"Sieci" poleca: Kim byśmy byli, gdyby z tysięcy gardeł popłynęła pieśń taka: „Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja!"?

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

W tygodniku "Sieci" polecamy świetny cykl Krzysztofa Koehlera pt. "Bohaterowie Polski Duchowej". W kolejnym odcinku Autor zastanawia się nad pierwszymi słowami najstarszej polskiej pieśni, czyli "Bogurodzicy". I pyta: kim bylibyśmy, gdyby to był nasz hymn narodowy?

Nie tak dawno temu poruszyła naszą debatę publiczną dosyć chyba jednak niefortunna akcja z różowym balonikiem i takimiż okularami oraz słodkim orłem z czekolady, którymi to atrybutami obchodzono Dzień Flagi, co samo w sobie jest dosyć kuriozalne i dziwaczne – co najmniej.

Jednak chciałbym pozostać w tym dziwnym klimacie i prosić, byśmy sobie wyobrazili sytuację meczu międzynarodowego z udziałem polskiej drużyny albo uroczystość wręczenia medali na olimpiadzie. Imaginujmy więc sobie, że z głośników nie płynie czupurny i dziarski „Mazurek Dąbrowskiego”, tylko w dostojny, powolny rytm udrapowana „Bogurodzica”. Abstrahując od tego, że trudno byłoby nam się dziś nauczyć jej melodii, warto się zastanowić nad czymś innym: nad istotą hymnu, czyli nad tym, jakie jest znaczenie, a może przede wszystkim jaką funkcję spełnia pieśń, która traktowana jest jako jeden z symboli wspólnoty, obok godła i flagi narodowej.

Jeżeli symbole te mają jakieś znaczenie (ale fladze trudno jest je przypisać, godłu raczej też, gdyż nie są one opowieściami, są znakami umownymi), to jak ono się przejawia, jak znaczy? A jeśli w jakiś sposób znaczy, to jak działa? Innymi słowy: czy, jeśli od wieków śpiewa się wspólnie pewną pieśń w sytuacjach szczególnie ważnych dla wspólnoty ludzi ją śpiewających, fakt ten ma wpływ na tych ludzi, czy nie? A jeśli ma, to w jaki sposób można się o tym przekonać?

Jeżeli albowiem – co przecież jest faktem – od naszej najwcześniejszej młodości, podczas każdego oficjalnego wydarzenia (nawet na rozpoczęcie roku szkolnego) słuchamy (a także niekiedy je śpiewamy) słów:

„Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy

Co nam obca przemoc wzięła, szablą

odbierzemy”,

to w jaki sposób słowa te nas określają? Powtarzamy: „Polska”, „my żyjemy”, „obca przemoc”, „szablą odbierzemy”. I rozumiemy, że coś się złego z naszą Polską stało, i sobie uświadamiamy, iż Polska to dla nas ważna sprawa; Polski już prawie nie ma, ale my żyjemy jeszcze, więc może to my jesteśmy Polską, a przynajmniej na tyle, że my się o nią (szablą) upomnimy. Pojawia się też „obca przemoc” jako główna sprawczyni naszych niedoli. To chyba najważniejsze informacje, na pewno czyniące z nas wielkich miłośników Polski, budujące w nas nasz patriotyzm, wzniecające w nas ochotę do poświęcenia, ale też pragnienie ducha bojowego, poczucie, że Polska jest wartością zagrożoną, wartością, o którą warto i należy walczyć, „kiedy żyjemy” (czy, jak błędnie się często, ale jakże wymownie śpiewa: „póki żyjemy”). Nasz patriotyzm, przynajmniej ten projektowany w „Mazurku”, jest więc patriotyzmem walki, ocalenia, lecz także wskazania winnych („obca przemoc”). Ten nasz hymn ewidentnie projektowany jest przez Historię, wpisuje nas we wspólnotę mającą w niej jakąś całkiem konkretną do odegrania rolę, jednak nie jest to rola zwycięzcy: jest to rola tych, którzy mają zmagać się o zwycięstwo.

Czy nic nie znaczy to, co się śpiewa w okolicznościach uroczystych? Czy to znaczenie, które mieszka w używanych podczas śpiewu słowach, nie sumuje nas, nie określa nas, nie popycha nas, nie stawia nam zadań w jakiś, choćby szczątkowy, sposób? Nie wyraża nas? Jak jakichś kibiców na wielkim międzypaństwowym meczu: twarze biało-czerwone, czapki na głowach, flagi, a w ustach słowa:

„Marsz, marsz Dąbrowski

Z ziemi włoskiej do polski

Pod twoim przewodem

Złączym się z narodem.

Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę,

będziem Polakami,

Dał nam przykład Bonaparte,

jak zwyciężać mamy…”.

„Bonaparte”? „Z ziemi włoskiej”? „Złączym się z narodem”? Czyli, co? Gdzie teraz jesteśmy? My – wędrowcy, wygnańcy w drodze do Polski?

No, ale imaginujmy dalej.

A co by było, gdybyśmy na tym wielkim stadionie, w tym powszechnym meczu międzypaństwowym (Polska–Rosja, Polska–Niemcy) inaczej śpiewali? Kim byśmy byli, gdyby z tysięcy gardeł popłynęła pieśń taka:

„Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena

Maryja!

U twego syna, Gospodzina, matko zwolena

Maryja!

Zyszczy nam, spuści nam.

Kirielejson”.

Sądzę, że warto się nad tym zastanowić, wciąż mając w pamięci niedawne „różowe” obchody. Orzeł może. Może np.… być zjedzony.

Cały artykuł w tygodniku "Sieci".

http://wpolityce.pl/artykuly/54776-kim-bysmy-byli-gdyby-z-tysiecy-gardel-poplynela-piesn-taka-bogurodzica-dziewica-bogiem-slawiena-maryja

Brak głosów

Komentarze

 

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=QtNqrbH0F_U#!

Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!

Vote up!
0
Vote down!
0

Lotna

 

#414271