OBALIĆ III RP: Robić z tego „małego, głupiego, nędznego i zakłamanego” wolną Rzeczpospolitą – jest więcej niż zbrodnią

Obrazek użytkownika Jacek Mruk
Kraj
]]>https://bezdekretu.blogspot.com/2019/02/obalic-iii-rp-robic-z-tego-maego...]]> OBALIĆ III RP: Robić z tego „małego, głupiego, nędznego i zakłamanego” wolną Rzeczpospolitą – jest więcej niż zbrodnią W przededniu wydarzenia, które wytyczyło nowy obszar naszego zniewolenia i winno być nazywane zbrodnią przeciwko narodowi polskiemu, publikuję fragment mojej najnowszej książki „NUDIS VERBIS-OBALIĆ III RP”. Gdy obecne władze tego państwa – strojąc się w szaty „patriotycznej prawicy”, będą „świętować” i „upamiętniać” pakt bandytów ze zdrajcami - trzeba pamiętać, że ów „okrągły stół” był największym nieszczęściem, jakie dotknęło nas w latach 80. ubiegłego wieku. W odróżnieniu od innych państw Bloku Wschodniego, w PRL istniała bowiem tzw. ”opozycja demokratyczna”, a w jej szeregach, grupa komunistycznych schizmatyków (zwana dawnej „komandosami”), koncesjonowanych „katolików” oraz pospolitych kapusiów i donosicieli. Spośród tych osób, namiestnicy sowieckiego okupanta wyznaczyli swoistą „reprezentację narodową” i siadając z nią do ”okrągłego stołu” podjęli wielowątkową grę, obliczoną na stworzenie nowej formuły zniewolenia i legalizacji sukcesji komunistycznej. Polacy mieli uwierzyć, że koncesjonowana grupa „reprezentantów” - wybrana przez szefa służb okupacyjnych, obaliła zbrodniczy reżim i przy pomocy „procesów demokratycznych” wywalczyła autentyczną niepodległość. Operacja obcych służb zakończyła się powodzeniem, a jej finalnym efektem stała się „III Rzeczpospolita” - nazwana w dokumentach SB „państwem socjalistycznym nowego typu”. Jeśli pamiętać, że II Rzeczpospolita wyłoniła się po latach wojny światowej, wymagała tysięcy ofiar i wielkiej daniny polskiej krwi, to ceną owej III RP (numeracja jest elementem fałszerstwa) był alkohol przelewany w Magdalence i zakulisowe ustalenia między esbekami i ich agenturą. Zaiste - wartość tego państwa odpowiada zapłaconej cenie. By dokończyć dzieła zniewolenia, zmuszono nas do utworzenia sztucznej wspólnoty i narzucono przekonanie, jakoby była ona państwem wolnym i niepodległym. Ta wiara, zaszczepiana kolejnym pokoleniom, jako dogmat historyczny, ma wymiar gigantycznego, antypolskiego kłamstwa i jest mitem sankcjonującym sukcesję PRL. W rzeczywistości bowiem, to komuniści i ich spadkobiercy stworzyli groźną hybrydę niby-państwowości i obrócili w ruinę nasze marzenia o Niepodległej. *** Wielu historyków podkreślało, że przygotowania do inscenizacji „okrągłego stołu” trwały co najmniej od połowy lat 80. W zakres tych przygotowań wpisują się m.in. konkretne decyzje i działania, by wymienić tylko niektóre po stronie „opozycji demokratycznej”: ustalenia J.Kuronia i L.Wałesy z ludźmi SB (tu: rozmowy Kuronia z mjr. Lesiakiem i płk Królem z roku 1985, prowadzone w konwencji „negocjacji politycznych”), wystąpienie luminarzy „opozycji demokratycznej” z października 1986 o zniesienie przez USA sankcji gospodarczych wobec PRL, projekt „paktu antykryzysowego” Geremka z grudnia 1987 i list Geremka z roku 1988, adresowany do Gorbaczowa (pod uwagę George’a Sorosa), wizyty Michnika w Moskwie i wiele innych. Logikę tych działań, można sprowadzić do refleksji, jaką A.Michnik zawarł w wydanej w roku 1985 książce "Takie czasy"(pisanej w warunkach więziennych). Znalazła się tam propozycja kompromisu z rządem PRL i Moskwą: "Solidarność powinna odrzucić filozofie "wszystko albo nic". [...] Dla komunistów może to być droga do uzyskania legitymacji, dla nas zaś droga do godziwego życia”. Wiedza, jaką posiadamy dziś na temat kontaktów owej „opozycji demokratycznej” z namiestnikami