Niezależność prokuratora w Rzeczpospolitej 3,5

Obrazek użytkownika rosemann
Kraj

Niezależność prokuratury jest dzisiaj przedstawiana jako jedno z największych osiągnięć obecnej ekipy rządzącej. Jest też dla tejże jednym z najpewniejszych alibi w sytuacjach przeróżnych spraw, które co jakiś czas wypływają na światło dzienne zmuszając organy ochrony prawnej naszego państwa by się w nich babrały. Afera taka – niezależna prokuratura umorzyła, afera siaka – niezależna prokuratura nie dopatrzyła się… I jest pozamiatane. Bo przecież prokuratura jest niezależna. I niezależne jest wszystko, co robi. Oczywiście rzecz ma się inaczej ze sprawkami „niekonstruktywnej opozycji”, w których przypadku nie starcza i czterech umorzeń niezależnej prokuratury. Ale to taka mała kropla dziegciu do beczki miodu doskonałego samopoczucia na którym niezależność prokuratury się opiera chyba najbardziej.

Tak jest w teorii. I, jak sadze, w odczuciach zwolenników i, szczególnie, entuzjastów obecnej ekipy. Na każdą wątpliwość wynikającą z tak zwanego „szycia grubymi nićmi” słyszymy mantrę  „niezależna prokuratura”, „niezależnej prokuratury”, „niezależnej prokuraturze” i całą resztę przypadków z wołaczem na czele. I ci, którym to szycie jakoś nie pasuje, z miejsca mają milknąć choć nijak im się tak zszywane kawałki nie schodzą jak powinny i do tego nijak nie pasują do siebie. Ale to ich problem natury, rzec można, poznawczej.

Gorzej, gdy hasło „niezależna prokuratura” przyswoi sobie jakiś, bądźmy szczerzy, zapewne nadmiernie łatwowierny, by nie rzec nawet naiwny, prokurator. Wtedy… Ale popatrzmy na przykład. Choćby ten, który dzisiaj pięknie opisuje „Gazeta Wyborcza”.

Rzecz dotyczy prokuratora, który poczuł się w warunkach naszej obecnej Rzeczpospolitej niezależny ponad miarę. Miarę, którą gotowa byłaby zaakceptować obecna, najdemokratyczniejsza z demokratycznych, władza. Wiadomo, dla niej „niezależność prokuratury” w oczywisty sposób dotyczy umorzeń lub stwierdzeń braku znamion w sprawach dotyczących ludzi obecnej władzy oraz ciągania po przesłuchaniach ludzi z drugiej strony politycznej wojny. I to chyba jest jedyna możliwa interpretacja. Taki Pasionek na ten przykład przemyśliwał o zarzutach dla kilku panów z otoczenia obecnego szefa rządu i już „niezależny” od jakiegoś czasu nie jest tylko zawieszony. Dziś kolejny prokurator zmienił status z „niezależnego”, tym razem na „odsuniętego”. Jego zamach na „niezależność prokuratury” polegał na tym, że zastanawiał się poważnie nad postawieniem zarzutów kolejnemu z istotnych „ludzi Premiera”. Tym razem chodzi o pana Bondaryka, szefa ABW.

I tym razem, boć to nie pierwsze tego rodzaju kłopoty pana Bondaryka, chodzi o inkryminowane mu sprawki sprzed jego powrotu do służb. Tym razem chodzi o rzecz właściwie drobną. Przy takich na ten przykład „zbrodniach kaczyzmu” właściwie żadną. Oto w 2007, właściwie na „odchodne”, pan Bodnaryk, już wówczas szef ABW, odkupił od swego byłego pracodawcy (jedna z sieci telefonii komórkowej, dziś pyszniąca się różowymi kolorkami i nowym, światowym logo) swoje byłe auto służbowe. Niezłej klasy wóz przeszedł na własność pana szefa służb w cenie, za jaką chodzą tego typu wozy… jeśli są uszkodzone na przykład. Ów naiwnie wierzący w swą niezależność prokurator uznał, że ta preferencyjna cena, zastosowana w przypadku szefa służb, to prawie 100 tysięcy mniej, niż powinno się było od pana szefa służb, i byłego dyrektora w przedsiębiorstwie telekomunikacyjnym żądać. I rzecz gotów był, słusznie czy nie to już nie mnie oceniać, zakwalifikować jako paserstwo.

Ekspertem od motoryzacji nie jestem. Trudno mi więc oceniać, czy ma rację pan prokurator czy też faktycznie auta tej klasy, w tym wieku i z takim przebiegiem da się kupić za cenę, za jaką kupił swoje Audi A6 pan Bondaryk. Jeśli da się, to po co było robić aferę z odsuwaniem „niezależnego” prokuratora? Sam by się skompromitował przed sądem! Pozostając jednakowoż nadal „niezależnym”.

A tak wygląda to brzydko. Po pierwsze dlatego, że powstaje wrażenie takie, iż starczy prokuratorowi zająć się ludźmi obecnej władzy a „prokuratorska niezależność” pęka z miejsca niczym bańka mydlana.

Po drugie wygląda to tak, że coś może być na rzeczy i pan Bondarykl lub/i jego protektorzy woleli nie ryzykować. Bo ryzyko jest spore.  Jak piszą autorzy z „Wyborczej” ( panowie Czuchnowski i Wróblewski z tą ich niezwykłą łatwością „docierania” do materiałów śledztwa) Gdyby Bondaryk dostał zarzuty kryminalne, jego własna służba musiałaby odebrać mu certyfikat dostępu do informacji niejawnych. A to oznacza ustąpienie z funkcji szefa ABW”.*

Perspektywa raczej dla pana Bondaryka przykra bez dwóch zdań. I w związku z tym zagrożeniem pozycji i kariery jednego, jedniuśkiego pana (cóż z tego, że szefa „służb”?!) ktoś uznał, że lepiej będzie jednak otworzyć społeczeństwu (w zasadzie jego części bo są przecież tacy, którym i to nie starczy) oczy na prawdziwe oblicze „prokuratorskiej niezależności”. I Rzeczpospolitej 3,5 przy okazji.


* http://wyborcza.pl/1,75478,9837096,Przetracone_sledztwo.html#ixzz1QB28NwPI

Brak głosów

Komentarze

jest niezwykle użyteczna i jej przywrócenie było jednym z elementów przygotowań do zamachu w Smoleńsku. Pamiętamy wypowiedź prokuratora Seremeta, że nie będzie się tłumaczył w sejmie bo prokuratura jest niezależna.
Przypomnę fakt niezwykłej użyteczności "niezależnej prokuratury" z lat 90-tych. W tzw. Raporcie Rokity (na temat zbrodni stanu wojennego)autor wymienia listę 70 prokuratorów, którzy czynnie wspomagali przestępców (matacząc, niszcząc dowody, zacierając ślady zbrodni itp). Otóż okazało się, że nie tylko nie można pociągnąć tych pomagierów zbrodniarzy do odpowiedzialności, ale nawet nie można usunąć ich z urzędu ponieważ "prokuratura jest niezależna".

Vote up!
0
Vote down!
0

Leopold

#166324

A prokuratura była kiedyś niezależna?

Vote up!
0
Vote down!
0

Szpilka

#166394