Puszka Putina

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Stary grecki mit o pierwszej kobiecie, która na Ziemię ściągnęła nieszczęścia na naszych oczach nabiera nowego wymiaru.

Dla tych, co albo nie pamiętają, albo też zwyczajnie mieli do szkoły pod górkę i po piachu.

Pandora była pierwszą kobietą. Podobnie jak biblijna Ewa przynieść miała ludziom (tzn. mężczyznom chyba, skoro dopiero ona była kobietą) same nieszczęścia. A było to tak. Ulepiona z gliny przez Hefajstosa, wyuczona wszelkich prac domowych przez Atenę, obdarowana urodą przez Afrodytę oraz naznaczona szczególnymi cechami Hermesa (kłamstwem, pochlebstwem i fałszem) została żoną tytana Epimeteusza, brata Ptolemeusza. We wianie wniosła gliniany antałek, powszechnie znany jako „puszka Pandory”. Wedle najbardziej rozpowszechnionej wersji zawarte w nim zostały wszelkie smutki i nieszczęścia.

Powodowani chciwością małżonkowie otworzyli puszkę, a z niej po świecie rozbiegły się zamknięte do tej pory. Na dnie pozostała jedynie nadzieja.

Od tej pory „puszka Pandory” stała się synonimem źródła niekończących się smutków, kłopotów i nieszczęść.

Na naszych oczach ów grecki mit znalazł wypełnienie. Oto współczesną puszką Pandory staje się Ukraina.

Za sprawą małego agenta KGB Włodzimierza Putina szlag trafia dekady ustaleń międzynarodowych, mających na celu maksymalną redukcję prawdopodobieństwa wybuchu konfliktu atomowego.

Armia Federacji Rosyjskiej w starciu ze zdecydowanym bronić swojej niezawisłości przeciwnikiem straciła pieczołowicie budowaną legendę wielkości i niezwyciężoności. Ba, pokazując sprzęt, w większości państw europejskich znajdujący się w rozmaitych muzeach czy też parkach militarnych, wzbudziła powszechne politowanie.

Faktycznie, gdyby Putin chciał bardziej obnażyć słabość Rosji, pewnie niczego podobnego by nie wymyślił.

Od ponad kwartału druga (wg opinii panującej do 24 lutego 2022 r.) armia świata nie potrafi przełamać obrony państwa uznawanego przez Putina i jego „randżersów” za praktycznie nieistniejące.

To kompletna deprecjacja Rosji i jej do niedawna dumy – wojska.

Nic dziwnego, że im bardziej w d… dostają najeźdźcy, tym bardziej daje się zauważyć potrząsanie atomową szabelką.

Już 27 lutego, gdy do współczesnego cara a wczorajszego kagiebisty dotarło, że Ukraińcy nie zamierzają witać armii FR kwiatami, rozległo się pierwsze ostrzeżenie:

- Nakazuję ministrowi obrony i szefowi sztabu generalnego postawić siły odstraszania armii rosyjskiej w stan specjalnej gotowości bojowej.

Mniejsza z tym, czy i na ile groźba zawarta w tych słowach była realna. Najbliżsi sąsiedzi Rosji nie dysponują wszak taką aparaturą wywiadowczą, jak USA, by móc je weryfikować.

Zresztą co do zamiarów Putina upewnia dysydent rosyjski, historyk z wykształcenia, Jurij Felsztyński. W piątkowej Porannej rozmowie RMF powiedział:

….celem Putina wcale nie jest tylko Ukraina. Co będzie następne?

To nie ja to wymyśliłem, to tak naprawdę władze rosyjskie i Putin wiele razy powtarzali, że następna będzie Mołdawia. A później Putin postawi ultimatum jądrowe, wzywając do wyjścia wszystkich państw Europy Wschodniej z NATO.

Co to znaczy ultimatum jądrowe?

To znaczy, że Putin zacznie szantażować kraje Zachodu tym, że jeśli on nie dostanie tych państw, tego co chce, to zacznie wojnę jądrową.

Myśli pan, że to może się wydarzyć, że to wariant realny?