Moskwy, pozwala utrzymywać, że proces „transformacji ustrojowej” został precyzyjnie zaplanowany i obejmował szereg wielowątkowych gier operacyjnych, rozpisanych na poszczególne postaci i środowiska. Wyraźnie widać to po decyzjach związanych z realizacją długofalowej strategii komunistycznej. Początek tego procesu wyznacza decyzja z roku 1981 - o powierzeniu nadzoru nad ministerstwem spraw wewnętrznych Czesławowi Kiszczakowi – oficerowi Informacji Wojskowej, szefowi WSW i II Zarządu Sztabu Generalnego. Człowiekowi Moskwy – najwierniejszemu z wiernych. Z pewnością, ta nominacja niosła zapowiedź siłowej rozprawy z „Solidarnością”, ale jej głębszy sens wynikał z realizacji planu sowieckiego. Zadanie Kiszczaka polegało bowiem na skonsolidowaniu wszystkich – wojskowych i cywilnych formacji policji politycznej PRL do walki ze społeczeństwem oraz na rozbudowie sieci agenturalnej. Jeszcze jako szef służb wojskowych, w listopadzie 1980 r. Kiszczak wydał "Wytyczne do planowania działalności WSW na rok 1981", w których nakazał rozbudowę agentury, zarówno w objętych kontrolą WSW jednostkach, wśród żołnierzy i ich rodzin, ale też w obiektach i zakładach przemysłowych. Według koncepcji przedstawionej przez Golicyna w książce „Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji”, ścisła integracja służb oraz rozbudowa sieci agenturalnej, wytyczały pierwszy etap przygotowań do „transformacji ustrojowej”. W myśl strategii sowieckiej tylko skonsolidowane, „odnowione” służby policyjne, były zdolne podjąć zadanie praktycznej realizacji planów związanych z „pierestrojką” oraz „polskiego eksperymentu” - „drogi do demokracji”. Od roku 1981 r. wzrost liczebności tajnych współpracowników miał charakter wręcz lawinowy i sięgał blisko 30 proc. rocznie. Dynamika wzrostu z początku lat 80- tych, była porównywalna z pierwszą połową lat 50 -tych ubiegłego wieku. Znamienny był najszybszy wzrost liczby tajnych współpracowników w roku 1982 oraz po zniesieniu stanu wojennego. W rekordowym, 1984 r. liczba pozyskanych tajnych współpracowników w całym kraju (18 756) była ponad trzykrotnie większa niż liczba wyeliminowanych (5442). Gwałtowny wzrost agentury nie wynikał wyłącznie z poczucia zagrożenia władz komunistycznych przez konspiracyjne struktury „Solidarności”, ale z celowej polityki kierownictwa resortu spraw wewnętrznych. Kiszczak forsował rozwój sieci agenturalnej, jako podstawowej metody kontroli społeczeństwa. Liczba spraw operacyjnych pod koniec 1984 r. osiągnęła poziom 24 343, tj. zbliżony do stanu z roku 1956 (24 170). W latach 1986–1988 odnotowano dalszy, choć już słabszy wzrost ogólnej liczby TW w pionach operacyjnych SB. Według dostępnych danych cząstkowych oraz wykonanych na ich podstawie szacunków, najwyższy w historii PRL wzrost liczebności tajnych współpracowników nastąpił pod koniec 1988 r., gdy ich liczba sięgnęła niemal 100 tys. Było to więcej niż w szczytowym okresie tzw. „epoki stalinowskiej”. Jeśliby doliczyć do tej liczby kontakty operacyjne (około 15 tys. w roku 1985), służbowe oraz tzw. lokale kontaktowe, to ogólna ilość osobowych źródeł informacji znacznie przekraczała 100 tys. Dane te należałoby jeszcze uzupełnić o agenturę służb wojskowych. Raport z Weryfikacji WSI wskazywał na blisko 10 tysięcy współpracowników tych służb w roku 1990. Wszystkie instrukcje operacyjne z tego okresu kładły szczególny nacisk na pozyskiwanie TW i ustanawiały wyśrubowane limity werbunkowe. Istnieje więc uzasadnione pytanie - o związek rozbudowy sieci agenturalnej z celami komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji oraz drogą do budowania podwalin III RP. Nie ma wątpliwości, że związek taki istnieje, bo ogromna rzesza pozyskanej wówczas agentury miała decydujący udział w procesie „transformacji ustrojowej”, a następnie – w charakterze polityków, biznesmenów, sędziów, dziennikarzy itp.”elity”, umacniała sukcesję komunistyczną. Jeśli do dziś, na różnych stanowiskach odkrywamy kapusiów i współpracowników bezpieki, oznacza to, że Kiszczak dobrze wykonał powierzoną mu robotę. O wielowątkowych przygotowaniach do „okrągłego stołu” świadczy też tzw.