Dwie katastrofy, Grupa Laokoona, a my jak Chochoły

Obrazek użytkownika kassandra
Blog

„Musieliśmy zorganizować ekspertów i nadzór administracyjno-rządowy nad pracą takiej komisji. Nie mówiąc o nadzorze takim merytoryczno-politycznym.”    - Donald Tusk, 29 lipca, 2011

„Smoleńsk 2010” staje się coraz bardziej symbolem dwóch katastrof. Tej pierwszej, w której zginął Prezydent Lech Kaczyński wraz towarzyszącymi mu 95 osobami. Jak i tej drugiej - katastrofy państwa polskiego, które nie chce, albo nie potrafi zbadać, co spowodowało tę pierwszą.

Ujawnienie prawdziwej przyczyny tragedii smoleńskiej wymaga dochodzenia w następujących, często przenikających się wzajemnie wymiarach: politycznym, technicznym, administracyjnym oraz tym - ludzkiego błędu. I każdy z nich może dołączać się do tego, co znalazło swoje nieodwracalne fatum w tajemniczej mgle nad Smoleńskiem. Jednocześnie, we wszystkich tych czterech aspektach, uwikłane są dwa rządy - polski i rosyjski. I choćby niektórzy bardzo chcieli, to tych rządów pośredniej lub bezpośredniej roli w katastrofie nie można  a priori  wykluczyć. Rządy te są jak węże z antycznej Grupy Laokoona, oplątujące śmiertelnym uściskiem trojańskiego kapłana i jego dwóch synów. Tyle tylko, że tym razem oplątują wprowadzanego w pułapkę Tupolewa z polskim godłem.

Prezydent Kaczyński, od samego zarania swojego urzędowania, traktowany był zarówno przez rząd polski Donalda Tuska jak i przez premiera Federacji Rosyjskiej, Putina, delikatnie mówiąc - wrogo. I ta wrogość zaczęła w sposób perwersyjny łączyć oba reżimy. Jej ukoronowaniem była pamiętna scena, kiedy obaj „mężowie stanu” padli sobie w objęcia w obliczu tragicznej śmierci polskiego prezydenta. Przypomina to historyczne zdjęcie słynnego pocałunku Breżniewa z Honeckerem. Dzieje uścisków międzynarodowych lubią się powtarzać.

Rosjanom, ś.p. Prezydent był od samego początku cierniem w oku. Jeśli nawet nie kłodą, rzuconą na drodze do energetycznego uzależniania Europy. To on organizował kraje Europy Środkowo-Wschodniej w niebezpiecznie dla Moskwy rosnącą siłę. Co więcej, to właśnie on aktywnie sprzeciwiał się neo-imperialnym planom Kremla, kiedy ten zaczynał zdradzać apetyt na dopiero co wyrwane mu republiki radzieckie. Na trwale zapisała się już na kartach historii walki o wolność narodów bohaterska wyprawa Prezydenta w obronie Gruzji. Pod hasłem „Za wolność waszą i naszą”, w tradycji wielkich Polaków, jak Kościuszko czy Pułaski.

Z kolei rządowi Platformy Obywatelskiej przeszkadzał Lech Kaczyński na drodze do nirwany. Tej ahistorycznej i przez to anty-narodowej, neo-liberalnej Europy. Nie mówiąc już o paranoidalnym strachu rządu Tuska przed otwarciem procesu lustracji w przypadku dojścia do władzy Prawa i Sprawiedliwości. A zagrożenie takie trwało dopóty, dopóki symbolizował je Lech Kaczyński, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Stąd te głębokie pokłady nienawiści do Prezydenta, zarówno w Platformie, jak i w przeważającej części zideologizowanych i kontrolowanych przez tę partię mediów i salonów.

Wrogość tę jaskrawo odzwierciedlała liberalna werbalistyka epitetów i obelg rzucanych na braci Kaczyńskich. Eskalacja nienawiści szła dalej. Pojawiły się terrorystyczne nawoływania ministra spraw zagranicznych Sikorskiego do „dożynania watah”, ekstynkcyjne życzenia premiera Tuska: „wyginiecie jak dinozaury”, rozważania marszałka Sejmu Komorowskiego jak to „przyjdą wybory prezydenckie, albo prezydent będzie gdzieś leciał, i to się wszystko zmieni”. A propos, ileż to trzeba faryzeuszostwa w człowieku i arogancji w stosunku do obywatela, aby wypisywać, jak Sikorski w liście do prokuratora generalnego Seremeta, że „w świetle tego, co wydarzyło się w Norwegii widać dobitnie, że mowa nienawiści może wprost prowadzić do niewyrażalnej tragedii”.

Czy nie jest zatem oczywiste, że natychmiast po trudnej do wyjaśnienia śmierci Prezydenta, ta cała agresja wykrzykiwanych publicznie pod jego adresem nienawiści i gróźb fizycznego unicestwienia, winna w sposób naturalny przerodzić się w poszlaki przy dochodzeniu przyczyn tragedii? Przecież do ulubionych wątków poruszanych przez ministrów w rządzie premiera Tuska należą dywagacje na temat tragicznych skutków tzw. mowy nienawiści w mediach społecznych.