Ja myślę, że to całkiem realny wariant, że NATO bezsprzecznie nie zgodzi się rozpuścić się, nie zgodzi się oddać Putinowi państw nadbałtyckich. I w takiej sytuacji staniemy u progu wojny jądrowej.

Całość: ]]>https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-co-planuje-putin-felsztinski-nastepna-bedzie-moldawia-poznie,nId,6051605#crp_state=1]]>

Broń atomowa w rękach tyrana staje się tym, czym była artyleria kilka wieków wcześniej. Od połowy XVII wieku francuskie działa opatrywane były napisem ultima ratio regnum, co po polsku znaczy ostatni argument królów.

Putin postępuje podobnie. Tym razem broń atomowa staje się ultima ratio tyranni – ostatnim argumentem despoty.

- Albo mi się poddacie, albo spuszczę na was atomówę. Faktycznie, wyjątkowo subtelna i budząca powszechny aplauz na całym świecie polityka.

Postawa znana mieszkańcom Warszawy z lat 50-tych ubiegłego wieku. Osiłek, najczęściej w jakimś ciemnym zaułku, zaczepiał zabłąkanego przechodnia i oferował mu kupno cegły.

Putin zamierza właśnie stać się takim sprzedawcą cegieł, ale w zdecydowanie większym wymiarze.

Tyle tylko, że taka postawa powoduje erozję zawartych traktatów.

Oto 22 stycznia 2021 roku wszedł w życie Traktat o Zakazie Broni Jądrowej (ang. Treaty on the Prohibition of Nuclear Weapons).

Zgodnie z art. 1:

Układ zakazuje stronom rozwijać, wypróbowywać, produkować, wytwarzać, uzyskiwać w inny sposób, posiadać lub gromadzić broń jądrową lub inne jądrowe urządzenia wybuchowe jak również przekazywać i otrzymywać taką broń, używać lub grozić jej użyciem, pomagać, zachęcać lub nakłaniać w jakikolwiek sposób do jakiejkolwiek działalności zabronionej przez Traktat, szukać pomocy w takim działaniu lub otrzymywać ją, pozwalać na jakiekolwiek stacjonowanie, instalowanie lub rozmieszczanie jakiejkolwiek broni jądrowej lub innego jądrowego urządzenia wybuchowego na swym terytorium lub w innym miejscu będącym pod jego jurysdykcją lub kontrolą.

Super, ale… Traktat został dosłownie olany przez wszystkie Państwa posiadające broń nuklearną.

To powoduje, że traktat powyższy jest po prostu manifestem ideologicznym, prośbą skierowaną przez społeczność światową m. in. do Rosji, aby ta nie straszyła innych swoimi głowicami.

Jak bardzo Putin przejął się tym apelem świadczą ostatnie wydarzenia.

Co to oznacza?

Zacznijmy od finansów.

Otóż wbrew opowieściom polskojęzycznego der Onet broń atomowa (co prawda o mocy nieprzekraczającej wczesnych „kapiszonów”, znanych z Hiroszimy czy Nagasaki) to koszt niższy od czołgu nawet tak przestarzałego, jak używane na Ukrainie T-72.

Pod warunkiem, że ma się dostęp do odpowiedniej ilości izotopów. Można też iść od razu po gotowe.

Otóż kaprys Nemezis sprawił, że jedną z największych potęg atomowych obecnego świata jest Rosja – państwo przeżarte korupcją na każdym szczeblu, armii nie wyłączając w żadnym przypadku.

Trzeba przypomnieć „panikę atomową” po rozpadzie ZSRS. Otóż nie doliczono się wówczas aż 84 „walizkowych” ładunków jądrowych. Wg pochodzącego z 2011 roku Raportu amerykańskiej komisji Gilmore’a przejęcie broni atomowej przez organizacje terrorystyczne oznaczać mogą dla całego świata szantaż polityczny najwyższej klasy.

Wybuch bomby np. na Manhattanie to nie tylko setki tysięcy ofiar, ale również wyłączenie na nieokreślony czas znacznej części portu nowojorskiego z eksploatacji.

