Reformacja ateizmu - powyborcza refleksja

Obrazek użytkownika Leszek Smyrski
Idee

Ateizm albo się zreformuje, albo się skończy.

 

Ateizm to założenie, że Boga nie ma. Termin ateizm jest jednak późniejszy niż twierdzenie o nieistnieniu Boga albo wyrażanie wątpliwości na jego temat. Ponieważ nasza wiedza o rzeczywistości jest ułamkowa a pytanie o Boga fundamentalne. Podążając drogą poszukiwania staniemy albo przed ścianą, albo u kresu poznania. Wynika to z faktu, że cała nasza ludzka wiedza jest jedynie niedostrzegalnym pyłkiem we wszechświecie. Wyjaśniałem to metaforą kartki papieru o boku 14 miliardów lat świetlnych. Kiedy wszystkie wypowiedziane przez ludzi słowa zapiszemy na takiej kartce, a potem zmniejszymy do rozmiarów A4, niczego nie zobaczymy.
Tego, co chcę powiedzieć nie umiem przekazać bezpośrednio, dlatego użyję metafory, to powszechnie stosowana w nauce metoda łamania subiektywności w celu uzyskania intersubiektywności.
Wyobraźmy sobie populację użytkowników smartfonów. Używają ich do komunikacji, ale również do zabawy. Urządzenia łączą się w wielką sieć, to internet. Wszyscy użytkownicy umieją posługiwać się telefonami, mało kto jednak zastanawia się jak działają. Istnieje jednak pewna grupa ludzi, która te telefony produkuje, naprawia i wymyśla nowe modele.
Żeby stać się twórcą nowego modelu, sprawniejszego i szybszego trzeba poznać zasady przepływu prądu elektrycznego. Żeby je poznać, potrzebna jest matematyka, a w tejże matematyce dział mówiący o liczbach zespolonych. Adept elektroniki staje naprzeciw liczb i widzi, że do obliczeń trzeba użyć pierwiastka z minus trzy. Jednak jego cała dotychczasowa wiedza na temat matematyki, a nawet wykładowca mówi mu, że taka liczba nie istnieje. Znakomita większość inżynierów przechodzi nad tym faktem do porządku dziennego i używa tej liczby tak jakby istniała. Dzięki temu są w stanie wymyślać nowe, lepsze telefony. Może jednak trafić się ktoś, kto dozna olśnienia. Zdemaskuje ten zakłamany system, uzna inżynierów za kapłanów oszukujących zwykłych ludzi, bo przecież ewidentnie kłamią. Taka postawa nie jest naganna, co więcej, jest odkrywcza i napędza naukę, rozbija dogmaty. Istnieją jednak dwa sposoby, aby poradzić sobie z tym zaprzeczeniem prawom logiki. Albo znajdziemy matematyczny model rzeczywistości, w którym pierwiastek z minus jeden znajdzie logiczne miejsce, albo uznamy twórców telefonów za groźną sektę, którą należy zniszczyć, a otumanionym przez nią ludziom wytłumaczyć, że... tu kończy się moja wyobraźnia.
Ta metafora przyszła mi do głowy, gdy zobaczyłem panią Krystynę Jandę i jej niebotyczne zdumienie wynikiem wyborów. Pani Janda należy do elity oświeconych, to ci, którzy wiedzą, że pierwiastek z minus trzy nie ma prawa istnieć, jej świat jest zbudowany na tej tajemnej wiedzy. Ciekawe jednak, że ta wiedza wcale nie jest tajemna. To trochę tak jak z Bogiem u Malinowskiego w piwnicy, gdzie tylko wybrani wiedzą, że Malinowski nie ma piwnicy.
Pani Krystyna Janda jest doskonale wykształconą aktorką, posiada duży zasób wiedzy ogólnej oraz świetne umiejętności praktyczne. Jest kreatywna i ma znakomite zdolności organizacyjne. Zna sporo ludzi o takich samych walorach. Jej zasób słów jest na pewno bardzo duży.
W teatrze pani Krystyny pracuje hipotetyczna pani Magda. Jest sprzątaczką, po pracy ogląda seriale, rozwiązuje czasami krzyżówki. Zna część ludzi, których zna szefowa, ale jej zasób słów jest nieporównywalnie mniejszy, więc rozmowa z nią nie jest tak atrakcyjna.
Z ludzkiego punktu widzenia pani Krystyna to elita, pani Magda to przedstawicielka szarego tłumu, mijanego codziennie. Z punktu widzenia jednak potencjalnych ludzkich możliwości różnica pomiędzy paniami jest znikoma. Obie mają wybory do podjęcia i absolutnie nie ma pewności, że pani Krystyna podejmie bardziej racjonalny wybór w sprawie butów, przedszkola dla dziecka czy własnego rozwoju duchowego.
Kryteria podejmowania decyzji wiążą się z naszym obrazem świata. Pisałem już wielokrotnie o mediach komunikacji, przypomnę tylko, że jest pięć podstawowych; władza, pieniądz, piękno, prawda i miłość. Kiedy uznajemy, że Boga nie ma, dokonujemy obcięcia dodatkowych wymiarów naszej rzeczywistości. Pozostają trzy niepodważalne i czas. Ponieważ w trójwymiarowej przestrzeni nie umiemy zrobić modelu pięciowymiarowego, używamy trójwymiarowego.
Wtedy wychodzi nam ontologiczne wyliczenie:
władza – istnieje*
pieniądz – istnieje
piękno – istnieje
które wyklucza elementy niedające się zastosować w tym modelu
prawda – nie istnieje
miłość – nie istnieje
Odrzucenie koncepcji Boga powoduje, że elita intelektualna, wytrenowana w stosowaniu bezwarunkowej logiki formalnej musi odrzucić wszystkie byty co do których istnieją jakiekolwiek ontologiczne wątpliwości. My, prości ludzie dokładamy do tej elitarnej wizji coś, co nazywamy zdrowym rozsądkiem, on pozwala nam przejść do porządku dziennego nad faktem, że pierwiastek z minus trzy nie istnieje albo miłość nie istnieje i robimy wszystko tak jakby istniały i to działa.
Pani Janda oglądająca świat przez pryzmat elitarnego obrazu, złożonego z władzy, pieniędzy i piękna, wpada w przerażenie na myśl, że jej światem będzie nadal rządził zły i mściwy czarownik o pseudonimie „Kurdupel z Żoliborza". Ktoś uznający pięciowymiarowy model nie boi się czarowników, bo wie, że Bóg jest również prawdą i miłością.
A czy istnieje, czy nie istnieje, to już zupełnie inna historia.

