Psy wojny politycznej

Obrazek użytkownika Piotr Franciszek Świder
Kraj

Obecnie jestem rolnikiem na nieużytkach, za to uroczych w swych górskich uroczyskach. I oczywiście pracuję po 16 godzin na dobę, tyle że nie na roli. Ale - jak to się mówi - z niejednego pieca chleb jadłem. Piec wykładania filozofii, piec dziennikarstwa, piec sprzedaży, piec negocjacji i szkoleń, piec zarządzania ludźmi - wypiekał akurat tyle chleba, żeby żyć skromnie, a czasami trochę lepiej niż skromnie. Było i tak, że dostałem wilczy bilet od prezesa jednej korporacji, kibola PO - za niesłuszne poglądy.

Złożyło się pechowo, bo - po 13 latach przerwy - postanowiłem wrócić do pisania. Założyłem blog - niestety nie po linii i nie na bazie. I wyłapał to pan prezes, już faktycznie po dogadaniu się, co do warunków mojej pracy. Nie może być. Nie wierzyłem. Nepotyzm - to rozumiem, ale zakaz pracy za poglądy? Tak, to jest Polska, panie Tusk i Komorowski, Wasza Polska owinięta w bibułę frazesów.

Dla weterana sztuki dziennikarskiej i redaktorskiej, ze sporym doświadczeniem w zarządzaniu, nie pozostaje we współczesnej Polsce nic innego niż pisanie bloga. Pisać zacząłem pół roku temu na Salonie 24. Dla zabawy, zrazu dość niemrawo - z planem, że jak poukładam sobie to i owo, to rozkręcę się wokół kilku tematów, głównie gospodarczych. Ale poległem, zanim się rozkręciłem.

Najpierw pierwszy ban - dosłownie za nic, czyli za kilka ciepłych słów w obronie Koleżanki, zbanowanej blogerki. Ani to było krytyczne, ani niepoprawne politycznie, ale wyrok brzmiał: ban na jeden miesiąc. Bez możliwości odwołania. Inkwizycja salonu spuściła gilotynę na moją głowę.

Po powrocie z karceru wyzerowałem bloga i napisałem kilkanaście kolejnych notek oraz dwa listy do Igora Jankego. Cisza. Janke odpisał dwa zdania, że sprawdzi i - oczywiście mnie olał.

Na skasowanie bloga nie czekałem już długo. Wystarczyła jedna notka niepoprawna politycznie i ostra względem polityków z podkarpackiej piaskownicy. Wstaję rano, bloga nie ma. I wówczas autentycznie się roześmiałem.

Zrozumiałem bowiem, że - o ile znajdę na to czas - powinienem pisać, gdyż pozyskałem sobie wielbicieli i fanów pośród adminów Salonu. No te typy działają anonimowo, ale dobór cenzorów został dokonany przez właścicieli portalu świadomie. Według klucza, który ma zamykać drzwi dla niepoprawnych politycznie dziennikarzy obywatelskich.

Wyłamywałem się z linii mainstreamu, która nakazuje krytykować opozycję (PiS) i chwalić rząd oraz prezydenta (PO). Bywało, że wyłamywałem się ostro, za ostro, a wolno tylko łagodnie, na zasadzie, żeby był kwiatek u kożucha i koncesjonowany pozór pluralizmu.

Dobra. Wstęp był mało istotny, a teraz przejdę do meritum, czyli do krótkiej (i mocno subiektywnej) oceny mediów. Postawię trzy lakoniczne tezy - bez wikłania się w szczegółowe analizy i syntezy.

Teza pierwsza: w Polsce nie ma już prawie niezależnych mediów.

Są media mainstreamu lub/i pseudoelit. Media polskojęzyczne we władaniu koncernów niemieckich i innych cudzoziemskich legionów. Media polskojęzyczne zatrudniające oficerów ze wsi. Media z misją antypolską. Media z wizją dezinformowania społeczeństwa. Media brukowce, szukające lub kreujące szok u odbiorcy bzdur. Media regionalne, które dogorywają, bo piszą o nic nie znaczących dyrdymałach. I gówno media.

