Ech te szkopskie wynalazki

Obrazek użytkownika jazgdyni
Gospodarka

 

 

 

Cóż takiego się stało, że Niemcy stracili swoją inwencję twórczą?

Sam pamiętam, jak wysoko cenione były niemieckie wyroby. I to te wysoko specjalistyczne, nowoczesne i precyzyjne. Takie marki, jak Siemens, Grunding, Schaub-Lorenz, Zeiss, Leica, że wymienię tylko te, które spośród wielu, przychodzą mi na myśl. A taksówkarze opowiadają: - Panie! Mercedes jeszcze 20 lat temu to było coś. Pierwszy remont zrobiłem po 500 tyś km przebiegu. Teraz to szmelc.

 

Od wielu lat Niemcy już nie są źródłem dobrych innowacji. Odeszli nawet od produkcji nowoczesnych telewizorów. Nie załapali się na sektor komputerowy, Z cała technologią cyfrową mają problem. Nie ma w światowej czołówce niemieckich telefonów cyfrowych. Nie mówiąc już od smartfonach.

Coś mi się zdaje, że ten upadek zaczął się na poważnie po połączeniu zachodniego RFN, ze wschodnim, bolszewickim DDR. Czyżby Moskwa wtedy zaczęła decydować o lini rozwoju cichego partnera? Szybkie biznesiki, machlojki i przekręty... Aby tylko robić kasę i realizować imperialistyczne marzenia.

Nawet ich szparagi stały się kiepskie, gdy Polacy przestali tam pracować.

No i te ich ciągle "ekskluzywne" auta z chińską elektroniką.

Żenada.

 

__________

 

Miała być wielka rewolucja, a tu chyba szykuje się wielka klapa.

Producentom i ich projektantom i konstruktorom coś się w głowach pokiełbasiło. Choć raczej to im mieszają w głowach chciwi jak cholera producenci, którzy chcą wycisnąć ze swoich produktów jeszcze więcej kasy.

 

Służące ludzkości na całym świecie, od 100 lat, samochody spalinowe, napędzane paliwem tworzonym z ropy naftowej zdecydowano zastąpić czymś, pod pretekstem zanieczyszczania atmosfery i wpływu na ocieplenie klimatu. Co jest wierutną bzdurą i ściemą, by tylko biznes się kręcił, a klienci zostali zmuszeni do nowych zakupów.

Postanowiono zastąpić "stare" auta czymś nowym – jak to oni dumnie nazywają – czymś "czystym".

Wyboru dużego jeszcze nie ma, więc na placu boju pozostał wodór H2, w porównaniu z węglowodorami kiepski energetycznie, a na dodatek jego pozyskiwanie produkuje jeszcze więcej zanieczyszczeń, niż wszystkie samochody świata.

Oraz napęd elektryczny.

Dziś samochody elektryczne wygrały wyścig. Ha, ha.

 

Każdy inżynier – mechanik, technik, chemik, biolog, itd., bardzo dobrze zna powiedzenie: "co nagle to po diable". Znaczy to, że jak się coś tworzy, coś buduje, czy nawet jak się coś nowego wprowadza na rynek, to nie wolno się spieszyć. Trzeba wszystko dokładnie przemyśleć. Trzeba rozważyć wszystkie ukryte, nawet mało prawdopodobne pułapki, które mogą nas zaskoczyć. Solidnie trzeba wszystko obliczyć, stworzyć modele i prototypy, przebadać na wszystkie możliwe sposoby; przewidzieć i uwzględnić ludzką głupotę (w USA ważny parametr – fool proof – idiotoodporność). Wszelkich tych badań, prób, testów nie wolno robić "po łebkach", nie wolno spieszyć się i nie wolno lekceważyć nawet minimalnych błędów. Nie zrobi się tego, to mamy "chińskie dziadostwo", a w gorszym wypadku, Czarnobyl.

 

Oj spieszono się strasznie z tą rewolucją motoryzacyjną wymiany "spalinowców" na "elektryki". Szczególnie Niemcy, których gospodarka w poważnym stopniu opiera się na przemyśle motoryzacyjnym, Te wszystkie Volkswageny, Mercedesy i BMW doznały "ścisku d...", bo groziło im, że nagle pewien afrykański palant, który omamił głupich Amerykanów, tak – Elon Musk, wykoleguje ich z rynku aut, Teslą – swoim "cudownym" i tanim (co już było kłamstwem) samochodem elektrycznym.