*moja promotorka która czytała Luhmanna w oryginale twierdzi, że uważał on władzę i prawo za dwa odrębne media komunikacji. Jest w tym sporo racji, jednak przyjąłem założenie, że prawo to skodyfikowana forma władzy, więc dla uproszczenia traktuję jak jedno medium.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (7 głosów)

Komentarze

Piękne to tłumaczenie ograniczenia świata przy pomocy trójwymiarowej przestrzeni. Czyli p Janda i Jej podobni nie potrafią wyjść z ograniczeń. To pewnego rodzaju ułomność. Bo przecież pierwiastek z minus jeden istnieje, trzeba tylko poszerzyć zbiór liczb. Pozdrawiam serdecznie.

 

Vote up!
4
Vote down!
-1

Niueste

#1606270

Prezes PiS J. Kaczyński powiedział przed Pałacem Prezydenckim:

       „Bądźcie pewni, że będziemy mieli taką Polskę, że nikt nam nie narzuci woli z zewnątrz, i nawet jeśli pozostaniemy w Europie sami, to pozostaniemy wyspą wolności i tolerancji, tego wszystkiego, co tak silnie było obecne w naszej historii”.

Jednak są tacy, którym patriotyczna Polska J. Kaczyńskiego nie odpowiada. Między innymi dla kasy jaką dostawali od mafijnych PO-PSL - wolą nienawidzieć polskiego patriotyzmu oraz uważać się za "Europejczyków" - a tym samym za samozwańczą postbolszewicką czy lewacką "elitę", jednocześnie  gardząc Polakami...

       "Elity pogardzające własnym narodem dewastują przestrzeń publiczną i hamują rozwój państwa."

Tak red. K. Wołodźko ocenia tę elitopodobną, nienawidzącą polskości i polskiego patriotyzmu - bolszewicką czy też postbolszewicką mafię z PO-PSL oraz lewackich degeneratów - w artykule opublikowanym w tygodniku "wSieci" (nr 25, 20-26 czerwca 2016 r.).

W tym artykule cytuje on m.in. Janusza Rudnickiego z "Newsweeka": "Lud nas tak urządził. Prosty polski lud i odłamy jakiejś krzywej polskiej inteligencji, robiącej mu populistyczną laskę." W ten sposób Rudnicki wyraził wulgarną, lecz do dzisiaj bardzo popularną opinię postbolszewickich pseudo elit nawykłych od wielu lat do bezkarnego rabowania Polski i Polaków. Tak, jak to było m.in. w okresie rządów Tuska i mafijnych partii występujących jako PO i PSL.

