"Coś mogło trafić na pokład tupolewa, co być może nie powinno się tam znaleźć". Gdzie wtedy były nasze służby?

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Dzień przed wylotem do Smoleńska samolotu z delegacją prezydencką na pokład maszyny załadowano prawie tonę sprzętu. Żadna ze służb odpowiedzialnych za ochronę głowy państwa nie wiedziała, co to był za sprzęt i nie nadzorowała jego załadunku. O skandalicznych wydarzeniach poprzedzających największą katastrofę w dziejach powojennej Polski rozmawiamy z mecenasem Stefanem Hamburą, pełnomocnikiem kilku rodzin - ofiar katastrofy smoleńskiej.

Zarzucił pan polskim służbom „opuszczenie Lecha Kaczyńskiego”, czyli de facto zaniechanie wykonywania obowiązków. Czy podjąłby się wykazanie tej tezy przed sądem?

Ja nie zarzucam, lecz pytam.

Czy w takim razie postawiłby pan przed sądem to pytanie w formie tezy?

Na obecnym etapie mam być może jeszcze zbyt mało informacji, ale na pewno można wykazać, że zarówno odpowiedzi na interpelacje posła Marka Opioły, zarówno MSW jak i MON pokazują, iż BOR i SKW nie zadziałały tak jak trzeba tego od nich wymagać.

Na które aspekty tego niezadziałania zwrócił pan szczególną uwagę?

Chodzi mi głównie o wydarzenia z 9 kwietnia 2010 r., czyli dzień przed katastrofą, gdy do samolotu TU-154 M o numerze bocznym 101 załadowywana była tzw. apteczka techniczna. Ta apteczka ważyła 870 kilogramów. Do tego dochodzi wyposażenie lotniskowo-hangarowe, ale tutaj nie mam konkretnych danych. Jednak to 870 kg to – moim zdaniem – jest taka waga, taka ilość przedmiotów, że w tej apteczce mogło się wszystko znaleźć. Wiemy że były tam: koła główne, koła przednie, kanistry z olejem itd. To jest dla mnie niepojęte, że żadna ze służb nie była podczas załadunku tego sprzętu do samolotu.

Warto przypomnieć sobie odpowiedź MSW, że dysponentem tego sprzętu był 36 Pułk, zaś ta jednostka była zabezpieczana przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Jedno zdanie z tej odpowiedzi mnie bardzo zaskoczyło. „Jednocześnie pragnę nadmienić, że BOR nie było informowane przez Siły Powietrzne o przedmiotowej zabudowy (apteczki technicznej – przyp. red.). I to jest dla mnie nie pojęte!

Z drugiej strony MON, który odpowiada na interpelację posła Opioły. Czytamy: „SKW nie była informowana o zabudowie urządzeń na pokładzie samolotu TU-154 M nr boczny 101” dokonanej 9 kwietnia 2010 r, ani też nie była informowana o zmianie konfiguracji wnętrza.” Tak więc jedna i druga służba przyznaje się do tego, że nie wiedziała nic o załadowaniu 870-kilogramowej apteczki technicznej.

To kto więc to montował? Służby lotniskowe?

Ja tu dalej czytam, że zabudowę wykonano siłami i środkami personelu 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który był objęty ochroną kontrwywiadowczą SKW. Jednak jak już wiem, SKW nie wiedziało, że coś takiego było montowane.

Tak więc to pułk był objęty ochroną, ale akurat jakby wyłączone zostało spod ochrony SKW to zabudowywanie samolotu tą apteczką techniczną.

SKW twierdzi, że nic o tym nie wiedziała. Nie była o tym informowana.

To faktycznie dramatyczna informacja zważywszy na to, że to było przygotowanie lotu samolotu z głową państwa na pokładzie. Główna służba odpowiedzialna za bezpośrednią ochronę prezydenta, czyli BOR, nie wiedziała co się znajduje w samolocie.

No właśnie. A mamy jeszcze artykuły z ostatnich dni w „Naszym Dzienniku”, w których padło stwierdzenie, że z powodu utrudnionego dostępu pirotechnik z psem nie zbadał w całości luku bagażowego, trapu i zewnętrznej powłoki maszyny. Następne zdanie: „Roman B. Tłumaczył prokuratorom, że odstąpił od tej czynności z powodu hałasu.”

Naczelna Prokuratura Wojskowa Wydała komunikat i zdementowała... datę przesłuchania Romana B. Nie wyczytuję z komunikatu NPW, aby zdementowała ona także samo meritum.

Czyli prokuratura zdementowała jedynie informację co do daty przesłuchiwania oficera BOR, czyli de facto wątek poboczny. Nie zdementowała zaś tego co zeznał ten funkcjonariusz.

Zgadza się. Przypominamy sobie jak wyglądały działania prokuratury po tekście o znalezieniu śladów trotylu na wraku. Na początku było mocne zaprzeczenie, po czym padły słowa sugerujące, że „coś tam mogło być”. Jakieś pasty do butów, kiełbasy.

Premier Donald Tusk mówi, że prokuratura nie ma obycia medialnego, a z drugiej strony widać, że prokuratura mocno pracuje nad tym, aby pewne rzeczy pokazać w takim świetle, aby przeciętny zjadacz chleba pochylając się nad wypowiedziami prokuratury nie zrozumiał ich.

Czy jako pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej będzie pan próbował drążyć ten temat?

Na pewno. Będę nakłaniał NPW do poważnego zajęcia się tematem apteczki technicznej. Bo dziś stan wiedzy jest taki, że coś mogło trafić na pokład tupolewa, co być może nie powinno się tam znaleźć. A żadna ze służb odpowiedzialnych za ochronę podróży prezydenta nie potrafi nic na ten temat powiedzieć. Kwestią nie zbadania maszyny szykującej się do lotu z powodu panującego hałasu prokuratura powinna zająć się sama z siebie.

ROZMAWIAŁ Sławomir Sieradzki

http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/hambura-zadna-ze-sluzb-nie-byla-podczas-zaladunku-tupolewa,7513351547

Brak głosów