Polskie reakcje na przejęcie władzy przez Hitlera

Obrazek użytkownika Godziemba
Historia

30 stycznia 1933 roku Adolf Hitler został mianowany kanclerzem Niemiec. Objęcie władzy przez Hitlera spotkało się z ogromnym zainteresowaniem prasy polskiej i światowej, która nie traktowała tego faktu jako momentu przełomowego w historii powojennych Niemiec. 

„Popularność” Hitlera w kręgach dziennikarskich rosła wraz ze wzrostem popularności jego partii w Niemczech. Publicyści żydowskiego „Naszego Przeglądu”    w 1932 roku uważali wodza narodowych socjalistów za „czystej wody awanturnika”, który był zręcznym i bezwzględnym demagogiem, który przemawiał do wyobraźni i „nie gardząc najwstrętniejszą demagogią antysemicką rzuca na Żydów winę za wszystkie nieszczęścia, które spotkały Niemców po przegranej wojnie”. Dzięki temu zdołał uzyskać poparcie młodych ludzi, pozbawionych partyjnych tradycji, którzy ulegli „krzykliwej agitacji hitleryzmu, szukając wprost upustu dla nagromadzonego w duszy niezadowolenia”. Bernard Singer ostro oceniał zdolności oratorskie Hitlera, tak opisując swoje wrażenia z obserwacji wiecu NSDAP: „Ręka podniesiona do góry. Ochrypły głos i … przykro referować. Słowa bez polotu, myśl dziwnie przeciętna. Mniej efektywne zwroty w duchu Goebbelsa”.
Jednocześnie dziennikarze żydowscy uważali, iż z powodu braku poparcia wyższych warstw społeczeństwa niemieckiego, dla których był on „ulubionym bohaterem cyrkowym”, nie miał szans zostać dyktatorem Niemiec. Przywódca musiał bowiem, zdaniem „Naszego Przeglądu”, uosabiać kompromis polityczny i ekonomiczny, a Hitler – „homo novus”, nie posiadał kwalifikacji na współczesnego dyktatora będąc tylko „bladą miniaturą włoskiego Duce”, „niefortunnym ‘amatorem’ nadaremnie usiłującym odegrać rolę ‘wodza narodu’”.
 
Także Stanisław Mackiewicz – redaktor naczelny wileńskiego „Słowa”, jeszcze w 1930 roku traktował Hitlera z lekceważeniem, przypominając operetkowy zamach z 1923 roku i określając wodza NSDAP jako „ex-dezertera austriackiego, ‘der Staatlose’ Hitler”. Jednak już w 1932 roku Władysław Suadnicki stwierdził, że „Nie ulega wątpliwości, że człowiek posiadający taki olbrzymi wpływ w Niemczech i wywołujący takie zaniepokojenie we Francji, w Polsce i innych krajach, jest czemś wyjątkowym, przeciętną normę ludzką znacznie przerastającem”.
 
W tym samym czasie, kiedy konserwatyści wileńscy dostrzegli w Hitlerze polityka, socjaliści z „Robotnika” nadal traktowali go nie jako przywódcę politycznego, ale jak herszta bandy i nadal wypominali mu przeszłość, nazywając go malarzem pokojowym, który nie posiada odrobiny wyobraźni. Marek Kriger podzielał zdanie „Naszego Przeglądu”, iż wódz narodowych socjalistów był w stanie pozyskać poparcie tylko takich ludzi, którym nie powiodło się w życiu lub takich, którzy „próbowali szczęścia we wszystkich partiach i poszli na lep każdego szarlatana politycznego”. Wtórował mu Adam Pragier, który zapominając o radykalny programie społecznym NSDAP, uważał, iż Hitler to „parweniusz lichego gatunku, przywykły od paru lat do wystawnego życia i tanich hołdów wiecowych”, spełniający rolę „funkcjonariusza wyznaczonego do obrony interesów banków, wielkiego przemysłu i ziemiaństwa”. Z kolei inny publicysta „Robotnika” Jan Borski uważał, iż  koncentracja całego ruchu narodowosocjalistycznego w jednej osobie była jego podstawową słabością, „gdzie bowiem jest program? i co się stanie po śmierci ‘Mesjasza’”.
 
