Pablo Morales... internet srales

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Samo to się tylko grzmi i błyska, jak ongiś trafnie zauważył Witkacy.

Że PO angażuje trolli wiadomo było od dawna. Ba, nawet w necie pojawił się „plakat” wzywający do wstępowania w szeregi Hejterjugend, na którym to anonimowy autor umieścił ówczesną premier Ewę Kopacz (z d. Lis).

I dopiero teraz wybuchła kolejna”afera”. Tym razem chodzi o gościa (ulubione określenie Rudego) używającego ksywy Pablo Morales.

Pomińmy ustalenia, jak toto się naprawdę nazywa. Skupmy się raczej na jego aktywności sieciowej.

Otóż poza jakąkolwiek wątpliwością winno być jedno - „Morales” atakował 24/7 PiS i, szerzej, całą Zjednoczoną Prawicę.

I to było główne zadanie, jakie wykonywał z całym zaangażowaniem, popartym, jak się teraz okazuje, stosowną gratyfikacją finansową.

Pamiętajmy jednak, że zapowiadana niby przez cały czas Koalicja ośmiu gwiazdek tak naprawdę ukonstytuowała się dopiero po wyborach.

Wcześniej zaś trzymano fikcję niezależnego Hołowni, który miał być rzekomo alternatywą dla starszych panów – Tuska i Kaczyńskiego. Zatem również był atakowany. Ale...

Ataki Moralesa, dość delikatne przecież, ograniczające się wszak do cytowania niektórych będących powszechnie w użyciu określeń (por. beksa, czy płaczka) miały jedynie uwiarygodnić wspomnianą wyżej samodzielność „cieciej drogi”.

To po prostu stara ubecka metoda kreowania kreta. Zastosowana jeszcze podczas wojny domowej w Rosji, do perfekcji zaś doprowadzona przez Stasi.

Znaczna część wyborców uważała, że dość już rządów jednaj partii, zatem trzeba zrobić wszystko, aby po 15 października Kaczyński musiał fizycznie podzielić się władzą z drugą partią.

Poniekąd wystarczy porównać wyniki wyborów i referendum. Zakładając, że liczba osób, które udały się wyłącznie na referendum bojkotując wybory jest pomijalnie mała otrzymujemy, że za programem PiS było co najmniej 11.485.286 głosujących (94,61% odpowiedzi NIE na pytanie nr 2 przy 12.139.611 osobowym udziale). Tymczasem na ZP głosowało7.640.854 wyborców.

Czyli ZA programem PiS było co najmniej 50% więcej osób od głosujących na to ugrupowanie.

Wywołanie zatem wrażenia odrębności, prowokowanie nawet rozmaitych waśni (nie tylko Morales, ale i GazWyb krytykowała Hołownię 2050 za… rozbijactwo mogące doprowadzić do utrwalenia władzy PiS) było jedynie elementem strategii przedwyborczej mającej otumanić elektorat.

Cóż, nie te czasy, co zaraz po wojnie, gdy osoba głosująca na Mikołajczyka dowiadywała się poniewczasie, że oddała głos na... Gomułkę.

Tym razem terror sowieckich żołdaków zastąpić musiała umiejętna (doprowadziła bowiem do zwycięstwa wyborczego) manipulacja.

Pablo Morales był tylko jednym z ważniejszych trybików w tym mechanizmie.

Zdziwienie reakcją Hołowni, który na pytanie dziennikarza o powyższe odpowiedział ze stoickim spokojem:

Co ja mogę powiedzieć, jeżeli ktoś robił takie rzeczy za pieniądze czy ktoś za takie rzeczy płacił, to jest to jakiś rodzaj frajerstwa, dlatego że np. PiS robi to zupełnie bezpłatnie i nie musi wydawać na to 300 tys. zł.

świadczy po prostu o niezrozumieniu tej manipulacji. Chciałoby się napisać, że we współczesnym świecie, ale tak naprawdę sojusz pozornie odległych ideologicznie partii i partyjek, znany jako Koalicja 13 grudnia (również – Głodna Zmiana) to nic innego jak tylko zaadaptowana ad hoc międzywojenna idea tzw. frontu ludowego, czyli zbiorowiska partii, partyjek i kanap lewicowych przeciw mitycznemu faszyzmowi.

Tym razem utworzony został front liberalny, a zamiast walki z faszyzmem wprowadzono równie krótkie hasło ***** ***.

Jak długo toto przetrwa?

Czasy na szczęście nie sprzyjają już takim eksperymentom. O ile front ludowy w Hiszpanii dwa lata mordował i dewastował Państwo, zanim gen. Franco wystąpił w obronie Ojczyzny, we Francji zaś upadł po mniej więcej takim samym okresie, to dzisiaj powinniśmy raczej mieć do czynienia ze zdecydowanie krótszą perspektywą.

