Platforma zaczyna tonąć

Obrazek użytkownika jwp
Notka

Pomimo szczelnego parasola medialnego wyborcy zaczynają dostrzegać fatalną jakość rządów Platformy Obywatelskiej. Wyrażny spadek poparcia pojawił się już na początku roku, kiedy nastąpiła kolejna fala podwyżek cen podstawowych produktów spożywczych i kosztów utrzymania. Przez moment wydawało się, że perfekcyjny PR partii rządzącej będzie w stanie przykryć te niekorzystne zjawiska, jednak, nawet pomimo okresu wakacyjnego, nastroje społeczne pozostają złe, a rząd kompromituje się coraz bardziej w istotnych dziedzinach życia.

Na dodatek mamy wysyp sondaży, które są ze sobą sprzeczne. W zasadzie istnieją dyżurne sondażownie, które zawsze wspierają rząd i zawyżają poparcie dla PO o jakieś 15% (CBOS, GFK). Są też takie, które pokazują w miarę uczciwy obraz preferencji społecznych (Homo Homini). Są wreszcie takie, które pracują tylko na potrzeby fachowców zatrudnionych przez partie polityczne. Ta sondażowa kakofonia sprawia, że przeciętny wyborca czuje się całkowicie zdezorientowany. Dlaczego PO rośnie skoro spada i dlaczego PiS jeszcze istnieje skoro już miało go nie być. Oczywiście, ta kompromitacja ośrodków badania opinii publicznej (która to już z kolei!) wynika z chęci manipulowania wyborcami poprzez wykorzystanie typowego dla niezdecydowanych zmysłu stadnego. Wiele osób po prostu zagłosuje na tego, kogo wskaże im rzekomo wiarygodny sondaż.
Na nieszczęście Platformy, sondażownie nie skoordynowały swojej akcji dezinformacyjnej. Zasłona kłamstwa ma to do siebie, że jest skuteczna tylko wtedy, kiedy jest szczelna. Gdyby zarówno CBOS jak i Homo Homini pokazywały identyczne lub nawet zbliżone wyniki badań, wtedy wyborca mógłby kupić „kit” i zagłosować zgodnie z życzeniem establishmentu. Teraz jednak mamy tak wielki chaos informacyjny, że nawet jednego dnia, w odstępie dwóch godzin można przeczytać na popularnym portalu internetowym, że poparcie dla premiera rośnie i spada. Nie tędy droga, mości panowie.
W tej sytuacji, ludzie pozostają zdani na własny osąd, co jest bardzo niekorzystne dla partii władzy. Coraz częściej wyborcy zaczynają się domagać konkretnych rozwiązań w sferze realnej. Ludzie chcą naprawy sytuacji na kolei, chcą jeździć autostradami i drogami szybkiego ruchu, chcą wreszcie wzrostu płac realnych, a na to już na pewno się nie zanosi. Tusk zdaje soobie sprawę, że jego urzędnicy i działacze partyjni nie są w stanie zarządzać państwem, są grupą leniwych i zdeprawowanych politruków, których jedynym wkładem z polską demokrację jest rozpowszechnianie tak zwanych przekazów dnia w mediach i na społecznościowych serwisach. Mamy zatem kolejną próbę ucieczki w nadrzeczywistość, w ten znakomicie już opisany polityczny matrix.
Rzecz w tym, że ta cała propagandowa maszyna zaczyna zgrzytać. Tusk popełnia błąd za błędem, Najpierw stara się zakneblować opozycję poprzez zakaz płatnych spotów i bilboardów. Trybunał Konstytucyjny mówi „nie”, argumentując, że to zamach na wolnośc słowa (czym daje kolejny argument opozycji, że PO stara się ograniczać demokrację w Polsce). Platforma stara się nagonić niezdecydowanych i sfrustrowanych wyborców PO do urn poprzez dwudniowe wybory – i tu znowu klapa. Z placu bubowy autostrady A2 schodzi chiński wykonawca, a premier obiecuje kontynuowanie robót już w lipcu. Składanie takich obietnic jest błędem piarowskim, bo łatwo można je rozliczyć. Oczywiście żadne prace na rzeczonym odcinku autostrady nie rozpoczną się w lipcu, bo jest to technicznie niemożliwe. Tusk mógł to sprawdzić, ale on wolał szybko rozładować napięcie medialne poprzez tak nonsensowną przedwyborczą obietnicę.
