Społeczeństwo obywatelskie w Polsce nie istnieje

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Demontowanie demokracji w celach ratowania partykularnych interesów partyjnych przez partię rządzącą Polską, przez prezydenta Polski, przez premiera Polski, przez prezydent stolicy Polski, odniosło wczoraj kolejny sukces. Przedstawiciele władzy, kosztem kraju, kosztem obywateli, zamiast aktywizować wyborców do uczestnictwa w święcie demokracji, zachęcali ich do pozostania w domu.

Kampania dewastowania obywatelskiego obowiązku pójścia na referendum może dla głównej zainteresowanej odpowiednio zadziałała, ale to zły znak dla kraju. Akcje przedreferendalne były kolejnym przejawem choroby, na którą cierpi Polska, czyli brak aktywności społeczeństwa obywatelskiego.

Politycy władzy bezwstydnie i cynicznie wykorzystują raz po raz propagandowe zagrania i PR-owskie sztuczki do psucia systemu demokratycznego, nie licząc się z faktem, że każda taka demoralizacja przekładać się będzie na kolejne wybory i ich frekwencje, czyli de facto osłabi demokrację w Polsce.

Dla ratowania urzędu i władzy można uczynić - jak widać - wszystko.

Warszawa i Polska przegrały nie tyle samym faktem, że prezydent Gronkiewcz-Waltz zostaje w ratuszu, ile właśnie z powodu wyżej wymienionej bolesnej prawdy, że nie liczy się dobro państwa, ale partii.

Przy okazji niska frekwencja świadczy o nikłej samoświadomości obywatelskiej warszawiaków, obojętności samych zainteresowanych wobec spraw miasta, którzy wybrali spędzanie czasu w „centrach handlowych”, nie podejmując przy tym działań obywatelskich. Determinacja zaś tych, którzy poszli do urn, nie wystarczyła.

Zmobilizowanie negatywnego elektoratu przeciwnego rządom aktualnej pani prezydent było potężne. 95% uczestników referendum było przeciwko jej obecności w ratuszu. Ten wynik nie jest liczbą, którą można lekko potraktować, uznać za mało istotną, zignorować czy też się nią nie przejmować. Do odwołania zabrakło niewiele. Prezydent Warszawy powinna zrobić rachunek sumienia i wykorzystać ten ostatni rok rządów do jakościowej zmiany na lepsze rzeczywistości w stolicy.

Myślę też, że wspomniane dewastowanie demokracji przez PO może się na niej zemścić w kolejnych wyborach parlamentarnych, gdyż niska frekwencja oznacza zwiększenie szansy na zwycięstwo PiS, wroga numer jeden Platformy Obywatelskiej. Czy również wtedy chęć brania udziału w wyborach będzie tak pacyfikowana, nazywana „akcją polityczną”, czyli czymś negatywnym, jak zostało to ukazane w okresie przedreferendalnym w stolicy? Zapewne nie. Kto zresztą będzie pamiętać o czarnym pijarze sztukmistrzów z PO w 2015 r.? Magicy znów będą czarować masy, przy czym skorzystają wówczas z narracji o obywatelskim obowiązku i konieczności brania udziału w wyborach.

Tylko czy skutecznie zniechęcani wyborcy zostaną wtedy ponownie zaczarowani?

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/56799,spoleczenstwo-obywatelskie-w-polsce-nie-istnieje.html

Brak głosów