Polacy uratowali tylko "pragę"

Obrazek użytkownika Łażący_Łazarz
Kraj

Wielokrotnie prowadzilismy dyskusję o możliwości konwalidacji/ozdrowienia naszej przestrzeni publicznej i prywatnej poprzez wartości.

Wszyscy marzymy o Polsce ludzi światłych, Polsce patriotów, Polsce, w której wartością nagradzaną jest uczciwość, duma narodowa i sprawiedliwość ocen. Wszyscy chcielibyśmy być rządzeni przez dalekowzrocznych polityków i wiarygodnych mężów stanu.

 

Zastanawiam się jednak czy mamy ku temu fundamenty. Czy nie żyjemy marząc o utopii, czyli pod odium pragnień niemożliwych?·Dlaczego wracamy wciąż myślami do naszych Żołnierzy Niezłomnych, do bohaterstwa i wspólnej pracy na rzecz umocnienia naszego kraju? Czyż nie, dlatego, że teraz, współcześnie tych wzorców nie mamy? Że nam brakuje ich jak tlenu?


Piszemy wiele na temat strategii geopolitycznej Polski. Czy jednak nie jesteśmy fantastami? Wszak naród nas został wytrzebiony i przemodelowany w taki sposób, że nasza nadzieja ociera się o szansę tolkienowskiej drużyny pierścienia w wytrzebieniu zła. Tam się udało, ale to baśń. A my szyjemy w deszczowej współczesności.

Prześledźmy na moment aktywa, jakimi dysponowali polscy patrioci przed podjęciem walki z najeźdźcą niemieckim i sowieckim. Wyrośli lub dojrzeli w społeczeństwie aktywnym. Wśród narodu, który konsumował trwającą przez ponad sto lat walkę o Polskę. W którym wartością dominującą (nie mówię o ilości, ale o elitach) była praca społeczna, szacunek do własnej kultury, walka o dobro państwa, osobista uczciwość i bohaterstwo.
Młody człowiek z dwudziestolecia międzywojennego miał przykłady rodzinne jak należy postępować w obliczu zagrożenia, jak się bić, przykłady odwagi i niezłomnych zasad, które wbrew okolicznościom szanowano i wcielano w życie. Wojna w polskich rodzinach to nie była historia lub bajka czasów zamierzchłych, ale realna krew ojca, gehenna matki i babki, upadek i odrodzenie się ciotki i stryja. Wytrwałość była kultywowana, bo przyniosła efekty. Uczciwość była promowana przez pokolenia i nagradzana w ramach rodu, środowiska lokalne lub służby państwu. Małość była piętnowana ostracyzmem, infamią lub sprawiedliwą oceną Temidy. Pewne postawy nie budziły wątpliwości. Pewien wzorzec zachowań był powszechny i "narzucany z góry" tak, że ludzie mali, z nizin społeczny lub niezbyt bystrzy intelektualnie mieli poprzeczkę postawioną na odpowiednim poziomie. Cóż się tedy dziwić, że do niej dążyli.

Dla takiego społeczeństwa mentalność praskich cwaniaków, którzy żyją z małych lub większych przekrętów, wyjaśniają nieporozumienia okładając się po ryju lub sprzedając kosę, których wszystko tłumaczy, bo nie znają innego życia niż flaszka, prostytucja, kradzieże lub skubanie frajerów była tylko folklorem. Z zasady, bowiem promowane było gruntowne wykształcenie lub konkretne osiągnięcia. Jeśli ktoś "pragę" chciał przenieść na wyższy poziom narażał się na pośmiewisko, był demaskowany kalo "Dyzma" lub skazywany na więzienie lub zapomnienie.
Oczywiście i na szczytach władzy były afery, grupy karierowiczów lub wpływowi ludzie o niskich intencjach. Nie była to jednak klasa dominująca, ale pewna mniejszość zmuszona do przybierania "wartościowych masek".
Istnieje straszne, bo prawdziwe powiedzenie, że II Wojna Światowa zniszczyła najgorszych żydów i najlepszych Polaków. Nie jest one prawdziwe tylko pod jednym względem. Nie II WŚ ale ona i okres post-dwudziestolecia, który po niej nastąpił.