Ci elitopodobni osobnicy, jak pisze Wołodźko: "To byli ludzie z wnętrza komunistycznej sekty, wypróbowani w wierności także w sowieckich łagrach, bardziej niż Polsce i polskości wierni ideologii stalinowskiej czy - szerzej - radzieckiemu marksizmowi i 'ojczyźnie światowego proletariatu.'"

Vote up!
7
Vote down!
-1

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1606271

Pan to , mam wrażenie, trochę zagmatwał. Moja koncepcja jest prostsza: świat jest , jezęli chcemy go badać, światem relacji. Świat społeczny, tak jak świat materialny, który ma trzy wymiary, musi też mieć swoje trzy podstawowe wymiary przestrzeni społecznej - trzy relacje takie jak prawda, miłość i wolność. Nie da się skonstrować trwałego projektu społecznego bez uwzględnienia tych trzech wymiarów. Próby pominięcia któregokolwiek kończą się katatstrofą, co znamy z historii. Tego że te relacje faktycznie występują dowodzi konstrukcja mózgu/umysłu z jego trzema komponentami - poznawczym, emocjonalno-uczuciowym i wolicjonalno-decyzyjnym. 

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606289

Pozwolę się z Panem nie zgodzić. To nie zagmatwanie ale uproszczenie.

Na tym polega geniusz Luhmanna, że znalazł najprostszy jak na razie komponent systemu społecznego - pojedynczy komunikat. Media komunikacji to kanały łączności pomiędzy systemami. Skomplikowane są tylko relacje pomiędzy nimi. Aby łatwiej było je obserwować budujemy model. To nie znaczy że relacje społeczne zachodzą w pięciowymiarowej przestrzeni, ale model który pozwala nam je zrozumieć wymaga koncepcji przestrzennej. wtedy nie potrzebujemy długiego opisu, tylko zakreślamy przestrzenie w których komunikacja ma miejsce, takie w których chciałaby udawać ze nie ma miejsca i takie gdzie jej zabrakło. Ten model bardzo dobrze sprawdza się gdy obserwujemy sposób komunikacji osoby, która przygotowuje się do defraudacji pieniędzy i postępuje bardzo ostrożnie. Oczywiście ten model to tylko narzędzie, ma swoje wady i zalety. Pański sposób opisu też jest narzędziem i też pełni swoją rolę. 

Co do triady prawda, miłość, wolność. Prawda i miłość są mediami komunikacji, natomiast wolność to innymi słowy wielkość przestrzeni w której możemy je stosować. 

Nie pisałem o Mazurowskim wzorcu systemu, żeby jeszcze bardziej nie komplikować.

To oczywiście tylko moja wykładnia, niestety nie możemy spytać Luhmanna ani Kosseckiego.

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606298

Jako językoznawca chętnie bym taką rolę komunikacji przyjął. Ale w strukturze społecznej jest czynnik jeszcze bardziej pierwotny, interakcje społeczne i stojące za interakcjami relacje, między innymi także komnikacyjne. Byt społeczny jest wielopoziomowy i można uwzględnać rozmaite relacje, ale te które wymieniłem, należy uznać, w przypadku gatunku ludzkiego, za pierwotne. Reszta to pochodne.

Ponadto mam zastrzeżenia do terminu  "media", za bardzo mi się to kojarzy z rachunkiem za czynsz.Wolę termin "relacje" jako termin wspólny, naukowo integrujący, dla zjawisk świata materialnego i ożywionego, w tym społecznego.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1606309

Posługuję się terminami używanymi przez Luhmanna i niektórymi terminami Kosseckiego, wiem że w naszym języku to brzmi niefortunnie. Myślałem o innym słowie, ale nic lepszego nie jestem w stanie wymyśleć.

Relacje społeczne zwykle dotyczą ról i sieci powiązań oraz statutu jednostki w grupie. To okropnie skomplikowane. Luhmann daje narzędzie które pozwala pominąć te problemy. Ludzie nie są częścią systemów ale są ich środowiskiem. Dzięki temu nie musimy zagłębiać się zbytnio w psychologię, bo interesuje nas komunikacja między systemami wytworzonymi przez dużą ilość interakcji. Możemy zrezygnować z precyzji ale dowiemy się dużo o ogólnej tendencji danego systemu.

Jak zwykle coś jest kosztem czegoś, ale decydujemy co jest dla nas ważniejsze.