Kołem zamachowym kampanii wyborczej Platformy miała być polska prezydencja Unii Europejskiej. I znowu nie wyszło. Unia zajmuje się teraz rozwiązywaniem kryzysu państw peryferyjnych strefy euro, a więc sferą działania, w której Polska nie ma nic do powiedzenia. Całość istotnych decyzji w Unii zostanie podjęta na linii Berlin-Paryż-MFW, a Warszawa może co najwyżej się przyglądać. Tusk i Rostowski mają po prostu pecha, a ich wysiłki przypominają podskoki osła z filmu Shrek, który za wszelką cenę chce być zauważony („wybierz mnie, wybierz mnie”). Tego typu polityczna dezynwoltura kończy się wyproszeniem polskiego ministra finansów z posiedzenia ministrów strefy euro. Co więcej, kłopoty kilku państw europejskich podważają zaufanie Polaków do Unii jako takiej, co jest bardzo niekorzystne dla histerycznie proeuropejskiej partii jaką jest Platforma Obywatelska.
Największym jednak błędem Tuska jest zwłoka w opublikowaniu raportu Millera, a konkretnie zapowiedź opublikowania tego raportu przed wyborami. Należało sprawę wyciszyć, powołać się na opinie ekspertów, którzy potrzebują jeszcze pół roku na zbadanie sprawy i wpuścić raport do obiegu medialnego dopiero po wyborach. TVN i GW z pewnością poparłyby takie postawienie sprawy. Zamiast tego mamy festiwal domysłów i przecieków. Mamy niejasny przekaz, który rodzi poważne wątpliwości co do wiarygodności rządu, mamy dziecinne wymówki jakoby opóźnienie wynikało z trudności w tłumaczeniu raportu.
Dziś już mleko się rozlało i nawet wstrzymanie publikacji nie usunie fatalnego piarowskiego efektu. Wygląda to tak, jakby Tusk stracił kontrolę nad pewnymi procesami zachodzącymi w jego rządzie. Zablokowanie raportu Millera ośmieszy Platformę. Z kolei jego publikacja wymusi rozliczenie osób odpowiedzialnych, a te są tylko w szeregach obecnego establishmentu, bo „pisowska” strona po prostu zginęła w Smoleńsku. Zresztą próba zrzucenia winy na prezydenta Kaczyńskiego będzie mało wiarygodna i nieskuteczna medialnie, bo w Polsce o zmarłym mówi się dobrze albo wcale.
Tak więc Platforma zaczyna osuwać się na dno. Jest bardzo możliwe, że po wyborach będzie w stanie utrzymać władzę, za cenę kompromisu z SLD i oficjalne wyrzeczenie się swojej prawicowości. Będzie już jednak rozpoczynać nową kadencję z „negatywnym” kredytem zaufania. Wyborcy zaczną rozliczać Tuska już tydzień po wyborach, co tylko przyspieszy niechybną katastrofę. Jak widać sam PR nie daje szans na sukces. Trzeba jeszcze czasem trochę porządzić.

Autor - rewident

Brak głosów

Komentarze

To, co obecnie robią sondażownie, to może być testowanie elektoratu. Tuż przed wyborami, wszystkie ośrodki badań opinii publicznej - jak zwykle - pokażą skoordynowane (ustawione) sondaże, narzucając kierunek, w którym mają iść niezdecydowani (na zasadzie "bandwagon effect" - czyli "idziemy z tłumem, płyniemy z prądem").

444Polska.bloog.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nasze miejsce po stronie odwagi bezbronnej" - Jan Pietrzak

#410943

Problem jest jest jeden, czy nie będzie "cudów nad urną" !!!
Drugi problem, czy Polacy pojmują, że żyją w Matrixie reżyserowanym przez tuskomatołów.

Vote up!
0
Vote down!
0

ewap07

#410944