Etos munduru, etos obrońcy Ojczyzny

Obrazek użytkownika Janusz 40
Idee

Deklaratywne i entuzjastyczne wzmożenie Polaków "Za mundurem...", to niestety mało. W ślad za tym winny iść czyny; tak było w czasach kiedy w czasie I WW i latach po niej następujących Polska wybiła się na niepodległość, ale stało się to dzięki REALNEMU wysiłkowi całego narodu. Może jeszcze niektórzy mają w domowych archiwach zdjęcia swoich męskich przodków, którzy wszyscy zgłaszali się na ochotnika do walki z Bolszewią w 1920 r., może ktoś wygoogla przedwojenną prasę, gdzie także żeńscy nasi przodkowie nie pozostawali bierni. Wszyscy zbierali pieniądze na zakup broni, zgłaszały się panie do służb medycznych i innych pomocniczych.

Ktoś powie, to mrzonka, teraz są inne czasy, uzbrojenie jest skomplikowane i "pospolite ruszenie" nic nie da. Oczywiście - miałby rację i ten wpis nie jest apelem do społeczeństwa, jest apelem do władzy, do społeczeństwa zresztą też aby wybierały władze zdolne ocalić niepodległość Polski. Byłoby to z mojej strony utopijne gadanie, gdyby nie fakt istnienia przynajmniej dwóch państw, które pokazują jak się to robi. Nie będę podawał egzotycznych przykładów np. Wietnamu, czy Afganistanu. Przykładem państwa, które dzięki odpowiedniemu podejściu do stworzenia skutecznej obrony nawet przed wojenną machiną Wermachtu jest neutralna Szwajcaria. Hitler nawet chciał ją "zająć", ale generałowie potrzebowali na to 20 dywizji, którymi już Rzesza nie dysponowała. Drugim państwem liczącym niewiele ponad 10 milionów ludności, a trzymającym w szachu 300 - 400 milionów Arabów i ok 100 mln. Persów -  jest Izrael. Wprawdzie w dużym stopniu to zasługa nowoczesnego uzbrojenia i poparcia US, ale jednak to uzbrojenie i sprzęt ktoś musi umieć obsługiwać, musi umieć go użyć.

Powstaje pytanie - jak to robić? Po pierwsze trzeba chcieć, potrzebny jest etos rycerza-obrońcy państwa, etos Żołnierza, który ma w swoim plecaku buławę marszałkowską. To najbardziej szlachetna męska rywalizacja. Każdy szwajcarski bankowiec, a już dyrektor MUSI posiadać oficerski stopień, im wyższy, tym lepiej. Tylko owe stopnie zdobywa się poprzez praktyczne ćwiczenia poligonowe, poprzez zdanie egzaminów z umiejętności obsługi uzbrojenia i sprzętu wojskowego, dalej poprzez prowadzenie tych ćwiczeń i ich planowanie, poprzez opanowanie operacyjnej sztuki wojennej. W żadnym wypadku nie wchodzi w grę uzyskanie stopni wojskowych "po znajomości". Taką silną armię nie uzyskuje się w trybie powszechnego poboru po którym rekrut ćwiczy musztrę, pełni służbę wartowniczą i obiera ziemniaki na obiad. Szkolenie powinno polegać na praktycznym opanowaniu uzbrojenia i powinno odbywać się w trybie cyklicznym - dla przypomnienia, przetrenowania i w przypadku wprowadzenia nowych rodzajów uzbrojenia.

Oczywiście - są rodzaje wojskowych "profesji", które przekraczają możliwości żołnierzy "amatorów", to piloci, to obsługa nowoczesnych rakiet i rakietek, to także nowoczesna "saperka", radiolokacja, łączność... Pozostaje jednak ogromne pole dla działania wojsk szkolonych w systemie cyklicznym - może to być np. kilka dni w kwartale, lub tydzień w roku. Warunkiem jest objęcie tym szkoleniem wszystkich mężczyzn (zdolnych do noszenia broni) i odpowiedniej ilości kobiet.

