Haniebne głosowanie

Obrazek użytkownika Kajeka
Notka

Wrocławski Społeczny Komitet Poparcia Jarosława Kaczyńskiego wobec skandalicznego wystąpienia premiera rządu RP w dniu 13 kwietnia 2012 roku.
Wrocławski Społeczny Komitet Poparcia Jarosława Kaczyńskiego
wobec skandalicznego wystąpienia premiera rządu RP w dniu 13 kwietnia 2012 roku
wystosował dwa dokumenty.

Haniebne głosowanie

Dnia 12 kwietnia 2012 roku posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w Sejmie wniosek
o uzupełnienie dziennego porządku obrad Sejmu RP o punkt: "Pierwsze czytanie poselskiego projektu uchwały w sprawie zobligowania władz Federacji Rosyjskiej do oddania Polsce dowodów katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku, pozostających na terenie Federacji Rosyjskiej, a będących własnością Rzeczypospolitej Polskiej" oraz przedłożyli projekt takiej uchwały. W projekcie tym napisali między innymi: "Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zwraca się do władz Federacji Rosyjskiej o natychmiastowy zwrot dowodów katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku pozostających na terenie Rosji, będących własnością Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności wraku samolotu Tu-154M".

Uzasadnienie uchwały brzmiało: "Wrak samolotu Tu-154M, mimo upływu dwóch lat od katastrofy, nadal nie został oddany w ręce polskich śledczych, by mogli oni gruntownie przebadać jeden z najważniejszych dowodów rzeczowych w sprawie. Przedstawiciele polskich władz nie podejmują zdecydowanych kroków prawnych, zarówno administracyjnych, jak i tych wynikających z możliwości jakie daje prawo międzynarodowe, skutkujących poprawą sytuacji. Polscy specjaliści nie przebadali jeszcze miejsca tragedii, na którym do dziś można znaleźć części samolotu, a nawet szczątki ludzkie. Polska nadal nie ma dostępu do oryginalnych materiałów dowodowych, w tym zapisów z rejestratorów lotu, wszystkich dokumentów z sekcji zwłok, czy też danych dotyczących stanu lotniska Siewiernyj w dniu 10 kwietnia 2010 roku. W konsekwencji polskie władze śledcze nie są w stanie podejmować ważnych działań ze względu na brak dowodów pozostających w Rosji. W dniu 10 kwietnia 2012 roku dotarła do nas wiadomość, że władze Federacji Rosyjskiej „wymyły” szczątki samolotu, niszcząc ślady katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Wszystkie te działania wskazują na świadomy plan niszczenia dowodów, któremu należy jak najszybciej zapobiec. Dlatego w dniach przypadających w drugą rocznicę największej tragedii Narodu Polskiego po II Wojnie Światowej zwracamy się do Władz Federacji Rosyjskiej o oddanie wszelkich dowodów, w tym przede wszystkim wraku samolotu Tu-154M."

Przypomnijmy, że już jedno podobne głosowanie w Sejmie miało miejsce. Było to dnia
6 maja 2010 roku podczas 66. posiedzenia Sejmu VI kadencji. Głosowanie to dotyczyło uzupełnienia porządku dziennego obrad o punkt w brzmieniu: „Pierwsze czytanie projektu rezolucji w sprawie wezwania prezesa Rady Ministrów do wystąpienia do władz Federacji Rosyjskiej
o przekazanie stronie polskiej prowadzenia postępowania w sprawie katastrofy samolotu Tu-154, mającej miejsce 10 kwietnia 2010 r.”. Głosowało 428 posłów, tym za - 158, przeciw - 268, wstrzymało się od głosowania - 2 Nie głosowało - 28. Przeciw tej rezolucji głosowali wszyscy obecni posłowie PO, SLD i PSL, poza dwoma posłami PSL. Po upływie dwóch lat od tragedii smoleńskiej i prawie dwóch lat od tamtego haniebnego głosowania posłowie mieli możliwość naprawienia błędu i zrehabilitowania się w oczach opinii publicznej, w oczach Polskiego Narodu. Nie skorzystali z niej.