 

 

Rezultat? Właśnie w tej chwili (01/08/2023) na Morzu Północnym, blisko wybrzeży Holandii, a jak ktoś widzi mapę, to również z wpływem na Niemcy, Belgię, Francję i Wielką Brytanię, płonie 200 metrowy statek – samochodowiec – załadowany m.in. 500 elektrycznymi Volkswagenami. [1] Płonie, bo stosowane powszechnie w samochodach elektrycznych, robione na chybcika, niedopracowane baterie litowo – jonowe mają tendencję do samozapłonu, a jak się już zapalą, to lepiej uciekać. Woda, czy piana tego zagasić nie potrafi.

Wniosek – każdy posiadacz samochodu elektrycznego ryzykuje spłonięciem jego domu, jeżeli trzyma auto w garażu. Już wiele publicznych, podziemnych, czy nawet naziemnych, piętrowych parkingów wprowadziło zakaz wjazdu elektrycznym samochodom.

 

Nad projektem pod nazwą "samochód elektryczny" trzeba jeszcze, bez pośpiechu, poważnie popracować – dobrze projekt przemyśleć i usunąć wszystkie niedociągnięcia, najczęściej spowodowane naciskiem chciwych szefów i akcjonariszy motoryzacyjnych gigantów.

 

...........

 

Nie pamiętam dokładnie, czy to po przejęciu władzy przez PiS w 2015, czy dopiero, jak Morawiecki został premierem, w publicznym przemówieniu, opowiadając o planach państwa na przyszłość, premier trochę głupio i naiwnie obiecał rozpoczęcie w kraju produkcji naszych, "narodowych" samochodów elektrycznych.

Popierałem go z dużym entuzjazmem.

Tylko...

 

To akurat zahacza o moją branżę, w której się przez kilkadziesiąt lat doskonaliłem i miałem swoją wizję, jaki ma być ten dobry, polski samochód elektryczny.

Nie taki, jak te, miliony Tesli, Volkswagenów, Mercedesów, Renaultów, czy Fiatów, które pójdą na przemiał, bo są niebezpieczne dla człowieka. Choć pewnie znajdą jeszcze głupków, którzy ten ryzykowny szmelc kupią.

Sam planowałem zakup elektryka w przyszłym roku. Dziś się z tego śmieję. Na dodatek, te auta miały być tanie, a dziś przeciętne, dosyć dobrze wyposażone miejskie auto EV* oscyluje w granicach powyżej 200 tyś. zł. Czyli dwa razy drożej niż benzyniak. A na dodatek to tykająca bomba w garażu...

 

Taki jeden nieszczęsny internetowy troll, marny hejter z germańskimi inklinacjami, jak już nie ma argumentów i pomysłów, jakby tu mnie sponiewierać a premiera Morawieckiego ośmieszyć, wykrzykuje swym dziecięcym dyszkantem: - Gdzie te polskie elektryczne samochody?! Gdzie ta fabryka, którą Morawiecki obiecał?

Zostawmy na razie premiera w spokoju, Płonące jak pochodnie samochody elektryczne pokazują, że miał on duże szczęście, albo był po prostu przezorny i nie poszedł za owczym pędem tworząc takiego polskiego tworu samopalnego. Czyli wyszło na dobre, co musi tego fajnego hejtera jeszcze bardziej wq**wiać. Tym bardziej, że Niemcy właśnie po raz kolejny za swą tradycyjną głupotę, znaną jako – "my wiemy lepiej, bo jesteśmy najlepsi", dostają mocno po dupie. Podobno VW będzie musiał w fabryce w Emden i okolicy zwolnić 30 tyś. pracowników.

 

Powiem dlaczego jestem nadal entuzjastą samochodów elektrycznych, a wtedy na początku wspierałem premiera Morawieckiego.

 

Po prostu nie znałem wtedy jeszcze konstrukcji tych elektrycznych aut, nawet robionych przez Teslę Muska, nie spełniających przełomowych rozwiązań, których ja się spodziewałem.

A chodzi tylko o dwie najważniejsze sprawy:

  • zasilanie, albo "paliwo" – czyli baterie, choć wolę nazwę akumulatory, bo tak właśnie wszyscy zmotoryzowani od początku nazywali;

  • napęd – motor, silnik elektryczny. Nie sądziłem, że pozostaną nadal przy takiej przestarzałej koncepcji. Przecież już jest coś o wiele lepszego.

Co ciekawe, i problemy akumulatorów, oraz elektrycznych silników znam od ponad pół wieku. To była moja praca. I to był zawsze mój konik.

 

 

Akumulator, czyli coś, co może zmagazynować elektryczną energię.

