Rosjanie do trumien wkładali szczątki ciał w workach foliowych - mówi zakonnica, która uczestniczyła w identyfikacji

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

(...)Czy w przypadku gdy ciało było bardzo zniekształcone, robiono jakieś badania DNA, by sprawdzić, czy to ciało domniemanej osoby? Czy wtrakcie przeprowadzania tzw. ankiety przez prokuratora padały jakieś stwierdzenia medyczne, że zgadza się DNA czy grupa krwi?

Pytali zwykle o pamiątki, o rzeczy osobiste. Czasem je znajdowali przy ofierze, czasem nie. Jeśli znajdowali, to łatwiej było zidentyfikować ciało, bo np. była część jakiegoś dokumentu. W pierwszym wypadku identyfikowano szczątki na podstawie rzeczy, które przy nich znaleziono. Był np. portfel. Wyglądał tak, jakby wpadł w kałużę. Były tam jakieś karty, pieniądze. Ciało było zmasakrowane, a portfel się uchował. W przypadku drugiej osoby nie było wątpliwości. Żona od razu rozpoznała ciało. Powiedziała: To jest mój mąż. Trzecie ciało było przykryte prześcieradłem i był tylko wycięty otwór. Widać było rękę, łokieć… Do Moskwy przyjechał bratanek ofiary albo jakiś jeszcze bardziej odległy krewny. Co prawda prokuratorzy pytali o znaki szczególne i z tego wynikało, że coś na tym jedynym odkrytym fragmencie ciała potwierdza tożsamość ofiary. A jednak pewności nie było i Rosjanie zaproponowali badania DNA. Nie miało to sensu. Bratanek ofiary tłumaczył Rosjanom, że badanie niczego nie wykaże, bo jego pokrewieństwo zofiarą jest zbyt dalekie.

I na podstawie fragmentu ręki członek rodziny miał rozpoznać bliskiego?

No na przykład… (...)

http://www.rp.pl/artykul/107684,936986-Katastrofa-smolenska--Identyfikowali-bez-ogladania-twarzy.html

Zobacz też komentarz Ziemkiewicza (poniżej)

Brak głosów