Wspomniałem na wstępie o potrzebie stworzenia (przywrócenia) etosu rycerza-oficera - obrońcy ojczyzny. Brzmi całkiem archaicznie. Obecnie ideałem kariery osobistej jest w oparciu o nowoczesne techniki cyfrowe osiągnąć jak najwyższy materialny status, być przy tym zadbanym i wysportowanym. To akurat nie stoi w żadnej sprzeczności z etosem żołnierza. Nowoczesny żołnierz, to spec w komputerowej technice - oczywiście sprawność fizyczna jest zawsze w cenie. Tak, dla pokazania, że mundur nie przestał się w świecie liczyć - wspomnę, że WSZYSCY przedstawiciele angielskiego rodu panującego przywdziewają oficerskie mundury jako najgodniejsze najbardziej reprezentacyjne. Poza dyskusją jest oczywiście fakt prawa do takiego munduru - ono przysługuje wyłącznie prawdziwym oficerom. W innych jeszcze państwach o statusie "królestw" ten obyczaj jest też kultywowany, ale także w takim "nowoczesnym" jak US.

Anegdotycznie przedstawię historyjkę z własnego wojskowego doświadczenia. Otóż pełniąc funkcję szefa uzbrojenia pułku w wojewódzkim mieście, w którym rozmieszczone były jeszcze inne tej samej rangi jednostki wojskowe i znajdował się też sztab dywizji. Zostałem dywizyjnym rozkazem wyznaczony do ekstraordynaryjnego przeszkolenia strzeleckiego wojewódzkich notabli. Było to w czasie, kiedy żartobliwie mówiąc przestano "palić" Wawele, a zaczęto palić komitety (siedziby władz partyjnych). Została wydana broń osobista i jeszcze w różnych placówkach władzy - KBK AK - "kałachy". Nazbierało się tych wojewódzkich ważniaków ok. setki.

Nie miałem żadnych instrukcji, zresztą nikt by się nie ośmielił mi takich udzielać - byłem profesjonalistą, a ponadto na mundurze miałem dwa romby świadczące o dyplomach dwóch

wojskowych akademii. Teoretyczne wprowadzenie rozpocząłem od pytania - kto z panów ma w swoim życiorysie jakieś wojskowe szkolenie? Wszyscy byli po studiach w wieku 30 - 50 lat, dobrze i zdrowo wyglądający, zadbani. W tamtych czasach na studiach było wojskowe szkolenie (na mojej politechnice był to jeden dzień w tygodniu i potem dwa miesięczne szkolenia poligonowe. Później był to SOR (półroczne szkolenie już po zakończeniu studiów) i jeszcze inne coraz bardziej "liberalne". Takie wojskowe szkolenia były obowiązkowe i obejmowały wszystkich bez wyjątku, także na wydziałach medycznych - kobiety.

W odpowiedzi na moje pytanie nastąpiła cisza - nikt z tej wojewódzkiej elity (nie tylko z wojewódzkiego urzędu, także z sądów i prokuratury) nie odbył wojskowego szkolenia. Jak to możliwe? po prostu WSZYSCY od niego się "wymigali". "Władcy" Polski w tamtych czasach nie musieli tracić czasu na jakieś "wojsko" - od tego ma być plebs, nie oni - współcześni

patrycjusze. A wymigać się było łatwo, ale tylko tym z klanu - ówczesnych braminów. Towarzystwo wzajemnie świadczyło sobie usługi i takie zwolnienie z wojska to pestka dla tego, który w zamian otrzymywał ekstra przyjęcie syna na ekskluzywny wydział na uniwersytecie itp.

Oczywiście potraktowałem ich jak rekrutów, ale bez naruszania osobistej godności . Np. na strzelnicy dyscyplina musiała być absolutna; odniosłem w końcu wrażenie, że takie profesjonalne potraktowanie zaczęło się im podobać. W takim wpisie nie będę rozwijał tego tematu. Rzecz w tym, że szkolenie wojskowe w PRL i III RP zostało całkowicie zaniedbane. Przypomniałem jeszcze sobie informację o powołaniu "w kamasze" syna norweskiego króla; bez żadnych oporów, czy interwencji dworu szkolenie odbył. U nas syn sołtysa już do wojska nie szedł, wojsko było dla plebsu.

Może w końcu rządzący Polską przejrzą na oczy - oby nie było za późno...

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)

Komentarze

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika kefas z giathalassy nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Zagajam tak, bo wygląda mi na to, że ma pan wiek sędziwy i nie chcę powtarzać nieprzyjemnych epitetów odnoszących się do tzw. żołnierzy zawodowych PRL.

Niech pan, panie oficerze, opowie coś o etosie rycerskim lat 60 tych kiedy to przypuszczam szkolono pana na tego rycerza.