Tu dochodzimy do tezy zerwania ciągłości narodu profesora Legutki. Odkrył on, że nie jesteśmy juz narodem polskim, który podjął wyzwanie w 1939 r. i który się kształtował przez lat 400. Powiem jeszcze więcej, jesteśmy beneficjentami odpadu narodowego, który awansował z marginesu na jego trzon. Małość, miałkość, brak profesjonalizmu, nieuczciwość, cwaniactwo, geszefciarstwo i braki w wykształceniu stały się pierwiastkami dominującymi. Brak wartości, brak zasad i szacunku do tradycji przestały przeszkadzać w karierze a stały się jej trampoliną. Nastąpiła najpierw szybka (śmierć, katorga, zaszczucie ludzi wartościowych) a potem wolniejsza, ale sukcesywna (wycofanie się patriotów i niechęć do kolaboracji z systemem) wymiana kadr. Wartością stało rozpychanie łokciami, wysługiwanie prominentom, grabienie do siebie, oszwabianie bliźnich i zakulisowe niszczenie konkurentów.

Teraz mamy społeczeństwo, dla którego każdy jest wytłumaczony. Kurewstwo na łamach TV zdobyło miano aktorstwa, złodziejstwo na wielką (lub mniejszą skalę) to przedsiębiorczość, skurwysyństwo i cwaniactwo to zaradność, sprzedajność to racjonalizm, oszustwo to marketing a zdrada to europejskość. Gdy spojrzymy w tył na naszych ojców i dziadków (mówię w skali narodu) to najczęściej wysługiwali się, współpracowali, uwłaszczyli na czyimś majątku, załatwiali z pracy (nikt nie mówił, że kradnie), udupiali innych, łapali okazję, ustawiali swoje dzieci, zmieniali poglądy a nawet donosili jak uznali, że tak się opłaca.

Tym sposobem staliśmy się narodem o dominującej tradycji rodem z praskiej ferajny. Naszych Ojców i dziadków wszystko tłumaczy. W końcu mieszkanie musieli "załatwić”, bo inaczej by "nie dostali". To co, że w zdrowym Państwie to byłoby naganne, bo tam trzeba zapracować na osiągnięcia ciężką i uczciwą pracą, która jest funkcją właściwych decyzji już w dzieciństwie (być pilnym uczniem lub obibokiem) i sięgania do wzorców pokoleń i stworzonych przez nie warunków rodzinnych (majątek wypracowany przez dziadka pomaga jego wnukom). Ważne, że ktoś się umiał znaleźć i tak innych wykolegować że sam zyskał. Jak w 3 karty na Bazarze Różyckiego lub przy "sprzedaży" Kolumny Zygmunta.
Bardziej Franek Dolas przemawia dziś do nas, niż postawa Rotmistrza Pileckiego.

 

Powszechne stało się przekonanie, że co się opłaca to popłaca. Opłaca się chylić głowę i popierać kanalie. Opłaca się napychać kabzę kosztem innych. Opłaca się kłamać by utrzymać na stołku. Opłaca się kupczyć dobrem swojego kraju by dorobić się poparcia na salonach i powiększyć osobisty majątek. Opłaca się współpracować nawet z najgorszym by chronić mury swojego domu (tego wybudowanego ze skombinowanych cegieł). I my to rozumiemy oraz rozgrzeszamy. Honor jest passe. Bo nieopłacalny. Uczciwość to zwykłe frajerstwo. Patriotyzm to niepostępowość. Postępowi i ulegli Czesi maja dziś piękną Stolicę a honorowi i patriotyczni Polacy maja brzydką Warszawę.

Sęk jednak w tym, że:

Czesi z zamieszek wojennych uratowali Pragę, Polacy natomiast uratowali tylko "pragę", tj apaszowskie podejście do życia.

