Po raz pierwszy na narty w Dolomity wyjechaliśmy w roku 2009.
Kilometry tras rozciągające się jak okiem sięgnąć, żadnych kolejek na wyciągi, dzień w dzień trasy ubite ratrakiem, słońce i mróz. Żyć, nie umierać.
Ostatniego dnia, zgodnie ze zwyczajem, zaliczaliśmy Sella Ronda w tę trudniejszą stronę.
Do południa pogoda była jak złoto, ale po południu – jak to w górach – znienacka się pogorszyła...