 

Już chyba parokrotnie, jak jakiś maniak, gdy cwani biznesiarze wymyślili epokę wiatraków i słoneczników – paneli fotowoltaicznych, pisałem, że główny problem ludzkości to nie wytwarzanie energii, tylko umiejętność jej magazynowania. Nie bylejakiej energii tylko tej elektrycznej. Do tego właśnie służą, jak my to nazywamy – akumulatory, w stosunku do tych masywnych i ciężkich, albo baterie, czyli te wszystkie małe walce i "guziki" które mamy w latarkach, zdalnych pilotach przeróżnych urządzeń, zegarkach i w tysiącu różnych elektronicznych urządzeń.

 

 

 

Dawno temu, pracowałem na shuttle-tankierach – zbiornikowcach, które były przystosowane do odbioru ładunku ropy naftowej na morzu, prosto z platform wydobywczych (co nie jest takie łatwe, a statki są drogie).

Czasami proszono mnie był popracował przy umieszczonych na dnie morza bojach komunikacyjnych. Zazwyczaj chodziło o wymianę baterii litowo-jonowej – tutaj sporego walca, jakieś 40 cm długości i 8 cm średnicy. Instrukcja operacji wymiany baterii na pierwszej stronie ostrzegała, że muszę być dobrze zabezpieczony – ręce, twarz i dobry kombinezon, a obszar wokół mnie, tak w promieniu 20 metrów ma być wolny od ludzi. Wtedy właśnie miałem już dowód, że baterie Li-ion to wysoce niebezpieczny przedmiot.

Dlaczego one są takie, że mogą się zapalić, a nawet wybuchnąć? To dosyć skomplikowane, tak, jak cała konstrukcja takiego ogniwa nie jest prosta, a do tego używa się wiele rzadkich i drogich surowców, jak lit, kobalt, kadm, nikiel, czy wanad. Plus specjalne elektrolity tworzą w sumie mieszankę, która ma krytyczny punkt – temperaturę, jeśli którą bateria przekroczy, to zaczyna się reakcja jakby łańcuchowa i temperatura wzrasta samoistnie, aż do momentu zapłonu. Sporo uprościłem, ale tak już jest – bateria, jeśli się za mocno podgrzeje, a przecież, jak pracuje to się grzeje, to na pewno się w końcu zapali.

I jak widać, jest to problem, którego jeszcze do końca nie rozwiązano.

Jak zawsze z produktami na rynku – są baterie lepsze i gorsze. Jak dotąd najczęściej palą się te chińskiej produkcji. Ciekaw jestem jakie baterie stosuje się w Volkswagenach. Ostatnio Chińczycy usiłują zmienić w bateriach lit na sód. Lecz tylko z przyczyn ekonomicznych a nie wzrostu bezpieczeństwa. Li jest drogi i żadki, a Na mamy tanio, pod dostatkiem. Lecz czy zamiana jednego pierwiastka na drugi zwiększa bezpieczeństwo?

 

Najpotężniejsze koncerny zatrudniają najlepsze instytuty naukowe i "geniuszy" ze start-upów, w poszukiwaniu doskonalszych baterii elektrycznych. Tesla i Elon Musk, który ma wyjątkową bystrość w wyszukiwaniu najlepszych technologii, niedawno przejął produkcję, kompletnie nowej idei urządzenia prądotwórczego, wymyślonego na Uniwersytecie w Bristolu w 2016 roku, czyli niedawno. Konkretnie – jest to to bateria diamentowo – jądrowa, w wersji najnowszej, całkowicie z odpadów, z którymi świat ma taki problem, zużytych materiałów radioaktywnych reaktorów elektrowni atomowych. W najnowszej wersji NDB – Nuclear Diamond Battery, do produkcji używa się stosowanego w reaktorach węgla C14, tu – w formie diamentowego pyłu, oraz zużytego uranu i pierwiastków z rozpadu uranu U-235.

To wynalazek niesłychanie rewolucyjny. W odróżnieniu od elektrycznych baterii chemicznych, mamy coś, co nie zanieczyszcza środowiska, wprost przeciwnie – te baterie zutylizują radioaktywne odpady, z którymi nie wiedzieliśmy co zrobić, a po drugie, są to surowce, jak na dzisiaj tanie.

Zaleta główna NDB – tych baterii nie trzeba ładować! Trwający tam rozpad radioaktywny, produkujący promieniowanie beta, czyli elektrony, będzie trwał około 20 000 lat. Czyli, żeby było jasne – NDB jest zarówno generatorem prądu, jak i jego magazynem.

Wada – na razie, w tej początkowej fazie główna wada to tzw. Gęstość energii – czyli ilość energii zawartej w baterii w stosunku do jego wagi. Zazwyczaj podawana w Wh/kg. Najlepsze Li-ion dochodzą do 500 Wh/kg.

