Przestawianie szyków. Jak wkurwić władzę udając, że deszcz pada (1)
Jeśli uderzać to tylko wtedy, kiedy przeciwnik się tego nie spodziewa, albo wtedy, kiedy jest zajęty wewnętrznym sporem lub walką. Nawoływanie i wzniecanie niepokojów społecznych objęte zostały w kodeksie karnym specjalnymi paragrafami. Dlatego nie nawołuję.
Ludziom wolnym zostawiam wolny wybór wobec braku wyboru, przed którym postawiła nas ukochana władza wybrana demokratycznie w ostatnich zorganizowanych, kilku pod rząd, wyborach.
Incydent wałbrzyski? - to tylko pryszcz. Udało się go zapudrować i władza jest tak legalna, jak wszystko to, co robi, nawet gdyby robiła to na cmentarzu, w kasynach, czy zagranicznych kurortach.
W tym państwie nielegalne jest tylko społeczeństwo, wtedy, kiedy wyraża swoje niezadowolenie i niepokój związany z coraz trudniejszą sztuką wiązania końca z końcem i nie zgadza się z odbieraniem resztek wolności, choćby tej wirtualnej, jaka nam została.
Dla władzy problem stanowią: wolny Internet, kibice celowo przemianowani na kiboli, moherowe berety.
Dla społeczeństwa, tej części rozgarniętej i kumatej, problemem właściwym jest władza, ta dostana w spuściźnie po Bierucie, a potem ta chytra, spod znaku dwóch trójkątów, no i oczywiście kler, który totalnie skurwił się tuż przed transformacją. Potem było już tylko wg słynnego powiedzenia Orwella: „kto raz się skurwił, kurwą zostanie”
Tutaj małe sprostowanie. Nie idzie o księdza i proboszcza na ich skromnych parafiach, którzy głoszą nauki Syna Bożego, tylko o tych hierarchów kościoła, którzy poszli w warcholstwo, a naród jaki taki dla nich, to jedynie ciemny lud (taki sam jak za czasów feudalizmu), który można dowolnie mamić i doić do ostatniego „osranego” grosza.
Gdyby się dobrze przyjrzeć naszej kochanej władzy i temu co się od jakiegoś czasu dzieje w jej szeregach, to śmiało można rzec, że mamy podobny scenariusz (historia lubi się powtarzać) z czasów nieboszczki PZRP i wojny na samej górze między Puławianami i Natolińczykami.
Coś się dzieje w tym państwie polskim. Służby licytują własne priorytety. Tylko czekać kiedy wezmą się za łby.
W każdym bądź razie, tak na tu i teraz, nie wydaje mi się, aby powtórzył się rok 1956., i nie wydaje mi się, aby ktoś napisał drugą część „Chamów i Żydów”. No, chyba że zrobią to zwykli blogerzy.
Bądź co bądź, mamy do czynienia wojny na samej górze. W polskim wojsku od dawna dzieje się źle. Zorientowani w temacie pytają wprost: na ile wojsko jest jeszcze polskie?
W prokuraturze i policji też nie jest ciekawie. Nie inaczej rzecz się ma w sądownictwie, szkolnictwie, i to na wszystkich poziomach.
We wspomnianych sektorach powodem „szumu” są kwestie płacowe. Ale to tylko pozór, jak wszystko, co widzimy na pierwszym planie.
Nie chcę spekulować, a nie dysponuję wystarczającym materiałem, aby napisać, że uczciwi ludzie w mundurach, togach i sobolach dążą do oczyszczenia tej stajni Augiasza z tuskowszawicy i innej michnikozarazy.
Nie pierwszy raz to, co na rozum wydawało się dobre dobrym nie było, a wmieszanie ludzi do wewnętrznych rozgrywek, to jedna ze specjalizacji odpowiednich służb, aby potem spokojnie przeprowadzić czystki kadrowe i obsadzić resorty swoimi fachowcami. Trudno powiedzieć, czy jest to pierwsza poważna przymiarka do redukcji etatów w przerośniętej administracji, czy raczej zasłona dymna dla umocnienia aparatu władzy, która zmierza do bardziej totalitarnych zapędów.
Tam, gdzie polityka wchodzi zbyt głęboko prędzej czy później zachodzą reakcje procesu gnilnego – politycy potrafią spieprzyć to, czego normalnemu człowiekowi nigdy spieprzyć się nie uda.
Nie dlatego, że człowiek normalny jest nieudolny, tylko dlatego, że do głowy normalnemu nie przyjdzie, aby grzebać brudnymi łapami w miejscach wymagających warunków septycznych.
Normalny człowiek nie wymyśli czegoś, co dla niego i drugich jest nie do przyjęcia. Normalny człowiek, w odróżnieniu od polityków, ma rozeznanie, wiedzę i dostateczne doświadczenie życiowe i kieruje się empatią, a nie językiem nienawiści.
Stosunek normalnych do polityków jest ogromny i wystarczy sensownie wykorzystać ten potencjał, aby zacząć izolować polityków od ich chorych zapędów.
W tej szerokości czasu – nie chodzi o żadną geografię – jedyny wyjściem staje się wyjście na ulice i okazanie jak bardzo się kocha władzę – rząd(y) specjalistów.
Od dziesiątków lat w Polsce specjalistami od dróg i mostów są docenci i doktorowie politologii, cokolwiek owe zlepienie tych trzech wyrażeń może znaczyć. Z kolei fachowców i specjalistów od dróg i mostów przerzuca się np. do badania katastrofy smoleńskiej. Szewc i fryzjer, jak za czasów Duracza, dalej może być prokuratorem, a świeży magister prawa i administracji, po zdobyciu dyplomu z wyróżnieniem, zasila rozliczne szeregi w pośredniaku.
Jak swoje odstoi, cierpliwie odczeka i złoży lojalkę, że jest gotów się skurwić, jak reszta środowiska, to dopiero wtedy może liczyć na ewentualną pomoc – na początek dostanie pracę jako goniec. Rosyjska szkoła łamania hardości i charakterów.
W innym przypadku, niestety, musi zacząć starania w pozyskiwaniu jakiejś pracy na zmywaku, najlepiej za granicą, aby nie zadrażniać i nie wkurwiać systemu władzy lokalnego podwórka, na którym się wyedukował, a władza niekoniecznie.
W części drugiej napiszę o pierwszych Mistrzostwach Polski w Rozgrywkach Ulicznych o Puchar Przechodniów.
Pucharem będzie klatka postawiona na zbiegu największych ulic. W klatce będzie premier ze swoim (nie)rządem. Rozgrywającymi będą zwolennicy i przeciwnicy człowieka, który nigdy nie mówi prawdy.
Drugie mistrzostwa odbędą się w drugą rocznicę betonowej brzozy i roztrzaskanych drzwi od stodoły.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1239 odsłon