Ja osobiście mam doświadczenia tylko giermka, ale doświadczenia bogate. Jak najbardziej nosiłem też w plecaku buławę, tylko że z tym plecakiem za tamtej armii to było tak, że jak mi na unitarce powiedzieli, że sztuka się liczy, to po tym jak te plecaki zaczęły zmieniać właścicicieli, to już nikt się nie mógł doszukać tej mojej buławy. Chcieli mnie nawet za brak buławy wysłać do Przasnysza, ale jak się okazało że dowódca kompanii złamał sobie kostkę, to brak mojej buławy zszedł na plan dalszy.....

Hej, a teraz się dowiaduję, że podobno ta buława to była tylko taka ściema i dziś do tej buławy to nie ma nawt armii.

Vote up!
1
Vote down!
-2
#1637760

Szkolono mnie (jak wszystkich) w liceum (tzw. przysposobienie wojskowe, potem na politechnice - "wojsko" było raz w tygodniu, a potem dwa miesięczne pobyty na poligonie. Potem na WAT gdzie zostałem mianowany na podporucznika w 1963 roku. w r. 1964 zostałem inżynierem i rozpocząłem służbę, kolejne stopnie wojskowe zdobywałem regularnie, chociaż na stopień majora przetrzymali mnie rok. w !078 r. ukończyłem Wydział ekonomiczny WAP - zostałem magistrem ekonomii. Następnie ukończyłem studia podyplomowe na SGPiS na kierunku ekonomika przemysłu. Służąc w centralnej instytucji wojskowej i kierując oddziałem analiz ekonomicznych kosztów i cen w pionie Głównego Inspektora Techniki - zapoznałem się szczegółowo z WSZYSTKIMI naszymi producentami uzbrojenia. zostałem ekspertem PTE i przedstawicielem MON w Komisji Cen Uzbrojenia usytuowanej przy Radzie Ministrów. Dosłużyłem się stopnia pułkownika i rzeczywiście jestem oficerem w stanie spoczynku.

Ale nie przyjmuję do wiadomości opinii o opóźnieniu intelektualnym oficerów WP. Dokładnie dotyczy to tych, którzy stopnie oficerskie otrzymali po roku 1963. Znałem oczywiście wielu starszych oficerów, którzy maturę zdobywali w we wcześniejszych latach "na rozkaz ministra ON" - rzecz .

Jeszcze można napisać więcej; było wielu wśród nas, którzy mieli poglądy antykomunistyczne. Tacy przeważnie nie byli stawiani na ważniejsze stanowiska, albo nie byli odznaczani orderami. Np. na moim stanowisku (i równoległym) honorowano oficerów przynajmniej dwoma orderami Polonia Restituta (kawalerskim i oficerskim). Ja zasłużyłem jedynie na srebrny krzyż zasługi i jakieś "liczniki". W okresie ustrojowych przemian - w wojsku wzmożono dyscyplinę i indoktrynowano kadrę w duchu walki z "Solidarnością". Wypowiadałem się za porozumieniem i groziło mi usunięcie dyscyplinarne. Moja jednak pozycja jako ekonomisty temu zapobiegła. Wysyłano mnie na prelekcje do jednostek w całej Polsce, także na "wycieczki" zagraniczne, chociaż moje poglądy były znane i cały czas istniał silny trzon polityczny w wojsk nie kryłem się z krytyką komunizmu - głównie jego nieefektywnego systemu gospodarczego. Jakie było jednak rzeczywiste nastawienie kierownictwa MON - nie wiadomo. Wyznaczono mnie np. do wygłoszenia referatu i pewnego rodzaju szkolenia z wysokimi oficerami armii...bułgarskiej. Miałem przydzielonych tłumaczy, chociaż znałem rosyjski i trochę bułgarski (z racji pobytów wczasowo rekreacyjnych w tym kraju). Myślę, że owi tłumacze nie byli przypadkowo. Nie odmówiłem sobie ostrej krytyki komunistycznego systemu gospodarczego. Słuchacze wydawali się zaszokowani. Nie było żadnych pytań, nie było też później żadnych komentarzy ze strony moich przełożonych.

