Piłka nożna, prezydent, premier i demokracja

Obrazek użytkownika Janusz 40
Kraj

Prezydent Komorowski apelował, by w czasie rozgrywek piłkarskich nie organizować demonstracji, które mogłyby w jakimś stopniu źle wpłynąć na wizerunek Polski w oczach gości (kibiców), zapewne tłumnie przybywajacych na owe zawody. Dzisiaj w telewizyjnym wystąpieniu nazwał parlament sercem demokracji i jedynym miejscem gdzie powinny toczyć się polityczne spory w najżywotniejszych sprawach Polaków; nie na ulicy.
Dość dziwne pojecie demokracji - odmawianie legalnym związkom zawodowym prawa do wyrażania swoich poglądów, do walczenia o swoje racje. Oczywiście, prezyden Komorowski mówił tak w nawiazaniu do ostatnich wydarzeń wokół budynków sejmowych. Wg prezydenta - naród, wyborcy mieliby tylko raz na cztery lata mieć coś do powiedzenia w swoich sprawach - poprzez wybór swoich przedstawicieli. Doskonale wspólgra takie przekonanie prezydenta z przekonaniami marszałek Kopacz, która nie wpuściła na galerię sejmową przedstawicieli związków zawodowych. Najwyraźniej władzy zaczynają przeszkadzać wolne związki zawodowe "Solidarność". Konsekwentnie zatem - następnym krokiem powinna być ich dlelegalizacja; skoro nie mają prawa protestu, skoro społeczne problemy powinny być rozstrzygane wyłacznie w parlamencie, to po co te zwiazki?
Pan prezydent Komorowski wykazał się wielokrotnie powalającą niewiedzą w różnych kwestiach, ale chyba jednak wie, że w państwach o niekwestionowanej demokracji - uliczne protesty i demonstracje - nawet w znakomicie większym nasileniu - są zjawiskiem permanentnym. Premier państwa, w którym właściwie rodziła się współczesna demokracja - pytał kiedyś dramatycznie w parlamencie - kto rządzi Anglią - rząd, czy zwiazki zawodowe? W ślad za tym pytaniem nie wyjechały hydromile i sotnie zomowców z pałami, tylko wprowadzono odpowiednie ustawowe regulacje, które uwzględniały postulaty związków (oczywiście był jakiś wypracowany kompromis).
Wg prezydenta Komorowskiegi i całego obozu władzy - mandat uzyskany w wyborach określa wszystko; właściwie nie tylko związki zawodowe, ale także posłowie opozycyjnych partii mogliby być zwolnieni do domu i tak wszystkie ich inicjatywy ustawodawcze i wszystkie poprawki są odrzucane. Zapisy konstytucyjne i ordynacja wyborcza nie przewidują odwoływania posłów przez wyborców z racji sprzeniewierzenia sie obietnicom wyborczym. Mamy do czynienia z demokracją incydentalną; demokracja pojawia sie w Polsce na jeden dzień - raz na cztery lata. To stanowczo za mało; cóż - taka jest litera prawa. Duch prawa jednak jest inny - władza powinna słuchać głosu wyborców także w czasie trwania kadencji, opozycja ma obowiązek i prawo patrzyć władzy na ręce, zwiazki zawodowe i organizacje społeczne mają prawo do wyrażania swoich poglądów i zmuszania władzy, by się do nich odniosła i uwzgledniła w swoich działaniach. Nie znaczy to, że władza ma ulegać we wszystkim - nie, ale władza powinna rozmawiać i konsultować - czynić tak rzeczywiście, a nie odgrywać działań pozornych.
Jeżeli władza nie chce rozmawiać z ludźmi, nie widzi potrzeby, nie ma czasu, nie ma zamiaru ustapić w czymkolwiek - mamy wówczas do czynienia z arogancją władzy. Organizacje społeczne mają wtedy moralne prawo do przedsięwzięć niosących ze sobą określoną dolegliwość dla władzy. Tak sie składa, że nawet stutysięczne demonstracje w stolicy i mniejsze w wielu miastach Polski na rzecz telewizji TRWAM nie zrobiły na władzy najmniejszego wrażenia, gdyż posiadały jedną wspólną cechę - nie były dolegliwe. Ponieważ władza w Polsce nie uważa za swój obowiazek rozmawiania z ludźmi - zatem formy protestu powinny być dolegliwe, dla władzy, a nawet (jak to określiła wiceprzewodniczaca OPZZ) - bolesne.
Problemy życiowe Polek i Polaków są (w odróżnieniu od poglądów premiera i prezydenta) znakomicie ważniejsze niż zawody sportowe, choćby nawet o randze europejskiej. Właśnie dlatego, że dla rządu zbliżająca sie sportowa impreza ma tak duże wizerunkowe znaczenie - nadaje sie doskonale do tego, by w dzień jej inauguracji doprowadzić do blokady; pokazać gościom przybyłym ewentualnie z Europy, że nie jest u nas tak doskonale, jak chciałby to widzieć premier i prezydent, że są nie rozwiazane społeczne problemy, o których władza zdaje sie zapominać. Władza wmówiła sobie i poprzez monstrualną propagandę - także częsci społeczeństwa, że piłka nożna, to najważniejsza rzecz w świecie i trzeba wszystko dla niej poświecić (już poświęcono ogromne pieniądze, których nigdy nie odzyskamy). Za komuny takim najważniejszym wydarzeniem w świecie był Wyścig Pokoju. Tak w rzeczywistości, to na sukcesie organizacyjnym wygrać może jeden człowiek w Polsce - jestem przekonany, że czytelnik wie, kogo mam na myśli. Polska straci, nie tylko dlatego, że sukces, to w jakimś sensie przedłużenie istnienia tego najgorszego dla Polski rządu, ale Polska straci poprzez przyspieszoną hodowlę chuliganów krajowych i najazd chuliganów z innych państw (dla zmylenia nazywanych kibicami). do takiego przekonania można dojść na podstawie podawanych w mediach (ze strony rządu) informacjach dotyczących zapewnienia bezpieczeństwa na stadionach i w ich okolicył; to oczywiście będzie znowu kosztować ogromne sumy.
Na każdy dłuższy weekend do Zakopanego i okolic jedzie jednorazowo więcej Polaków niż przybedzie kibiców na całe mistrzostwa do Polski. Problemy logistyczne są tam rozwiązywane przez ludzi, którzy widzą sens zagospodarowania przemożnej chęci turystów i sportowców kochajacych góry. Nie potrzeba do tego kilkuletniej już mobilizacji władz państwowych i ogromnych (przeważnie wyrzucanych w błoto) pieniędzy.
Nie ulegajmy zbiorowej histerii; tak dla uniknięcia posądzenia o nadmierny ostracyzm wobec piłki - oświadczam, że w piłkę nożną grywałem setki razy z największą przyjemnością i polskie sukcesy w tej dyscyplinie sportu na Mundialach i Olimpiadzie - niezmiernie mnie cieszyły.

Brak głosów