13 kwietnia 2012 roku Sejm głosami posłów Platformy Obywatelskiej (głosowało 197 jej posłów), Ruchu Palikota (39 głosów), SLD (15) i PSL (11) wyraził wolę, aby wrak samolotu
Tu-154M pozostał w Rosji. Przyłożyło do tego rękę m. in. również ośmiu wstrzymujących się od głosu posłów PSL. Jedynym sprawiedliwym spośród tego grona okazał się Zbigniew Sosnowski - poseł PSL z okręgu toruńskiego. Nie można oprzeć się przekonaniu, że posłowie PO, Ruchu Palikota, SLD i PSL, głosując w ten sposób sprzeniewierzyli się interesowi własnego kraju, a stali żyrantami interesu putinowskiej Rosji. Wobec ustaleń ekspertów sejmowej komisji do spraw wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza, wskazujących na bardzo prawdopodobną wersję zamachu jako na bezpośrednią przyczynę tragedii - taki wynik głosowania uważamy za hańbiący. Oddanie głosu za zagłuszeniem prawdy, przeciwko próbie wyjaśnienia okoliczności śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego i 95 innych luminarzy polskiego życia politycznego i publicznego - należy uznać za akt zdrady narodowej.

Przed głosowaniem - chcąc uniemożliwić przyjęcie uchwały Prawa i Sprawiedliwości przez Sejm - przemówienie z trybuny sejmowej wygłosił premier Rządu RP Donald Tusk.
Jego wypowiedź, którą w związku z jej skandaliczną i oburzającą treścią nie chcemy nawet cytować - wpisuje się do zbioru najbardziej haniebnych mów, jakie kiedykolwiek miały miejsce
w historii polskiego parlamentaryzmu. Po tym przemówieniu doszło do uwłaczającego godności posła Sejmu RP zachowania Marszałka Sejmu Ewy Kopacz oraz drastycznego złamania przez nią regulaminu sejmowego.

Skala kłamstwa, arogancji i bezczelności Donalda Tuska, oskarżającego tych, którzy próbują rzetelnie wyjaśnić przebieg i przyczyny tragedii pod Smoleńskiem (domagając się m.in. zwrotu dowodów śledztwa, w tym wraku samolotu) o kolaborację z Rosją - jest porażająca.
Jako premier Rządu Rzeczypospolitej sprzeniewierzył się on jej żywotnym interesom, stając po stronie tych, którzy zagrażają jej bezpieczeństwu i niepodległości.

Trudno nie zgodzić się z przemawiającym z trybuny sejmowej Jarosławem Kaczyńskim, który zwracając się do swojego przedmówcy Donalda Tuska i jego współpracowników powiedział: „Ponosicie stuprocentową odpowiedzialność za to, że w kilka dni po tym rzeczywistym zjednocze-niu bardzo dużej części narodu rozpoczęliście kampanię po to, żeby go podzielić, po to, żeby spotwarzyć tych, którzy zginęli, w tym Prezydenta Rzeczypospolitej. Rozpoczęliście kampanię, której haniebny charakter nie ma po prostu precedensu w dziejach niepodległego państwa polskiego i to Pan osobiście za to odpowiada. Pan i prezydent Komorowski. Za sprawę pod Krzyżem, za jego profanowanie, za bicie ludzi na oczach policji, za to wszystko, co doprowadziło rzeczywiście do zaostrzenia sytuacji. Jeżeli Pan ośmiela się dzisiaj łgać tutaj w ten sposób, to jest to hańba, która przejdzie do historii Polski. Pan się zapisze w tej historii razem z tymi, którzy są na polskiej liście hańby."

My, Rzecznicy Wrocławskiego Społecznego Komitetu Poparcia Jarosława Kaczyńskiego, uważamy że słowa Jarosława Kaczyńskiego były w pełni uzasadnione, szczególnie po tym, co usłyszeliśmy z trybuny sejmowej z ust Donalda Tuska. Dzień 13 kwietnia 2012 roku zapisze się
w historii naszej Ojczyzny jako dzień hańby i zdrady narodowej. Stwierdzamy, że posłowie głosujący de facto za pozostawieniem dowodów zamachu smoleńskiego w Rosji, sprzeniewierzyli się powierzonej im misji trwania na straży dobra Rzeczypospolitej. Sprzeciwiający się ujawnieniu prawdy na temat zamachu lotniczego pod Smoleńskiem stają się zatem kontynuatorami najczarniejszych kart polskiej historii końca XVIII wieku. Stają w jednym szeregu z uczestnikami Konfederacji Targowickiej, rzecznikami interesów ościennego mocarstwa wbrew interesowi swojej Ojczyzny. Jesteśmy przekonani, że rzetelne wyjaśnienie przyczyn tragedii pod Smoleńskiem jest Polską Racją Stanu. Należy się to zarówno ofiarom tej katastrofy, ich rodzinom jak i wszystkim Polakom.
Krzysztof Kobielski

