Jesień średniowiecza

Obrazek użytkownika Krispin
Historia

 

Jesień, jesień, jesień jak to tak? – pytał niegdyś Marek Grechuta[1]. A ponieważ mamy już jesień, postanowiłem przypomnieć mój tekst o jesieni. I to nie tej ostatniej, ale o tej przed wiekami. Trzeba unieść powieki, żeby na te wieki spojrzeć dokładniej. A wcześniej rzucić na nie trochę światła... bo cóż po otwartych oczach, kiedy nadal błądzi się w ciemnościach. Chyba że ktoś lubi błądzić, a potem bredzić. Niektórzy nawet jeszcze przy tym brodzą – na przykład na Campusach. Przez grzeczność nie wspomnę w czym brodzą.

 

Europa. Średniowiecze. Wieki średnie, czyli od V do XV. Epoka zapoczątkowana upadkiem cesarstwa zachodniorzymskiego i najazdami plemion barbarzyńskich (to raczej kiepska sytuacja lub wręcz fatalna). Powstają nowe państwa (chyba nie tak źle?). Większość z nich adaptuje rzymskie prawodawstwo (to raczej dobrze?). Rozprzestrzeniania się chrześcijaństwo, powstają nowe klasztory (to chyba też w porządku?). A więc skąd ta „jesień średniowiecza”?

 

Krytycy obarczają chrześcijaństwo winą za upadek Imperium Rzymskiego. Może dlatego, że to krytycy i są nastawieni na krytykowanie. A może to ateiści (lub nie daj Boże marksiści) i dzień bez ataku na chrześcijaństwo wydaje im się dniem straconym? Albo jakiś oczytany (ale omamiony) pastor, który poczuł w sobie wenę do ataku na katolików? Profesor Wojciech Roszkowski pisze:

 

To bzdura. Przez pierwsze trzy wieki chrześcijaństwo wypełniało rosnące dziury w moralności starożytnych. (...) Przyjmując stopniowo chrześcijaństwo, barbarzyńcy przygotowali grunt pod odrodzenie cywilizacji w Europie. Bez chrześcijaństwa pozostaliby barbarzyńcami. 

Najważniejsze, że do cnót kardynalnych, które uznawali niektórzy filozofowie greccy (roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie), chrześcijaństwo dodało trzy powiązane ze sobą cnoty teologalne: wiarę, nadzieję i miłość.[2]

 

O? Niemożliwe... Ktoś wspomina o cnotach? Było coś takiego? I gdzie się podziało? Kto i gdzie je zakopał? W Zakopanem? Raczej w Zapomnianem. Ludzie szukają złota, diamentów, lepszej pracy, nowego samochodu, szczęścia... A cnót ktoś szuka? Ale wróćmy do średniowiecza.

 

Kościół nie tylko nie hamował rozwoju nauki, ale go czynnie wspierał. Cystersi rozwijali energetykę wodną, budując młyny i folusze [maszyny do folowania tkanin; pilśniarki], oraz przetapiali rudy żelaza. Benedyktyński mnich Eilmer z Malmesbury przeleciał na początku XI w. ponad sto metrów [niektórzy twierdzą, że nawet 200] na rodzaju szybowca [lub lotni]. Pierwszy zegar zbudował ok. 996 r. matematyk Gerbert z Aurillac, czyli przyszły papież Sylwester II.[2] 

 

Pamiętamy, kiedy Polska przyjęła chrzest, prawda? Sylwester II papieżem został nieco ponad trzy dekady później. Wspierał chrystianizację młodych państw, m.in. poprzez tworzenie nowych arcybiskupstw. Tak powstała Archidiecezja Gnieźnieńska – pierwsza polska metropolia kościelna ze stolicą w Gnieźnie (1000 r.), siedziba prymasów Polski (od 1417 r.) – oraz trzy biskupstwa w Polsce (Kołobrzeg, Kraków, Wrocław). Arcybiskupem gnieźnieńskim mianował Sylwester II... Radzima Gaudentego, brata przyrodniego św. Wojciecha (zamordowanego w 997 r. i kanonizowanego jako męczennika przez tegoż Sylwestra II).

