"Łączka" to Polska, czyli historia kwatery „Ł”

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

W latach pięćdziesiątych na „Łączkę” nawieziono grubą (od 1 do 1,5 metra) ziemi i gruzu. W ten sposób przysypano, zagruzowano tamtą niewygodną przeszłość. To była druga warstwa, ziemia i gruz. Warstwa maskująca. Narosła na niej warstwa trzecia: cmentarne wysypisko. Nad grobami największych bohaterów, którzy stali się bezimiennymi ofiarami, ulokowano śmietnik. W ten sposób dopełniała się miara poniżenia, a tamta zadana w ukryciu śmierć zyskiwała wymiar ewangelicznej ofiary. Wszak ziarno, zanim wyda plon obfity, musi wniknąć w ziemię i obumrzeć - pisze Przemysław Dakowicz z "Teologii Politycznej".

Świadomość każdej ludzkiej zbiorowości konstytuuje się wokół miejsc i wydarzeń naznaczonych historią. Każda społeczność o wyodrębnionej tożsamości dąży do hierarchicznego uporządkowania własnej przestrzeni symbolicznej. Pomniki, groby, tablice pamiątkowe pozwalają człowiekowi rozeznać się w dziejach wspólnoty, którą reprezentuje, stanowią dlań widomy znak zakorzenienia i przynależności, budują jego związek z przeszłością („ja i przodkowie to jedność”) i teraźniejszością („ja i moi współcześni to jedność”).

W trakcie ostatnich dwustu lat dzieje Polski obfitowały w wydarzenia o charakterze wspólnototwórczym, jednocześnie zaś — w kolejnych epokach zniewolenia (zabory, okupacja niemiecka i sowiecka, rządy komunistów) — podejmowane były próby demontażu zbiorowej przestrzeni symbolicznej. Lista tego rodzaju działań, zmierzających do nieodwracalnego przemodelowania zbiorowej pamięci, jest bardzo długa. Ograniczę się do jednego przykładu. Podczas okupacji Lwowa w pierwszych latach wojny Sowieci przystąpili do budowy pomnika Lenina. Kamień węgielny pod pomnik wmurowano 17 września 1940 roku, w rocznicę „wyzwolenia Zachodniej Ukrainy”. Na specjalnym wiecu zorganizowanym z tej okazji przemawiała „sługa narodu radzieckiego” Wanda Wasilewska. Po półwieczu okazało się, że budowniczowie postumentu wmurowali w podstawę cokołu nagrobki z Cmentarza Orląt. W ten sposób istotny fragment materialnej tkanki Lwowa, potwierdzający i dokumentujący polskość miasta, stawał się surowcem wtórnym nowej tożsamości, wznoszonej — dosłownie — na gruzach tożsamości dotychczasowej, uznanej za nieaktualną i zasługującą na ostateczne zniszczenie.

Zbiorowa pamięć symboliczna ma charakter warstwowy, tzn. kolejne „warstwy” są nabudowywane na „warstwach” wcześniejszych. Proces ten może przebiegać w dwóch odrębnych porządkach: 1. ewolucyjnym (kiedy przeszłość staje się elementem teraźniejszości i warunkuje jej kształt) i 2. rewolucyjnym (kiedy teraźniejszość odwraca się od przeszłości i próbuje budować własną odrębność na innym fundamencie). W drugim ze wskazanych porządków teraźniejszość — obserwowana z perspektywy przeszłości, przeciw której występuje — jawi się jako rodzaj „nowotworu”, jako element struktury „obcy”, „pasożytujący” na „organizmie żywiciela”. Takim właśnie „nowotworem” wprowadzonym sztucznie w strukturę polskiej tożsamości był w latach powojennych komunizm. Dzieje kwatery „Ł” wojskowego cmentarza na Powązkach bodaj najdobitniej przekonują o słuszności powyższej tezy.

Teren dzisiejszej kwatery „Ł” tuż po II wojnie światowej leżał poza obszarem właściwego cmentarza. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego doszło do wniosku, że miejsce to idealnie nadaje się do przeprowadzenia tajnych pochówków. W doły kopane na „Łączce” wrzucano ciała zamordowanych w więzieniu mokotowskim. Ponieważ do aresztu na Rakowieckiej trafiali najpilniej poszukiwani uczestnicy ruchu antykomunistycznego, „Łączka” zmieniła się z czasem — wbrew intencjom oprawców i grabarzy — w coś w rodzaju panteonu polskiego podziemia niepodległościowego, ukrytych katakumb Polski niezłomnej. Kamień odrzucony przez budowniczych stał się kamieniem węgielnym. Tę prawdę dostrzegamy jednak dopiero dziś. Wtedy, na przełomie lat 40. i 50., mogło się wydawać, że wszelki ślad po Fieldorfie, Pileckim, Dekutowskim, Szendzielarzu, Kasznicy i setkach innych zaginął bezpowrotnie, że nie ma najmniejszych szans na odnalezienie ich szczątków. Zresztą, władza komunistyczna uczyniła wszystko, by pamięć o polskich bohaterach uczynić zbędnym elementem całkiem nowej tożsamości pokoleń wychowanych w PRL.

Kwatera „Ł” ma strukturę warstwową. Najgłębiej leżały (lub wciąż leżą) ofiary stalinowskiego terroru, ci, których zastrzelono metodą katyńską (kula w potylicę) lub zakatowano podczas śledztwa. Partyzanci, dowódcy, zwierzchnicy polityczni. Tuż obok nich ci, którzy udzielali im schronienia (m.in. prawdopodobnie Marian Borychowski, gospodarz z Borychowa na Podlasiu zamordowany za to, że karmił i udzielał schronienia niedobitkom z lasu). Szczątki wrośnięte w ziemię, splecione w nierozerwalny, krwawy węzeł — czaszki, kości rąk i nóg, żebra i paliczki lub to, co z nich zostało (niemal brak tu dołów pojedynczych, oprawcy preferowali groby zbiorowe). Doły były płytkie i ciasne. Na jednym ze zdjęć prezentowanych przez profesora Krzysztofa Szwagrzyka szkielet zamordowanego leży tuż pod powierzchnią ziemi, a to, co zostało z jego dłoni opiera się o róg dołu, tak jakby zmarły chciał powstać, jakby pragnął wyzwolić się z więzienia, wyjść z ukrycia. To jest pierwsza, najgłębsza, ukryta warstwa powązkowskiej „Łączki”, jej semantyczny fundament. A nad nim inne warstwy, które można by opatrzyć wspólnym mianem nadbudowy (komunistyczni ideologowie lubili to słowo), czyli wszystko to, co miało przykryć prawdę o tamtych tajemnych pochówkach z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, wszystko, co nawarstwiało się przez lata, co nieodwracalnie przyrastało do tamtych zatajonych śmierci, tamtego przemilczanego strachu, tamtego wymazanego z pamięci upodlenia.

W latach pięćdziesiątych na „Łączkę” nawieziono grubą (od 1 do 1,5 metra) ziemi i gruzu. (...)

http://rebelya.pl/post/4709/aczka-to-polska

Brak głosów