Dla porównania nasze auta, którymi jeździmy mają akumulatory 50 – 100 watogodzin z kilograma, a te w elektrykach 260, 270 Wh/kg. Toteż, by przejechać bez ładowania te 400 km, musimy mieć w aucie prawie tonę baterii.

 

Z EV – samochodami elektrycznymi, lub szerzej – z transportem elektrycznym, wielikm problemem jest zapewnienie wielkiej ilości prądu elektrycznego również do zasilania nowej, potężnej rzeszy aut, mając na uwadze to, że i przemysł, infrastruktura i obsługa obywateli również ma coraz większe zapotrzebowanie na prąd.

Czy tak lansowane przez fanatyków ideologii klimatyzmu wiatraki i słoneczniki zapewnią tyle dodatkowego prądu w sieciach energetycznych? Kto na tym się zna, to puka się w głowę. Dzisiaj tylko elektrownie jądrowe są w stanie podołać zapotrzebowaniu na prąd elektryczny. Najmądrzejsi na świecie Niemcy właśnie wyłączyli swoją ostatnią elektrownię. A głupsi Amerykanie, Japończycy, czy Koreańczycy właśnie budują kolejne reaktory. Francuzi też swoich elektrowni nie zamknęli, a Polska wreszcie zaczęła stawiać swoje "atomówki".

 

 

Silnik elektryczny ma być mocny, mały i lekki

 

Zanim zacząłem się oburzać na litowo – jonowe akumulatory, to zdenerwowałem się mocno: - dlaczego oni stosują takie konwencjonalne rozwiązanie z centralnym, jednym masywnym silnikiem elektrycznym?! To już przecież jest historia!

Przecież od bardzo dawna stosuje się napędy na wszystkie koła. W pojazdach wojskowych to już norma, a ja pamiętam, jak tenże nieszczęsny Vokswagen wprowadzał Audi Quatro, a potem Allroad. Sam jeździłem autami AWD i przekonałem się, że jest to świetne rozwiązanie. Szczególnie, gdy jeździmy po różnych drogach, albo warunki pogodowe – deszcz, śnieg, lód – zmieniają warunki jazdy.

Te auta miały jeden centralny silnik, i tylko przy pomocy odpowiednich rozwiązań mechanicznych rozdzielały napęd na poszczególne koła.

Ale wyobraźmy sobie coś takiego, że każde koło ma swój własny silnik elektryczny. Że oś koła jest na sztywno połączona ze swoim silnikiem.

Czy to nie jest lepsze rozwiązanie od tradycyjnego, ponad 100-letniego?

Ja to sobie, pewnie jak tysiące innych inżynierów wymyśliłem dość dawno. Lecz pewność tego, że mam rację, uzyskałem, gdy pokazały się nowe, rewlucyjne silniki elektryczne. Przypomnę, że te, których nadal używamy, to stuletni wynalazek Nikoli Tesli. Więc chyba pora na coś nowego.

 

I oto jest nowy silnik elektryczny prądu zmiennego. Świetny następca tych ciężkich i kłopotliwych napędów. Nie dość tego – najnowsze auto ekskluzywnego producenta szwedzkiego Koenigsegg, właśnie zastosowało taki napęd, w modelu Gemera. Wprawdzie to jeszcze hybryda, bo twórca i właściciel firmy, Christian von Koenigsegg – wariat typu Elona Muska, zawsze chce mieć Nr.1 na świecie i tu spowodował, że może w niedużym autku osiągnąc 1400 KM i prędkości ponad 400 km/h. Tu mamy trzy silniki elektryczne: - po jednym na tylne koło i jeden na przednią oś. Jak pan szwedzki arystokrata i genialny wariat powiedział – to dopiero początek. I to nie tylko w autach, ale też w samolotach, a właściwie wszędzie. Skromnie też tak uważam.

 

Jego elektryczny silnik nazywa się Quark. Waży... 30 kg! A jaka moc i moment obrotowy!

 

Przeszukałem polskie Google i naszą Wikipedię, nie ma ani słowa o kompletnie nowej koncepcji silników. Te tradycyjne, jeszcze jak to Tesla stworzył, to tzw. Axial flux motor, po naszemu (choć nie wiem, czy już oficjalnie przyjęto formalną nazwę) – silniki o strumieniu [magnetycznym, jk] osiowym, a te najnowsze to Radial flux – o strumieniu promieniowym.

Lecz to, co wykonano w silnikach Quark Koenigsegga, to Raxial flux – połączenie strumienia radialnego i osiowego.

 

No dobra... Może ktoś to zrozumie.

