Borusewicz nie rozumie konkordatu

Obrazek użytkownika ciociababcia
Inne

Opinia ks. prof. dr. hab. Wojciecha Góralskiego, wykładowcy prawa kanonicznego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w związku z listem Bogdana Borusewicza, marszałka Senatu RP, do ks. abp. Józefa Michalika, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski:

„O właściwe rozumienie zasady niezależności i autonomii państwa i Kościoła katolickiego”

W związku z oświadczeniem Konferencji Episkopatu Polski pochodzącym z marca br., popierającym wniosek Fundacji Lux Veritatis o przyznanie Telewizji Trwam – przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji – miejsca (jednego z czterech ostatnich) na cyfrowym multipleksie, marszałek Senatu Bogdan Borusewicz skierował list do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika. W artykule zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej” z 26 kwietnia pt. „Marszałek Borusewicz: Kościół narusza konkordat. Abp Michalik: Tylko bronimy demokracji” Dominika Wielowieyska przytacza następujące zdanie z listu marszałka: „Konkordat nie przyznaje Konferencji Episkopatu Polski uprawnień do uczestniczenia w charakterze współdecydenta czy nadzorcy w jakiejkolwiek sprawie objętej władztwem państwa”.

Autorka dodaje, że marszałek Senatu „zwraca uwagę, że zasada wzajemnej niezależności i autonomii państwa i Kościoła oznacza dla władz państwowych zakaz przyjmowania dyspozycji od gremiów kościelnych”. Informuje również o odpowiedzi na list marszałka Borusewicza, jaką przesłał mu arcybiskup Michalik, i przytacza m.in. następujący jej fragment: „Zaprzeczam z całym przekonaniem stwierdzeniu Pana Marszałka jakoby głos KEP był ”.

Rodzi się zatem pytanie, czy Konferencja Episkopatu Polski rzeczywiście naruszyła konkordat zawarty 28 lipca 1993 roku między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską, a konkretnie zawartą w art. 1 tej umowy zasadę niezależności i autonomii państwa i Kościoła („Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są – każde w swojej dziedzinie – niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowana tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego”), wpisaną następnie do uchwalonej cztery lata później przez Zgromadzenie Narodowe konstytucji RP (art. 25 ust. 3).

By odpowiedzieć na postawione wyżej pytanie, należy najpierw wskazać, co owa zasada „niezależności i autonomii” oznacza. Otóż autonomia (autos – sam, nomos – prawo) oznacza właściwość bytu, dzięki której może on sam stanowić o sobie, a także kierować się własnym prawem. Niezależność jest najwyższym stopniem autonomii danego bytu w stosunku do innego, wykluczającym ingerencje każdego z nich w wewnętrzne sprawy drugiego. Podczas gdy autonomia ujmowana jest przede wszystkim w relacjach ad intra (w stosunkach wewnętrznych), to niezależność postrzegana jest głównie w relacjach ad extra (w stosunkach zewnętrznych). Przytoczoną zasadę, zaczerpniętą z konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes (n. 76) Soboru Watykańskiego II, układające się strony uznały za własną, czyniąc z niej podstawową przesłankę przesądzającą o kształcie wzajemnych stosunków.

„Potwierdzenie” zasady i niezależności i autonomii wskazuje na uznanie przez państwo i Kościół, że ich prawna niezależność i autonomia nie wynika ze wzajemnego nadania czy koncesji, lecz stanowi wyraz i odbicie stanu rzeczywistego, ontologicznego. Stosowanie zaś tej zasady w praktyce oznacza, że władza kościelna jest całkowicie niekompetentna do ingerowania w sprawy wewnętrzne państwa, a władza państwowa jest całkowicie niekompetentna do ingerowania w sprawy wewnętrzne Kościoła. Wypada dodać, że wzmianka w art. 1 konkordatu o zobowiązaniu stron do pełnego poszanowania zasady niezależności i autonomii „we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego” nie stanowi bynajmniej zobowiązania do owej współpracy, lecz jedynie wskazuje na taką możliwość. Racją zaś współdziałania wspólnoty politycznej i wspólnoty religijnej jest dobro człowieka i dobro wspólne.

Z naciskiem jednak należy podkreślić, że zasada niezależności i autonomii, która w gruncie rzeczy głosi separację (przyjazną) państwa i Kościoła, nie oznacza, iż Kościół nie może spełniać właściwej mu funkcji niezależnego autorytetu moralnego w kształtowaniu postaw społecznych w duchu poszanowania podstawowych wartości ludzkich, zakorzenionych w kulturze chrześcijańskiej. Nie oznacza również pozbawienia Go pełnej swobody w głoszeniu wiary, w upowszechnianiu swojej nauki społecznej, a także w wydawaniu oceny moralnej we wszystkich kwestiach, gdy domagają się tego podstawowe prawa osoby lub jej dobro duchowe (por. konstytucja duszpasterska Gaudium et spes, n. 76 Soboru Watykańskiego II).

Gdy chodzi o oświadczenie Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wspomnianego wyżej wniosku Fundacji Lux Veritatis, to stanowiło ono wyraz żywego zainteresowania wymienionego gremium doniosłą dla Kościoła w Polsce sprawą. Nie tylko zresztą ono ma prawo, jak się wydaje, popierać ów wniosek oraz pytać o kryteria przyznawania nowych miejsc na cyfrowym multipleksie.

Tym bardziej, gdy biskupi mają w tym względzie pewne wątpliwości. Marcowej enuncjacji KEP w żaden sposób nie można traktować jako wyrazu pretendowania przez ten organ do roli „współdecydenta czy nadzorcy w sprawie objętej władztwem państwa”. Tego rodzaju obiekcja staje się zwykłym nieporozumieniem: o jakim tu współdecydowaniu czy nadzorze można mówić? Czyżby wypowiadanie własnej opinii czy wyrażanie nadziei na takie czy inne rozwiązanie w określonej sprawie miałoby być równoznaczne z wywieraniem presji na legalnych decydentów? Zupełnie niezrozumiały jest też zarzut, iż chodzi tu o jakąś „dyspozycję [!] gremium kościelnego”. Mylenie opinii i apelu z dyspozycją wydaje się czymś wysoce niewłaściwym. W głosie polskich biskupów trudno wreszcie dopatrzyć się znamion „bezpośredniej interwencji w konkretnej sprawie, należącej do kompetencji konstytucyjnego organu państwa”. Na czym bowiem miałaby polegać owa „bezpośredniość”? A poza tym trzeba pamiętać, że w oświadczeniu KEP nie chodzi o wywieranie jakiejkolwiek presji na konstytucyjnym organie RP, by pozytywnie ustosunkował się do wniosku Fundacji Lux Veritatis (przy zastosowaniu taryfy ulgowej), lecz o apel, by w postępowaniu związanym z przydziałem miejsc na cyfrowym multipleksie KRRiT rzetelnie stosowała obiektywne kryteria.

Trudno zatem dziwić się, że ks. abp Józef Michalik okazał się listem Bogdana Borusewicza wręcz „zdumiony”. Wszak tezom marszałka Senatu najwyraźniej brak podstaw merytorycznych, co pozwala dostrzec w nich daleko idącą nadinterpretację art. 1 funkcjonującego od piętnastu lat konkordatu.

Ks. Wojciech Góralski (UKSW)

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/31216,borusewicz-nie-rozumie-konkordatu.html

Więcej:
http://wis.org.pl/forum/viewtopic.php?f=137&t=71&p=17005&hilit=Marsza%C5%82ek+manipulator#p17005

Brak głosów