Reset - rachunek sumienia ludzi bez sumienia

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Wczorajsza premiera dokumentu „Reset” w wykonaniu Sławomira Cenckiewicza i Michała Rachonia odsłoniła, jak na razie, zaledwie rąbek kulis prorosyjskiej polityki prowadzonej za czasów rządów PO-PSL. Reset jest tu słowem umownym, właściwym zarówno dla określenia powrotu ekipy Tuska do uległości wobec spuścizny po ZSRR, albo też odwrót od tego w dobie obecnej. Ciekawe w tym wszystkim było pojawienie się pewnej analogii postaw niegdysiejszej, w pełni ujawnionej w czasie I wojny światowej, opcji „prorosyjskiej” obecnej w nadziejach na wskrzeszenie Polski u pewnych ugrupowań. Była to koncepcja popierana przez endecję i lojalistów, autorstwa Romana Dmowskiego. U jej podstaw leżało oczekiwanie zwycięstwa Rosji i opanowania przez nią całości ziem polskich, a w konsekwencji przywrócenie Polski jako państwa związanego z Rosją. Przypominało to w pewnym stopniu to, co wydarzyło się w wyniku II wojny światowej. Zarówno w latach 1914-1918 jak i w 1944/45 roku bilans stosunków polsko-rosyjskich był obciążony nie zatartymi zbrodniami Rosji popełnionymi na narodzie polskim, a nadzieje Dmowskiego kolidowały wyraźnie z aspiracjami imperialnymi Rosji, które po ewentualnym zwycięstwie bynajmniej by nie zanikły. Tak więc stawianie na Rosję w dążeniach niepodległościowych Polaków nie miało żadnego uzasadnienia. Nie rezygnowała ona z ziem zabranych Polsce i była sprzymierzona z Ententą. Bolszewizm widziano tam jako chwilową perturbację. Zasada samostanowienia narodów przyjęta przez bolszewików była hasłem mającym jedynie rozbroić narody uwięzione w imperium carskim. Niepodległa Polska mogła, w przypadku zwycięstwa Rosji, być buforem między nią a Niemcami. Jako państwo suwerenne, wystawiona była na zagrożenie z obu stron. Jak wiadomo, to drugie się spełniło w 1939 r.

Z tej nauki, jaką nam funduje historia, zdają się polscy politycy nie korzystać, albo dlatego, że kiedyś w nawyku było odwoływanie się do, jak się okazało zawodnych, sojuszy, zwłaszcza z Francją i Wielką Brytanią, albo dlatego, że w zwycięskim nad III Rzeszą Związku Sowieckim niektórzy, nie tylko komuniści, widzieli jedynego gwaranta dla Polski, mniej więcej przypominającej kongresowe Królestwo Polskie. Władcę tegoż ostatniego, Aleksandra I, brat cara, wielki książę Konstanty nakazał wielbić hymnem „Boże coś Polskę”, a Radosław Sikorski kochać Rosjan, jak ongiś Polacy ponoć mieli kochać cara. Sikorski nie mówił tego wprawdzie od siebie, ale czerpał z wywodów Jarosława Bartkiewicza zapatrzonego w "słowiańską bliskość etniczną" rzekomo łączącą Rosję i Polskę, a może także w „prikaz”, by kochać Stalina. Oczywiście Sikorski jechał do Moskwy kochać Putina. Rzecz jasna, by to stać się mogło potrzebny był „reset” – słowo i pojęcie wieloznaczne – ale jak tu w prostych słowach wyrazić taki splot bzdur. Trzeba było po prostu powiedzieć, że nastała pora na przeprosiny za to co stało się po roku 1989 i wyrazić gotowość wznowienia „przyjaźni” (już nie Polsko-Radzieckiej), ale w istocie od tamtej bynajmniej nie różnej, tyle że bardziej zakamuflowanej. Jak się tę miłość konsumowało widać było najlepiej na tle wydarzeń po katastrofie smoleńskiej, a trwały jej wyraz odwzajemniony przez Putina, to areszt wraku tupolewa.

Wszystko to może się wydawać zabawne, ale nie jest, bo zbyt wielu w Polsce uważa, że merdanie ogonkiem przed Putinem i manifestowanie – dodajmy jednostronne – kumplostwa z nim przez Tuska, Sikorskiego czy dawnych towarzyszy w służbie III RP, to była polityka słuszna i dla Polski właściwa.