 

Poza tym w nowych silnika zamieniono wreszcie ciężkie, żeliwne korpusy i niemniej ciężkie wirniki, materiałami lekkimi, jak kompozyty i włókna węglowe.

W przypisach podałem linki do danych i nie będę tutaj zanudzał szczegółami. Trzeba wiedzieć, że zastępując tradycyjne, nawet usprawnione silniki elektryczne przez te nowe raxial flux, to jest taka rewolucja, jak przejście z telewizorów z lampą kineskopową, do płaskich LEDów, stacjonarnych komputerów w sporym pudle, z osobnym monitorem i osobną klawiaturą, na laptopy. To na prawdę kolejny technologiczny przełom o potężnym znaczeniu.

 

Warto tylko wiedzieć, ze taki silnik ważący tylko 40 kilo, może w szczycie dać 800 KM mocy, albo 600 kW. "Zwykły" elektryczny motor, powiedzmy na 440 V (morski standard) waży jakieś 3 tony (Quark 40 kg, a stary 3000 kg).

[2]. [3] [4]

 

__________

 

Podsumuję, elektryczny samochód, który miał zastąpić samochody spalinowe, już prawie 10 lat temu wyobrażałem sobie, jako pojazd, oczywiście bardzo zautomatyzowany, napakowany elektroniką i kontrolowany centralnym procesorem, ale przede wszystkim, zasilany najnowszymi bateriami o wysokiej gęstości energi (kW/kg), superbezpiecznymi i o błyskawicznym ładowaniu.

A napęd elektryczny też powinien być przełomowy, bo nad tym pracuje się już od wielu lat, czyli coś w typie wcześniej opisanego 40 kg Quarka, i wcale nie musi to być aż 800 KM. Mnie na przykład wystarczy 200 KM.

I takie auto, gdzie bez ładowania będę mógł przejechać 1000 km, a potem doładowanie nie będzie dłuższe niż 15 min, wg. dzisiejszych cen tylko nieco będzie przekraczało 100 tyś zł. (jak obiecał Elon Musk), kupję natychmiast. Bo będzie wtedy warto.

 

A Rzeczpospolita wtedy taką fabrykę powinna zbudować.

 

__________

 

No i co teraz?

No nic... Sorry – takie mamy czasy. Wszystko się zmienia tak szybko. Przemysł oszukuje, jego szefowie są chciwi, jak nigdy, a ta gromada tych szybko bogacących się klientów jest napalona na nowe i "muszę mieć lepsze od sąsiada", że bezmyślnie dają sobie wciskać kit.

Jak trzy wieki temu w Afryce, dają się omamić paciorkami i kolorowym, najtańszym perkalem.

 

Więc niestety trzeba tę historię smutno zakończyć.

Te ostatnie półwiecze, duży kawał mojego życia, to chyba najbardziej zwariowany i szalony etap w historii ludzkości. W dużym stopniu winny tu jest wprost logarytmiczny rozwój rozumu ludzi i idący za tym postęp nauki – a przede wszystkim – techniki.

 

W tej całej smutnej historii autentycznie żal mi jest wszystkich nabywców EV – elektrycznych samochodów. Omamiono ich unikalnymi zaletami takich aut, nic nie mówiąc o ewentualnych kłopotach z nimi. Zaszantażowano ich również – szczególnie w Unii Europejskiej tym, że już wkrótce auta spalinowe będą zakazane w ruchu drogowym. Więc rzucili się, szczególnie ci forsaci i głupsi, by kupić te ciągle drogie samochody i imponować otoczeniu.

Nie wierzę, że tak wadliwe samochody zaoferowano klientom na całym świecie z głupoty, czy niedopatrzenia. Sprzedawane są z pełną premedytacją, nie tylko z typowej dla bogaczy z koncernów chciwości, ale również w ramach ideowego absurdu tak zwanego klimatyzmu.

 

"Liczba samochodów o napędzie elektrycznym wzrosła w 2022 r. na całym świecie do 26,8 miliona. Prognozy zakładają, że w 2023 roku ich sprzedaż wyniesie 14,3 miliona sztuk, a do 2030 roku obrót pojazdami BEV i PHEV będzie stanowić ponad połowę sprzedaży wszystkich nowych samochodów na świecie. Dostępność infrastruktury ładowania i koszt zakupu to wciąż największe bariery w rozwoju elektromobilności - wynika z najnowszego raportu EY i Eurelectric..." [5]


 

Żal mi tych wszystkich właścicieli tych "przełomowych" aut, że nie dość, iż wydali duże pieniądze na gadżet z defektami tylko by innym zaimponować, choć możliwe też, że z braku rozumu, teraz raczej będą pośmiewiskiem. A poza tym, kto to od nich kupi, jak będą chcieli swego elektryka sprzedać? Przecież wkrótce będą one wyłącznie zapełniać złomowiska.