Tych ostatnich najwięcej i chwalić Pana, że nie muszę ich wszystkich wymieniać z nazwy, bo każdy loga i szmaty zna i listę sobie stworzy.

A jeśli takie są media (z małymi wyjątkami), to wyciągnijmy logicznie poprawne wnioski.

Wniosek pierwszy: nie ma mediów polskich w Polsce. Wniosek drugi: coraz mniej rzetelnej informacji pojawia się w naszych domach i głowach...

I wniosek trzeci: dziennikarze nie wykonują swojego zawodu (znów z nielicznymi wyjątkami). Cóż więc wykonują? Oj, wiele, wiele ruchów - w tańcu chochołów lub hien. Przepustką do zawodu dla młodych, wykształconych, z wielkich miast jest dziś pusta głowa i głęboka wiara w mądrość guru dziennikarskiego mainstreamu, zatwierdzonego przez nad-redaktora pośród redaktorów.

Czas na dobre wiadomości i dalsze wnioski. Pierwsza dobra wiadomość jest taka, że kończy się czas nad-redaktora M (z macierzy fałszu), a wraz z nim dla wielu innych redaktorów w M (ulokowanych w macierzy fałszu). Coś tam z tego stada powymiera, coś tam się zadławi pod wpływem budzącego się sumienia, lecz najwięcej się przefarbuje. Bo lisów najwięcej wśród redaktorów i to cwanych.

Ale dlaczego mieliby się przefarbować? Przecież pralnie skutecznie opierają mózgi, a karuzela chochołów kręci się coraz sprawniej?

Bo przesadzili. Bo Polska należy do cywilizacji zachodu i nie da tu się zamontować na stałe kremlowskich kurantów. Nie da się, choćby Tusk i Komorowski zjedli tysiąc kotletów i zatrudnili kolejne tysiące atletów do opierania mózgów Polaków.

Nie da się, bo budzi się społeczeństwo obywatelskie w Polsce. To nic, że to nieliczna mniejszość. Urośnie, bo idą czasy trudne.

Jeśli ktoś wysili się i pomyśli, zauważy, że cały ten chłam wirtualnej rzeczywistości, którą zbudowali na kilku filarach kłamstwa wokół żelaznych zasad dezinformacji, manipulacji i mantrowania fałszem, to taki domek z kart. A jeśli zauważy, zacznie się śmiać. Co najmniej tak głośno, jak ja.

Wniosek, że śmiech to zdrowie, wydaje się całkiem prawidłowy. Śmiech to zdrowie. To moja pierwsza mantra od czasu, gdy przestałem myśleć w kategoriach walki z całym tym obłudnym stadem hipokrytów sterowanych pilotem z zagranicy.

Nie ma co z tym walczyć. Trzeba to olać, odwrócić się plecami do ekranów i ...

I teza druga: Czas tworzyć własne media obywatelskie i dziennikarstwo obywatelskie.

Tu siłą rzeczy wychodzę z apelem do blogerów. Wprawdzie nie jestem godny, bo czytałem co najmniej tysiące postów setek blogerów, którzy mają lepsze pióro i większe serce do walki o prawdę w życiu publicznym niż ja. Wprawdzie nic mnie nie usprawiedliwia, że piszę mało i od niedawna, ale napiszę kilka optymistycznie brzmiących słów.

Czuję, że damy radę i czuję, że zbliża się czas, by dać radę. Tak nie da się żyć. W zaduchu produkowanym przez jad ust wężowych autorytetów, ujadających w stadach na ekranach telewizorów na Polaków, można nabawić się nerwicy lub wrzodów. A po cholerę nam to. Pokazujmy im uśmiechniętą d... i do demobilu z tym peerelowskim chłamem.

Walka Dawida z Goliatem trwa. Coś trzeba wymyślić, żeby współczesny Dawid przetrwał najbliższe uderzenia młotem. Liczy się wola walki i spryt, gdyż tym razem proca nie wystarczy.

