Kilka możliwych przyczyn "cudu nad urną"

Obrazek użytkownika Peacemaker
Kraj

Pokusiłem się o analizę możliwych przyczyn niedawnego "cudu nad urną": od protestu przez oddanie nieważnych głosów aż po umyślne fałszerstwo na skalę krajową. 

 

Protest przez oddanie nieważnych głosów?

Za tą tezą przemawia tylko jeden argument - zniecierpliwienie i przekonanie że nie ma na kogo głosować. 

Natomiast argumentów przeciw tej tezie jest wiele. Przede wszystkim obywatel oddający głos nieważny robi wszystko, aby jego protest został zauważony: przekreśla listę, dopisuje na niej swój komentarz, w ostateczności oddaje kartę pustą, a nie z kilkoma krzyżykami (bo to przecież sugerowałoby, że jest tak bogaty wybór, że nie mógł się zdecydować). Protest taki musiałoby coś zapowiadać: jakieś wypowiedzi, hasła na facebooku, SMS-y... a tu nic! Dodatkowo taki protest nie powodowałby rozbieżności pomiędzy oficjalnym wynikiem głosowania a badaniami metodą exit poll. Teza ta stanowczo upada.

 

Nieprzeciętna głupota obywateli? 

Za tą tezą przemawia fakt, że nasze społeczeństwo rzeczywiście wykazuje się niebywałą ignorancją polityczną. Najlepszym dowodem na to jest kampania wyborcza z 2011 roku. Ktoś z PO nie zgadzający się z takimi metodami ostrzegł sztab PiS, że na ostatnie dni kampanii (aby cisza wyborcza uniemożliwiła skuteczny kontratak) szykowany jest ewidentny faul - atak za pomocą zmanipulowanych słów Jarosława Kaczyńskiego przeprowadzony przy użyciu zagranicznych mediów (zwiększenie siły rażenia przez symulację sprawy międzynarodowej plus ominięcie ciszy wyborczej). Sztab PiS starannie rozbroił tę bombę robiąc wokół niej bardzo dużo szumu w mediach (zwłaszcza jak na polskie warunki - wiadomo jak media traktują opozycję) i prosząc wyborców aby nie wierzyli gdy tuż przed wyborami pojawi się sensacyjny "zapis" ostatniej rozmowy prezydenta Kaczyńskiego z bratem lub coś w tym stylu. I co? I nic! Zmanipulowanymi słowami okazały się wyrwane z kontekstu książki słowa "wybór Angeli Merkel (...) nie był kwestią czystego przypadku" którym przypisano jedynie słuszną interpretację "Kaczyński uważa Merkel za agentkę STASI". Nie pomogły tłumaczenia sprostowania, a nawet przeredagowanie tych słów w książce tak, aby nie można ich było w ten sposób zinterpretować. MSZ za publiczne pieniądze rozsyłało do niemieckich mediów notkę o tym wpisie (a zwłaszcza jego interpretacji) zagraniczne media pisały o tym, a polskojęzyczne tylko o tym - snuto nawet wizję wojny polsko - niemieckiej po zwycięstwie PiS. Słowem - atak przeprowadzony dokładnie według zapowiedzianego scenariusza. I na to oczywiste oszustwo dało się złapać ok. 10% głosujących (z taką przewagą wygrała Platforma, a przed atakiem partie szły "łeb w łeb" nawet z niewielką przewagą PiS). Wniosek jest smutny - około 10% głosujących to debile. Do tych 10% można doliczyć jakieś procenty jełopów, co zagłosowali na kogokolwiek, pierwszego z brzegu, nie wiedząc nawet, że oddają głos na PSL. 

Ta teza ma jednak jeden bardzo słaby punkt. Zawsze ktoś wylosowywał pierwsze miejsce na liście i nawet PiS w roku 2011 wylosował numer 1, lecz nigdy wcześniej nie powodowało to żadnych rozbieżności pomiędzy wynikami a ankietą exit poll. Dlatego można przyjąć, że o ile głupota obywateli z pewnością mocno wpłynęła na wynik głosowania (i wpływa za każdym razem - takie już są uroki demokracji), to nie tłumaczy ona aż tak wielkiej rozbieżności pomiędzy tym, co ludzie deklarowali, a co zostało ogłoszone. 

 

Nieprzeciętna głupota lub bardzo zła wola organizatorów?