Vote up!
2
Vote down!
-2
#1606336

"Pani Krystyna Janda jest doskonale wykształconą aktorką, posiada duży zasób wiedzy ogólnej oraz świetne umiejętności praktyczne. Jest kreatywna i ma znakomite zdolności organizacyjne. Zna sporo ludzi o takich samych walorach. Jej zasób słów jest na pewno bardzo duży"

Przepraszam, za pomocą jakiej metody  Pan  rozpoznał i oszacował te wszystkie walory Pani Jandy?

Gdzie Pan odkrył jej "duży zasób wiedzy ogólnej i zasób słów pewno bardzo duży"?

Mógłby Pan zapodać jakieś źródło? Ja mogę wykazać, podając odpowiedni link do oceny czytelników. Twierdzę, że jest odwrotnie, po wysłuchaniu jej wypowiedzi w tvn24 w programie  "śniadanie mistrzów".

I ostatnia kwestia. Napisał Pan:

Ateizm albo się zreformuje, albo się skończy.

.Pan w to wierzy lub wie, ma jakieś przesłanki, że ateizm bez zreformowania się skończy, czy to metafora literacka?

Bo z Artykułu to nie wynika.
 

Vote up!
4
Vote down!
-1

Hoyt

#1606301

Podobnie zresztą jak z chwilą śmierci kończy się wiara w Boga osób wierzących. Po śmierci i wierzący i ateiści stają się WIEDZĄCYMI. I ci i ci będą wiedzieli z bezpośredniego doświadczenia, że Bóg istnieje.

Vote up!
4
Vote down!
-1

M-)

#1606303

Nie zmam pani Jandy, przyznam ze wstydem że strzelałem i Pan mnie przyłapał. Uznałem że taka osoba na takim stanowisku powinna mieć takie cechy. Tak naprawdę pani Janda to tylko przykład.

Co do ateizmu.mam przyjaciół, którzy uważają się za ateistów, głoszą takie poglądy i bardzo trudno się dyskutuje. To się nie utrzyma. Przemawiają językiem nauki z XVIII i XIX wieku. Artykuł bardzo delikatnie się do tej kwestii odnosi. Bardziej sobie cenię przyjaźń, niż posiadanie racji w sporze.

Vote up!
4
Vote down!
-2
#1606338

są bardzo ubodzy pod każdym względem, za wyjątkiem nagromadzonych dóbr.

 "Bardziej sobie cenię przyjaźń, niż posiadanie racji w sporze".

Piękne zdanie.

Pozdrawiam serdecznie.

 

Vote up!
4
Vote down!
-1

Hoyt

#1606347

Jestem inżynierem elektrykiem i akurat tu mam co nieco do powiedzenia. Pierwiastek z minus 3 rzeczywiście nie istnieje. Można wyciągnąć pierwiastek jedynie z -1 i zapisać jako liczbę urojoną "i" (elektrycy zapisują jako "j", żeby nie myliło się z natężeniem prądu). i jeśli chcemy wyciągnąć pierwiastek z -3, to rozkładamy je na -1*3 i wyciągamy pierwiastki z każdego czynnika osobno, otrzymując: i*1,732. 

Poza tym akurat błędem w metodzie nauczania matematyki jest to, że na niższych etapach nauczania uczy się, że czegoś nie da się zrobić, żeby na kolejnym etapie stwierdzić, że to jest wykonalne. Tak jest właśnie z nauczaniem, że sa tylko liczby dodatnie (a już wkrótce wprowadza się ujemne), że suma kątów w trójkącie wynosi zawsze 180 st. (a zobaczcie jak jest na przestrzeni sferycznej), nie da się wyciągnąć pierwiastka z -1, nie da się dzielić przez 0 (fakt, ale można dzielić przez liczbę zdążającą do 0, co w wyniku daje nieskończoność), itp. 

Może lepiej by wyło, gdyby na każdym etapie mówiono, że w świetle dotąd pozyskanej przez ucznia wiedzy coś jest jeszcze niezrozumiałe i nie powinno się tego robić, ale z czasem będzie mógł posiąść i tą wiedzę. Bo kształcimy matematycznych analfabetów, którzy nie potrafią rozwiązać równania z niewiadomą X, ale rozwiążą to samo równanie z kwadracikiem, bo tak uczyła pani w pierwszej klasie.