Wszystko inne zginęło, przepadło, zostało zakrzyczane. Gdy ktoś chce nawiązać do tradycji "rodzinnych" i dawnego narodu, gdy punktuje powszechne skurwysyństwo i upadek wartości danego słowa, gdy ktoś wypomina korzyści otrzymane bez związku z wartością włożonej pracy otrzymuje miano oszołoma, mohera, kołtuna i hipokryty. Wszak ten cholerny prawicowiec udaje świętszego od papieża a tymczasem uzyskał wykształcenie za darmo, mieszkanie otrzymał za darmo (z przydziału) a jego Ojciec był w PZPR.

 

Tym sposobem rozbijamy głowy o mur własnej historii rodzinnej. O barierę zbudowana na fundamentach najnowszej historii własnego narodu. Na biologii, która decyduje, że pamięć mamy ograniczoną długością swojego życia. Wszystko inne jest, bowiem mniej lub bardziej udokumentowaną opowieścią. No bo "kto wie jak to było naprawdę".

Wojna i komunizm przebudowały nasz system rozumowania.

Na każdy argument spotkamy się dziś z kontrapunktem, z którym trudno podjąć zwycięską dyskusję. No, bo w zasadzie "donosiciel" sprzed 30 lat może zawsze powołać się na współpracę Wielopolskiego i Polskiej Szlachty z zaborcą. Z zaborcą, który był różny na różnych ziemiach polskich, ale faktycznie germanizował, rusycyzował, wywoził, katował, wieszał i gnoił polską ludność. Czy tamten system był mniej totalitarny? Akurat, policmajster rosyjski i ochrana były na miarę tych czasów odpowiednikami póżniejszego Milicjanta i UB a w 1860 r. Warszawiacy musieli posiadać rodzaj paszportu by opuścić miasto.

 

Potrafimy sobie radzić z tą historią? Słabo. Chociaż przecież wiemy jak tragicznie owa historia dla nas się kończyła.

To jak do cholery mamy sobie poradzić z rzeczywistością, której następstw przecież jeszcze nie znamy?
Sytuacji absolutnie nie pomaga podobna, kleptokratyczo-oligarchiczna hybryda demokracji w całej współczesnej Europie.

 

Jeśli więc nie chcemy i nie powinniśmy zapomnieć o naszych przedwojennych WARTOŚCIACH, to jak - żyjąc od lat na głowie - mamy skutecznie do nich sięgać?

Brak głosów

Komentarze

Tekst powyższy jest bowiem moją poranną refleksją na śmierć pewnego Mistrza w swoim fachu. Jaka to rzadkość teraz (mówię o mistrzostwie nie o śmierci) u nas niech świadczy ilosć wpisów i artykułów.

A to przecież powinno byc normą, że miano profesora otrzymuje najlepszy. Ilu profesorów umiera w miesiącu?

Powinno, lecz wśród rodzimej "praskiej ferajny" to diament na pryzmie żwiru.

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#15435

Łazarzu; przeciwstawiasz dawne dobre czasy obecnym złym. Wyszła Ci z tego przeciwstawienia fajna rozprawka. Ale sama metoda obarczona jest błędem, leży on w tym, że pomiędzy skrajnościami zawarte jest zwykle obszerne pole, tu niezagospodarowane.

Nie napisałeś słowa o tych, którzy stanowią sól tej ziemi, zwykłych niezaangażowanych, oni przed wojną byli zaangażowani(ich rodzice, ich domy). Nie włączyli się w główny nurt bo są konserwatywni, bo tak byli wychowani, bo w okresie zaboru komunistycznego ich domy poniosły największe straty, bo zaangażowanie, znaczy trauma dla ich babek, matek i żon.

Pan, Łazarzu i Pan Prof.Legutko ślizgacie się po powierzchni problemu, być może, opisujecie swoje środowisko. Z takim opisem zgadzam się w całości. "Filmujcie" "elity" władzy i kultury ale nie przenoście tego na cały naród, bo to nieprawda.

Bez Polski komunizm trwałby jeszcze długo.

Pozdrawiam i gratuluję

Vote up!
0
Vote down!
0
#15437

Oczywiście że to tylko sygnalizacja problemu. To nie jest nawet pesymizm ale szukanie rozwiązania.