„afera FOZ”, podczas której ludzie służ wojskowych zapewnili sobie środki z kradzieży resztek majątku PRL i zbudowali podstawy swojej „stabilizacji finansowej”. Przypominam o tych okolicznościach i przedstawiam konkretne dane, by tym mocniej podkreślić, że budowa III RP wymagała angażowania ogromnych środków oraz działań wykraczających poza obszar procesów politycznych. To nadzwyczaj ważna konkluzja, której doniosłość podważa wszelkie projekty związane z wizją „demokratycznych zmian” i ma kolosalne znaczenie dla wytyczenia właściwej strategii. Jeśli „transformacja ustrojowa” była procesem rozpisanym na lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw, jak można przypuszczać, że ten patologiczny „stan posiadania” upadnie pod naporem procesów demokracji ? Niedorzeczna jest myśl, jakoby „zdobycze” tej sukcesji – materialne, polityczne i strategiczne, w wymiarze korzyści osobistych oraz globalnych celów komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji, można było odebrać mocą karty wyborczej i legalnych mechanizmów demokratycznych. Takie wizje – powszechne przecież w „środowisku patriotycznym” III RP i nachalne rozgrywane m.in. przez partię Kaczyńskiego, nie znajdują uzasadnienia w rzetelnej refleksji historycznej i wiedzy o świecie współczesnym. Są sprzeczne z elementarną logiką, bo proponując środki kompletnie nieadekwatne do celu, ignorują prawdę materialną i historyczną. Wiara, iż III RP można obalić, tworząc tu jakieś partyjki i podejmując gry w ramach „demokracji parlamentarnej”, jest sprzeczna z wiedzą na temat komunizmu, znajomością metod bezpieki i prawdą o genezie tego państwa. To, co powstało na fundamencie siły, bezprawia i zbrodni, nie da się pokonać na drodze „konsensusu” i „pokojowych przemian”. Nie po to przeprowadzono wiele skomplikowanych operacji, dokonano licznych zabójstw (zbrodnia założycielska) i zaangażowano tysiące agentów, by efekt tych działań został anulowany z woli wyborców. Jeśli spojrzymy na konflikty rozgrywane w świecie współczesnym, na próby obalenia różnych reżimów i tyranii, nie znajdziemy sytuacji, w której dokonano tego metodą proponowaną przez mitologów demokracji. Wprawdzie sukcesja komunistyczna nie musi – wzorem PRL-u – sięgać po przemoc i terror, a wpływy okupanta zostały rozłożone na siłę agentury i dezinformacji, wprawdzie tyranię maskuje się tu dyktatem tzw. „sądów”, partii i tajną akcją służb, a rolę ośrodków propagandy przejęły „wolne media” - w niczym nie zmienia to faktu, że sukcesja komunistyczna czerpie trwałość z metod obcych i wrogich demokracji. Jeśli ktoś ma świadomość – jak powstawała III RP, jak budowano jej polityczne podstawy, kreowano „autorytety” i fałszowano wybory, jeśli widział zaprzaństwo ówczesnych „elit” i dostrzegał zamysł oszukania Polaków – jakże może dziś twierdzić, że konstrukcję tego państwa można obalić przy pomocy demokratycznych mitów? Jest w takiej diagnozie ogromny zamęt intelektualny, jest pospolite tchórzostwo – a jeśli bywa głoszona intencjonalnie, z zamiarem własnych korzyści – draństwo i hańba. Odporność tej sukcesji na zmiany wprowadzane metodami demokracji, nie wynika bynajmniej z siły komunistycznego bękarta. Każda kolejna hybryda jest bowiem słabsza od organizmu rodzicielskiego, a to oznacza, że III RP nie posiada równie mocnego fundamentu