Podobnie jest z ateizmem. Ateista dumny ze zdobytej wiedzy uważa, że zrozumiał wszechświat i Bóg nie jest mu do tego potrzebny. A za to człowiek niewykształcony, który nie rozumie wszechświata, potrzebuje Boga, żeby w Nim znaleźć wytłumaczenie tegoż wszechświata. Ale, o diwo, podobnie Boga odczuwa człowiek mądry, naukowiec, odkrywca, który nie zadowala się swoją ogromną wiedzą, mając świadomość, że ciągle nie jest pełna i, że jest zbyt mały, żeby bez Boga pojąć kolejne jej meandry. I tak właśnie ludzie prości i wybitni wiedzą, że bez Boga nie mogą sobie poradzić, a ludzie, którzy doszli do pewnego poziomu wiedzy i zatrzymali się w pysze, uważając, że nic więcej już nie potrzebują, idą w stronę ateizmu.

 

Vote up!
7
Vote down!
-1

M-)

#1606310

Ma Pan rację. Sam się dziwię skąd wytrzasnąłem trójkę. Liczb zespolonych od dawna nie używam, z matematyki najczęściej stosuję statystykę.

Ale cieszę się że zrozumiał Pan przesłanie. Edukacja faktycznie posiada wiele wad i dobrze Pan opisał jedną z nich.

Vote up!
3
Vote down!
-2
#1606342

Sprowokował mnie Pan do polemiki więc spróbuję zinterpretować zachowania pani Jandy z perspektywy mojej koncepcji relacji społecznych i natury ludzkiej. Mój model pozwala na taką interpretację:

Pani Janda funkcjonuje jako jednostka w sferze relacji komunikacyjnych, a w tych relacjach komunikacyjnych dominują relacje emocjonalne, na których bazuje literatura, więc z przyczyn zawodowych pani Jandy interpretacje rzeczywistości są obciążone czynnikiem emocjonalnym z uszczerbkiem dla pozostałych.

Jeśli chodzo o sferę społeczną, którą pani Janda usiłuje interpretować to emocjonalne zaangażowanie po jednej ze stron konfliktu wyklucza  stosowanie relacji prawdy i narusza obiektywizm relacji emocjonalnych.. W zwiążku z tym pani Janda nie jest w stanie zinterpretować poprawnie zachowań stron konfliktu odnosząc się do roli wskazanych przeze mnie relacji pierwotnych.

System demoliberalny za którym pani Janda optuje ogranicza się do relacji wolnośći ignorując pozostałe i stad skrzywienie interpretacyjne pani Jandy.

 

 

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1606314

Bardzo ładnie powiedziane, Pański model jest bardzo dobry diagnostycznie.

Kossecki prawdopodobnie powiedziałby coś na temat homeostatu systemu, który pani Janda z podobnymi sobie jednostkami chce opanować. Właściwie to system wytworzony przez tego typu ludzi posiadał kontrolę nad homeostatem naszego systemu społecznego i tę kontrolę utracił. Tutaj dochodzimy do głównego problemu. 

Czy chcemy ten homeostat oddać w jedne ręce, czy chcemy sami mieć wpływ? Czy skoncentrować, czy rozproszyć sterowanie.

Na to Luhmann odpowie że nasz system jest autopojetyczny, a to oznacza że niezależnie co zrobimy, i tak system będzie stabilizował do pewnego stopnia błędne decyzje, ale jeśli liczba błędów wzrośnie ponad pewną wartość, możemy sobie napytać biedy.

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1606344

Panie Leszku bardzo fajna notka.

Mam kilka refleksji po lekturze.

1. autor napisał:

"Ateizm to założenie, że Boga nie ma."

otóż mnie uczono że ateizm opiera się na DOGMACIE że Boga nie ma. Jest  to istotne bo oznacza że ateizm jest religią, religia jest bowiem zbiorem dogmatów.  Tak jak nie udowodniono empirycznie że Bóg istnieje tak i nie udowodniono empirycznie że Bóg nie istnieje. Jedynie czym dysponuje nauka to poszlaki tak w jedną jak i drugą stronę. Innym z podobnych problemów nauki jest historia i miłość. I tutaj również nie istnieje powtarzalny eksperyment potwierdzający istnienie tych rzeczy. Historia która dzieje się w czasie odbiera naukowcowi narzędzia do potwierdzania historycznych zdarzeń bowiem czasu cofnąć nie sposób. Podobnie z miłością - empirycznie uczucie najwyższe jest niemożliwe do powtórzenia bo każdy kocha na swój sposób.

2. Pięć punktów Feliksa Konecznego o których pan pisze buduje cywilizację. Współcześnie antycywilizacja kwestionuje je wszystkie. 

władza - rozproszona - unikanie odpowiedzialności za błędy i celowe działania ze szkodą dla cywilizacji.

pieniądz - fiducjarny, zdecydowana jego większość wirtualna, którego wartość w każdej chwili można zakwestionować.

piękno - dziś często brzydota prezentowana jest jako piękno.

prawda relatywna

miłość - burza hormonów, odruch biologiczny. Spłycenie uczucia do zwierzęcej natury człowieka.

