Hejt ma już więcej niż 100 lat

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kultura

25 sierpnia na portalu ukazała się notatka niejakiej Ciszy, opisująca straszne przykłady hejtu, jaki ją dotknął.

Blogerka::

Jak widać moda na „hejcik” trwa, jest narzędziem nie tylko totalnych, o których słusznie rozpisuje się mainstream ale także ponoć patriotycznych i prawych zwolenników narracji rządu /hagady ?/. Spokojnie krytykowani nie są w stanie dyskutować, odpierać argumentów ale używają „ruskiego” jadu, podobnie jak kiedyś socjalistyczni władcy PRL-u słynnych „karłów reakcji”. Inwencja godna ćwierćinteligentów z komitetów politycznych PZPR.

https://niepoprawni.pl/blog/cisza/wolontariat-hejtu

Posłuchajcie zatem, jak to z hejtem było, nim jeszcze wymyślono pierwszy komputer.

W jaki sposób zostałem niegdyś redaktorem „Świata Zwierząt”, czasopisma wysoce interesującego, tego sam powiedzieć nie umiem. Było to dla mnie zagadką nierozwiązalną aż do chwili, w której doszedłem do wniosku, iż mogłem był zostać nim jedynie w stanie całkowicie niepoczytalnym. Do stanu takiego doprowadziła mnie przyjaźń i życzliwość dla kolegi Hajka, który dość długo redagował to czasopismo bardzo przyzwoicie, ale zakochał się w córeczce właściciela tego czasopisma, pana Fuchsa, który wywalił go z miejsca i jeszcze zażądał, by Hajek postarał się mu o porządnego redaktora.


Jak panowie widzicie, były onego czasu zgoła dziwne stosunki pracownicze.

Właściciel czasopisma, któremu przedstawił mnie kolega Hajek, przyjął mnie bardzo grzecznie i zapytał, czy mam jakie takie wiadomości o zwierzętach, i bardzo był zadowolony z mojej odpowiedzi, iż zwierzęta bardzo szanuję i widzę w nich ogniwo przejściowe ku człowiekowi, a osobliwie ucieszył się, że ze stanowiska ochrony zwierząt czynię wszystko, co tylko można, aby zwierzęta były zadowolone. Każde zwierzę pragnie przede wszystkim tylko tego, aby było uśmiercone możliwie bezboleśnie, zanim człowiek przystąpi do zjedzenia tegoż zwierzęcia.


Karpia już od urodzenia prześladuje natrętna myśl, że to bardzo nieładnie ze strony kucharki, gdy mu za życia rozpruwa brzuch. Zwyczaj ścinania koguta to początek szlachetnych usiłowań stowarzyszeń ochrony zwierząt, aby zarzynanie drobiu w ogóle nie było wykonywane ręką niefachową.


Poskręcane postaci piskorzów świadczą o tym, iż zwierzęta te umierając protestują przeciw smażeniu ich na margarynie żywcem. Co do indyka…


Tak przemawiałem do tego pana, dopóki nie przerwał mi zapytaniem, czy znam się na drobiu, psach, królikach, pszczołach i na rozmaitościach z życia zwierząt, czy potrafię wycinać obrazki z obcych czasopism dla reprodukowania i tłumaczyć fachowe artykuły o zwierzętach z czasopism zagranicznych. Dalej, czy orientuję się w dziele Brehma i czy umiałbym pisywać razem z nim, to jest z panem Fuchsem, artykuły wstępne o życiu zwierząt z uwzględnieniem świąt katolickich, pogody i pór roku, wyścigów i łowów, tresury psów policyjnych, uroczystości narodowych i kościelnych. Jednym słowem, chodziło mu o to, abym się we wszystkim należycie orientował i abym umiał wyzyskać wszystko jako materiał do artykułów wstępnych.
Powiedziałem, że o racjonalnym redagowaniu takiego czasopisma, jak „Świat Zwierząt”, myślałem już bardzo dużo, że więc wszystkie te rubryki i punkty będę umiał należycie wypełnić, bo materiał mam opanowany całkowicie. Dodałem jeszcze, że usiłowaniem moim będzie podniesienie czasopisma na niebywałe wyżyny, że zorganizuję je i w treści, i w formie.
Obiecałem wprowadzić nowe działy, między innymi: „Wesoły kącik zwierząt”, „Zwierzęta o zwierzętach”, a w nich uwzględnić należycie sytuację polityczną.


Postanowiłem dawać czytelnikom rzeczy interesujące, jedną niespodziankę za drugą, żeby ich zupełnie zdezorientować mnóstwem materiału i zwierząt. Rubryki: „Z dnia zwierząt”, „Nowy program rozwiązania kwestii bydła gospodarczego”, i „Ruch w świecie nierogacizny”, będą podawane na zmianę.