jak PRL. Dynamika tej odporności ma natomiast podstawy w naszym stosunku do magdalenkowego tworu: w wierze, że jest państwem prawa i demokracji oraz przeświadczeniu, iż tylko formuła demokratyczna zapewnia efektywność i legalność działań. To przeświadczenie i ta wiara, zaszczepione nam terroryzmem semantycznym „ojców założycieli” i umacniane codziennie przez „elity” obecnego państwa, stanowi najskuteczniejszą barierę i chroni III RP przed upadkiem. Rzecz nie polega bowiem na nadzwyczajnej sile środowisk zarządzających tym państwem, na wszechmocy środowiska byłej „wojskówki” i sprawności agentury, lecz na naszej nieprzemijającej słabości i uleganiu mitologii. To nie figura retoryczna. Każdy, kto poważnie traktuje swoją robotę, nim podejmie nowe zadanie, dokonuje analizy sytuacyjnej, oblicza koszty, zbiera potrzebne narzędzia, szacuje środki. Tam, gdzie analiza wykazuje wielki stopień trudności, komplikacji i ryzyka, gdzie można spodziewać się „oporu materii”, ogromnej pracy i kosztów, robotę wykona tylko mistrz i najwyższej klasy fachowiec. Tam zaś, gdzie jest ona zaledwie rutyną i pozwala wykonać dzieło nędznymi narzędziami, przy użyciu skromnych środków, otwiera się pole dla zwykłych rzemieślników i „złotych rączek”. Linia obrony sukcesji komunistycznej nie wymaga dziś nawet połowy zasobów, jakich użyto w okresie „transformacji ustrojowej”. Nie wymaga też „mistrzowskiej ręki”, a ci, którzy zarządzają tym państwem w „klubach miłośników cygar”, są zaledwie sprawnymi wyrobnikami. Stworzono funkcjonalne, wydajne perpetuum mobile, którego siłę napędową stanowią rozliczne mity i pseudo-demokratyczna samodyscyplina Polaków. Jest oczywiste, że tak działający system nigdy nie dopuści do udziału w życiu publicznym ludzi o poglądach sprzecznych z dogmatyką III RP. Zepchnie ich na margines, odizoluje i skaże na wykluczenie. Taką praktykę zastosowano już w latach 1988-1991, dokonują „oczyszczenia” przestrzeni politycznej z osób i środowisk przeciwnych paktom „okrągłego stołu”. Logika tej operacji wynikała bezpośrednio ze strategii komunistycznej lat 1944-56, gdy w ramach instalowania okupacji sowieckiej, likwidowano i zwalczano każdy przejaw polskości, rugując z życia publicznego przeciwników obcego tworu. Struktura polityczna III RP, w której brak jakiejkolwiek partii lub siły, dążącej do obalenia magdalenkowego porządku, jest widocznym dowodem skuteczności „moderacji”, dokonanej na przełomie lat 90. Żadna partia i środowisko otwarcie głoszące postulat obalenia III RP i rozprawy z dziedzictwem komunizmu, nie wejdzie w obecny układ polityczny, nie znajdzie dostępu do środków przekazu i źródeł finansowania. Przeszkodą jest nie tylko zasada konstytucyjna, rozstrzygająca o kształcie ustrojowym tego państwa, zawarta w art.2 konstytucji: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”, a nawiązująca wprost do równie fałszywej normy art. 1.1. tzw. „konstytucji PRL”- „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej”, ale cała organizacja życia politycznego – z jego narzędziami instytucjonalnym oraz niepodważalnym dogmatem, jakoby tylko demokracja mogła organizować polską państwowość. Nietrudno dostrzec tu zasadniczą różnicę z zasadami ustrojowymi II Rzeczpospolitej, w których nie narzucano Polakom „jedynie słusznej” formuły demokratycznej i nie rozstrzygano o kształcie ustrojowym. Ostatnia konstytucja wolnej Polski, z 23 kwietnia 1935 r. stanowiła w art.1: 1. Państwo Polskie jest wspólnem dobrem wszystkich obywateli. 2. Wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swoich synów ma być przekazywane w spadku dziejowym z pokolenia w pokolenie. 3. Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc siłę i powagę Państwa. 4. Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością swoim honorem i swojem imieniem. Z oczywistych względów, tak skonstruowana ustawa zasadnicza, nie mogła być źródłem prawa dla sukcesji komunistycznej. Brak odniesienia do „demokracji” - sprawdzonej i użytecznej w procesie legalizacji okupacji sowieckiej, niósłby katastrofalne skutki dla III RP: - groził rozliczeniem zbrodni i zbrodniarzy komunistycznych oraz wykluczeniem ich ze wspólnoty narodowej, - kształtował zasady prawne według interesu narodowego, a nie dobra beneficjentów sukcesji, - uniemożliwiał wpływ na system polityczny, obsadę stanowisk i strukturę instytucji państwa, - podważał gwarancje zachowania władzy „ojców założycieli”, - pozbawiał narzędzi indoktrynacji i zarządzania „masami”. Tylko mit demokracji, z jego nieodłącznymi elementami: fikcyjną „władzą suwerena”, „pluralizmem politycznym”, „parlamentaryzmem”, „wyborami powszechnymi”, zasadą „poszanowania praw obywatelskich”, istnienia „opozycji” itp. kanonami, mógł zapewnić trwałość władzy sukcesorów komunizmu. To dostateczny powód, by owa „demokracja” stała się dogmatem III RP i ograniczała nas w dążeniach niepodległościowych. Ograniczenie to sięga tak daleko, że nie potrafimy już dostrzegać innych dróg, niż ta, na którą wprowadzili nas założyciele tego państwa. Przeświadczenie, że wystarczy powołać nową partię i wejść z nią w obieg systemu III RP, jest dziś równie powszechne, jak wiara w możliwość pokonania „patologii” na drodze „przemian politycznych”. Problem z odbiorem proponowanej w tej książce optyki, dotyczy przezwyciężenia naturalnych skłonności naszej percepcji i sprowadza się do odrzucenia zmodyfikowanej „nowej świadomości”. W czasach okupacji sowieckiej, świadomość ta prowadziła do uznania PRL-u za państwo polskie i „oswojenia” nas z obcym tworem komunizmu. III RP uczyniła z niej broń stokroć groźniejszą, bo powstały w Magdalence projekt „państwa socjalistycznego nowego typu” (nazwa IIIRP w dokumentach SB) kazała uznawać za Niepodległą, zaś rządzące nim mechanizmy, określić mianem prawa i demokracji. Tak dalece przekonano nas o istnieniu tych wartości, że klasyczne simulacrum – pozorujące zaledwie stan rzeczywisty, okryte zasłoną zdrady, kłamstwa, a nawet zbrodni, zaczęliśmy postrzegać jako domenę wolnej państwowości. Wystarczyła falsyfikacja języka i podważenie podstawowych pojęć, by oszukać nas i wykorzystać nasze marzenia o Niepodległej. U podstaw tej mistyfikacji leży strach przed zdefiniowaniem PRL-u, komunizmu i jego sukcesorów. Gdyby taka definicja powstała i została przyjęta - z całą konsekwencją, nikt zdrowy na umyśle nie mógłby utrzymywać, że twór powołany w Magdalence jest wolną i niepodległą Rzeczpospolitą. Jest tu ten sam rodzaj „zaczadzenia bolszewickim fetorem”, o którym mówił Zbigniew Herbert w trakcie rozmowy z Jackiem Trznadlem: „Na początku była mała grupka agentów, którzy uczepili się intelektualistów, a intelektualiści odegrali na cześć „nowego” symfonię patetyczną... To było małe, głupie, nędzne, zakłamane”. Robić z tego „małego, głupiego, nędznego i zakłamanego” wolną Rzeczpospolitą – jest więcej niż zbrodnią.
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Nie uważam tzw. III RP za Rzeczpospolitą, bo to postpeerel, ale, z drugiej strony, pamiętając ówczesną własną działalność, w opozycji, jestem przeciwnikiem łatwych uproszczeń i pisania historii wstecz z pozycji obecnie dostępnej nam wiedzy postfaktycznej. Nie były więc błędem rozmowy w Magdalence i przy Okraągłym Stole, ale błędem było kontynuowanie tej samej strategii, w wyniku czego rozwinął się nam układ a potem system postkomunistyczny, który trudno obecnie rozmontować.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1580228