 

Pierwsze uniwersytety europejskie zakładane były albo jako fundacje kościelne, albo prywatne (ale z poparciem Kościoła), a ich podstawą było nauczanie teologii, „filozofii przyrody”, medycyny oraz prawa cywilnego i kanonicznego. Tak powstały uniwersytety w Bolonii (1088), Paryżu (1100), Oksfordzie (1167), Modenie (1175) i Salamance (1218).

Największym scholastykiem (od słowa „scola” – „szkoła”) był Tomasz z Akwinu. Inni wielcy uczeni Średniowiecza także byli duchownymi lub ludźmi Kościoła: dominikanin św. Albert Wielki, franciszkanin Roger Bacon, biskup Oksfordu Robert Grosseteste, czy kanonik warmiński Mikołaj Kopernik. Średniowiecze było nie tylko epoką wiary, ale i rozumu, gdyż nie widziało sprzeczności między nimi. Zdaniem mnicha Adelarda z Bath „to właśnie rozum czyni z nas ludzi”.[2]

 

W czasach późniejszych ludzie Kościoła również odgrywali w nauce niepoślednią rolę. Byli wśród nich anatomowie, geologowie, astronomowie, fizycy, matematycy... Dzisiejsza służba zdrowia, której symbolem nadal jest biblijny wąż na krzyżu, symbolizujący moc uzdrawiającego Boga (opisana z biblijnej Księdze Wyjścia), a jednocześnie Jezusa ukrzyżowanego, wywodzi się w prostej linii od szpitalnictwa, w którym niepoślednią, pionierską rolę odegrały zakony. Wprawdzie niektórzy doszukują się początków szpitalnictwa gdzieś w egipskich, greckich i rzymskich świątyniach tzw. bogów opiekujących się medycyną, ale pierwsze pewne wiadomości o miejscu, w którym leczono chorych dotyczą Sebasty (Azja Mniejsza) i roku 356. 

 

W Małej Azji biskup Bazyli Wielki założył w 369 r. na przedmieściach Cezarei Kapadockiej „Miasto Miłosierdzia”. Ponadto nakazał organizowanie podobnych ośrodków w innych miejscowościach. Ośrodek założony przez bpa Bazylego nosił nazwę xenodochium (hospicjum) i był przeznaczony dla potrzebujących wszelkiego rodzaju, a więc bezdomnych, chorych i wędrowców. Od nazwy swego pomysłodawcy ośrodki te nazywano także „bazylejami”.[3]

 

Do Europy idea szpitala trafiła za sprawą krzyżowców. No nie, tych złych krzyżowców? Tych samych okrutników i grabieżców, którzy jechali zabijać niewiernych? Co za szkoda, że jest coś pozytywnego, co można o nich powiedzieć.

 

Do najbardziej znanych pierwszych europejskich szpitali należą: szpital św. Bartłomieja (założony w Londynie w 1123 r.), Hôtel Dieu (ufundowany przez Ludwika XII w Paryżu, 1231) czy Santa Maria Nuova (Florencja, 1288 r.). W budowie i prowadzeniu szpitali w Średniowieczu najwięcej zasług mieli zakonnicy (np. joannici czy cystersi). Poświęcanie się chorym było bowiem często elementem reguł zakonnych. Do XVIII wieku w świadomości społecznej krajów europejskich dominował pogląd, że szpital ma służyć przede wszystkim ubogim, co wiąże się z chrześcijańską ideą miłosierdzia. Do najstarszych szpitali w Polsce należą obiekty założone przez zakon cystersów: przy kościele Najświętszej Marii Panny we Wrocławiu (1108) i w Jędrzejowie (1152). Prowadzili je głównie cystersi, bożogrobcy i duchacy.[3]

 

A średniowieczna literatura, muzyka, malarstwo, rzeźba, architektura? Często nadal robią wielkie wrażenie. Średniowieczne motety, chorały gregoriańskie, „Bogurodzica” (mimo wszystko), freski Giotta, obrazy Bosha i van Eycka, rzeźby Wita Stwosza, czy styl gotycki w architekturze (zgliszcza katedry Notre Dame można podziwiać do dziś)...