Wyobraźmy sobie, że nasz sąsiad zamiast odpowiadać „dzień dobry”, za każdym razem wymyśla nam od idiotów, grozi podpaleniem domu i przejściem do rękoczynów, a świadkują temu inni sąsiedzi. Czy cokolwiek stanie się temu sąsiadowi, gdy pewnego dnia moje spalone zwłoki zostaną znalezione w moim mieszkaniu? Zbieg okoliczności? Może tak, a może nie. Ale zbadać trzeba. W nowożytne prawo karne wpisana jest wszak zasada domniemania niewinności. Wina powinna być przez prokuratora udowodniona. A poszlaka nie stanowi dowodu. Ale przecież niewinnie oskarżeni nie mają się czego bać.

A oto, co zgotowały rodzinom zmarłych i narodowi polskiemu oba rządy, rosyjski i polski w kontrolowanych przez siebie tzw. „końcowych raportach” na temat katastrofy Tupolewa. Zamiast stworzyć warunki do powołania niezależnej komisji międzynarodowej oba rządy postanowiły wziąć sprawę w swoje zabrudzone polityką ręce. Rezultaty znamy. W obu raportach ani słowa o tle politycznym śmierci Prezydenta. I niczego, co by obciążało w rosyjskim raporcie stronę Putina, a w polskim rząd Tuska. Aż ciśnie się na usta porównanie do sytuacji, w której zażalenie na policjanta Kowalskiego rozpatruje tenże sam policjant Kowalski.

Czy Donald Tusk kiedykolwiek przyzna się w obliczu niezbitych dowodów, do oczywistego konfliktu interesów? Przeciwnie, jakby nie było tego dosyć, premier dolewa oliwy do ognia. W czasie konferencji prasowej, 29 lipca oświadcza, cytuję dosłownie: „Mieliśmy do czynienia z konkretną katastrofą, konkretnego samolotu. Musieliśmy zorganizować ekspertów i nadzór administracyjno-rządowy nad pracą takiej komisji.”  I zaraz natychmiast dodaje to niebywałe: „Nie mówiąc o nadzorze takim merytoryczno-politycznym.”

Jakiego to „nadzoru merytorycznego” rządu Tuska, wymaga obiektywne dochodzenie przez biegłych specjalistów przyczyn tragicznej śmierci? Jakiż to „nadzór polityczny” trzeba wprawić w ruch, aby „ułatwić” ekspertom wydanie ekspertyzy? Aby byli bardziej, a może mniej obiektywni? Za podobne słowa, jak te Tuska, wypowiedziane w krajach z historią zdrowej demokracji, tak premierzy jak i inni oficjele państwowi musieli by się poddać do dymisji pod presją wyborców i opozycji parlamentarnej. Brak głośnego odzewu i obywatelskiego protestu Polaków na tak samobójcze oświadczenie szefa rządu oznacza głęboką patologię polskiej demokracji. Uśpionej przez liberalne media, jak Chochoł z „Wesela” Wyspiańskiego. I to jest ta druga katastrofa współczesnych Polaków: katastrofa naszego młodego państwa i raczkującej polskiej demokracji.

Przestańmy wreszcie tańczyć wokół Chochoła …

http://www.kassandra-pod-prad.com/

Brak głosów

Komentarze

Skąd Pani wzięła to fascynującego tuskowe : „Nie mówiąc o nadzorze takim merytoryczno-politycznym.”
Pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Wiktoria

#175300

Inkryminowanie zdanie może Pani usłyszeć i zobaczyć na YouTube w 15 minucie, 10 sekundzie: http://www.youtube.com/watch?v=4HSKAkGiH9g&feature=player_embedded

Oświadczenie premiera Tuska jest żałosne. Ale brak reakcji na nie społeczeństwa polskiego oraz instytucji demokratycznych, jak również czwartej władzy w państwie, mediów, jest prawdziwie tragiczny.

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0

kassandra

#175330

Trzeba jasno i wyrażnie powiedzieć sobie, że w naszym kraju demokracja nie istnieje, nie ma mechanizmów kontroli Państwa i rządzących przez Obywatela... Rządzący a priori posiadają monopol na rozum, związany z pełnioną funkcją, podmiotem jest nie Obywatel a rząd, dla którego Obywatel jest dodatkiem sankcjonującym istnienie tego pierwszego...A to przerabialiśmy...w sumie nie tak dawno...

Vote up!
0
Vote down!
0
#176985

Nic dodać, nic ująć.

Ale dlaczego tak się dzieje?

Apatia społeczna w połączeniu ze skutkami nigdy nie przeprowadzonej dekomunizacji oraz z zachłyśnięciem się tzw. blichtrem i „postępowością” Europy Zachodniej?

Pozdrawiam serdecznie,
kassandra

Vote up!
0
Vote down!
-1

kassandra

#178136