Obserwuję z uwagą działania Łażącego Łazarza prowadzące - jeśli wierzyć zapowiedziom - do powstania "Ekranu". Pozwolę sobie zacytować Szanownego Kolegę, gdy mówi o przyczynach powstania nowego projektu:

(...)W końcu pojawiła się praktyka ukrywania przez administrację S24, przed czytelnikami i blogerami, nie tylko treści, ale i istnienia samych autorów. Działanie całkowicie woluntarystyczne i bezczelne, gdyż jednocześnie informowano osoby szukające danego autora i jego tekstu, że został on ukryty z powodu zamieszczenia treści wulgarnych, czy coś w tym stylu. Działania te były tak masowe i jednocześnie tak sprytne, że wielu czytelników nawet nie zorientowało się, że na Salonie24 pojawiła się cenzura polityczna. I to cenzura wykorzystująca narzędzia stworzone za unijne pieniądze, w ramach projektu „wspierania mediów obywatelskich i wolności słowa”. Absurd jak z filmów Barei, znakomicie „odczytany” przez blogerów. Efekt finalny był taki, że pojawiła się konieczność stworzenia nowego miejsca dla najlepszych autorów, którzy nie zgadzają się na pisanie pod dyktando, pozbawionego cojones, dziennikarza Rzeczpospolitej.I tak zaczęła się moja przygoda z Ekranem. U nas nikt nigdy nie wyleci za poglądy polityczne. Najwyżej sobie nie poradzi w walce na argumenty i czmychnie. Jest różnica w podejściu, prawda?

I dobrze. Pozostaje jednak pytanie o dyżurnych oficerów razwiedki. Te hieny wojny ideologicznej (i całkiem również politycznej w wymiarze dezinformacji) zawsze są spuszczane ze smyczy, gdy dzieje się coś interesującego w blogosferze. Janke dał im zielone światło i przystąpił do tępienia porządnych blogerów. A co uczyni Łażący Łazarz? Nie wiem.

Założę, że będzie dobrze. Bez mydła, ja tam mam w nosie trolli i sam se to dziadowskie nasienie dziadowskiego anty-państwa wytnę z własnego bloga. A inni? Jakby wierzę, że poradzimy sobie z tym problemem.

Łażący Łazarz zapowiada rzecz o wiele bardziej interesującą. Kilka miesięcy temu, po nieśmiałym powrocie do pisania, podobne myśli pojawiły się również w mojej głowie. Podobno, jeśli podobne myśli pojawiają się w kilku głowach, to mają szansę się ziścić:

Ekran to bez wątpienia projekt mojego życia. To pierwsza blogosfera, w której Blogerzy nie będą wyłącznie zajmować się publicystyką i komentowaniem istniejących newsów, ale także będą dzielić się informacjami pozyskanymi z niezależnych od mainstreamu źródeł. Misją Ekranu jest pełnienie funkcji kontrolnej względem rządzących, a więc tej roli, z której zrezygnowały media głównego nurtu. Nie chcemy kanalizować blogosfery, ale ją upodmiotowić. Udostępnić tygiel, w którym opinie będą się ścierać na argumenty, informacje będą konfrontowane z faktami, a czyny osób publicznych z ich słowami.

Przy czym, warto pamiętać, że pozyskiwanie niezależnych od mainstreamu informacji to arcytrudne zadanie. Wymaga poważnych dyskusji w kuluarach projektu - zarówno w aspektach mechanizmów merytorycznych weryfikacji tych informacji, jak również w aspektach prawnej odpowiedzialności za słowo. Cóż, napiszę, że da się zrobić, ale potrzeba czasu i dogrania wielu detali - od zbudowania zaufania do konkretnych dziennikarzy obywatelskich po kwestie natury rzemieślniczej.

Sam odszedłem kiedyś z zawodu po ostrym sporze o wolność słowa z właścicielami gazety. Nie żałuję. Wolnego słowa bym wówczas nie obronił pozostając na stołku redaktora naczelnego. Obroniłem więc tylko własną godność i honor.

Projekt "Ekranu" jest - tako rzec wypada - ambitny. Czy nie ma w tych ambicjach zadęcia deklaracji, których nie da się wypełnić czynem? Nie wiem, trudno mi to oszacować bez bezpośrednich rozmów z Twórcami przedsięwzięcia. Mam zresztą własny, o wiele skromniejszy projekt, który odpali pod warunkiem, że taka jest wola nieba. Konkretnie nie mam już co liczyć na sponsorów australijskich, ale jest jeszcze Polonia amerykańska.