Socjaliści podzielali też opinię amerykańskiej dziennikarski Doroty Thompson, która po przeprowadzeniu z Hitlerem wywiadu, określiła go jako człowieka „bez kształtu, prawie bez twarzy, którego postać jest karykaturą”, w którego „rysach nie ma ani śladu jakiegoś wewnętrznego konfliktu. Tylko jego oczy są godne uwagi. Ciemnoszare i może zbyt wypukłe mają ów szczególny blask, który często wyróżnia geniuszów, alkoholików i histeryków”.
 
Publicyści ONR doceniali w Hitlerze właściwie jedynie talent demagogiczny, określając go jako człowieka umiejącego „zapalić i porwać masy”, posiadającego „wielką dozę sprytu”, potrafiącego posługiwać się mistyfikacją i zwyczajnym kłamstwem, będącego, dzięki swym oczom i głosowi, wręcz hipnotyzerem tłumów. „Wymowa jego – napisano w piśmie ABC – jest tak czysta i wyraźna, że słychać każde słowo w najdalszym zakątku Sali. Gestem ręki podkreśla wyrazy, zdania, rzuca je przed siebie, jak ręczne granaty. I słowa jego zapalają tłum, bo Hitler umie oddziaływać na psyche tłumu”. Natomiast sam Hitler oglądany z pewnej odległości, przywodził na myśl sylwetkę Charlie Chaplin’a „nie tego z laseczką, lecz z grubą pałką”. Poza tym talentem oratorskim – zdaniem ABC – wódz narodowych socjalistów „nie jest zgoła bezwzględnym, pewnym swojej siły tyranem i despotą. W głębi swego charakteru jest typowym Austriakiem, miękkim, wahającym się, pewnym wątpliwości”.
 
Analogiczne opinie o Hitlerze formułowali publicyści piłsudczykowskiej „Gazety Polskiej”, widząc w nim znakomitego agitatora „działającego na wyobraźnię tłumów efektami natury emocjonalnej”, zdającego sobie doskonale sprawę, że tylko prostymi hasłami można zjednać sobie tłumy. Jednocześnie twierdzili, że Hitler nie był w stanie dokonać wyboru drogi postępowania: „zaczął od głoszenia przewrotu, dochodzi do głoszenia legalności. Wczoraj wołał do zmierzenia sił – dziś gotów jest liczyć głosy. Onegdaj otwarcie głosił przewrót – jutro spodziewa się objąć władzę poprzez wybory”. W rzeczywistości zamiast proroka okazał się zwykłym politykiem, a „zwykły polityk udający proroka – zazwyczaj bywa kiepskim prorokiem i kiepskim politykiem”.
Z powodu hamletyzmu wodza narodowych socjalistów, dziennikarze „Gazety Polskiej” uważali, iż dopóki prawicę niemiecką symbolizuje postać Hitlera, dopóty z tej strony przestała Rzesza niemiecka zagrażać. Na to bowiem, aby pomaszerować na Berlin „niemiecki ‘Duce’ okazał się zbyt mały. Miał wszystko oprócz odrobiny charakteru i przekonania. Pozostał tem czem był w 1919 r. – płatnym ajentem. Władza go upoiła, nie stał się rewolucjonistą, nie stał się też politykiem ani mężem stanu. Demagogia, którą się sam posługiwał i w którą uwierzył, uczyniła zeń jak gdyby kapłana jakiejś nowej religii. Władza w politycznym tego słowa znaczeniu przestała dla niego istnieć”.
 
Publicyści związani z obozem narodowym również nie traktowali Hitlera poważnie, choć w 1932 roku Jerzy Drobnik jako pierwszy uznał, iż dał on dowody, iż „niepowodzenie nie łamie go tak łatwo. W przeciwnym razie hitleryzm skończyłby się po nieudanym swego czasu ‘puczu’ w Monachium”. Uznał także, iż mimo, że jego twarzy „trudno by dać miano oblicza rozważnego męża stanu” okazał się politykiem trzeźwym, dążącym mimo trudności, do „legalnego wyciągnięcia wniosków z sytuacji, póki to tylko będzie możliwe”.
Roman Dmowski uważał, iż przywódca nazistów potrafił wchłaniać „z niesłychaną łatwością wszystkie myśli i uczucia, któremi żyje dzisiejszy naród niemiecki, w różnych warstwach i odłamach. (…) Tym sposobem wszystkie myśli i odczucia dzisiejszego narodu niemieckiego znajdują swe odbicie w hitleryzmie i Hitler jest uznany za wcielenie ducha niemieckiego”. Dmowski uznawał, iż dopiero przyszłość pokaże, czy Hitler „jest czem więcej” i czy, tak jak Mussolini, okaże się nie tylko hipnotyzerem.
 