 

Nieco mniej żal mi jest Niemiec. Te państwo, zbudowało swoją gospodarkę i faktycznie się wzbogaciło na eksporcie. A jest to przecież trzeci największy na świecie producent aut. W 2021 ich produkcja samochodów stanowiła 410,9 miliardów EUR. Wszystkie te popularne marki: Mercedesy, BMW, VW, Audi, czy Porsche, gdy tylko przyszedł sygnał z Berlina, zaczęły produkować wersje elektryczne swoich w dużej mierze ekskluzywnych aut (a polskie drogi zaroiły się od całkiem nowych, lecz używanych i sprzedanych, bo tam już się jeździ tylko EV, Meroli i Beemwic). Ile pieniędzy tam już musiano zainwestować w ten "nowatorski pomysł". Co teraz Niemcy zrobią, gdy już świat przestanie kupować ich elektryczne auta? W kraju pewnie przestaną budować. Słyszałem, że już zakłada się zamknięcie fabryki w Emden. A także konieczność zwolnienia 30 tysięcy pracowników VW.

I gdyby na tym statku spaliło się chociaż 500 Fordów, albo innych Fiatów, ale nie – musiało to akurat być 500 Volkswagenów. I wszystko zostało załadowane w niemieckim porcie. Czy to przekleństwo jakieś dotknęło tego kraju, który przecież jest "ponad wszystko"?

Gospodarka Niemiec, od momentu napaści bandyckich chord Putina na Ukrainę znajduje się w dołku i nadal się stacza. Tajny plan opanowania Europy przez Szkopów z pomocą "cichego wspólnika z Kremla upadł. Nie udało się podporządkować energetycznie kontynentu poprzez tzw. dekarbonizację i likwidację energii atomowej. Plan bycia jedynym dystrybutorem gazu ziemnego, płynącego do Niemiec rurami ze wschodu nie wypalił, jak poprzednia sztuczka, z zawojowaniem całej Unii wspólną walutą Euro. Sknocono też napływ taniej siły roboczej, idiotycznie zapraszając największych światowych nierobów i awanturników z Afryki i Azji. Porażka, za porażką.

Czy elektryczne Mercedesy i Volkswageny dobiją naszych sąsiadów?

 

 

___________

 

Jednak pesymistą nie jestem. To koniec samochodów elektrycznych. Lecz tylko tymczasowo. To koniec nędznych samochodów – produktu niechlujnych i chciwych głupców. Produkt skorumpowanych naukowców i fachowców.

Jak na razie nie ma konkurencji dla aut na prąd. Gdy do tego zabiorą się prawdziwi i solidni projektanci, producenci i inwestorzy, to powstanie coś na prawdę wartościowego, zdolne zastąpić silniki spalinowe. Mam też nadzieję, że Tesla Elona Muska przetrwa. On nie czaruje i chce prawdziwych innowacji i może wreszcie zrobi taniego elektryka. Dla wszystkich. A nie tylko dla próżnych nowobogackich u nas i posłusznych owieczek na zachodzie.

 

A co z obietnicą Morawieckiego? Powoli, wszystko po kolei. Najpierw musimy mieć dużo prądu. Umowy już podpisane przez państwo. A na dodatek nasi najwięksi potentaci – Orlen i KGHM – też kupują swoje małe, modułowe elektrownie atomowe.

A jeszcze jak politycznie dobrze rozegramy, a wojna za naszą granicą wreszcie się skończy, to możemy mieć mnóstwo taniego prądu z Ukrainy.

Teraz w dobrym tempie tworzy się nowoczesną infrastrukturę drogową i kolejową. Takich inwestycji w tych sektorach zlokalizowanych w Gdyni i wokół niej nie było od czasu II Rzeczpospolitej. A już musimy zabrać się za modernizację infrastruktury energetycznej. Zwłaszcza wysokonapięciowe linie przesyłowe, oraz stacje transformatorowe, wymagają szybkiej modernizacji.

A energia wiatrowa i energia słoneczna, czyli wiatraki i słoneczniki? Same za parę lat się wykończą. To też niemiecka ściema.

Za to warto na poważnie zabrać się za energię ze źródeł geotermalnych, a także zacząć wykorzystywać biogaz.

Wtedy można będzie wreszcie w miejsce FSO w Warszawie, wybudować FESO – Fabrykę Elektrycznych Samochodów Osobowych, gdzieś w dobrym miejscu w Polsce.