Kto wowczas " pracowal" , to byl choc odrobine zorientowany...

"Rozmowy" w Madalence byly juz wowczas JASNE !

I to nie jedynie z tego faktu, ze Bolka w swoim czasie podwiozla motorowka do nadbrzeza...,

a nie zadne skakanie przez ploty...

Ten kto byl choc odrobine zorientowany, to widzial te rozmowy pseudo-dyplomatyczne prowadzone od polowy lat 70-tych przez naszych " dyplomatow" na zachodzie z koncernami i kartelami...

I przekladal to na polityke w kraju, czy tez biezaca wowczas sytuacje...

Michniki,Kuronie & Co. byli juz wowczas dosyc znani... czy tez ich zamiary...

 

Ale coz o historii, czy dzisiaj jest wieksza swiadomosc ???

Mysle, ze nie bardzo...

Kanciaty stol, ze swoimi przykrotkimi nogami nadal zaprasza do roznych debat  ;-)))))))

i o dziwo sa tacy, ktorzy do niego siadaja

i jest ich bardzo wielu...

 

 

Vote up!
4
Vote down!
0

chris

#1580234

"A na wiosnę, zamiast liści, będą wisieć komuniści."

Będą wisieć w 2019 roku na listach wyborczych do parlamentu UE jako Koalicja Europejska.

Jeśli ktoś ma się w III RP dobrze, to dobrze mają się zdrajcy-komuchy i zdrajcy-opozycjoniści.
Reszta tyra za grosze u Niemca.

Vote up!
3
Vote down!
-1

Prezydent Zbigniew Ziobro 2025
Howgh

#1580243

Wiadomym było że żydzi dominowali

Tak jak po wojnie najlepsze kąski dostali

Skutki Te do dzisiaj są nie do odwrócenia

Bo większość ogłupiona, ma problem istnienia

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1582499