(PO)TWÓR ORWELLOWSKIEJ WYOBRAŹNI
Wydawało się, że Donald Tusk wyczerpał już limit serwilizmu wobec Rosji, kłamstw związanych z katastrofą smoleńską i pogardy wobec Polaków domagających się prawdy o przyczynach i rzeczywistym przebiegu tej katastrofy. Jednak 13 kwietnia – akurat w rocznicę rozpoczęcia zagłady polskich oficerów oraz deportacji ich rodzin w głąb sowieckiego imperium! – premier Tusk przekroczył kolejny rubikon.
Wobec umycia wraku rozbitego samolotu – kolejnego aktu zacierania przez Rosjan, ostatnich być może, ważnych w postępowaniu śledczym śladów, Prawo i Sprawiedliwość wniosło pod obrady Sejmu uchwałę zobowiązującą Federację Rosyjską do zwrotu kluczowych dowodów w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Donald Tusk nie tylko udaremnił podjęcie tej uchwały, ale też – dając niebywały w dziejach naszego parlamentu pokaz chamstwa i bezczelności – zarzucił posłom PiS-u oraz znaczącej części narodu budowanie kłamstwa smoleńskiego i zdradę.
Lecz krzyk premiera i jego obelgi ciskane w stronę obywateli, którym leży na sercu godność Rzeczypospolitej, nie są w stanie przesłonić tego, czego od dwóch lat jesteśmy świadkami – że to on wraz z jego kamarylą już w pierwszych chwilach po wydarzenia się tragedii smoleńskiej rozsnuwał nad nią mgłę kłamstw. Działając ręka w rękę z Rosjanami czynił wiele by pytanie, dlaczego poległ Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wraz z towarzyszącą mu elitą narodu na zawsze pozostało bez odpowiedzi.
„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej stu metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił” – taki SMS rozsyłali w ów kwietniowy poranek członkowie kierowanej przez Donalda Tuska partii. Posłusznie powielali tezę, jaką strona rosyjska puściła w świat, gdy płonęły jeszcze szczątki rozbitego Tupolewa. Późniejszy raport MAK, spotwarzający polskich oficerów i polskiego Prezydenta, okazał się jedynie rozwinięciem tej kłamliwej, wyprzedzającej jakiekolwiek śledztwo, tezy.
Co więcej: okazał się jedynym głosem wobec świata o tej katastrofie. Gdyż w dniu ogłaszania raportu MAK zabrakło zdecydowanej riposty polskiej. Nasz premier zażywał właśnie narciarskich uciech w Dolomitach. Lecz gdyby nawet był w Warszawie, to cóż w istocie miałby do powiedzenia?
Że oddał śledztwo dotyczące tak wyjątkowej tragedii w dziejach Polski w ręce obcego państwa, którym kieruje były funkcjonariusz KGB?
Że nie domagał się stosowania standardów obowiązujących i oczywistych w tego rodzaju śledztwie?
Że nie reagował na zacieranie śladów ważnych w wyjaśnianiu przyczyn tej tragedii?
Że nie protestował przeciw zaorywaniu i zalewaniu betonem terenu katastrofy i ścinaniu tamtejszych drzew i krzewów?
Że nie domagał się zwrotu kluczowych „dowodów w sprawie” – czarnych skrzynek i niszczejącego na deszczu i śniegu wraku samolotu?
Że nie uważał za konieczne wnikliwe przesłuchanie wszystkich, którzy kierowali sprowadzeniem polskiego samolotu na ziemię: poczynając od funkcjonariuszy z wieży kontroli lotów, poprzez oficerów przysłanych z Tweru, którzy na tej wieży być nie powinni, aż po generałów wydających z odległej centrali dyspozycje, które – jak się okazało – miały istotny wpływ na wydarzenie się katastrofy?
Że obojętnie odniósł się do niebywałej w cywilizowanym świecie zmiany – i to po kilku miesiącach – zeznań kontrolerów lotu?
Że aprobował odmowę Rosjan ujawnienia zapisu taśmy rejestrującej pracę służb smoleńskiego lotniska w ostatnich minutach i sekundach przed katastrofą?
Że nie zdymisjonował Ewy Kopacz, która okłamywała cały naród, że ziemię na terenie katastrofy przekopano z całą pieczołowitością na głębokość metra, i że polscy lekarze razem z rosyjskimi specjalistami dokonali sekcji zwłok ofiar tragedii?
Że nie tylko nie pozbawił jej stanowiska, ale wyniósł ją na najwyższą (obok prezydenta) godność w państwie?