A całkiem serio, czuję, że na "Ekranie" się nie skończy. Czas zacząć myśleć w stylach fraktalnych - i w sieci, i w realu. Tam, gdzie ma pojawić się wolność, wolni ludzie ze sobą współpracują. Komplementarność i dopełnianie przestrzeni publicznej różnorodnością inicjatyw, realizacji, wielogłosem opinii, debatą - to zawsze znajduje się bliżej natury ludzkiej.

Taka przestrzeń ma kipieć od informacji, od dyskusji, od poszukiwania rozwiązań. Ma to niewiele wspólnego z partiami politycznymi, a tym bardziej z barachłem, którym stały się media mainstreamu.

Czas na tezę trzecią: niestety nie obejdzie się bez wojny z psami z korporacji medialnych zatrudniających gryzipiórków i gwiazdeczki od tańców z pseudoelitami.

Psy wojny ideologicznej na usługach mocodawców uwikłanych w politykę wypowiedziały wojnę prawdzie. Doszło do kuriozalnych i niespotykanych w żadnym państwie zachodniej demokracji sytuacji, że dziennikarze głównego nurtu zajmują się walką z opozycją. Czy to tylko wiatr ze wschodu, czy przyczyny tkwią głębiej? Stawiam na to drugie.

Problem w tym, kto ma kontrolować władzę? Nie ma już nieprzepalonych bezpieczników. Praktycznie wszystkie zawiodły, łącznie - tu wygłoszę niepopularną prawdę - z opozycyjnym PiS-em, którego nie przekreślam, ale chciałbym zobaczyć coś nowego, poza stagnacją i okopywaniem się starych działaczy na pozycjach - byle do wyborów parlamentarnych nie zawieść zaufania Jarosława Kaczyńskiego.

Co to oznacza, że władza nie ma kontroli? A np. to, że zwijamy się jako państwo i naród, a słyszymy, że się rozwijamy i jesteśmy zieloną wyspą. Przykładów odwracania kota ogonem zresztą tak się namnożyło, że każdy zaangażowany politycznie bloger może wysypać jednym tchem (z rękawa) po kilka naraz opisów hucpy. I to z każdej dziedziny i poziomu funkcjonowania Państwa Polskiego.

W normalnej sytuacji to dziennikarze mają patrzeć władzy na ręce, a i opozycji nie wolno im oszczędzać, jeśli bredzi. Opozycja może bowiem kiedyś odzyskać władzę, zaś to oznacza, że warto mieć krytyczną wiedzę również na temat szuflad pełnych obietnic polityków nie mających w danym momencie wpływu na większość decyzji w państwie. To najzwyklejszy w świecie balans demokracji, warunek sine qua non działania tego systemu. Abecadło.

Dziennikarz jest na służbie, polityk jest na służbie... a jeśli tego nie rozumieją, to niech wypieprzają z zawodu. "Spieprzaj dziadu" z zawodu, bo nic dobrego nie zrobisz dla Polski. Tak oto mimowolnie zacytowałem zdaje się śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

A zacytowałem, bo i dziennikarz, i polityk jest na służbie, a za tą służbę płaci podatnik. Że niby media są prywatne i muszą zarobić na pensje i swoje funkcjonowanie. Proszę, nie rozśmieszajcie mnie.

Zacytuję raz jeszcze Szanownego Łazarza (niech już nigdzie nie łazi i tworzy). Znów gada ambitnie i twardo:

(...)w "Ekranie" zawsze będzie miejsce dla polityków opozycyjnych od lewa do prawa i zawsze będziemy słuchać, co mają do powiedzenia, a potem informacje pozyskane od nich drążyć i weryfikować. Blogerzy w takiej robocie sprawdzają się wspaniale. Polska nie jest niczyim folwarkiem, choćby nawet paradował w najbardziej twarzowych bryczesach i elegancką fuzją. Polacy zasługują by być traktowani z szacunkiem (...).