Kryteria cywilizacyjne jakie pan podał co do jednego zostały zakwestionowane. Zupełnie nie dziwi zatem pomieszanie zmysłów pani Krystyny. Wszak ona "w kulturze robi" i codziennie zmaga się z wykluczającymi postawami.

3. Nie spotkałem się z wypowiedzią pani Krystyny w której byłoby kwestionowane istnienie Boga Najwyższego. Jako protestantka ma ona tą cechę że filtruje rzeczywistość przez Biblię. Dysponując odwagą cywilną dopuszcza się do werbalnej i sieciowej dezaprobaty katolickiej tradycji której egzemplifikacją jest środowisko PIS. Niestety asymilacja kultów pogańskich do wiary katolickiej jest dla biblistów obrzydliwością stąd taki paniczny strach przed władzą która anty-biblijne dogmaty sankcjonuje w formie prawa powszechnego. 

Na powyższe nakłada się środowiskowa entropia która lawinowo rośnie wraz ze wzrostem dochodu na jednostkę. Dlatego elita buduje mury, pogłębia degenerację aż do ateistycznej euforii reformowanej sodomy i gomory.

Kult rozumu, kult człowieka - do nich prowadzi bogactwo i wolność od wszelkich świętości.

Vote up!
3
Vote down!
-1

norwid

#1606359

> Innym z podobnych problemów nauki jest historia i miłość. I tutaj również nie  istnieje powtarzalny eksperyment potwierdzający istnienie tych rzeczy. 

Nie zgadzam się. 

Nowoczesna antropologia, dzięki badaniom różnych nauk szczegółowych, jak najbardziej potwierdza istnienie takich relacji jak prawda, miłość, wolność.

 

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606374

Ciekawe spostrzeżenia.

1. Założenie czy dogmat? To podstawowy problem dyskusji z ateistami. 

2. Prawda może być relatywna tylko w ontologicznym rozumieniu. Według koncepcji mediów komunikacji medium prawdy jest wyłączone albo natężenie komunikacji niskie. istnieje też możliwość że w systemie naukowym zamiast medium prawdy używane jest medium władzy i pieniądza, w takiej sytuacji naukowcy fałszują wyniki eksperymentów.

Miłość to nie jest uczucie ale postawa, ma swój aspekt prokreacyjny, ale wykracza ponad to. W opisie tego medium dodatkowo posługuję się tezami księdza Dziewieckiego. Sam Luhmann skoncentrował się na aspekcie seksualnym, ale dopuszczał również bardziej abstrakcyjne formy, na przykład przyjaźń.

3. Nie twierdzę że Pani Krystyna jest ateistką, ale ateistyczne założenia weszły już na stałe do życia publicznego i pewne oznaki sympatii do ateizmu stały się jednym z elementów przynależności do elity intelektualnej.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1606377

Z ludzkiej natury, dwoistej, wynika, że sterowanie musi bardziej akcentować czynnik wspólnotowy niż indywidualny, bo rozproszenie oznaczać może wzrost entropii i rozpad systemu.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1606373

Zgodzę się tylko częściowo.

Wspólnotowość jest zaletą tylko do czasu, gdy pojawi się nadmierna ilość jednostek stosujących egoistyczne metody działania. Wtedy ilość fałszywych komunikatów stanie się destrukcyjna dla tej wspólnoty a władza też zacznie realizować egoistyczne cele. Dlatego to nie jest kwestia wyboru jednej odpowiedzi ale ustalenia dokładnych proporcji.

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606380

Wspólnotowość nie jest cechą opcjonalną, bo jest wbudowana w naturę ludzką jako jej kluczowy element przez ewolucję  życia w dużych zbiorowościach wymagających złożonych interkacji, które kształtują owe trzy typy kluczowych relacji poznawczych, emocjonalno-uczuciowych i autnomicznych relacji wolicjonalno-decyzyjnych. Indywiduaizm pojawił się jako cecha wyrazista dopiero w cywilizacji zachodniej dzięki indywidualnej odpowiedzialnośći wprowadzonej przez wiarę chrześcijańską. 