Problem w tym, że opiniotwórcze sa tylko środowiska aktywne. A te nieaktywne sa przeciez tych opinii odbiorcami. Mój tekst nie jest bynajmniej wynikiem li tylko oceny elit. Wynika on z rozmów np. z typowymi mieszczanami którzy spedzają czas przed telewizorem, chodza czasem do kina a czasem do teatru, obejrza jakis koncert lub przeczytają ksiązkę ale poza tym sie nie angazują.

Piszesz o soli tej ziemi. ja właśnie zauważam, że jej smak juz jest inny. Że to co było kiedyś kanonem jest dziś tylko historią. A czy historie da radę wskrzesić? nawet jeśli tylko w tym istnieje ratunek? Mam nadzieję, że tak tylko nie wiem jak.

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#15440

Historii nie ma co wskrzeszać z dwu przyczyn: pierwsza nie warto, poza tem wcale nie umarła. Jest czas gdy narody walczą i czas gdy budują. My jesteśmy w czasie budowania. Dla różnych czasów odmienne są systemy ważności i wartości.

Jeśli w czas budowania spytasz się o wartości czasu walki, odpowiedź będziesz miał byle jaką lub wprost wzruszenie ramion.
Pytaj o budowanie a odkryjesz tajemnicę różnicy smaku.

Pamiętam PRL, gdy była jedna TV jedno radio, czasami WE ale marnie było słychać, propagandowe kino, taka sama literatura i prasa. Elity aktywne, to przekupni literaci i przebrani za dziennikarzy pracownicy UB.

I nic im z tego nie wyszło.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#15444

jak to nie wyszło. Wymordowali osoby najwartościowsze a innych Przemontowali wewnetrznie. Do tego stopnia, że dziś terrorysci (którzy byli ówcześnie u władzy) czują się świetnie, dalej rządzą i wcale nie muszą się obawiać sprawiedliwosci.

O tym właśnie piszę. Twój problem jest taki że mistyfikacje przemian Ty wziąłeś za rzeczywistosć. Ja patrzę na sprawe głebiej... Esencja narodu umarła i zaostała zatracona. teraz mamy brudną wode która etykieta tylko próbuje nawiazać do oryginalnego produktu.

My natomiast żyjemy nie dzięki tej brudnej wodzie ale mimo niej. Żyjemy dzięki tej esencji po której została etykieta i slad zapachu. Teraz czeka nas proces odzyskania DNA Tarpana z konia domowego lub odtworzenie Tura z krowy. Nie wiem na ile to możliwe ale trzeba próbować ponieważ to Tur nas obronił przed zniszczeniem przez tysiąc lat a nie krowa, której istotą jest być dojoną.

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#15446

oszołom z Ciemnogrodu
tak jakoś skojarzyło mi się z Mickiewiczem. I mam nadzieję, że "wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi". Oczywiście, że przedwojenne elity wymordowano i jest to niepowetowana strata, natomiast "elity" wychowane w komunizmie tradycyjne wartości mają w "poważaniu". Ja mam jednak nadzieję, że polski ethos odrodzi się, a odrodzenie wyjdzie raczej nie od "elit", ale zwykłych ludzi z "prowincji". Przypomina mi się rozmowa z sołtysem pewnej śląskiej wsi, który opowiadał o pewnej swojej inicjatywie społecznej. Uzasadnienie było kapitalne: trzeba coś zrobić dla swojej wsi, bo w ten sposób robimy coś dla Śląska i dla Polski. Taki prosty patriotyzm budowania. Takie postawy trzeba upowszechniać, Polski nie odrodzą zblazowane i znieprawione "elity", ale ludzie myślący zdrowo, prosto i uczciwie. Pewnie takich jest więcej na prowincji niż na "pradze".