Przydałby się nam jakiś polski szlachcic z kasą, jak Christian von Koenigsegg by wreszcie zrobić tę Izerę na światowym poziomie.

 

     ___________

 

 

* EV – popularny już na świecie skrót od Electric Vehicle samochody wyłącznie na prąd

 

[1] ]]>https://youtu.be/lEsO--Z2d2E]]>

[2] ]]>https://www.auto-swiat.pl/ev/wiadomosci/silnik-elektryczny-quark-koenigsegga-jest-niewiele-wiekszy-od-puszki-i-ma-do-340-km/t70sh0z#slajd-6]]>

[3] ]]>https://www.thedrive.com/news/heres-how-koenigseggs-dark-matter-electric-motor-makes-800-hp]]>

[4] ]]>https://www.magneticinnovations.com/faq/radial-flux-permanent-magnet-motor/]]>

[ 5 ] ]]>https://www.ey.com/pl_pl/news/2023/04/eurelectric-badanie-six-essentials-for-mainstream-ev]]>

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)

Komentarze

Niemce pozyskali nowe  technologie masowej produkcji po przegranej I Wojnie za sprawą rothschildowego banksterskiego kartelu Rothschildów który przejmując FED przejął i układ rządowo pożyczkowy USA. A że ten banksterski układ chciał kolejnej wojny, to  sfinansował i dał kredyty i sprzeniewierzył technologie USA do masowej produkcji najbardziej pojebanemu i agresywnej państwowości w Europie. Rzeszy niemieckiej istniejącej od 1870 r. której powstanie sfinasował tenże jeszcze jako jedynie europejski banksterski Rothschield kartel. Niemce jak i ruskie sami potrafią zaadoptować dostarczone technologie , ale czy jak ją mają ,to potrafią ją samodzielnie rozwinąć nad wyższy poziom? Dziś mamy odpowiedź. Nie potrafią !    Stąd kilometrową awaryjnością szwabskie auta montowane w pośrednich krajach z chińskich elementów- jakościowo  są do niczego przed   swymi pierwowzorami z zeszłego stulecia. Z motorami BMW jest to samo. Mój wymarzony onegdaj (i dotąd) K100  zamiast rzekomej niemieckiej trwałości ,w początkującej wtedy elektronice , sypie się w tychże detalach elektronice made in germany po 70 tyś  km zamiat 300 tyś . A to za sprawą  zamontowanej wtedy częściowo jako made in china elektroniki . Żadnego nowszego BMW modelu K , jak i R po 1984 r w życiu bym już nie kupił i nikomu nie polecam . Mechanika ok, ale elektronika do d..y. i brak jej zamienników  Jak już ktoś lubi niemieckie motocykle  bmw to  jedynie jakiś starszy –bez nawet początkującej w tych motocyklach jak w K100 -elektroniki ! Bo w przeciwieństwie do mechaniki made in Germany , elektronika to był i jest główny problem  niemieckiej motoryzacji pewnie i industrializacji i szwabskiej kumulacji technologicznej IV Rzeszy. Stąd dziwna dla mego pojmowania polityczna ucieczka niemieckich koncernów do elektronicznych „nowych” technologii z przymusem nabycia tego meleksowego  samobieżnego śmiecia przez euro-gojów. I to ma być nowy niemiecki  tzw. zielony ład – fit for 55.  nazipolityk aby ratować szwabskie dupy tych  nazistowskich pochodzeniem koncernów co wcześniej wyposażały III Rzeszę . Pozostaje tymże euro-mentom "zielone " pozdrowienie:: Heil Tusk czy  Heil Weber .   Ps. Podziwiam autora i dzięki za wytrwałość , rzetelność i za całokształt jego publikacji.!   
Vote up!
4
Vote down!
0

E.Kościesza

#1653631

Cześć

Już nawet Chińczycy nie chcą niemieckich samochodów. mają swoje Mercedesy/

https://youtu.be/OWIwvayIVSc

 

Vote up!
1
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1653699

cywila. I tak napęd "hybrydowy" po raz pierwszy pojawił się na amerykańskich pancernikach typu New Mexico. W pojazdach lądowych natomiast spalinowo-elektrycznym napędem mogło pochwalić się ciężkie działo p/panc. Ferdynand (potem Elephant). Z czasów naszej młodości taki napęd miały ciężkie lokomotywy spalinowe, np. sowiecki ST-44 (popularny Gagarin). A wózki akumulatorowe, rozwożące węgiel  do indywidualnych odbiorców w śląskich miastach? Być może w innych też, ale ja pamiętam z dzieciństwa wózki Stal, wiozące 2 tony węgla. Ba, pamiętam samochody na gaz - wywrotki typu Star 21. ;)

Wszystko już było. Problemem są jedynie akumulatory. ;)

 

Vote up!
4
Vote down!
0
#1653632

To chyba reguła, że nowości najpierw trafiają do wojska. tam ustala się pewien standard jakości. A potam dla cywili obniża się.