Autorzy Raportu przeoczyli jednak najważniejsze. Za sprawą Putina mamy do czynienia z terroryzmem państwowym.

Dzisiejsza Rosja, odmiennie niż Związek Sowiecki, już nawet nie ukrywa swojego oblicza.

Odgrzebane z lamusa pamiętającego jeszcze drugą połowę ostatniej światowej wojny (jak pamiętamy przez pierwsze lata Stalin był wiernym sojusznikiem Hitlera i nie mniej aktywnym od niego agresorem) pojęcia tak naprawdę służą jako listek figowy mający ukryć pospolity rabunek oraz próbę odtworzenia sowieckiego Imperium.

Ukraina, która zawierzyła w szczerość deklaracji innych państw, dekady temu gwarantujących nienaruszalność granic w zamian za wyzbycie się posowieckiego arsenału atomowego (a miała głowic prawie tyle, co ówczesna Rosja), dzisiaj walczy o przetrwanie.

Reszta świata zaś ma siedzieć cicho, bo inaczej Putin spuści na ich miasta bomby atomowe.

Jedyny nasuwający się wniosek jest taki, że każdy sąsiad Rosji musi mieć przynajmniej tyle głowic jądrowych, aby samodzielnie mógł zetrzeć z powierzchni Ziemi Moskwę i Petersburg.

Inaczej ruscy nie będą szanowali ich integralności i niezawisłości.

Przy czym, co moim zdaniem jest zdarzeniem wysoce prawdopodobnym, część głowic wymierzonych w Rosję będzie pochodziła z... rosyjskich arsenałów.

    Od czasów Iwana Groźnego wiadomo, że Rosja szanuje tylko silnych. Zawarte układy cynicznie traktowane są jako zyskanie czasu potrzebnego do własnej mobilizacji.

Tak przecież było z traktatami pokojowymi zawieranym przed II wojną światową z Polską, Finlandią, Rumunią a nawet z Niemcami.

Kiedy tylko przestawały być dla Rosji opłacalne, były łamane nawet bez oficjalnego wypowiedzenia.

To wielce prawdopodobne upowszechnienie broni atomowej spowodowane obawą przed Rosją może jednak być powodem ożywienia lokalnych konfliktów. Nie tylko na Bałkanach.

Na całym świecie roi się od terenów, na które ochotę mają jednocześnie różne Państwa.

Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?

W pochodzącym z 1980 roku opowiadaniu Polonaise (polski tytuł – Polacy to ludzie łagodni) Alana Deana Fostera Polska, rządzona przez elekcyjnego króla, jest światowym hegemonem. Otóż umieściła ona w przestrzeni wokółziemskiej satelity uzbrojone w broń jądrową zdolną zetrzeć w proch każde państwo tak szybko, że nie będzie mogło wykonać ataku uprzedzającego.

Wobec rozprzestrzenienia broni nuklearnej na świecie, ktoś musiał wystąpić i powiedzieć: „Nie wygłupiajcie się z tą nową zabawką, bo dostaniecie klapsa!” Król i Rada Najwyższa, aczkolwiek niechętnie, postanowili, że musimy wziąć ten obowiązek na siebie. Jesteśmy obecnie zbyt blisko gwiazd, Dano, żeby ryzykować powrót do dawnego pełzania. Polska nie wypowiedziała wojny żadnemu państwu już od wielu stuleci. Nie można tego powiedzieć o żadnym innym mocarstwie - również waszym. Niebezpieczna próżnia została zapełniona.

Końcem Rosji, tego rodzącego się na naszych oczach neo Imperium Zła, będzie realizacja marzenia Ronalda Reagana.

Powszechny system antybalistyczny, mogący strącić każdą rosyjską rakietę międzykontynentalną już w kilkanaście sekund po starcie.

Gwiezdne Wojny czekają na reaktywację.

29.05 2022

fot. pixabay

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)

Komentarze

Vote up!
1
Vote down!
0

Prezydent Zbigniew Ziobro 2025
Howgh

#1644773