Chorzy piloci - czy przygrywka do puczu?

Obrazek użytkownika Jacek Maziarski
Kraj

W politycznym zamieszaniu dwu ostatnich miesięcy utonęła gdzieś informacja, że rządowe samoloty pilotują ludzie schorowani. Być może chodzi o schorzenia psychiczne pilotów, bo coś takiego wyrwało się ministrowi obrony. A może to raczej min. Bogdan Klich ma jakieś kłopoty z głową? Na razie nie przesądzajmy sprawy.

Historia dziwnych chorób pilotów zaczęła się 12 sierpnia, kiedy prez. Kaczyński wraz z prezydentami Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy wyleciał rządowym samolotem do Gruzji . I właśnie wtedy kpt. Grzegorzowi Pietruczukowi coś się porobiło w głowie. Pilot Tu 154 poinformował prezydenta, że nie wyląduje w Tbilisi, ale w Baku – mieście, które jak wiadomo jest stolicą zupełnie innego państwa. Twierdził, że lądowanie w Tbilisi jest niebezpieczne (a przecież wylądował tam bezpiecznie Sarkozy) i że to on podejmuje decyzje a nie prezydent.

Nie pomogła interwencja prezydenta u zwierzchników pilota. Prez. Kaczyński mówił o tym w Polskim Radiu: „...wydałem polecenia różnym dużo wyższym niż pilot oficerom Wojska Polskiego. I oni zrealizowali moje polecenia i wydali pilotowi rozkaz na piśmie. I pilot nie usłuchał.” Po czymś takim pilot powinien trafić do aresztu, a potem na zieloną trawkę. No, chyba że był chory...

Sprawa dziwnego zachowania pilota miała ciąg dalszy 17 września. Tego dnia min. B. Klich stwierdził publicznie, że odznaczył kpt. Pietruczuka srebrną odznaką ministra obrony narodowej i dodał znamienne zdanie: „...pilot po tym incydencie przez pewien czas był w depresji, ale z niej wyszedł i nadal jest na służbie.” A więc jednak pilotowi coś się porobiło w głowie. Albo porobiło się ministrowi, który go odznaczył - mimo odmowy wykonania rozkazu i to rozkazu wydanego na piśmie. Ale to jeszcze nie koniec historii.

Od początku października Kancelaria Prezydenta RP przygotowywała podróż Lecha Kaczyńskiego na szczyt w Brukseli, ale we wtorek 11. 10 minister Bogdan Klich poinformował, że do Brukseli uda się wyłącznie premier, bo zachorował pierwszy pilot drugiej załogi. Media zdziwione chorobą kolejnego pilota, tym razem Arkadiusza Protasiuka, zaczęły węszyć jakąś intrygę. Może jego choroba była tylko wymówką? Wątpliwości przeciął sam pilot Protasiuk, który potwierdził 14 października w „Fakcie”, że poważnie zachorował . Zapewnił, że wszelkie komentarze, jakoby zachorował dlatego, żeby prezydent nie mógł lecieć do Brukseli, są nieprawdziwe. - Wolałbym się nie angażować w żadne sprawy polityczne – mówił Protasiuk. Chyba miał racje - w przypadku wojskowych takie zabawy z reguły źle się kończą.

Tego samego dnia wicepremier Grzegorz Schetyna powiedział, że premier Tusk skarcił ministra obrony za wypowiedź, jakoby prezydent nie mógł polecieć rządowym samolotem do Brukseli, bo pilot jest chory. Było to, jak mówił, "o jedno zdanie za dużo". Ciekawe - czyżby pilot Protasiuk skłamał? I czy kłamcą był tylko Protasiuk?

Tuż po Schetynie publicznie zabrał głos sam premier Tusk. Występując przed kamerami wyjaśnił powód utrudniania lotu prezydenta do Brukseli: „Nie potrzebuję pana prezydenta. I na tym polega problem.”

W normalnym kraju minister obrony, który kłamie i uniemożliwia głowie państwa wykonywanie konstytucyjnych obowiązków musiałby po czymś takim podać się do dymisji. W najlepszym razie zostałby zawieszony do czasu wyjaśnienia tych sprzecznych wersji i zbadania przyczyn zagadkowych zachowań Pietruczuka i Protasiuka. Może ktoś im kazał kłamać?

Zdumiewa mnie postawa premiera, który zna kulisy sprawy (skarcił przecież Klicha), a mimo to nie reaguje na zachowanie ministra obrony. Mało tego - jeszcze mówi "nie potrzebuję pana prezydenta" - tak jakby zwalniał z pracy portiera.

Szokuje mnie obojętność mediów – zachowują się dokładnie tak samo jak w Rosji i na Białorusi.

Nie rozumiem dlaczego opozycja nie zażądała śledztwa, skoro w całej tej zdumiewającej historii mamy i odmowę wykonania rozkazu, i kłamstwo ministra obrony, i sabotowanie czynności szefa państwa. Czy to jeszcze za mało, by domagać się dochodzenia? Do tej pory takie rzeczy zdarzały się tylko gdzieś w Ameryce Łacińskiej lub w Afryce.

A może Polska już dojrzewa do wojskowego puczu w peruwiańskim stylu?

Brak głosów

Komentarze

Tyle, ze wtedy Wałęsa, jako prezydent "falandyzujący prawo" dogadywał się z generałami, a teraz jest odwrotnie, choc w istocie o to samo chodzi. Tuskowe "ty to sobie możesz chcieć" należy do identycznej kategorii. Nie jest to oczywiście "faszyzm", tylko demokracja. Jaka jest demokracja, decydujemy MY, a nie "przypadkowe społeczeństwo". Społeczeństwo sobie może chcieć...

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#6565

No tak, bo dzięki niemu wywiady wszystkich państw włącznie z Pernambuco dowiedziały się, że Polska ma tylko dwie załogi samolotów rządowych i tylko dwóch pilotów. Jednego bardziej znerwicowanego od drugiego... To tak bywa, gdy ministrem obrony robi się niespełnionego psi-psi-psichiatrę

Pozdr.
JMW

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdr.
JMW

#6583

Przypominam, a tym, którzy nie czytali niniejszym podaję do wiadomości, że byłam pierwsza, która rozpoznała w Donaldzie T. szalikowca ( było to zaraz po debacie telewizyjnej Tusk-Jarosław Kaczyński. Potwierdziło się to w wieczór wyborczy i potwierdza co i raz od nowa. Tutaj zdjęcie wykonane dokładnie rok temu: 21 października 2007. Czy ktoś jest zaskoczony, zdziwiony? rozczarowany?

http://niemcy.salon24.pl/41588,index.html

Pozdr.
JMW

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdr.
JMW

#6585

Vote up!
0
Vote down!
0
#6588