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606422

...brakuje mi jeszcze jednego, moim zdaniem, istotnego elementu. Chodzi mi mianowice o wrodzoną nam, homo sapiens, odwieczną tensknotę za transcendencją. Uczucie to towarzyszy gatunkowi ludzkiemu od zarania jego dziejów; ateizm jest w stosunku do niego zjawiskiem wtórnym, choć oczywiście również bardzo starym. Naturalnie ta właściwia tylko człowiekowi intuicyjna tęsknota za transcendencją objawiała się w różnych okresach dziejów człowieka w różny sposób; od prymitywnego „ubóstwiania” słońca, księżyca czy gwiazd, zjawisk naturalnych jak burze, deszcze czy wiatry, poprzez różne koncepcje licznych bogów „niewidzialnych” aż po współcześnie znane nam religie monoteistyczne.

Zachodzi zatem zasadnicze pytanie: Skąd się nam ludziom to uczucie wzięło i dlaczego jest takie trudne do zignorowania, pomimo niewątpliwego postępu nauki, zdobyczy technologicznych czyli ogromnego rozwoju cywilizacyjnego? Ludzie wierzący twierdzą oczywiście, że tę tęsknotę wszczepił nam sam Stwórca, pragnący aby „stworzeni na Jego obraz i podobieństwo” ludzie Go poszukiwali, poznawali i... pokochali, ale co jeszcze ważniejsze, nawet ateiści nie mogą negować samego faktu istnienia w nas tej przyrodzonej tęsknoty, już chociażby z logicznego powodu, że nie można zanegować coś, czy  też wyzbyć się czegoś, co rzekomo pierwotnie w nas nie istniało.

Doświadczenie podpowiada nam również, że to realna możliwość zaspokojenia determinuje powstanie w nas pragnienia, a nie odwrotnie. Np. fakt istnienia Gór Skalistych spowoduje u niektórych pragnienie ich zobaczenia, niezależnie od tego, czy wielu z tych „pragnących” Góry Skaliste w życiu na żywo zobaczy czy nie. Człowiek zapragnął wzbić się w powietrze, obserwując latające ptaki, czyli dopiero po stwierdzeniu, że taka możliwość latania jest w ogóle możliwa. Reasumując można zatem stwierdzić, że skoro istnieje jakieś pragnienie, musi także istnieć możliwość jego zaspokojenia. Niemowle pozostawione samemu sobie płacze, pragnie i tęskni za ciepłem i bezpieczeństwem ramion matki, bo taka bliskość realnie istnieje, odczuwamy głód czy pragnienie, bo istnieje zaspokojenie tych pragnień, czyli jedzenie i picie, itd. itp. Podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność. Skoro więc istnieje w nas również ta głęboka tęsknota za transcendencją, której tak trudno jest się pozbyć i która w gruncie rzeczy sprawia, że nasze życie w ogóle nabiera jakiegokolwiek sensu, to jest w zasadzie pewne, że istnieje również możliwość jej zaspokojenia, czyli że istnieje również kochający nas, dobry Bóg, do którego możemy się zbliżyć.

Mało tego, podobnie jak niemowle pozbawione ciepła, troskliwości i poczucia bezpieczeństwa w ramionach matki (np. osierocone i oddane do domu małego dziecka) z dużym prawodopdobieństwem będzie miało w przyszłości nienaprawialne, długotrwałe deficyty w sferze uczuciowej, tak człowiek pozbawiony Boga i możliwości zbliżenia się do Niego w procesie dalszego wzrastania w wierze, przypłaci to niechybnie deficytami w sferze własnego, szeroko rozumianego człowieczństwa, bez względu na to, czy źródłem niewiary będzie ateistyczne wychowanie czy też późniejszy własny dobrowolny wybór.

Deficyt człowieczeństwa jako efekt dobrowolnie wybranego ateizmu zdaje się być zatem główną przyczyną nienawiści czy pogardy wobec inaczej myślących, którymi tak ostentacyjnie obnoszą się różne Jandy, Jachiry czy Stuhry.

Tak mi się przynajmniej wydaje...

Pozdrawiam

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1606402

Na to pytanie daje odpowiedź Luhmann w "Funkcji Religii". Tyle tylko że pisze z punktu widzenia ateisty, chociaż sama książka dedykowana jest żonie "dla której religia zawsze była czymś ważnym w życiu". 

To że wychodzi z takiego punktu widzenia powoduje, że w pewnym momencie traci dystans i zaczyna doradzać Jezusowi jak należałoby postępować. To akurat najmniej udany fragment z wszystkich jego dzieł, oczywiście to tylko moja ocena, ateiści są zapewne zgodni z jego pomysłami.

