Violencetynki

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Chłopak siostry Łukaszka generalnie był przeciw. Ale po długim namyśle stwierdził, że jednak zaprosi swoją dziewczynę, czyli siostrę Łukaszka na coś okolicznościowego. Szybko się zakrzątnął, ułożył plan dnia, zadzwonił w parę miejsc. A potem uprzedził swą lubą, żeby była gotowa, gdy nadejdzie ten dzień.
A gdy ten dzień wreszcie nadszedł, chłopak przyjechał po siostrę. Tramwajem. Siostra otworzyła mu drzwi ubrana w promienny uśmiech i niewiele więcej.
- Jeszcze jesteś niegotowa?
- Ależ jestem! - siostra uśmiechnęła się jeszcze promienniej.
Kiedy siostra już się przebrała w coś bardziej normalnego zrobiło się dość późno. Pobiegli na przystanek. W kolejce do autobusu stała już spora grupa młodych, elegancko ubranych par. Kiedy podjechał autobus, na przystanku zaczęły się dziać dantejskie sceny. Wszyscy się strasznie pchali, żeby wsiąść. Panie płakały, panowie złorzeczyli, w powietrzu latały groźby karalne. Siostra Łukaszka trochę się wystraszyła.
- Weźmy taksówkę - uniósł się honorem (i portfelem) chłopak siostry. Ale taksówek też nie było. Jakaś akurat podjechała, zwolniła się - bo ktoś wysiadł - i z miejsca wystartowały do niej trzy pary. Panowie zaczęli się wyzywać i przepychać przy drzwiach taksówki, a panie szarpały się za włosy.
- O matko - powiedział wstrząśnięty chłopak siostry. Na szczęście zatrzymało się jakieś auto
- Podwiozę was! - zakrzyknął wesoło kierowca.
- O! Pan Kubiak! - ucieszyła się siostra i wyjaśniła swojemu chłopakowi. - To kolega mojego taty z pracy. Świetnie jeździ!
Kubiak podwiózł młodych do miasta o mało gubiąc koła na torowisku tramwajowych. Siostra i jej chłopak poszli do restauracji.
- Stolik na szczęście zarezerwowałem - pocieszał się chłopak siostry. I rzeczywiście, stolik na nich czekał, ale ledwo zdążyli coś zjeść już obsługa zaczęła ich popędzać.
- Proszę państwa, następni czekają! - psykała szefowa sali. Siostra i jej chłopak wyszli, a do opuszczonego przez nich stolika pretensje zgłosiły aż cztery pary. Panowie zaczęli okładać się pięściami.
- Co się dzieje z tymi ludźmi? - zdziwiła się siostra Łukaszka.
- To przez te Walentynki - rzekł jej chłopak. - Wszyscy chcą je świętować, a myślą tylko, żeby wyjść na miasto, coś zjeść i do kina...
- A my co mamy dalej w planach?
- Kino - chłopak się zaczerwienił. Przeszli kawałek przez miasto i dotarli pod multipleks. kiedy zobaczyli tłumy ludzi, ulice zakorkowane samochodami, stłuczki, nerwy, krzyki, szarpaninę...
- Chyba zrezygnujemy z kina - stwierdziła siostra Łukaszka i zaproponowała powrót do niej do domu. Pojechali tramwajem. Pustym.
- O, już z powrotem? - Hiobowscy zdumieli się uprzejmie.
- A, tyle ludzi... - machnęła ręką siostra Łukaszka i zaciągnęła swojego chłopaka do swojego pokoju.
- To co będziemy robić? - spytał zrozpaczony chłopak siostry. - Nic?
- O, w tym jestem świetna - zapewniła siostra Łukaszka. Siadła na tapczanie, Podwinęła nogi i skośnym, kocim spojrzeniem zaczęła wpatrywać się w swojego chłopaka.
- E... Tego... - bąkał chłopak. - To może się pouczymy czegoś?
- Czego? - siostra zmarszczyła śliczny nosek. - Nie lubię się uczyć.
- Ale na przykład języka... - próbował chłopak. - Język się zawsze przyda. Pojedziemy gdzieś za granicę i co?
Siostra po namyśle stwierdziła, że język może się faktycznie przydać.
- Tylko jaki?
- Może francuski? - zastanowił się chłopak. - Francuski to język miłości!
- Yay! - ucieszyła się siostra Łukaszka i zrobiła to, co potrafiła najlepiej. Czyli sprzedała chłopakowi soczystego całusa.
Pięć minut później, cała zadowolona i zaróżowiona na twarzy zajrzał do kuchni po jakiś sok.
- Jak mi ktoś zajrzy do pokoju, to zamorduję! - poinformowała Hiobowskich.
- A co robicie? - spytał Łukaszek.
Zapanowała mała konsternacja.
- Oni... Tego... Będziesz starszy to... - plątali się rodzice Łukaszka.
- Nie no, powiedzieć mogę - stwierdziła siostra Łukaszka. - Uczymy się miłości francuskiej! Językiem!

Brak głosów

Komentarze

Czekałam na ten wątek "z pewnym takim niepokojem", bo po sylwestrowym odcinku bałam się, że chłopak siostry Łukaszka ucieknie z krzykiem - jakiś taki niedzisiejszy on jest.  ;)))

Może mógłby się bardziej ośmielić na św. Jana - cieplej, swojsko i niezbyt komercyjnie. Przy okazji jakieś oświadczyny, a potem - tradycyjne polskie wesele (przy takiej rodzinie jak rodzina Łukaszka mogłoby być ciekawie...).

Vote up!
0
Vote down!
0

kasianna

#135269

Dziękuję bardzo za podpowiedzi, myślę, że coś z tego wykorzystam :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#135390

 

 

Dziękuję za pozytywne emocje :)

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#135334

Dziękuję również :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#135392