Znowu mi przerwał i rzekł, że wystarcza mu to zupełnie i że jeżeli uda mi się spełnić choć połowę z tego, co obiecuję, to ofiaruje mi parę rasowych kur karłowatych z ostatniej berlińskiej wystawy drobiu. Kury te dostały pierwszą nagrodę, a ich właściciel został odznaczony złotym medalem za świetny dobór tej parki.


Śmiało rzec mogę, że pracowałem uczciwie i realizowałem w czasopiśmie swój program rządowy, jak dalece siły moje starczały. Dodam nawet, iż niekiedy spostrzegałem, że artykuły moje przekraczają moje zdolności.


Pragnąc dać czytelnikom coś zupełnie nowego, wykombinowałem nowe zwierzęta.
Zdawałem sobie sprawę z tego faktu, że na przykład słoń, tygrys, lew, małpa, kret, koń, prosię itp. to zwierzęta znane bardzo dobrze każdemu czytelnikowi „Świata Zwierząt”.


Trzeba więc poruszyć czytelników czymś zgoła nowym, niebywałymi odkryciami, i dlatego zrobiłem próbę z wielorybem syrobrzyckim. Nowy ten gatunek wieloryba nie przekraczał rozmiarami dorsza i miał pęcherz napełniony kwasem mrówkowym i osobną kloakę, z której wypuszczał narkotyzujący kwas na małe rybki, gdy chciał je pożreć. Kwas ten został nazwany kwasem wielorybim przez pewnego uczonego angielskiego, ale już nie pamiętam, jak tego uczonego nazwałem. Tłuszcz wielorybi znany był wszystkim aż nadto dobrze, ale nowy kwas wzbudził zainteresowanie kilku czytelników, którzy dopytywali się o firmę wyrabiającą taki kwas.
Trzeba dodać, że czytelnicy „Świata Zwierząt” są ludźmi bardzo ciekawymi.


Niebawem po wielorybie syrobrzyckim odkryłem szereg innych zwierząt. Wymieniam między innymi: bałagułę chytrego, ssaka z gatunku nabierców, wołu jadalnego, praojca krowy, wymoczka sepiowego, którego włączyłem do gatunku szczurów wędrownych.
Co dzień przybywały jakieś nowe zwierzęta. Mnie samego dziwiło wielkie powodzenie w tej dziedzinie. Nigdy przedtem nie pomyślałem, że zachodzi tak wielka potrzeba uzupełnienia zwierząt i że Brehm opuścił ich tyle w swoim dziele Życie Zwierząt. Czy na przykład wiedział Brehm i jego następcy cośkolwiek o moim nietoperzu islandzkim, nietoperzu dalekim, o moim kocie domowym z wierzchołka góry Kilimandżaro, nazywanym „paczuchą jelenią, drażliwą”.


Albo czy uczeni wiedzieli cokolwiek o pchle inżyniera Khuna, którą odkryłem w bursztynie, a która była zupełnie ślepa, ponieważ pasożytowała na podziemnym i przedhistorycznym krecie, także ślepym, a to dlatego, że prababka jego skoligaciła się, jak pisałem, ze ślepym macaratem jaskiniowym z Jaskini Postojeńskiej, która w owych czasach sięgała aż do wybrzeży dzisiejszego Morza Bałtyckiego?


Na tle tego drobnego wydarzenia rozwinęła się wielka polemika między „Czasem” a „Czechem”, ponieważ „Czech”, przedrukowując mój artykuł o pchle przeze mnie odkrytej, dodał od siebie: „Wszystko, co Bóg czyni, jest dobre.” Oczywiście, że „Czas” podszedł do całej sprawy z właściwym sobie realizmem i starł na proch całą moją pchłę razem z wielebnym „Czechem” i od tego czasu zaczęło mnie opuszczać szczęście wynalazcy i odkrywcy nowych stworzeń. Prenumeratorzy „Świata Zwierząt” zaczęli się niepokoić.
Powodem tego zaniepokojenia były różne moje wiadomości z dziedziny pszczelnictwa i hodowli drobiu, w których rozwijałem nowe teorie. Wywołały one istny popłoch, ponieważ po moich prostych radach trafił szlag znanego pszczelarza pana Pazourka, a pszczelnictwo na Szumawie i Podkarkonoszu uległo zagładzie. Na drób zwaliła się zaraza generalna: zdychało wszystko. Prenumeratorzy pisywali do mnie listy z pogróżkami i odsyłali czasopismo.
Przerzuciłem się na ptaki polne i leśne i jeszcze dzisiaj pamiętam szczegóły mojej afery z redaktorem „Przeglądu Wiejskiego”, klerykalnym posłem i dyrektorem, Józefem M. Kadlczakiem.
Z czasopisma angielskiego „Country Life” wyciąłem obrazek jakiegoś ptaszka siedzącego na leszczynie. Nazwałem go orzechówką, tak samo, jak byłbym nazwał ptaszka siedzącego na jałowcu — jałowcówką albo nawet jałówką.