Jeśli przeanalizujemy wyniki (a zwłaszcza liczbę głosów nieważnych przez postawienie więcej niż jednego znaku "X") wyborów samorządowych sprzed 4 i 8 lat, to możemy wysnuć trzy wnioski: 

1. liczba głosów nieważnych w województwie mazowieckim była znacząco wyższa niż w pozostałych, 

2. liczba głosów nieważnych znacząco rosła przy zmianie karty do głosowania z pojedynczego arkusza na książeczkę

3. największa liczba głosów nieważnych wypadała akurat w tych samych okręgach w których niespodziewanie dobry wynik osiągnął PSL. 

Artykułów na ten temat napisano całe multum, bo i przyczyn takiego stanu rzeczy może być kilka, nie chce mi się o nich pisać, można poszukać - choćby na Salon24. 

Natomiast jest kwestią bezsporną, że rolą państwa jest przeprowadzenie wyborów w takiej formie, aby obywatel oddał świadomie ważny głos zgodny z własną wolą. Nie dość, że w całym kraju zastosowano książeczkową formę kart, to dodatkowo niedokładne spoty informacyjne mogły wprowadzać w błąd. Kolejny raz "państwo zdało egzamin" czyli spieprzono wszystko, co można było spieprzyć. Pozostaje tylko pytanie: przez głupotę czy celowo?

 

Suma drobnych fałszerstw w lokalach wyborczych

Za tą tezą przemawiają wypowiedzi takich osób jak dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski, który na przykładzie głosów własnej rodziny i znajomych udowodnił w Warszawie dwa przypadki, gdy kandydatki miały w protokole komisji wyborczej wpisaną mniejszą ilość głosów niż te oddane na 100% w sposób ważny przez jego rodzinę i najbliższych znajomych. 

]]>http://wiadomosci.dziennik.pl/wybory-samorzadowe/artykuly/475566,jan-old...]]>

Trudno w obecnych warunkach znaleźć jakiś argument przeciwko tej tezie. Wprawdzie w normalnych warunkach trudno sobie wyobrazić fałszowanie głosów przez jednego z członków komisji wyborczej (byłoby to niczym ściąganie na klasówce w bardzo małej klasie), ale co innego normalne warunki, a co innego ten cyrk, który nam zafundowano: szalejący system komputerowy, komisje wielokrotnie przerywające pracę. W tych warunkach fałszerstwo jest rzeczą banalną. Dodatkowo zdecydowanie łatwiej jest dostawić lub "przeoczyć" krzyżyk wertując książeczkę (gdy inni również wertują książeczki) niż w przypadku pojedynczych arkuszy. Zrobiono więc wszystko, aby fałszerstwa były możliwe i nie oznaczały zbyt dużego ryzyka. 

Trzeba tu także nadmienić, że już we wcześniejszych wyborach odnotowywano przypadki świadczące o fałszerstwach, zaniedbaniach i innych nadużyciach okręgowych komisji. Przypomnę choćby dwa: opublikowany przez PiS film, na którym komisja opuszcza lokal bez wywieszenia protokołu, wrzuca worek z głosami przez okno do siedziby informatyka itd oraz oficjalny komunikat policji, że u aresztowanego pod innymi zarzutami komisarza komendy z Białołęki znaleziono worek z głosami oddanymi w wyborach prezydenckich na jednego z kandydatów (nie podano jednak na którego z kandydatów, czy zostały one skradzione przed czy po liczeniu głosów i przede wszystkim tego jakim cudem wszystko w protokołach się zgadza, choć część głosów "wyparowała"). Niestety w kraju, w którym media nie kontrolują władzy, tylko gnębią opozycję, przypadki te zostały zbagatelizowane ("Macierewicz pokazał film? buhaha!!!") co podkreślił nawet pewien dziennikarz w audycji Radia PLUS. Także obecnie pod wypowiedziami pana Ołdakowskiego można znaleźć masowo wklejane bezczelne sugestie internetowych trolli sugerujących, że do żadnych fałszerstw nie doszło, tylko pana Ołdakowskiego żona zdradza, dlatego kłamie. 

 

Mega-fałszerstwo na skalę krajową

Za tą tezą przemawia fakt "cudownej" lub jak kto woli "telepatycznej" znajomości wyników z województwa świętokrzyskiego. PKW podała wyniki z 80% komisji tego województwa, w momencie, gdy żadne wyniki z tego województwa nie zostały z komisji wojewódzkiej do PKW wysłane. Oczywiście trafiło na województwo w którym (jeśli wierzyć wynikom) przewaga PSL była ogromna. 

