Nie wierzcie Achajom, szczególnie, gdy przynoszą dary.

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Kraj

Od pamiętnej konferencji naukowców w sprawie przyczyn tragedii w Smoleńsku niemal wszyscy czekaliśmy na wyjaśnienia, czy może nawet jakąkolwiek reakcję strony rządowej.
I oto mamy odpowiedź samego Pana Premiera Donalda Tuska:
„Jest niedopuszczalne, by lider opozycji korzystając z nieścisłego materiału prasowego wysuwał wnioski, które dewastują państwo polskie”.
Lider opozycji Jarosław Kaczyński na podstawie znanych sobie faktów, doniesień „Rzeczpospolitej” i konferencji Naczelnej Prokuratury Wojskowej wysunął zaś m. in. następujące wnioski:
„Wygląda to po prostu na wielkie oszustwo...
Zamordowano 96 osób, w tym Prezydenta RP, wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to niesłychana zbrodnia.”
Co napisała „Rzeczpospolita”? – myślę, że nie trzeba cytować. Co do wypowiedzi przedstawiciela NPW, to wyglądały one m.in. tak – przed południem:
„Publikacja „Rzeczypospolitej” zawiera wiele nieprawdziwych informacji”,
zaś po południu:
„Nie ma ekspertyzy, która mówiłaby, że na ciałach ofiar katastrofy znaleziono ślady materiałów wybuchowych”
I jeszcze jedna wypowiedź z paska, który przewijał się na dole ekranu telewizora włączonego na kanał TVP Info podczas konferencji prasowej Pana Premiera Tuska:
„Rzeczpospolita – pomyliliśmy się pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły by być te składniki, ale nie musiały”.
Czy znaleziono faktycznie ślady materiałów wybuchowych? Nie wiem. Na podstawie oświadczeń NPM wiadomo tylko, że nie ma formalnie takiej ekspertyzy i że publikacja „Rzepy” zawiera wiele nieprawdziwych informacji. I żeby było jasne – nie wiadomo, która publikacja. Dzisiaj dowiadujemy się, że „Rzeczpospolita” wycofała się ze słów „pomyliliśmy się”, że komisja Pana Macierewicza dysponuje wynikami badań przeprowadzonych w USA, które potwierdzają obecność trotylu m. in. na rzeczach jednej z ofiar tragedii oraz, że próbki zbadane wstępnie przez polskich biegłych zostały wytypowane na podstawie wskazań urządzeń do dalszych badań. Próbki te pozostają aktualnie w Rosji i mają zostać przekazane stronie polskiej w ramach pomocy prawnej. Gdyby nie to, że sprawa dotyczy tragedii smoleńskiej, już w tej chwili nie byłbym w stanie z powodu śmiechu stukać w klawiaturę.
Bo, co właściwie z tych przekazów wiemy? Jak zwykle po informacjach i konferencjach prasowych – nic konkretnego. Badania polskich ekspertów albo się potwierdzą albo nie. Próbki znajdują się w Rosji, więc albo zostaną nam przekazane, albo nie. W jakim stanie je otrzymamy? Przecież nie wiadomo, czy przed przekazaniem stronie polskiej zostaną wyjałowione, potarte dodatkowo trotylem i nitrogliceryną, czy spreparowane tak, by po badaniach dały jeszcze inny, ale właściwy wynik. Może nawet będzie tak, jak piszą co poniektórzy, że badania przeprowadzą Rosjanie i myślę, że będą one warte tyle samo, co raport MAK.
Nie ma lekko, chociaż nie bardzo się chce, znowu trzeba uruchomić niepoprawne procesy myślowe. No, jak by nie dedukować, za każdym razem wychodzi mi brzydka prowokacja przeprowadzona z zimną krwią przeciwko opozycji i tym, co starają się odkryć prawdę o Smoleńsku, a szczególnie zaś przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Wreszcie przecież udało się nakłonić szefa PiS-u, by wymówił te słowa, na które, jak na zbawienie czekała cała maszyneria napędzana przez platformę i nie tylko przez nią. Tyle czasu „wolne i niezależne” dziennikarstwo prorządowe czekało w blokach startowych i wreszcie hasło zostało wypowiedziane. „Zamordowano 96 osób...” Czy można było chcieć czegoś więcej? Teraz wreszcie można kolejny raz spuścić ze smyczy ujadające psy.
Czy to nie jest ciekawe? Po konferencji naukowców nie udało się Prezesa PiS-u do tego namówić, chociaż były podstawy, by użyć ostrych słów oskarżenia. Ani zamiana ciał tragedii smoleńskiej, ani ataki na Panią Martę Kaczyńską, ani nawet wrzucenie do internetu zdjęć ciała śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie wystarczyły, by szefa opozycji wyprowadzić z równowagi. Myślę, że aby nim wstrząsnąć użyto więc psychologicznego „ładunku skumulowanego” – podwójnego uderzenia. W niedzielę informacja „zła” dla szukających prawdy o tragedii, o śmierci kluczowego świadka w sprawie katastrofy smoleńskiej – świadka, którego zeznania były sprzeczne z dostarczoną stronie polskiej wersją stenogramów z czarnych skrzynek samolotu.
We wtorek z kolei, chciałoby się powiedzieć, prezent - publikacja w „Rzepie” o wykryciu śladów materiałów wybuchowych. Niby przełom, wizja bliskiego zwycięstwa, a w rzeczywistości nowa wersja konia trojańskiego. Efekty tej prowokacji?
1. Niewygodny świadek nie żyje, nie powtórzy więc przed sądem tego, czego był świadkiem.
2. Jarosław Kaczyński wypowiedział zakazane słowo, można więc zacząć kolejną nagonkę i wystawić go poza nawias demokracji i normalnego, cywilizowanego świata.
3. „Rzeczpospolita” – czy dała ciała, czy nie, to i tak została przez prowokatorów nędznie wykorzystana. GW nie mogła tego przecież napisać, bo kto by w to uwierzył? Padło więc na „Rzepę”, a przy okazji gazeta straciła nieco na opinii.
4. Przykryte zostały niewygodne wnioski z konferencji naukowców.
5. Dyskusja o śmierci chorążego Musia też zeszła na dalszy plan.
Powie ktoś, że cała ta awantura uderza również w NPW i w Premiera Tuska. Ale czy ktoś jeszcze przejmuje się w Polsce stanem prokuratury? A Premier Tusk? To naprawdę nie chodzi o to by rząd Premiera Tuska utrzymać przy władzy, ale o to by do rządu nie dopuścić Jarosława Kaczyńskiego.
Przez jakiś czas będzie jeszcze sporo zamieszania i hałasu. Parę wybudzonych ze snu lemingów znowu zaśnie. Sondażownie będą miały czym wytłumaczyć, dlaczego w ich badaniach część elektoratu odwróciła się od PiS-u.
A spuszczone ze smyczy psy, po tym wszystkim, co już przeżyliśmy ani nas nie ugryzą, ani nie przestraszą. Ale obsikane spodnie to też nic przyjemnego.

Brak głosów