnić, łatwo zanegować. Im więcej niepełnych dowodów na katastrofę tuż przed pasem na Siewiernym, tym bardziej stanowiłyby one „maskirowkę”! Pozory zbrodni, na podstawie których jednak nie da się nic udowodnić! Nie dopuszczono lekarzy i ratowników polskich, a przede wszystkim świadków, do ujrzenia akcji ratowniczej, bo jej w tym miejscu nie było!

Jednocześnie, prócz mętnych dowodów poszlakowych zbrodni na Siewiernym, nie ma ani jednego dowodu materialnego na inne, może rzeczywiste miejsce egzekucji. Szczątki wraku mogły być uzupełniane o szczątki prawdziwe, dowiezione przez wielkie helikoptery. W każdym razie zbrodni tej nie można byłoby dokonać w innym miejscu bez tej tu maskirowki! Znamy to z wielu zamachów, że kieruje się uwagę na inne miejsce niż to, w którym operuje rzeczywisty zamachowiec. Tak najprawdopodobniej było z zamachem na prezydenta  Kennedyego: składnica księgarska była „maskirowką”, strzelano spoza zarośli na wzniesieniu. Nie ustalono torów kul, bo Kennedy i ranni w chwili otwarcia ognia zmieniali swoją pozycję.

Teorie i dowody o rodzaju bomb użytych wobec Tupolewa na Siewiernym są może prawdziwe, ale mogą się odnosić do tych samych bomb użytych wobec Tupolewa w innym miejscu. I jak już raz napisałem, tylko to inne miejsce mogło zagwarantować bezbłędność operacji. Zniknięcie kokpitu staje się całkowicie wytłumaczone – mógł to być kokpit innego Tupolewa (w prawdziwym nie dało by się tak łatwo „ustawić” aparatury pomiarowej). Zaś jeśli to był prawdziwy kokpit prezydenckiego Tupolewa – musiał zniknąć, by nie świadczył (aparatura) o ostatniej fazie lotu.  Czarne skrzynki mogły być fałszowane w względnym spokoju laboratoryjnym, choć może i w pewnym pośpiechu (trzeba je było szybko podrzucić). Podrzucenie ich byłoby łatwiejsze niż podrzucanie ciał. Bo przecież nie ma ani jednego zdjęcia, gdzie ciała leżałyby obok szczątków samolotu lub w nim uwięzione. A przecież dzisiaj ratownicy mają kamery w ekipie. Tak jakby cała akcja odnajdywania ofiar była tajna! Bo i była tajna…

Cały późniejszy wysiłek śledczych urzędowych i śledczych nie-urzędowych-internautów szedł w kierunku uzasadnienia logiki zdarzeń w posiadanych, celowo mętnych danych. Do dzisiaj rozważa się czas rozbicia się Tupolewa. Nie znam katastrof lotniczych na lądzie (nie nad oceanem) i w pobliżu miejsc zamieszkałych, gdzie byłyby wątpliwości co do godziny i minuty uderzenia samolotu w ziemię. Czas przeniesienia elementów z miejsca prawdziwego zamachu (przede wszystkim zwłok) na miejsce maskirowki na Siewiernym, zmieszczenie tego w określonym czasie – to byłby chyba jeden z najtrudniejszych elementów do wykonania przez zamachowców. Po co to wszystko? Pozorne umieszczenie katastrofy (a więc i zamachu) na Siewiernym, gdzie nic się nie działo, wikłałby działania śledcze związane z tym miejscem w logiczne wysiłki i oczywisty brak jakichś niezbitych dowodów zamachu.

A ogromna ilość umundurowanych agentów, którzy otoczyli miejsce katastrofy? Sugeruje się, że byli na miejscu ze względu na planowany zamach. Ale równie dobrze ich zadaniem na terenie strzeżonym było pogłębienie wrażenia, że tutaj coś się stało, a oni muszą to ukrywać. Może ukrywali fakt, że tutaj niczego w istocie nie było? Dopuszczam wersję, że ci mundurowi nie musieliby 10 kwietnia zdawać sobie sprawę  z osłonowej roli „maskirowki”, jaką odgrywali, by odwrócić uwagę od innego mejsca zbrodni.

Stworzono więc szereg gmatwających się poszlak, z których żadna, jak widzimy, nie prowadzi do dowodu popełnionej zbrodni. Te wszystkie niby-dowody, z których niczego nie można wysnuć, kierując wyłączną i całkowitą uwagę na teren obok pasa startowego na Siewiernym – prowadziłyby do odwrócenia uwagi od rzeczywistego miejsca zbrodni. Jednocześnie sugerowałoby się odwagę badań, potwierdzających tu zbrodnię. Wychodząc od okoliczności katastrofy-zamachu na Siewiernym, jeśli (gdyby) to tam nie miało miejsca, można prowadzić śledztwo na jałowym biegu nawet przez dziesięć lat.  Oczywiście, jeśli istotnie zamach miałby miejsce gdzie indziej.

