Handel wymienny w UE

Obrazek użytkownika Chłodny Żółw
Inne

Felieton Tomasza Tobolskiego na Ostatniej Stronie Naszego Dziennika:

Handel wymienny w UE


Do niedawna najbardziej opiniotwórcze polskie media przekonywały nas, że Unii Europejskiej nie należy przedstawiać jedynie jako mniej lub bardziej opłacalnego biznesu. Polityczno-medialne pięknoduchy tłumaczyły, iż Unia miała być przede wszystkim tworem realizującym w praktyce najszlachetniejsze idee "europejskiej demokracji".


Prawie wszyscy nasi rodacy uwierzyli już, że w tworzonym właśnie państwie unijnym nie będzie żadnych kłótni, targów, różnic zdań i interesów, za to czeka nas - wymierzona co do milimetra - międzynarodowa "równość" i pełne wzajemnego poświęcenia "braterstwo"... Tymczasem w mediach rozentuzjazmowanych wizją nowej, scentralizowanej, zbiurokratyzowanej Europy pojawiły się sugestie zdumiewające.
Unia Europejska miałaby zgodzić się na dodatkowe dotacje dla polskich stoczni, pod warunkiem że Polska bezzwłocznie zaakceptuje traktat lizboński!


Jakże to? Miały być wielkie idee, wolność, równość, biurokracja, niezmienne i precyzyjne reguły obowiązujące w nowej, socjalistycznej ojczyźnie, a w tle nagle ukazały się stragany z towarami przeznaczonymi na wymianę! Wy nam szklane koraliki, my wam szybszy podpis pod traktatem. Wy nam ozdobne muszelki, my wam rezygnację z amerykańskiej tarczy...
Gdyby rzeczywiście takie były reguły europejskiej demokracji, to z ostatecznym ratyfikowaniem lizbońskiego "traktatu deformującego UE" nie warto się spieszyć!


Jeśli w efekcie ratyfikacji traktatu Polska miałaby zrzec się uprawnień uzyskanych we wcześniejszym traktacie nicejskim (polskie głosy mają być częściowo przekazane na rzecz Niemiec, dla których ustalenia z Nicei były mniej korzystne od warunków z Lizbony), to zamiast szklanych koralików wypadałoby zażądać towarów o większej wartości.


Znając dyplomatyczną zręczność i negocjacyjną nieugiętość rządu Donalda Tuska, możemy spodziewać się znacznych profitów z tytułu ostatecznej ratyfikacji traktatu.
Międzynarodowe gwarancje, że to nie Polacy będą musieli sięgać do kieszeni, aby wypłacać odszkodowania za zaszłości z czasów II wojny światowej, to minimum tego, czego możemy się spodziewać po naszych przywódcach...?

Brak głosów