I masz tobie! Pan Kadlczak przysłał do mnie zwyczajną pocztówkę, w której zaatakował mnie, że ten ptak to sójka, a nie żadna orzechówka, i że nazwa moja to kiepski przekład niemieckiej nazwy Eichelhäher.


Napisałem list do niego, w którym to liście wyłożyłem mu całą teorię o orzechówce przeplatając zdania licznymi inwektywami i zmyślonymi zdaniami z dzieła Brehma.

Poseł Kadlczak odpowiedział w „Przeglądzie Wiejskim” artykułem wstępnym.
Mój wydawca, pan Fuchs, siedział, jak zwykle, w kawiarni i czytał gazety prowincjonalne, ponieważ ostatnimi czasy bardzo dużo pisywano o moich interesujących artykułach zamieszczanych w „Świecie Zwierząt”. Kiedym podszedł do niego, wskazał mi bez słowa „Przegląd Wiejski” leżący na stole i spojrzał na mnie swymi smutnymi oczyma. Ostatnimi czasy oczy jego miały stale wyraz smutny.

Czytałem na głos przed całą publicznością kawiarnianą:


„Szanowna Redakcjo!

Zwracałem już uwagę, że wasz “Świat Zwierząt” wprowadza terminologię niezwykłą i nieuzasadnioną, że nie troszczy się o czystość języka czeskiego i zmyśla różne nowe zwierzęta. Jako przykład przytoczyłem, że zamiast powszechnie używanej i starodawnej nazwy “sójka”, co ma niezawodnie uzasadnienie w tłumaczeniu z niemieckiego Eichelhäher, redaktor używa nazwy “orzechówka”.

— Sójka — powtórzył za mną zrozpaczony właściciel czasopisma.

Spokojnie czytałem dalej:


„Prócz tego od redaktora otrzymałem list wyjątkowo ordynarny, pełen osobistych napaści i grubiaństw, w którym to liście zostałem karygodnie nazwany ignoranckim bydlakiem, co zasługuje na doraźną naganę. Tak nie odpowiada się na rzeczowe uwagi w polemice toczonej przez ludzi przyzwoitych. Pragnąłbym tylko wiedzieć, który z nas obu jest większym bydlakiem. Prawda, że nie należało może wszczynać polemiki na pocztówce, ale napisać list, lecz z braku czasu nie zwróciłem uwagi na ten drobiazg, obecnie wszakże po ordynarnej napaści redaktora “Świata Zwierząt” stawiam go pod pręgierz opinii publicznej.
Pan redaktor myli się ogromnie, przypuszczając, że jestem niedouczonym osłem, który nawet pojęcia nie ma o tym, jak się który ptak nazywa. Ornitologię uprawiam już od szeregu lat, i to nie po książkowemu, ale przez osobiste obserwowanie przyrody, bo w klatce mam więcej ptaków, niż redaktor “Świata Zwierząt” widział ich w ciągu całego swego życia, będąc niezawodnie stałym gościem praskich szynków i spelunek.


Atoli sprawy te są uboczne, aczkolwiek nie zaszkodziłoby takiemu redaktorowi, aby się najpierw przekonał, kogo wyzywa od bydlaków, zanim sięgnie po pióro i zacznie pisać takie grubiaństwa. Nie trzeba lekceważyć czytelników, choćby nawet mieszkali na Morawach we Frydlandzie pod Mistkiem, gdzie przed pojawieniem się tego artykułu też prenumerowano “Świat Zwierząt”.


Nie chodzi tu zresztą o polemikę osobistą z pierwszym lepszym idiotą, lecz o sprawę ogólną, i dlatego jeszcze raz powtarzam, że zmyślanie nazw podług języków obcych jest niedopuszczalne, kiedy mamy piękne słowo ojczyste, znane powszechnie: “sójka”.”
 

— Tak jest, sójka — jeszcze smutniejszym głosem przemówił mój pracodawca.