I kolejne zdania w tym samym tonie. Całość tu: http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Spoleczenstwo/541802,Gry-nauczyly-mnie-korzystac-z-wyobrazni-oraz-sztuki-myslenia--lateralnego.html

I warto poczytać.Trzymam kciuki. Coś tam pewnie pomogę przy tworzeniu tego miejsca. W ramach solidarności dla wolności i prawdy oraz z potrzeby serca.

Wrócę do mojej tezy o nieuchronnej wojnie z mainstreamem. To nie będą przelewki od momentu, gdy pojawi się fraktalne spektrum inicjatyw społecznych, głównie w realnych przestrzeniach życia wspólnotowego, które staną się zapowiedzią możliwości utraty przez pseudo-elity rządu dusz nad społeczeństwem, które Bartoszewski był już raz nazwał, bez ogródek, bydłem. Oj, jakże oni boją się utraty władzy i kontroli nad ciemnogrodem i nad młodymi, wykształconymi z wielkich miast (budzą się, budzą).

I bynajmniej, nie chodzi już o taką, czy inną zmianę fasadowej władzy. PO skończy fatalnie - to już widać gołym okiem, ale pytanie brzmi, czy zdążą znów zamontować fasadę innych koalicji partyjnych dla ochrony własnych chorych interesów i chorej III RP? Zdążą, czy nie zdążą?

Nauczmy się myśleć strategicznie i długofalowo, jeśli chcemy przetrwać i żyć w państwie, o którym będziemy myśleć: Tak, to jest moja Ojczyzna.

Brak głosów

Komentarze

-"Czas zacząć myśleć w stylach fraktalnych - i w sieci, i w realu. Tam, gdzie ma pojawić się wolność, wolni ludzie ze sobą współpracują."

Oby.
Nawiązywać werbalne kontakty-

Vote up!
0
Vote down!
0
#118204

Klasyczne w realu i modernistyczne poprzez internet. Napiszę w przyszłości, co rozumiem poprzez "style fraktalne" komunikacji - chyba nawet kilka notek. Idee dopiero rodzę się w mojej głowie. Nie potrafię jeszcze nadawać im form w słowie.

Ale żartobliwie: kontakty fraktalne są face to face i nie są analne, czyli opierają się na założeniu, że nikt nie nadstawia dupy. Dziś władza rządzi, bo ustawia sobie obywateli w pozycji nadstawionej dupy. Bo czasami trzeba kopnąć obywatela w zadek, by nie myślał, lecz słuchał pseudoelit. Było brzydko. Nic na to nie poradzę.

Pozdrawiam

Piotr Franciszek

Vote up!
0
Vote down!
0

Piotr Franciszek

#118210

Oderwali się od narodu, ukryli za fasadą wysokich poborów, diet i medialnych spektakli. Już nie kontaktują z rzeczywistością. I mają w dupie obietnice wyborcze. Liczą się mity i bez-alternatywność dla takiej sceny politycznej.
Bez zmiany ordynacji wyborczej ten monolit nie pęknie. Przetasują się tylko pierścienie na zewnętrznej skorupie fasady zwanej demokracją parlamentarną, lecz z kapelusza magika wyskoczą te same nazwiska cyników i cwaniaków nazywających siebie politykami. Zazwyczaj bronię PiS, bo opozycyjne i solidniejsze w konkretnej robocie, ale w tej szczegółowej kwestii nie ma jak ich bronic.
Pozdrawiam
Piotr Franciszek

Vote up!
0
Vote down!
0

Piotr Franciszek

#118216

nie jest zdolny do podjęcia spraw Polski .
Oni tylko czekają na okazje. Wskoczyć na tratwe i dalej hajda ściekiem z prądem -

Orban węgierski - ma zręczność.
http://www.wykop.pl/ramka/549743/czy-kaczynski-zostanie-polskim-orbanem/

Vote up!
0
Vote down!
0
#118218

Nie polemizuję. Z grubsza się zgadzam z Kolegą.
Polski Orban wyskoczy spod skrzydeł Jarosława Kaczyńskiego? Raczej się nie zanosi. I również nie widać go poza tymi skrzydłami. Kicha...
Pozdrawiam
PS. Artykuł przeczytałem.

Piotr Franciszek

Vote up!
0
Vote down!
0

Piotr Franciszek

#118225