Przede wszystkim wiele zależy od UE i czerwcowych wyborów. Jeśli jakimś cudem liberalni neomarksiści popłyną wówczas do głosu dojdzie środowisko niechętne Tuskowi i firmowanym przez niego eksperymentom społecznym.

A to oznacza, że straci on jedyne źródło poparcia.

Tyle, że to jest scenariusz optymistyczny. Wariant pesymistyczny, moim zdaniem wielce realny, to osłabienie liberałów, nawet znaczne, ale ciągle pozwalające na trzymanie władzy.

Czyli dalej będą prowadzone eksperymenty mające Europejczyków odzwyczaić od tradycyjnego jedzenia itp.

A jednocześnie nieubłaganie będą rosły islamskie enklawy. To, co teraz jest w szkołach, za chwilę będzie widoczne na ulicy.

Zanim jeszcze Anhella Merkel „zaprosiła” miliony inżynierów, lekarzy i architektów do starej Europy widać było, w jakim kierunku zmierzamy.

Zmarły w 2018 r. izraelski dziennikarz Noah Klieger pisał przed laty:

Czy to z niewinności, czy z głupoty, Europejczycy samodzielnie wprowadzają fundamentalne zmiany w swoich populacjach, co w najbliższych latach doprowadzi do całkowitego zniknięcia tradycji, kultury i postępu w tych krajach. Innymi słowy w nie tak odległej przyszłości będziemy świadkami końca „klasycznej Europy” i ustanowienia islamskiej władzy na całym kontynencie.

Być może to brzmi apokaliptycznie, jednak coraz do tego bliżej. Niemcy, które każdego roku chcą wziąć od 800 tys. do miliona uchodźców, są niezdolne do tego, żeby ich zmienić w dojrzałych obywateli. Wręcz przeciwnie: uchodźcy, w większości muzułmanie, zmienili Niemcy w terytorium, w którym to oni będą nadawać ton i zamienią się w rządzących.

Tak samo jak Niemcom nie udało się z setkami tysięcy tureckich emigrantów zarobkowych – póki co zachowali swój język, zwyczaje (również prawo zemsty i „zbrodnie honorowe”). Oni nawet nie chodzą do państwowych sądów np. w sprawie morderstw, tylko preferują swoje tradycyjne sądy. To się na pewno nie zmieni zwłaszcza w obliczu milionów muzułmanów, których oni chcą przyjąć teraz. Nie wspominając o Francji czy Szwecji, które są nawet mniej przygotowane.

(mat. własny)

Polityka lewicowych liberałów oznacza w niedalekiej już perspektywie koniec Europy, jaką znamy. I do której wzdychaliśmy zza muru berlińskiego…

Dlatego rządy Tuska w dłuższej niż 2, 3 lata perspektywie wydają się mało istotnym epizodem.

Pisałem osiem lat temu:

W niedalekiej przyszłości na naszej zachodniej granicy specjalne służby będą czuwać, aby wjeżdżający mężczyźni nosili brody, a kobiety od lat 9 w górę osłaniały przynajmniej włosy chustą. Wszystko w ramach multikulti, by nie obrażać liczącej prawie połowę społeczeństwa mniejszości narodowej (w przedziale 0-35 lat już nawet 70%).

W ciągu następnych kilku lat za Odrą w sposób jak najbardziej demokratyczny powstanie kolejne europejskie państwo islamskie, zwane Kalifatem Reńskim. I od razu nawiąże serdeczne stosunki ze Zjednoczonymi Emiratami Francji i Hiszpanii.

W ten oto sposób Polska na nowo stanie się przedmurzem chrześcijaństwa, tym razem jednak od strony zachodniej.
Naturalną koleją rzeczy naszym sojusznikiem stanie się Rosja, która zakończy nikomu już niepotrzebną wojenkę na Ukrainie. Mniej liczebne kraje regionu, jak Białoruś czy inna Litwa, zgodzą się na częściową utratę suwerenności w ramach Międzymorza.

Powstanie nowa oś, tym razem antyislamska – Kijów – Warszawa – Moskwa, zwana w skrócie KWaMać.

Ostatnia bitwa między islamskim Zachodem, a chrześcijańską Europą Centralną odbędzie się w Palestynie.
Pod Har-Magedon.
Po bitwie niedobitki stawią się w dolinie Jozafata.

Obecność obowiązkowa.

(3obieg.pl)

Żyjemy zatem w czasach końca?

Kiedy jednak zaczynam się nad tym zastanawiać wizja Tuska jako jednego ze złowrogich jeźdźców Apokalipsy budzi we mnie huragan śmiechu.

Po prostu ludzie muszą zacząć samodzielnie myśleć.

A to powinno wystarczyć do pogonienia tego rympalskiego towarzystwa.

25.02 2024

screen: youtube

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (7 głosów)

Komentarze

 

Vote up!
3
Vote down!
0
#1659155