Co do wrodzonej tęsknoty za transcendencją, to prawdopodobnie jest ona jednak społecznie przekazywana, świadczą o tym przypadki tzw. "dzikich dzieci", czyli dzieci które we wczesnym okresie życia nie miały kontaktu z ludźmi. Oczywiście jest też możliwe ze dzieci te nie miały możliwości aktywować jakichś genetycznych obszarów w mózgu. To by oznaczało że genotyp jest jednym a społeczna aktywacja drugim komponentem poczucia transcendencji.

Istnieją też teorie o pozaziemskim pochodzeniu inteligencji, o jakichś dużych zmianach kulturowych powstałych nagle kilkanaście tysięcy lat temu. Ale jeśli jest to tylko bardziej zaawansowana cywilizacja, to problem istnienia Boga zostaje przesunięty poza nią. Czym innym jest Bóg, czym innym ktoś nieco mądrzejszy od nas. To oznacza że nawet gdybyśmy (jak twierdzi pewien były prezydent) spotkali obcych, to i tak pytanie o transcendencję pozostanie nierozstrzygnięte.

Najlepsze ze wszystkiego jest to, że gdyby istniała obca cywilizacja, to model mediów komunikacji będzie również przydatny do zrozumienia ich systemu społecznego. Na tym polega geniusz Luhmanna.

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606416

...pisząc o tęsknocie za transcendencją, nie miałem na myśli dzieci (które i tak wierzą, że wraz z wszystkimi im bliskimi będą żyły na tej ziemi wiecznie), ale osoby dorosłe, względnie takie, które mają już świadomość przemijalności życia na ziemi i nieuchronności śmierci, bo to dopiero u nich, bez względu na wcześniejszy taki czy inny wpływ społeczności, w której żyją, pojawiają się najważniejsze, egzystencjalne pytania o sens życia, o to, dlaczego się na tym świecie pojawiliśmy i dokąd zmierzamy. To takie właśnie rozmyślania i próby suwerennych, indywidualnych odpowiedzi, są przyczyną i zarazem skutkiem tęsknoty za transcendencją, za Absolutem, za Bogiem, choć czasem rzeczywiście prowadzą również do świadomego ateizmu.

Jestem przekonany, że takie rozważania są niezależne od środowiska czy statusu społecznego, od takiego czy innego kręgu kulturowego i są właściwe nawet ludziom odciętym od jakiejkolwiek cywilizacji, np. żyjącym gdzieś tam głęboko  w puszczy amazońskiej. Nie sądzę, żeby taki autentyczny „dzikus” postrzegał siebie jako trochę inną roślinę czy papugę i nigdy nie zadawał sobie w/w egzystencjalnych pytań.

Uważam natomiast, że dzieje się tak właśnie dlatego, iż jesteśmy ludźmi, obdarzonymi rozumem stworzeniami, a nie zwierzętami. Jestem przekonany, że poszukiwanie prawdy i tęsknota za Bogiem, życiem wiecznym i absolutnym dobrem zostało wpisane w nasze człowieczeństwo, w nasz wyjątkowy status w dziele Stworzenia. Dopiero odrzucenie tego statusu i redukcja człowieka do roli trochę tylko inteligentniejszego „zwierzęcia” (kłaniają się: Darwin, Galton, Haeckel, Schopenhauer, Nietzsche, Marks, Sartre i cała plejada innych "wyznawców" ateizmu), które jak najszybciej powinno wyzbyć się „mrzonek” o Bogu i wszystkich związanych z tym „ograniczeń” i żyć tu i teraz życiem istoty „autentycznie wyzwolonej”, niemalże automatycznie prowadzi do destrukcji i myślowych dewiacji, akceptujących eugenikę, eutanazję, niczym nieograniczoną aborcję, maniakalny seksoholizm, hedonizm, pogardliwą nienawiść wobec inaczej myślących i do całej tej patologii, którą obserwujemy współcześnie na codzień.

Wystarczy przyjrzeć się i przysłuchać tym wszystkim Sadurskim, Matczakom, Hartmanom, Płatkom i Środom, aby przyznać mi rację...

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606524

Pociąg do transcendencji, patrząc na to ewolucjonistycznie pojawił się w efekci rozwoju ludzkiemgo mózgu/umysłu, i tej jego cechy, która odpowiada za rozumienia intencjonalności. Ludzie automatycznie przypisują rozmaitym zjawiskom podmiotowość i stąd się wzięło pojęcie siły wyższej

Są dwa rodzaje przyczynowości - materialna, przczynowo-skutkowa.i duchowa, intencjonalna.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1606423

nie jest sprzeczne z założeniem, że taki, a nie inny ewolucyjny rozwój świadomości człowieka również był celowym zamysłem Stwówcy, a nie kwestią „przypadku”, prawda?

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1606525