Po przejęciu władzy przez Hitlera najbardziej emocjonalne komentarze pojawiły się w prasie socjalistycznej, która nowy gabinet określiła mianem rządu najskrajniejszej reakcji obszarniczo-kapitalistycznej, niosącym za sobą wszystko co najgorsze „o jakim najśmielsza fantazja reakcji niemieckiej marzyć nawet nie śmiała”. Jego celem miało być odbudowanie na gruzach ruchu robotniczego wszechwładzy kapitału i junkrów.
 
Zdaniem Jana Borskiego korespondenta „Robotnika” w Niemczech, „Hitler jest w nim raczej chorągiewką, markującą ‘współczesność’, kiepskim mesjaszem, mającym wodzić za nos masy. Hitler będzie tym pajacem, który za cenę władzy będzie spełniać ‘czarną robotę’ reakcji, będzie katem ruchu robotniczego. Hitler, reklamujący się jako ‘narodowy socjalista’, jako śmiertelny wróg międzynarodowego kapitału i banków, zasiadł w jednym rządzie z przedstawicielami swych rzekomych wrogów i będzie posłusznem ich narzędziem”.   Jednocześnie Borski przewidywał, iż rząd ten będzie bardzo słaby i „wprawdzie nie przeżyje 4 lat, o które ‘modli się’ jego szef, ale może wytrzymać dość długo, by zapędzić kraj w odmęt wojny domowej i anarchii”.
 
Podobną opinię na temat miejsca zajmowanego przez Hitlera w rządzie wyraził korespondent piłsudczykowskiej „Gazety Polskiej” , który nie uważał żeby objęcie urzędy kanclerza przez wodza narodowych socjalistów było pierwszym krokiem do urzeczywistnienia Trzeciej Rzeszy. Wręcz przeciwnie, jego zdaniem, moment ten został odsunięty w daleką przyszłość, gdyż Hitler został zmuszony złożyć prezydentowi „niebylejakie wiążące przyrzeczenia” chroniące prawa jego „ulubionych pupilów”, czyli zrzec się wszelkich narodowosocjalistycznych planów. Ponadto Hugenberg i Papen będą pilnować „aby ani na jotę nie ruszać interesów junkrów i kapitalistów”. W tej sytuacji pozycja Hitlera została mocno osłabiona, tym bardziej, iż fotel kanclerza nie został wywalczony, ale „wygadany i wyintrygowany”. „Kto walczył i ryzykował, – twierdziła „Gazeta Polska” – może wskazywać naprzód i prowadzić, jak Mojżesz wiódł lud swój do Ziemi Obiecanej. Ale kto kupuje i sprzedaje – ten musi dawać gotowy towar”. Jednocześnie uważano, iż jeżeli rząd Hitlera, z braku większości parlamentarnej, nie rozpadnie się po kilku dniach, nastąpi ogromny wzrost napięcia wewnętrznego w Niemczech, mogący wywołać nieobliczalne skutki.
 
To przekonanie podzielał także Natan Szwalbe z „Naszego Przeglądu” który uważał, iż Hitler wchodząc do rządu musiał zrezygnować z „buńczucznej zapowiedzi wprowadzenia Rzeszy do wyśnionego raju ‘trzeciego cesarstwa” , gdyż pogodzenie się z Papenem wymagało od niego podporządkowania się środowisku wielkiego kapitału i przemysłu. Zdaniem żydowskiego posła na sejm F. Rotenstreicha, Hitler „poświęci jeszcze niejeden punkt swego programu byle się utrzymać przy władzy, byle mieć za sobą większość narodu”.
 