Vote up!
0
Vote down!
0

oszołom z Ciemnogrodu

#15451

Słowem nadzieja jest. Tylko żeby ludziom aktywnym nie utrudniać zbytnio życia. Ale niestety sie utrudnia

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#15453

oszołom z Ciemnogrodu
W zeszłym roku napisałem projekt do programu Ministra Kultury "Patriotyzm jutra" (wprowadzony przez Ujazdowskiego, w tym roku zlikwidowany przez Zdrojewskiego). Chodziło o przekazanie młodzieży tradycji Powstań Śląskich, a wśród działań była m.in. rozmowa z chyba ostatnim żyjącym powstańcem (ma ponad 100 lat a trzyma się dobrze) i jego rodziną - taka żywa historia. Oczywiście projekt został odrzucony a jak sprawdziłem zaakceptowano projekty dotyczące upamiętniania kultury żydowskiej. Nie mam nic przeciw - ale co to ma wspólnego z patriotyzmem. Żeby zresztą nie było problemów peło zlikwidowało program w tym roku. Ale znów trochę optymizmu: w trakcie rozmowy z córką naszego powstańca powiedziała mi, że odwiedziła go grupa młodzieży zakładająca Strzelca i chłopcy byli autentycznie wzruszeni rozmową z powstańcem. Duch w narodzie nie ginie, ale niestety wiele rzeczy trzeba robić wbrew poprawnym politycznie urzędasom, a już na jakąś pomoc trudno liczyć. A marzyłoby mi się zorganizowanie inscenizacji pokazującej walki powstańcze w bitwie nad Olzą. Historia Powstań Śląskich obfituje w wiele ciekawych epizodów przemawiających do wyobraźni. Ale obecnie lepiej o tym nie mówić, żeby nie drażnić Niemców.