Są także przesłanki pośrednio wzmacniające wiarygodność tej tezy. Awaria lub nawet całkowita niewydolność systemu informatycznego w żaden sposób nie tłumaczy chaosu jaki zapanował, przerywania prac komisji, odwlekania ogłoszenia wyborów przez tydzień. Była już w naszej młodej demokracji podobna sytuacja - system nie został dostatecznie przetestowany pod kątem wydajności i gdy obwodowe komisje zaczęły o podobnych godzinach się łączyć z centralnym serwerem ten (mówiąc moim zawodowym żargonem - jestem programistą) się "zamulił", czyli wskutek przeciążenia drastycznie spadła jego wydajność (omawialiśmy ten przypadek na studiach). Jednak wtedy nic złego się nie stało - głosy policzono ręcznie, opóźnienie wyniosło zaledwie kilkanaście godzin. Natomiast tym razem na siłę forsowano liczenie elektroniczne, choć od początku wiedziano, że system jest do niczego - zupełnie tak, jakby chciano na szczeblu centralnym przygotować grunt pod lokalne fałszerstwa (lub przynajmniej pod kontestację wyborów - nie wykluczam hipotezy, że cały ten cyrk był jedną wielką prowokacją nastawioną na przetestowanie nastrojów lub ośmieszenie głosów protestu, zaś z prawdziwym wielkim fałszerstwem będziemy mieli do czynienia dopiero za rok, gdy stawka będzie odpowiednio wysoka). Należy zauważyć, że niektórzy komentatorzy (zwłaszcza ci z mediów głównego ścieku - naturalnie powiązani z obozem rządzącym) między ogłoszeniem wyników badania exit poll (według którego PiS wygrał z ponad czteroprocentową przewagą i zdobył największą liczbę mandatów w połowie sejmików), a pierwszymi komunikatami PKW już ogłaszali, że "prawdziwym zwycięzcą tych wyborów jest PSL, bo to on będzie rozdawał karty" choć wyniki exit poll wcale nie zapowiadały tak gwałtownego zwiększenia stanu posiadania przez tę partię. Wyglądało to więc jak przygotowywanie odbiorców na przyjęcie "prawdziwych" wyników. 

Natomiast przy stawianiu tej tezy należy wykazywać się największą ostrożnością, gdyż jest to zarzut o największym ciężarze gatunkowym i najtrudniejszy do udowodnienia. Ja osobiście jestem zwolennikiem stwierdzenia, że na 100% wybory zostały zafałszowane, tzn. nie oddają rzeczywistej woli obywateli, zaś to, czy zostały sfałszowane, tzn czy umyślnie na wielką skalę dopuszczono się oszustw zmieniających wynik wyborczy, pozostaje do udowodnienia. 

Która z wymienionych powyżej przyczyn wpłynęła na ogromną rozbieżność pomiędzy wynikiem badań przeprowadzonych na osobach opuszczających lokale wyborcze, a sensacjami ogłoszonymi przez PKW? Która z nich spowodowała tak ogromną liczbę głosów nieważnych? Która dała astronomiczny przyrost procentowy głosów niszowej, chłopskiej partyjce z wątpliwymi sukcesami (np.: określenie rdzenia własnego elektoratu mianem "frajerów"), zaś zdecydowanie zmniejszyła skalę stanowiącego mocny symbol i pewnego rodzaju przełom psychologiczny zwycięstwa największej partii opozycyjnej? Według mnie każda z nich po części.

Wydawało mi się, że takie słowa nigdy nie przejdą mi przez usta i pierwej utopię klawiaturę niż coś takiego napiszę, ale najlepszym podsumowaniem tych wyborów są słowa Leszka Millera (tak, to nie pomyłka - sam jestem zszokowany): 

"Jestem pewien, że jeżeli teraz nie zostaną usunięte pewne mankamenty, to fundujemy sobie piekło, które będzie miało miejsce przy okazji wyborów parlamentarnych. I to piekło będzie nieporównywalne z tym, co w tej chwili przeżywamy"

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)

Komentarze

i ciekawa analiza, teraz trzeba myśleć o tym jak zabezpieczyć się przed sfałszowaniem wyborów w przyszłym roku. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że rządząca mafia bedzie "majstrować" przy wyborach w przyszłym roku jeszcze intensywniej. "Raz zdobytej władzy nie oddamy."

Pozdrawiam

Vote up!
3
Vote down!
-1

Bądź zawsze lojalny wobec Ojczyzny , wobec rządu tylko wtedy , gdy na to zasługuje . Mark Twain

#1452914