Że nie zostały wyciągnięte konsekwencje wobec osób – po stronie polskiej – winnych rażących zaniedbań w przygotowaniu i przebiegu wizyty Prezydenta, lecz przeciwnie – osoby te zostały nagrodzone generalskimi awansami, jak choćby szef prokuratury wojskowej czy szef BOR-u?
„Nasz człowiek w Warszawie”. Tak o Donaldzie Tusku, gdy zaczynał swe rządy, mówiło się w Moskwie. To określenie z dzisiejszej perspektywy zdaje się być profetyczne. „Naszym ludziom w Warszawie” Rosjanie zawdzięczają zakaz otwarcia trumien z ciałami ofiar katastrofy na terenie Polski, zakaz dokonania ekshumacji, które, nie tak jak te rosyjskie, profanujące szczątki wielkich Polaków, ale prowadzone z całą starannością i przez wybitnych patomorfologów mogłoby pomóc w odkrywaniu przyczyn katastrofy.
Gdy zaś po dwóch latach miano dokonać dwóch autopsji, znów jacyś „nasi ludzie w Warszawie” nie dopuścili do badań przybyłego do Polski prof. Michaela Badena, światowej sławy specjalisty, któremu powierzono badanie ciała prezydenta Kennedy’ego, a także szczątków zgładzonego przez bolszewików ostatniego cara Rosji i jego rodziny. „Nasi ludzie w Warszawie” zakazali też sugerowanego przez prof. Badena prześwietlenia szczątków ofiar promieniami rentgena, co mogłyby wskazać ślady ewentualnego wybuchu.
„Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor” – tak kończył swe historyczne przemówienie w polskim Sejmie w przededniu II wojny światowej (5.05.1939) Józef Beck. Otóż dla nas, dla których jedną z najcenniejszych wartości jest właśnie honor, nie do zniesienia jest odzieranie naszego państwa z atrybutów suwerenności i honoru. Czyniąc to, Donald Tusk wystawia nas na pośmiewisko świata. Symptomem tego, że można nas traktować jak popychadło, jest gotowość zrealizowania żądania władz Rosji o lustrację (do trzeciego pokolenia!) pilotów kierujących tragicznym lotem do Smoleńska. (Prokuratorom wojskowym, usiłującym przesłonić ten skandal jakimiś krętactwami, nie sposób wierzyć. Miarodajne jest stanowisko rzecznika IPN, który potwierdza żądanie prokuratury o przekazanie odpowiednich danych).
„Nie wiem, czy w odniesieniu do tych okoliczności tego wszystkiego nie trzeba by nazywać imperium kłamstwa” – mówił z goryczą podczas mszy św. w warszawskiej Katedrze w drugą rocznicę smoleńskiej tragedii biskup Antoni Dydycz.
Jak to możliwe – pytamy, że ów człowiek, który to imperium kłamstwa w naszej Ojczyźnie zbudował, nam, którzy żądamy prawdy, wrzeszcząc z sejmowej trybuny przypisuje kłamstwo? Na tym właśnie polega szatańska przewrotność. Kłamca – głodnych prawdy zwie kłamcami. A sam, zdradzając Ojczyznę, lojalnym wobec niej i miłującym ją, zarzuca zdradę.
Donald Tusk sprzymierzył się z Władimirem Putinem przeciw własnemu Prezydentowi. Rozdzielił uroczystości w Katyniu. Pomniejszył wagę wizyty Lecha Kaczyńskiego, pozbawił ją należnej ochrony. Stworzył w ten sposób zagrożenie życia Prezydenta i towarzyszących mu osobistości. To niebywała w świecie politycznym zdrada. Chce się powtórzyć za Sienkiewiczem: Zdrada! Zdrada! Po trzykroć zdrada!
Przychodzi na myśl również Orwell. To on ukazał świat sponiewieranych i odwróconych do góry nogami pojęć, świat, w którym kłamstwo nazywa się prawdą, a nienawiść – miłością.
13 kwietnia 2012 roku w polskim sejmie na mównicy ukazał się narodowi jakiś (PO)TWÓR ORWELLOWSKIEJ WYOBRAŹNI.
Marek Dyżewski

Barbara Jach-Kobielska
Małgorzata Jaszczuk-Surma
Agnieszka Kowańdy
Małgorzata Suszyńska

Marek Dyżewski
Krzysztof Grzelczyk
Paweł Jaszczuk
Krzysztof Kobielski
Ireneusz Kowalczuk
Romuald Lazarowicz
Adam Maksymowicz
Marek Muszyński
Robert Pieńkowski
Jerzy Pietraszko
Radosław Rozpędowski
Krzysztof A. Sobiech
Lech Stefan
Maciej Szczepanik
Eugeniusz Szumiejko
Mateusz Winnik
©Wrocławs

Brak głosów