Dlatego takie ważne jest wskazywanie na brak takich elementów, które powinny się odnajdywać po katastrofie na Siewiernym. Wziąłem pod uwagę ilość foteli w samolocie (około stu dwudziestu), których szczątki powinny zalegać teren katastrofy. Lekkość ich budowy powinna je raczej chronić przed totalnym zniszczeniem, a nie znaleziono bodaj ani jednego autentycznego fotela z Tupolewa. Nigdy nie rozpoznano kawałków wewnętrznego wystroju kabiny salonu czy pasażerskiej. Powinny przecież zalegać jakieś strzępy. Dodajmy wypowiedzi świadków naocznych, niby potwierdzających autentyczność katastrofy, a mających tylko wartość konfabulacji. Nie sądzę zresztą, żeby którykolwiek ze świadków prowincjonalnego miasta Smoleńska miał odwagę zaprzeczyć czemukolwiek z oficjalnych wersji. Pamiętam, kiedyś w Gniezdowie, obok katyńskiego lasu, rozmowę ze starym świadkiem przywożenia oficerów polskich na stację w Gniezdowie. Jego początkowe milczenie córka skwitowała niby żartem, że boi się, jeśli powie coś nie tak, to go wywiozą na Biełomor-Kanał. Sądzę, że wobec takiej masakry, jak katastrofa polskiego prezydenckiego samolotu, świadkowie, licząc się z przesłuchaniami, mogli tylko potwierdzać oficjalne wersje, lub – jeśli byli wcześniej przygotowani – coś tam niby prawdziwego sobie przypominać.

Za  uznaniem tej „maskirowki” za coś rzeczywistego mogą przemawiać także względy psychologiczne u tych, którzy będąc prawie na miejscu zdarzenia, przeżywali tę „maskirowkę” jako realność, i u tych, co dowiadywali się o faktach „maskirowki” podawanych jako rzeczywiste. Łatwo dziennikarzom czegoś nie opisać, ale bardzo trudno chcieć się narazić na opis według hipotezy innego zgoła, niż będący w obiegu,  scenariusza tragedii. Takie ciążenie może trwać i trwać, nawet latami. Tak przecież było w wypadku zamachu na generała Sikorskiego. Pamiętajmy, że od pewnej chwili prawdziwość scenariusza „maskirowki” jako nie „maskirowki”, lecz faktu, potwierdzały  prawdziwe zwłoki. Tak jak w kryminalnej powieści: sprawca przenosi zwłoki do innego mieszkania, chaos powywracanych mebli będzie świadczył, że tutaj zabito ofiarę, która się broniła. Po polsku można to nazwać aranżacją, po rosyjsku to „maskirowka”. Czy świadkowie mogli wiedzieć, co się naprawdę działo za zasłoną gęstej mgły, która na domiar była określona jako jeden z powodów katastrofy?

Napiszę dla porządku tego tekstu, że ja pierwszy zabrałem głos jeszcze w kwietniu 2010 roku, postulując powołanie międzynarodowej komisji dla zbadania smoleńskiej tragedii. Nie zrobiono tego. Więc przypomnę jeszcze, że sprawstwo zbrodni katyńskiej udowodnili w Smoleńsku Niemcy w kwietniu roku 1943, powołując międzynarodową komisję lekarzy patologów do zbadania zwłok w katyńskich mogiłach. Dodam, że w ogłoszonym wkrótce urzędowym dokumencie niemieckim na temat orzeczeń tej komisji – nie było ani jednego kłamstwa! Natomiast ogłoszony później rosyjski komunikat o Katyniu, podpisany przez samego akademika Burdenkę, zawieral same kłamstwa… Ale Niemcy nie powołali jednak międzynarodowej komisji do zbadania warunków panujących w Konzentrationslager Auschwitz.

Starożytni Rzymianie mówili, że od historii można się wiele nauczyć: Historia magistra vitae!