Czytam wszakże spokojnie dalej i nie pozwalam sobie przerywać:


„Rzecz prosta, że takie wycieczki osobiste są gałgaństwem, gdy się ich dopuszczają niefachowcy i brutale. Któż bowiem kiedykolwiek mówił o jakiejś tam orzechówce? W dziele Nasze ptaki na stronicy sto czterdziestej i ósmej jest nazwa łacińska: Ganulus glandarius B. A.
I to jest właśnie mój ptak: sójka.


Redaktor “Świata Zwierząt” przyzna chyba, że lepiej znam swego ptaka, niż znać go może niefachowiec. Orzechówka nazywa się według dra Bayera Mucifraga carycatectes B., a ta litera nie znaczy bynajmniej, jak pan redaktor raczył do mnie napisać, iż jest to początkowa litera słowa bałwan. Czescy ornitolodzy znają w ogóle tylko sójkę zwyczajną, a nie jakąś tam orzechówkę zmyśloną właśnie przez tego pana, którego można by określić słowem zaczynającym się na “b”, według jego własnej teorii. Jest to łobuzerska napaść osobista, która w niczym nie zmienia istoty rzeczy.


Sójka pozostanie sójką, choćby redaktor “Świata Zwierząt” z tego wszystkiego zesrał się w portki. Mamy tu jedynie dowód, jak lekkomyślnie pisuje się niekiedy, chociaż i on powołuje się na Brehma, czyniąc to oczywiście bardzo wulgarnie. Ten brutal pisze, że sójka należy do podgatunku krokodylowatych, i powołuje się na stronicę czterysta pięćdziesiąt dwa, chociaż na tej stronicy jest mowa o srokoszu zwyczajnym (Lanius minor L.), i jeszcze ten ignorant, że tak go delikatnie nazwę, powołuje się ponownie na Brehma, że sójka należy do grupy piętnastej, a tymczasem krukowate Brehm zalicza do siedemnastej, należą do niej kruki i kawki. Taki jest ordynarny, że i mnie nazwał gawronem (colacus) z wytartym dziobem, wroną niebieską, podgatunkiem srok cymbałowatych, aczkolwiek na wspomnianej stronicy jest mowa o sójkach gajówkach i o srokach pstrych…”


— O sójkach gajówkach — westchnął mój wydawca łapiąc się za głowę — ja sam doczytam do końca. Niech pan da.


Wystraszyłem się słysząc jego zachrypły głos, gdy czytał dalej: „Drozd, czyli kos turecki, będzie i nadal w języku naszym nazywany drozdem, a kwiczoł pozostanie zawsze kwiczołem…”


— Co do kwiczoła — wtrąciłem — to należy nazywać go jałowczykiem albo jałowiczką, proszę pana, ponieważ żywi się jałowcem.


Pan Fuchs rzucił gazetę na stół i wlazł pod bilard, skąd głosem zachrypłym wykrzykiwał:
— Turdus — drozd. Nie sójka — ryczał spod bilardu — ale orzechówka! Będę gryzł, szanowni panowie!


Wyciągnięto go spod bilardu i na trzeci dzień skonał, otoczony rodzina, na grypę mózgową.
Ostatnie jego słowa, gdy odzyskał na chwilę świadomość, były następujące:
„Nie chodzi tu o moją osobę, ale o pomyślność ogółu. Na tej podstawie raczy pan przyjąć moje zdanie tak spokojnie, jak…” i czknął.


Jednoroczny ochotnik milczał przez chwilę, a potem rzekł z jadowitą ironią do kaprala:
— Chciałem przez to tylko powiedzieć, że każdy człowiek może się znaleźć w ciężkiej sytuacji i dopuścić do błędu.


(Jarosław Haszek, Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej)

A zatem jeszcze w czasach dobrotliwie nam panującego Franciszka Józefa hejt był obecny w sztuce i kulturze. Zwróćcie uwagę, że jednoroczny Marek (alter ego Jarosława Haszka, który ongiś sam narozrabiał jako redaktor Świata Zwierząt) finezyjnie hejtuje swojego interlokutora nazywając nazywając go a to ignoranckim bydlakiem, a to niedouczonym osłem czy też gawronem (colacus) z wytartym dziobem, wroną niebieską, podgatunkiem srok cymbałowatych itp. Tamten nie pozostaje dłużny i nazywa go pierwszym lepszym idiotą.

Tak po prawdzie spoglądając w przeszłość przypadki hejtu występują o wiele wcześniej. Ot, sławny w naszym kręgu kulturowym pewien list, jaki do przywódcy sąsiedniego mocarstwa wystosowali zbuntowani obywatele I Rzeczpospolitej:

Zaporoscy kozacy do tureckiego sułtana!