Mój etos rycerza-obrońcy nie mógł być realizowany w PRL, szybko zdałem sobie z tego sprawę i pisałem nieustanne raporty o zwolnienie mnie z wojska. Wtedy minister ON miał prawo z uwagi na "gotowość bojową" - odmówić (to tak w uproszczeniu). Pozostało mi pisanie memoriałów, a w okresie, kiedy coś znaczyłem służąc w centralnej instytucji wojskowej - organizowanie szkolenia ekonomicznego kadry i zainicjowanie takiego dla kadry kierowniczej w przemyśle. Była to tzw. "klasówka z ekonomii". Poprzez tzw. meldunki o nastrojach i korzystając z bezpośredniego kontaktu Głównego Inspektora Techniki (wiceministra) z premierem (był w tym czasie Jaruzelski) -doprowadziłem do zajęcia się ekonomiką przemysłu dyrektorów zakładów, którzy tylko realizowali "wskaźniki dyrektywne".  Przypominam, że 1.01.1982 r. weszła w życie gospodarcza reforma, której filary dla zakładów, to samorządność, samodzielność, samofinansowanie. Zostały także "uwolnione" ceny, zlikwidowano większość tzw, Zjednoczeń. Nie wszyscy dyrektorzy przedsiębiorstw potrafili znaleźć się w tej nowej gospodarczej rzeczywistości....

 

Vote up!
2
Vote down!
0

Janusz40

#1637824

Wojsko w okresie PRL-u nie miało poza oficjalną, "dobrej prasy". Dwa lata służby to przesada. Ale było 400 000 chłopa pod bronią. Ostatni etap, "dziadkowanie" to marnowanie czasu. Kto miał się wyszkolić, to się wyszkolił wcześniej. "Dziadki" byli do pilnowania młodszego wojska i odcinania centymetrów na "falomierzu".

Ja byłem w SPR, dawniejszym SOR. Już nie zostawało się oficerem, tylko pozostawało się podchorążym rezerwy w stopniu podoficerskim od kaprala do sierżanta. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że wojsko czegoś uczyło. Kadra była zróżnicowana. To nie tylko tzw. "trepy", ale cała masa inteligentnych ludzi i, tak myślę, szczerych patriotów. Partyjna czapa być musiała, wiadomo. bo służby mundurowe były ostoją systemu.

Myślę, że w chwili rzeczywistej próby, wielu podoficerów i oficerów zawodowych (a ryzyko ogromne!) stanęłoby na wysokości zadania, służąc Narodowi.

Miałem do czynienia z tą kadrą przez rok z hakiem, a też z uwagi na inne cywilne obowiązki. Nie wolno wszystkich do jednego gara wrzucać. Mam dużo zrozumienia dla tego, o czym pisze pan Janusz 40.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1637783

Przeszedlem droge przeszkolenia wojskowego podobnie jak wszyscy w tamtych czasach, najpierw studium wojskowe politechniki, specjanosc wojska pancerne. Pozniej przydzial do jednostki WOT jako rezerwista, mundur w domu, systematyczne szkolenia, wyjazdy na poligon. Czerwony Bor, luty, minus 20 stopni 3 tygodnie pod namiotami. To byla prawdziwa metoda oddzielenia mieczakow od twardzieli. Co mozemy powiedziec o tych ktorzy sa dzisiaj w wojsku? Nie bede komentowal, nawet defilady nie potrafia porzadnie zorganizowac. W latach rzeczywistego rozwoju armii, na stanie polskiej armii bylo ponad 400 Limow 5 produkcji krajowej, ktore wowczas byly odpowiednikami Starfighterow armii RFN. O tamtych mowilo sie latajace trumny.  Co do likwidacji zjednoczen to bylo troche inaczej. Gdy w polowie dekady Gierka zaczely sie problemy finansowe z racji swiatowego kryzysu paliwowego i z tego powodu zalamywania sie eksportu, probowano scentralizowana gospodarke ozywic elementami konkurencyjnosci. Wowczas dokonano tzw manewru gospodarczego ktory polegal na likwidacji zjednoczen i zastapieniu ich WOG-ami, czyli Wielkimi Organizacjami Gospodarczymi. Ten manewr zaczal odnosic pozytywne skutki, niestety zaczal sie w Polsce problem miesny, w wyniku ktorego najpierw byl Radomw, pozniej wybrzeze i reszte juz wszyscy znamy. Armia nie moze byc silna jezeli nie posiada zaplecza produkcyjnego. Zlikwidowanie wytworni silnikow czolgowych Wola na poczatku juz samej transformacji pozbawilo zaklady czolgowe w Labedach serca kazdego wozu pancernego. O przymysle lotniczym nie wspomne. Najwieksza kleska sektora obronnego byla likwidacja bydkoskiego Zachemu, gdzie pobudowana przez hitlera zbrojownia od lat nie istnieje. Taki jest stan na dzisiaj, Labedy i Huta Stalowa Wola praktycznie sa w rozkladzie.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

JanStefanski

#1637827