Tak było z GPS - pierwszoa dokładność w cywilu to 20 mtr. A ja już pracowałem na pozycjach z dokładnością do 3 cm.

tak samo (dawne czasy) Jak COMSAT upublicznił geostacjonarne satelity komunikacyjne. Tak powstał INMARSAT (pracowałem przy tym). A potem już się posypało i na jednym z nich znalazłem 1400 kanałów telewizyjnych (pokrycie terenu od Kaukazu do Islandii).

Vote up!
1
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1653700

Tu się nie ma co śmiać!

Ale cieszyć się można.

https://youtu.be/OWIwvayIVSc

 

.

Vote up!
1
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1653698

Nie doczytałem do końca bo bredzisz Wasze.
To że samochody EV są na obecnym etapie idiotyzmem - o tym nie bredzisz bo to prawda.
Ale alalizy "techniczne' różnych rozwiązań... i pan tak na poważnie?

Silniki w kołach zamiast jednego centralnego... że niby ma być lżejsze? Poważnie? A dlaczegóż to?
Moz to moc, sprawność to sprawność, niesprawnosć idzie w ciepło, grzeje i przegrzewa silnik. Każdy silnik to wielo-kilowatowy grzejnik. A same kilowaty - bez określonej ilości miedzi, łożysk, magnesów, itd. nie uzyskasz tej mocy. Tu się nie da wykręcić byle czym.
W rzeczywistości łatwiej jest stworzyć jeden lżejszy silnik o określonej mocy niż kilka mniejszych o tej samej mocy sumarycznej i ciężarze. Nawet jak dodasz ośki i transmisję wciąż możesz być lżejszy. Nie wspomnę że wszystkie obecne silniki w samochodach są chłodzone cieczą bo muszą być.
Jak będziesz chłodził cieczą te w kołach?
Dołożysz im ogromne finy? A przy małej prędkości pod górę... będziesz miał koła do czerwoności rozgrzane i opony topił...
Wojsko w kołach ma głównie hydrauliczne, nie elektryczne. A ich sprawność poniżej 70%

A słyszałeś pan co to jest masa nieresorowana w samochodzie i dlaczego walczy się by była ona tak mała jak to tylko możliwe?
Koło to właśnie masa nieresorowana. A pan chcesz tam silnik wkładać i ją zwiększać.
Pisz pan proszę o tym na czym się znasz, a nie będziesz nam tu duby smolone bredził.

Poza tym, nad takimi silnikami w kołach pracuje się od bardzo dawna i co raz ktoś wyskakuje że "już ma" a potem góno i cisza. Nazywają się "in-hub-motors". Dobre to one są w elektrycznym rowerze a i tam nie zawsze. Są po temu powody.
Choćby trwałość takiego trzęsącego się, nie resorowanego silnika. Albo jego uszczelnienie. A jeszcze gorzej - moment obrotowy. Gówno ma nie moment. Chcesz moment to musisz wsadzić silnik o wielkiej średnicy. Czyli ciężki i wracamy dio punkt wyjścia.
Chcesz lekki, mały, kręcący się na wysokich obrotach to musisz w tym kole zmieścić również reduktor. Ciężki reduktor. W każdym kole.
A jak masz silnik centralny to dokładasz do niego tylko jeden reduktor, wszystko ładnie chłodzone, resorowane, i rozprowadzasz lekkimi ośkami na koła.
Albo dwa silniki, po jednym na oś. To ma sens. Ale mocowane do ramy!

Ech...

Albo te silniki z radial flux vs axial flux. Pomyliłeś pan który był starszy a który jest nowszy. Jest odwrotnie niż pan piszesz.

A baterie NDB. Stara jak świat technologia w nowym opakowaniu i nazwie. W kosmos latają prawie od drugiej wojny światowej. Wszystkie wojskowe satelity je mają. Tyle że nie wszyscy pozwalają by wylatywały z ich terenu... Bo jak się taka rakieta podczas startu rozpier... to mamy skażenie radioaktywne.
Pan myślisz że politycznie poprawna ideologia pozwoli na zasilanie samochodów materiałem radioaktywnym? Poważnie?

Dalej nie czytałem bo i po co?...

Vote up!
2
Vote down!
0

Jerzy Drwal

#1653769