Któż z nas nie lubił czytać „listów do redakcji”, umieszczanych zazwyczaj na ostatnich stronach poczytnych periodyków.
Były namiastką autentycznego odzewu na publikowane treści, który w sposób spontaniczny i bezpośredni przebijał się gdzieś z anonimowej masy szarych obywateli PRL. Na nic pogłoski, że listy te pisały same „redakcje”, by urozmaicić swoją publicystykę, a przy okazji uatrakcyjnić...