Ty, sułtanie, czarcie turecki, przeklętego czarta bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu. Jaki ty do diabła rycerz, jeśli gołą dupą jeża nie zabijesz? Diabeł sra, a twoje wojsko [to] zjada.

Nie będziesz ty, sukin ty synu, synów chrześcijańskich pod sobą miał, twojego wojska my się nie boimy, na ziemi i wodzie będziemy się z tobą bić, job twoju mać!

Babliloński ty kucharzu, macedoński kołodzieju, jerozolimski piwowarze, aleksandryjski koźle kastrowany, Wielkiego i Małego Egiptu świniopasie, armeński wieprzu, podolski złodzieju, tatarski kołczanie, kamieniecki kacie, samego czorta wnuku i całego świata i piekła błaźnie, a naszego Boga durniu, świńska mordo, kobyla dupo, rzeźnicki psie, niechrzczony łbie, job twoju mać!

Samego czorta wnuku i naszego chuja haku.

Tak oto tobie zaporożcy odpowiadają, plugawcze. Nie będziesz ty nawet świń chrześcijańskich pasł. Teraz kończymy, bo liczb nie znamy i kalendarza nie mamy, księżyc na niebie, rok w księgach, a dzień taki u nas, jak i u was, za co pocałuj w dupę nas!

Podpisano: ataman koszowy Iwan Sirko ze swoim koszem zaporoskim.

Ciekawe, jak by zareagował na taki hejt dzisiejszy wrażliwiec z NEon24, który co prawda u siebie na portalu toleruje wrzodakowe czy rus(z)kiewiczowe bluzgi, ale na zewnątrz udaje prawiczka intelektualnego?

Zachowując poetykę siczową ani chybi zesrał by się w gacie. ;)

Jeśli więc dzisiaj mamy przejmować się tym, że ktoś kogoś określił mianem ruskiej onucy znaczy to, że hejt na przestrzeni wieków złagodniał wręcz niesamowicie.

Jeśli nic nie powstrzyma tego procesu wizja świata z 2032 r. przedstawiona w filmie Człowiek Demolka stać się może rzeczywistością.

Ale mocno wątpię, by wtedy znalazł się jakiś John Spartan i wyprostował rzeczywistość.

 

Walcząc z hejtem coraz bardziej wyzbywamy się wolności słowa.

 

5.09 2019

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (11 głosów)

Komentarze

Święte słowa.

Pochwaliłby to nawet Józef Mackiewicz, najwybitniejszy pisarz polityczny tego świata.

P.S. Szczególnie dotyczy to tego portalu gdzie kilka namówionych osób (osóbek-morawskich?) pozbawiło mnie w kilka dni 700 punktów (które zresztą nie wiem po co są?).

Vote up!
4
Vote down!
-2

panMarek

#1601731

Hejt- hejtem ale atakowanie zmyśleniami i ślepe okopywanie się na swoich pozycjach tworzy klimat sekciarskich teorii spiskowych, gdzie z najswojszej prawdy powstaje wypaczony obraz rzeczywistości. A wylewający frustracje "w imię prawdy" tworzy wręcz sobie szlachetną misję. Bywa to łatwo zagospodarowywane politycznie. Hejt musiał być zawsze ale dopiero rugowanie go w myśl nowej poprawności zwraca tak niewspółmiernie uwagę. Zamiast dawnego kryterium prawdziwości i przyzwoitości ale i godnych osób w debacie publicznej dziś mamy walkę z wszelkimi przejawami "radykalizmu", by interesy ważniejszych nie mogły być naruszane.

Vote up!
6
Vote down!
-2

„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin

#1601733

Taki Sadurski na przykład. Nie hejtuje - a banuje tryskając pogardą. Postać, która pojawiła się kiedyś, najprawdopodobniej jeszcze przed rokiem 1746, w słynnym Salonie24.pl, jako najważniejszy autorytet ideologiczny, któremu jednak nie powiodła się misja zablokowania Konstytucji 3 Maja.
Ale udało mu się zbanować cała Polskę na ponad sto lat. Mam nadzieję, że mimo jego uporczywych starań nie uda się mu zrobić tego jeszcze raz.
Bardzo możliwe dlatego, że kasa jurgieltu od wielkiej carycy już dawno wyschła.

Vote up!
2
Vote down!
-1

michael

#1601811

No i pamflety czy paszkwile wręcz. Zakazy i ściganie spowodują tylko, że przejdą do drugiego obiegu, jak już bywało. Można wspomnieć i "Protokoły mędrców Syjonu"- a to interesujący przypadek, gdy czarna propaganda powstaje na zamówienie policji politycznej.

Vote up!
2
Vote down!
-2

„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin

#1601888