CAŁA PLATFORMA CZEKA NA WIELKĄ KLAPĘ!!!!!

Obrazek użytkownika Polak2013
Artykuł

Premier Tusk uznał najwidoczniej, że zagrożeniem dla Polski i jej obywateli nie jest jakość rządzenia, kryzys, spadki dochodów wielu Polaków. Tym zagrożeniem mają być ataki na jego własną pozycję w partii.

 

Katarzyna Kolenda-Zaleska z TVN przewrotnie (a może na poważnie?!) pisze w "Gazecie Wyborczej" tak: "Dla PO i premiera Donalda Tuska nie mogło być lepszych wiadomości niż spadające poparcie, kolejne zwycięstwa PiS w sondażach, porażka w Rybniku. Takie ostrzeżenie na półmetku kadencji daje premierowi szansę na odbudowanie i poparcia, i społecznego zaufania. Pod warunkiem, że wystarczy mu energii". Jako człowiek o gołębim sercu dołożę więc panu premierowi jeszcze jedną taką miłą wiadomość: otóż najnowszy sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski pokazuje kolejne spadki Platformy Obywatelskiej, premiera i rządu. Są to wprawdzie zjazdy niewielkie, ale pogłębiające dzielący PO i PiS rów - tym razem aż do 6 pkt. procentowych! 



Spójrzmy więc na konkrety. PiS (32 proc.) nadal przed Platformą (26 proc.). Pierwsi zyskali dwa punkty, drudzy stracili jeden. Niby nic, a boli, prawda? 


Przystawki obu gigantów i kandydaci na przystawki też bez rewelacji. Burze polityczne wokół, a oni nie potrafią doszlusować do czołówki. Taki na przykład SLD (15 proc.) wciąż podkreśla swoje dobre notowania, zapominając, że od miesięcy stoją one praktycznie w miejscu - w przypadku Homo Homini to poziom 12-15 proc. Widocznie Leszka Millera to zadowala, widocznie marzy o roli przystawki do schrupania, skoro odrzuca propozycję jednoczenia wszystkiego, co na lewo od PO i - być może - wygrania całej puli. Ale, cóż każdy ma swoje cele. Tylko Sojuszu żal... 



Ale wracajmy do cytatu z tekstu Katarzyny Kolendy-Zaleskiej. Stawia pani redaktor Katarzyna jeden warunek: że Tuskowi nie zabraknie energii. Moim zdaniem nie zabraknie. Nawet wręcz przeciwnie, w ostatnich tygodniach sprawia wrażenie, jakby miał jej w nadmiarze. Mam jednak wrażenie, że premier kieruje tę energię w niewłaściwą stronę. Zdaje się nie dostrzegać, że spadki notowań nie są wynikiem ospałości partii (przynajmniej nie w jakiejś zasadniczej części). 



Niepowodzenia biorą się z dalekiej od doskonałości (delikatnie mówiąc) pracy rządu. Przeróżne wpadki, forsowanie bolesnych projektów z całkowitym lekceważeniem opinii społecznej, nawet dwa miliony podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie wieku emerytalnego nie zrobiły na premierze wrażenia. Nie twierdzę, że musiał się na referendum zgodzić, ale mógł choć nad tymi ludźmi się pochylić, próbować przekonać, wysłuchać. Albo zwyczaj wychodzenia do dziennikarzy, składania różnych zapowiedzi i zapominania o nich zanim jeszcze zdąży wrócić do swego gabinetu. Przykłady można mnożyć do woli. 


Premier Tusk uznał najwidoczniej, że zagrożeniem dla Polski i jej obywateli nie jest jakość rządzenia, kryzys, spadki dochodów wielu Polaków. Tym zagrożeniem mają być ataki na jego własną pozycję w partii. Zaordynował więc sobie i nam przyspieszone wybory przewodniczącego PO. Jednocześnie domaga się, by ludzie, których uznał za swych przeciwników (wrogów?) stanęli w szranki. A gdy ci, jak Jarosław Gowin, rozpoczęli kampanię wyborczą i korzystają z takich środków, jakie mogą - ich zdaniem - przynieść sukces, to spada na nich gniew i ironia szefa. Wspieranego wespół w zespół przez różne partyjne koterie. Dobrą tego stroną jest fakt, że poznaliśmy przy okazji posłów ukrywających się wcześniej w sejmowych zakamarkach!!! 



Najbardziej intrygujące jest zachowanie Tuska w stosunku do Grzegorza Schetyny. Ten drugi złożył sensowną ofertę: ty wygraj wybory, ja pozostanę w cieniu, jako sekretarz generalny partii. Unikniemy wzajemnych, gorszących szeroką publiczność, nawalanek. Ale pan premier warknął i wysuniętą rękę ugryzł. Zapewne po wyborach, które Schetyna chyba przegra, spotka go los podobny do losu dwóch tenorów, pani profesor z Lublina i pana premiera z Krakowa. 



Wydawałoby się, że kiedy partia znajduje się w sytuacji Platformy, gdy jej notowania spadają, gdy okazuje się, że w końcu ma z kim przegrać, to zbierają się jej kierownicze gremia i WSPÓLNIE ustalają strategię kontrofensywy. Następuje przegrupowanie sił, partyjne hufce idą ponownie do boju, z wszystkimi wodzami na czele... W PO tak się nie dzieje. Jakby czekali na wielką klapę. A wtedy, cóż drodzy państwo, w Aleje Ujazdowskie powróci... Przecież wiecie kto... Wystarczy, że nadal będzie milczał... 



Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Brak głosów