Jacek Trznadel

Brak głosów

Komentarze

to wynikałoby z nich jednoznacznie uderzenie w coś tam, w brzozę, czy wcześniej w linię energetyczną, i rozwój wypadków  całkowicie zgodny z późniejszym "raportem". A tak nie jest, trudno też wyobrazić sobie, by eksperci współpracujący z Macierewiczem nie potrafili zidentyfikować jakie urządzenia dokonywały zapisów w skrzynkach, oryginalne ze 101, czy inne, i jak gdyby nigdy nic, nie upewniwszy się, robili ekspertyzy na podstawie fałszywek. Zapis z tych skrzynek musi być także zgodny z obserwacjami satelitarnymi i czasem przelotu i lądowania. Owszem, można było taki zapis skrzynek uzyskać wcześniej z oryginalnych urządzeń, np. podczas "remontu", i wymusić na załodze kurs i ścieżkę, ale trzeba by było jeszcze zgrać to z czasem startu, lotu, i czasem lądowania. Faktem jest, że danych dotyczących czasu jest dziwnie mało i są jakieś takie mocno płynne, ale można chyba w tej kwestii zaufać specjalistom pracującym dla Zespołu Parlamentarnego i samemu Macierewiczowi. Czy w te rozbieżności czasowe da się, niezauważenie dla ekspertów, wcisnąć ewentualną "maskirowkę"?

Nie ulega wątpliwości, że gdyby opisywany w raporcie MAK przebieg katastrofy był z grubsza prawdziwy, to sami Rosjanie przedstawiliby zapis satelitarny poświadczający ich wersję, np. zasięg mgły, którą trudno posądzać o złośliwe zaleganie wyłącznie na terenie lotniska. Ale tak nie jest, prokurator Pasionek został dyscyplinarnie odsunięty od wszelkich czynności, a ci którzy uwiarygodniają wersję rosyjską zostali wysoko awansowani. 

NA PEWNO ALE KIEDY. To takie pytanie zadawał sobie Putin, kiedy LK skasował mu ekskursję do Gruzji. I wyznaczył datę TEJ wizyty. Oddzielnej i późniejszej niż wizyta Tuska. Mało kiedy tak fantastyczne życzenia spełniają się w 100% zgodnie z oczekiwaniami. Szczęściu trzeba dyskretnie pomóc, żeby wyjść na swoje !

Vote up!
0
Vote down!
0
#208366

Jest on ci antidotum na wyniki pracy zespołu sejmowego ds. Katastrofy Smoleńskiej - katastrofa była gdzie indziej, więc wyniki zespołu A. Macierewicza są bzdurą, a w najlepszym razie znowu idzie o sianie zamętu.

Vote up!
0
Vote down!
0
#208372

NIE, proszę PANA! Jest wskazaniem, że nie wolno być ślepym na jedno oko. Możliwości oszustw są liczne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#208456

przy okazji opinii Antoniego Macierewicza i Jacka Trznadla.

Za to "ślepota" na jedno oko jest terminem całkiem precyzyjnym.

Vote up!
0
Vote down!
0
#208699

Prof.Dakowski na swoim blogu umieścił tekst prof.Jacka Trznadla, który jest wielu czytajacym po prostu nie na rękę.Gdyby prześledzić dyskusję  tych 18-tu miesięcy od katastrofy(?),mozna zauważyć ,że nikomu nie pali się do podważania tezy o Smoleńsku,jako miejscu tego zdarzenia.Nikt też nie podważa faktu tożsamości szczątków  z ich pochodzeniem od TU-154 o numerze 1.Do tego panuje całkowita zmowa milczenia i brak chęci nagłaśniania w prawicowych mediach zupełnego braku : relacji świadków wylotu z Okęcia i braku zdjęć z tegoż .To samo dotyczy -mimo dużej ilości dziennikarzy-relacji z miejsca katastrofy,zdjęć,itp.Można wiele pisać,ale blogerzy tacy, jak Free Your Mind wykonali i wykonują tytaniczną pracę dla wyjaśnienia tragedii.Warto przeczytać  również to

http://lubczasopismo.salon24.pl/katastrofa/post/297012,obalmy-klamstwo-smolenskie

http://www.zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm

 http://zamach.eu/110416/Untitled_1.htm  

Dziękuję ,Panie Profesorze.

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#208442

"tekst , który jest wielu nie na rękę"
Właśnie dlatego, jako fizyk szanujący LOGIKĘ, umieszczam. Co to za trup w szafie? Poznamy na pewno, ale KIEDY?

Vote up!
0
Vote down!
0
#208698

Niestety, brak woli wielu rządów, w tym również amerykańskiego. Poświęcono tę sprawę politycznym interesom.

Vote up!
0
Vote down!
0
#208701

Na pewno SĄ !! Liczymy na upadek Obamy i jego Prowadzących - wtedy patriotyczna cześć CIA (w sensie pro-amerykańskim) będzie miała INTERES, by prawdę ujawnić. Modlimy się oto, bo wpływu politycznego - nie mamy...

Vote up!
0
Vote down!
0
#208941