Wedle Ksawerego Pruszyńskiego, dziennikarza konserwatywnego „Słowa”, rząd Hitlera był faktycznie rządem Hitlera i von Papena. Był więc z jednej strony gabinetem ludzi zaufania części mas, a z drugiej – gabinetem ludzi zaufania prezydenta Hindenburga. I mimo, iż trudno było przewidywać jego przyszłość, Pruszyński uważał, iż górą w tym związku będzie środowisko z którym związany był Papen. Inny publicysta tego dziennika, Mieczysław Pruszyński zastanawiając się jak długo Hitler będzie mógł pozostać kanclerze z zaufania prezydenta, stwierdził, iż najlepszą odpowiedź dawała stara dewiza junkrów: „Niech król rządz absolutnie, ale wypełniając naszą wolę”.
 
Tak więc wszyscy cytowani publicyści uważali właściwie zgodnie, że Hitler podporządkował się woli junkrów i kapitalistów, co miało odłożyć na przyszłość realizację „Trzeciej Rzeszy”. Jedynie Jerzy Drobik z „Kuriera Poznańskiego” wątpił, by Hitler porzucił swój radykalny program społeczno-gospodarczy, gdyż w ten sposób utraciłby poparcie szerokich mas społeczeństwa niemieckiego. To zaś oznaczałoby upadek rządu, gdyż ani Papen ani żaden z jego towarzyszy nie był w stanie odziedziczyć tych jego wpływów. W ten sposób – zdaniem publicysty – Hitler zyskał znakomitą kartę przetargową i jego pozycja w gabinecie była bardzo silna.
 
Jak widać z tego zestawienia większość publicystów polskich na początku rządów Hitlera, nie doceniała jego woli zdobycia absolutnej władzy i ustanowienia Trzeciej Rzeszy. Dopiero po kilku miesiącach zaczęto doceniać wagę tego wydarzenia.
 
Wybrana literatura:
 
J. Fest – Hitler
I. Kershaw – Hitler 1889-1936
E. Król - Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-1945
E. Król - Polska i Polacy w propagandzie narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-1945
Brak głosów

Komentarze

Jan Bogatko

...doskonały, wielce pouczający tekst,na czasie i na "10",

pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#129107

Dziękuję, ale to jedynie niewielki przyczynek do tematu, jak wielokrotnie nie potrafiono docenić wagi ważnych wydarzeń.

Pozdrawiam

Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#129113

Dość ciekawie było wtedy w Polsce. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że działacze mniejszości niemieckiej w Polsce, którzy krytykowali hitleryzm, mogli liczyć na państwowy hotel (czyt. więzienie).

Vote up!
0
Vote down!
0
#129110

Nie rozumiem. Ten "hotel państwowy" zapewnili im "rodacy" dopiero po wrześniu 1939 roku.

Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#129114

Widzę dziwne podobieństwa między wodzem Rzeszy niemieckiej i wodzem rzeszy lemingów...

Pozdrawiam.
contessa

Vote up!
0
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#129118

Nie ten format... ;)

Vote up!
0
Vote down!
0
#129124

Czystej wody awanturnik, zręczny i bezwzględny demagog... to mi pasuje do ryżego.

Pozdrawiam.
contessa

Vote up!
0
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#129144

Jeszcze jedna cecha wspólna - też autostrady budował ;)
Ale Hitlerowi to akurat wyszło... :)

pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#129146

Jest między nimi wielka różnica - Hitler mimo wszystko był niemieckim patriotą, a Donek nie jest żadnym patriotą.

Pozdrawiam

Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#129174

..."Miał wszystko oprócz odrobiny charakteru i przekonania"... interesujący jest brak wnikliwej oceny, ówczesnych publicystów, konsekwencji z jaką Hitler dążył do zdobycia władzy. Dla wielu z nich czerwiec 1933 był przysłowiowym porankiem z ręką w nocniku.
Tekst zmusza do refleksji. Dzięki. Pozdrawiam.
wolfgang

Vote up!
0
Vote down!
0

wolfgang

#130425

Jedynie Studnicki szybko "poznał się" na sile Hitlerze, w lutym podążył za nim jego "szef" - redaktor naczelny "Słowa" - Cat-Mackiewicz.
Pozostali nie potrafili właściwie ocenić Hitlera i zamiast rzeczowej analizy, kierowali się zewnętrznym wizerunkiem Adolfa.

Pozdrawiam
Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#131718