Vote up!
0
Vote down!
0

oszołom z Ciemnogrodu

#15466

To nie jest tak, że uratowaliśmy tylko Pragę bo uratowaliśmy wszystkie elementy struktury narodowej, Kościół, rodzinę, język, tradycję.
U nas Kościół był Kościołem Narodowym. Scalenie naszego Kościoła z nami jako narodem zaczęło się bodaj w XIV w. w którym najpierw rycerstwo a później wszyscy nabyli prawo do wyboru instytucji kościelnej, której płacono dziesięcinę.Nie trzeba było jej płacić proboszczowi parafii, w której się mieszkało a można było ja zapłacić innemu proboszczowi lub jakiemuś zakonowi. W ten sposób szlachta uzyskała bardzo duży wpływ na zachowani księży i ich postawę społeczną. Jak się proboszcz nie podobał to był odcinany od dochodu. To samo dotyczyło i Biskupa. Pieniądze wpłacone zakonom nie wchodziły do budżetu diecezji. Tak więc istniała silna motywacja by Kościół miał dobre relacje z parafianami a nie tylko parafianie z Kościołem - jak to miało miejsce w całej Europie, gdzie dziesięcina była zbierana przez poborców podatkowych i oni przekazywali pieniądze do Kościoła. Z czasem (jeszcze przed rozbiorami)Kościół, dla Polaków stał się niezależna od władzy państwowej platformą integracyjną. I taki Kościół został w Polsce ocalony.
Po drugie, została ocalona rodzina. Rodzina bardzo specyficzna, nawiązująca nawet w mieście do tradycji dworu szlacheckiego. Podstawowa różnicą miedzy strukturą rodzi Polskiej a reszty Europy jet jej całościowy charakter. Otóż u nas każdy dwór szlachecki wypełniał wszystkie pięć podstawowych funki politycznych. Miał władzę sądowniczą, był organizatorem armii- czyli spełniał funkcje obronną, był ośrodkiem edukacyjnym (w prawie każdym była jakaś biblioteka), był samodzielnym podmiotem gospodarczym, był również uczestnikiem samorządu lokalnego oraz przekaźnikiem informacji, czyli samodzielna jednostką polityczną. Uzgadnianie poglądów politycznych następowało najczęściej podczas rozmaitych uroczystości rodzinnych, gdyż w Polsce jako jedynym kraju Europejskim rozmowy o polityce przy stole nie były tabu. I ta tradycja jest do dzisiaj. Mamy więc ocaloną niezależną, całkowicie prywatną płaszczyznę uzgadniania poglądów politycznych. Nam media nie są potrzebne.
Ocaliliśmy tez nasz język z jego specyficznym zakresem semantycznym poszczególnych słów i specyficzna siatką pojęciową. Czasami rodzi to tragiczne skutki ale najczęściej nam służy. Dzięki temu nie zbrukano pamięci Powstania Warszawskiego, czy nie przekreślono sensu Ofiary Katyńskiej. Na tym zresztą przykładzie najlepiej widać znaczenie naszego języka. Otóż każdy z tych nieszczęśników miał przedstawioną propozycje przystąpienia do walki z Niemcami (u boku Armii Czerwonej) a uzasadnieniem miał być fakt nieistnienia Polski. Logicznie rzecz biorąc nie było więc żadnego podmiotu wobec którego ci żołnierze mieliby być wierni. Tyle że u nas państwo to nie tyle konkretny twór, jakąś struktura formalna a idea. W naszym jeżyku bardzo dużo rzeczy jest ucieleśniona ideą, co też jest nasza specyfiką i to bardzo praktyczną. Zważmy bowiem, że ze względu na architekturę naszej rodziny, nasze społeczeństwo ma strukturę komórkową i każda rodzina przechowuje tradycje państwową, a w zasadzie punkty odniesienia do oceny zjawisk społecznych ( we wszystkich zakresach - bo wszystkie od zawsze były w kompetencji domu) a nie strukturę hierarchiczna jak to ma miejsce w reszcie Europy. W związku z tym ciągle odświeżana idea państwa jest w każdym momencie gotowa do użycia jako plan polityczny.Tak więc, gdy Rosjanie się zorientowali, jak wygląda mentalność oficerów w Katyniu doszli do wniosku, że jedyne co można z nimi zrobić to zabić, bo pożytku z nich nie będą mieli żadnego. Jesteśmy więc w dużym stopniu "zaimpregnowani" na obce wpływy. Pamiętam, jak w na przełomie 89 i 90 roku wszyscy wieszczyli rychłą laicyzacje naszego społeczeństwa. I co nic. Jak kilka lat temu do Polski przypłyną statek aborcyjny to wszystko przebiegało zgodnie z oczekiwaniami organizatorek akcji poza jednym - jak same o tym mówiły- nie było zainteresowania ich usługami!. Okazał się więc, że kilkanaście lat propagandy libertyńskej zostało bez odzewu.
Ocaliliśmy więc wszystko co najważniejsze. A to że kosztem unicestwienia elit- wszak dla tego miały one uprzywilejowana pozycję społeczną, że zgłaszały gotowość oddania życia za naród i nie oszukały. Ale w związku z tym jest jasne, że ze środowisk, które zabijały na nasza elitę nikt nie może stać się elitą ( co najwyżej łże -elitą) i jest tez jasne, że z czasem powstanie nowa elita gotowa służyć nam- czego początki już są. Tak więc twierdzenie, że ocaliliśmy tylko Pragę jest absolutnie niesłuszne. Ocaliliśmy wszystko, i jest to tak oczywiste, że nawet tego nie zauważamy.
niepoprawny

Vote up!
0
Vote down!
0

uparty

#15499

Opowiem Ci Łazarzu...

   Nie tak dawno, mieszkał na Pradze murzyn. Urodzony i wychowany w okolicach Brzeskiej i Ząbkowskiej. Klasyczne murzyńskie usta i nos, tylko oczy zbyt błękitne. Niewysoki, krępy, silny - bywalec najlepszych melin. Lubiany i ceniony w towarzystwie, głównie za krzepę i silną głowę.

   Prawdziwą przyjemnością było obserwowanie, ze szczególnym naciskiem na słuch, często powtarzającej się akcji uświadamiającej. Idzie Murzyn ulicą, potrąca go nieuważny przechodzień - tu następowała najpiękniejsza, najpoprawniejszą praską polszczyzną, wypowiadana riposta przez potrąconego.

   Nie przytoczę dosłownie, ale zawsze kończyło się tym, że nieuważny przechodzień jak najprędzej wtapiał się w tłum.

pozdrawiam ma

Vote up!
0
Vote down!
0
#15948