 

Łatwo cofnąć się do jakiejś epoki i oceniać ją z dzisiejszego punktu widzenia. Smród, brud i ubóstwo. Może i tak. Ale nie do końca. Obawiam się, że gdyby ludzie tamtej epoki mieli takie warunki i możliwości jak my, mogliby osiągnąć jeszcze więcej. I co wtedy? To my (łudzę się, że może jedynie Anie Rubikony, Marty Klempart, Klaudie Jachiry, Bartki St(r)aszewskie, Sławomiry Nitrasy i inne takie) ich oczach bylibyśmy jesienią późnowiecza. A może nawet jesienią człowieczeństwa?

 

* * *

[1] ]]>Marek Grechuta „Wiosna, ach, to ty”]]>
[2] Wojciech Roszkowski, „Bunt barbarzyńców”, str. 33-36
[3] Wikipedia: ]]>Historia szpitalnictwa]]>   

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (13 głosów)

Komentarze

Do wykazu źródeł dodałabym jeszcze jedną pozycję:

5. "The Autumn of the Middle Ages" (Jesień średniowiecza) - autorem jest Johan Huizinga *

W USA książka ukazała się pod tytułem "The Waning of the Middle Ages."

 

*https://pl.wikipedia.org/wiki/Johan_Huizinga

 

Pozdrawiam.

Vote up!
4
Vote down!
-1

AgnieszkaS

#1631382

Holenderski (dziś Niderlandzki) historyk Johan Huizinga [czyt. Hauzinga] przedstawia czynniki kształtujące kulturę i sposób bycia (obyczaje, stosunek do sztuki, do religii) człowieka schyłku średniowiecza. "Zasadniczym zadaniem dzieła było ukazanie świata myśli i ducha w pewnej całościowej jedności, przedstawienie, jakie ideały, dążenia i prądy kształtowały ówczesne życie".

Wiedza to najlepsza broń w walce z marksistowską propagandą. Należy ją chłonąć, póki nie jest zakazana.

Vote up!
9
Vote down!
-2

Krispin z Lamanczy

#1631397

Bardzo dobra notka, dostarcza argumentów w dyskusji o ciemnocie średniowiecza. Może warto wspomnieć, że kościoły w Polsce prowadziły szkólki parafialne, zakonnicy uczyli ogrodnictwa.

Vote up!
5
Vote down!
-2
#1631386

Skupiamy sięna negatywach. Tego nauczyła nas telewizja.

Vote up!
5
Vote down!
-2

Krispin z Lamanczy

#1631398

Nie do końca ze wszystkim bym sie zgodził, bo bywa i tak, że dodanie czegoś (tu cnoty) sytuacji nie polepsza, a pogo(a)rsza, bo męstwo z miłosierdziem nie za dobrze "konweniują", ale generalnie to zawsze warto przypominać, że i średniowieczu wiele dobrego się działo. Oprócz Oxfordu, gdzie żacy narozrabiali okrutnie, powstało przecież wiele pożytecznych wynalazków, np. kusza (no, to może niekoniecznie tak bardzo pozyteczna, ale znalazłyby sie i lepsze przykłady), a dorobek "Ojców Kościoła" jest rzeczywiśie niepomijalnie ważny. No i co też istotne; tekst napisano znakomitym językiem, z doskonałą znajomościa faktów i "wyczuciem czasu". Nie tylko ze względu na bliską jesień. Dzieki za fajną lekturę.

Vote up!
5
Vote down!
-2
#1631404

A zatem, nie we wszystkim musimy się "do końca" zgadzać. To zrozumiałe. Każdy ma pewien zasób wiedzy, preferencje i swój punkt widzenia  Ważne, żebysmy zgadzali się co do generaliów... i nie dyskredytowali się "do końca" za różnice, które są dopuszczalne - choćby dlatego, że nie są kardynalne :)

Męstwo i miłosierdzie bardzo dobrze ze sobą konweniuja. Kiedy przypomnę swój esej o cnotach (zdaje się, że przeczytał pan jedną z części) to będziemy mogli o tym podyskutować szerzej. 

Vote up!
2
Vote down!
-2

Krispin z Lamanczy

#1631465