Tak to mniej więcej wszystko wygląda od roku, powiedzmy, 1815, choć jest to data i sztuczna i myląca, bo w pewnym sensie kasująca czas od roku 1772. A jak to jest dzisiaj? Otóż dotąd mowa była o różnicach przeszkadzających w akceptacji tez Bartkiewicza i „dyplomacji” Sikorskiego przez ludzi myślących i nieco znających dzieje Polski i Rosji. Ale są i podobieństwa w statusie Polski wobec Rosji, tym razem Putina, i tym razem zamiast dawnych sojuszników Polski (sprzed 1939) Unii Europejskiej, głównie zaś Republiki Federalnej Niemiec. Polska jest ością w gardle dla dążącej do odzyskania imperium Rosji, dodajmy, Rosji Putina, bo Rosja bez nazwania jej władcy po prostu nie istnieje. Podobnie niestrawna jest Polska dla wiodących sił w Unii Europejskiej, gdyż sprzeciwia się „ujednoliceniu” Europy (Gleichschaltung) pod egidą Niemiec. Jest to powrót w postaci makro do idei bismarckowskiej – zjednoczenia w XIX wieku dzielnicowo rozbitych Niemiec i stworzenia potęgi zmierzającej do panowania nad całą Europą, a może nad światem (heute gehört uns Deutschland und morgen die ganze Welt). Ten ostatni plan zawalił Hitler, dlatego teraz na celowniku jest Europa, a Polska ze swym przywiązaniem – nie licząc renegatów – do swej tożsamości i tradycji, jeszcze stale chrześcijańskiej, staje, jak zawsze, okoniem. Trzeba więc ją ścisnąć sięgając do dawnych metod. Rosja jest tu dla UE niezbędna, ale awantura wywołana przez Putina na Ukrainie wszystko psuje, co więcej pozwala Polsce wyrastać na potęgę, jaką od dawien dawna nie była. Stąd wspomaganie Ukrainy, stawiające pod znakiem zapytania sukces Rosji i wzrost znaczenia Polski musi być neutralizowane innymi środkami, n. p. budowaniem w Polsce V kolumny w postaci Tuska et consortes, całej tej jałowej opozycji nastawionej tylko na niszczenie państwa (na zamówienie?), nie dopuszczanie do uzdrowienia wymiaru sprawiedliwości, obecnie najbardziej szkodliwego środowiska w Polsce. Słowem Unia Europejska pracuje nad obezwładnieniem Polski, co jedynie stać się może, kiedy opozycja totalna obejmie władzę. Na tym zależy zarówno lewacko-libertyńskim władzom Unii jak i Putinowi.

Innymi słowy, jak zawsze i z zachodu i ze wschodu mamy wrogów, bo jesteśmy „inni”, nie chcemy sprzedać diabłu ani siebie ani Europy, w której miejsca sobie nie kupiliśmy, ale mamy je od Opatrzności i wierzymy, że Ona nam dopomoże je zachować wbrew tym którzy i ze wschodu i z zachodu i, niestety, w łonie tej naszej wspólnej matki przeciw niej knują i po cichu lub jawnie ją sprzedają.



 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (15 głosów)

Komentarze

produkcję wycofał m.in.  Bill Browder, wciąż ścigany przez FSB Rosji. Fakt negacji materiału przez autora Mafii Putina, z nieukrywaną satysfakcją odnotował portal Tomasza Lisa. Autor poczytnych książek o kulisach władzy Putina powinien rozumieć więcej. Najwidoczniej jednak nie, bo z uporem broni Radosława Sikorskiego: Nie przypominam sobie wielu ludzi, którzy byli bardziej skuteczni w kontrowaniu Putina niż Radek. Szkoda, pacta sunt servanda, jak widać, nie dla wszystkich. Niektórzy wciąż są niezdecydowani, po której stronie się opowiedzieć.

Vote up!
6
Vote down!
0
#1652431

PO już się nie kryje ze swoimi niemieckimi ciągotami, zamiast gmin, powiatów, województw wg nich mamy landy, a jeszcze wyborów nie wygrali....

 

Vote up!
6
Vote down!
0

Prezydent Zbigniew Ziobro 2025
Howgh

#1652434