Ty (dzień) świra

Wystarczyły tylko dwa dni II Konferencji Smoleńskiej by cała narracja kłamców z sekty „pancernej brzozy” odwróciła się o 180 stopni, albo mówiąc dosadniej, legła w gruzach.

Do tej pory Salon stosował propagandową taktykę mówiącą, że im dłużej będzie istniał sejmowy zespół Antoniego Macierewicza tym lepiej gdyż totalnie się skompromituje ośmieszy i pogrąży.

I oto nagle Gazeta Wyborcza na swojej pierwszej stronie wykorzystując Pawła Deresza wystosowała przyjęty z entuzjazmem przez salon apel do marszałek sejmu Ewy Kopacz o dokonanie zamachu na demokrację, czyli rozwiązanie sejmowego zespołu zajmującego się rozwikłaniem smoleńskiej zagadki. Ten sam Deresz nigdy nie apelował o dymisję Ewy Kopacz, chociaż ta przemawiając z trybuny sejmowej dopuściła się pamiętnego i chyba najbardziej perfidnego oraz podłego kłamstwa smoleńskiego godzącego także w pamięć o śp. małżonce tego „dyżurnego wdowca” Salonu.   

Posłużenie się przez Czerską Dereszem dużo mówi nam też o panice i popłochu w tej ferajnie. Jeszcze wszyscy pamiętamy czasy jak to Michnik i spółka tłumaczyli się i udawali, iż nie wiedzieli, że ich pupile Lesław Maleszka i ks. Michał Czajkowski to płatni i wieloletni kapusie komunistycznej bezpieki o pseudonimach „Ketman” i „Jankowski”. Dziś już nie mają czasu na krygowanie się i pełnymi garściami czerpią z eSBeckiej i WSIowej agentury typu Deresz lub takich TW jak wielu etatowych sygnatariuszy licznych publikowanych na łamach Wyborczej listów otwartych.  

Niestety głosy niezależnych prawników były jednoznaczne. Przy obecnym stanie prawnym kłamczyni Kopacz nie może jeszcze wziąć za mordę posłów i rozwiązać im zespołu, co tak zmartwiło Monikę Olejnik, że publicznie załkała:

„Deresz może tylko wyłączyć telewizor. Zespół Macierewicza będzie trwał”

Ale kulminacja efektów specjalnych w wykonaniu tej koalicji kłamstwa i strachu była dopiero przed nami. Oto największy cynik i szkodnik, Donald Tusk odpowiedzialny za przekazanie całego śledztwa stronie rosyjskiej i w umowie zawartej „na gębę” przyjmujący wiążącą stronie polskiej ręce konwencję chicagowską. Człowiek, dzięki którego decyzjom po przeszło trzech latach wszystkie kluczowe dowody takie jak czarne skrzynki, wrak samolotu, broń i kamizelki kuloodporne borowców czy telefon satelitarny prezydenta pozostają w rękach Putina, miał tupet by powiedzieć Polakom o ludziach dążących do ujawnienia prawdy:   

Uważam, że najwyższy czas, aby powiedzieć, nie pół żartem, nie pół serio, nie w tonie kabaretowym, tylko naprawdę serio powiedzieć, co ci politycy zrobili ze sprawy smoleńskiej i zrobili z Polakami. A zrobili rzecz straszną i powinni wziąć za to odpowiedzialność

Przecierałem ze zdumienia oczy i zastanawiałem się jak daleko może posunąć się jeszcze człowiek w swojej podłości bezwzględności i zakłamaniu? Gdzie leży granica upadku człowieczeństwa, po której przekroczeniu jest już tylko zezwierzęcenie i nie pozostaje już nic innego niż nazywanie takiego indywiduum bydlakiem?

Ale mylił się ten, kto pomyślał po tym bezczelnym występie, że to był „gwóźdź programu”, jaki zaserwował nam reżim w ubiegłym tygodniu.

Oto profesor Chris Cieszewski na oczach całej Polski analizując zdjęcia satelitarne przeprowadził naukowy dowód uwiarygodniający hipotezę, że słynna brzoza złamana była już 5 kwietnia 2010 roku, czyli na 5 dni przed tragedią. Żyjąc w „dzikim kraju”, jakim jest III RP warto przypomnieć, że w całym cywilizowanym świecie, co potwierdzają wszystkie encyklopedie, stawianie i testowanie hipotez to jeden z podstawowych procesów twórczego myślenia oraz fundamentalny element procesu tworzenia nauki.

Co powinno, zatem nastąpić w poważnym i demokratycznym państwie, jeżeli ktoś się z taką hipotezą nie zgadza? Otóż jakaś grupa naukowców, w tym przypadku zespół pożal się Boże, Macieja Laska powinien również publicznie posługując się także tylko autentycznymi zdjęciami satelitarnymi dokonać, jak to robi cały świat poważnej nauki, weryfikacji bądź falsyfikacji hipotezy prof. Cieszewskiego, czyli mówiąc kolokwialnie dowieść, że naukowiec „łże jak bura suka”.

Wystąpił tylko pewien problem. Hipotezę o tym, że brzoza była złamana już 5 kwietnia potwierdziło kilku wybitnych zagranicznych naukowców o światowej renomie, więc polska republika bananowa musiała wykorzystać autorytety o równej bądź jeszcze większej naukowej sławie i tak się właśnie stało.

 III RP wystawiła zatem sam kwiat polskiej nauki posyłając w bój Jerzego Owsiaka, Waldemara Kuczyńskiego i Monikę „Stokrotkę” Olejnik, a w piątkowy wieczór telewizja publiczna w kabaretowym programie „Dzięki Bogu już weekend” zademonstrowała wywód jakiegoś  komedianta i pajaca, który podkładając swój głos pod zaprezentowane na ekranie jakieś zamknięte w ZOO i przypominające bawoła rogate zwierzę, „ośmieszył i obalił” hipotezę prof. Chrisa Ciszewskiego. Ten sam pseudo-komediant i wazeliniarz władzy tydzień temu, w swoim „satyrycznym monologu” nazwał arcybiskupa Michalika arcy-dupkiem. Nie pierwsza to medialna miernota, która wyczuła swoje pięć minut i zarabia na życie pluciem na „karłów reakcji”. No ale cóż, jak misyjność mediów publicznych to misyjność.

Tym samym wszystko pokazuje, że  Polaków potraktowano niczym bydło, na co potwierdzeniem był kolejny naukowy popis, tym razem w postaci ogłoszonego sondażu, w którym Lasek pokonał Macierewicza.

No i przyszedł czas na prokuraturę wojskową, która w swojej głupocie i demonstrowaniu służalczości wobec systemu poszła va banque.

Oto po raz pierwszy ujawniła ona zeznania „naocznego świadka” ze Smoleńska, który widział jak Tupolew swoim skrzydłem łamie „pancerna brzozę”. Jednak w tym pośpiechu i panice dzielni wojskowi prokuratorzy wpadli we własne sidła gdyż nie zauważyli, że ten świadek ani jednym słowem nie wspomniał o tym, że oderwała się także przy tym zderzeniu część skrzydła.

Jednym słowem chcąc obalić hipotezę prof. Chrisa Cieszewskiego potwierdzili zwalczaną do tej pory zajadle hipotezę prof. Biniendy, według której samolot ściął swoim skrzydłem brzozę nie tracąc skrzydła i przez to uwiarygodnili sugestię obu tych naukowców, którzy dali nam wyraźnie do zrozumienia, że TU-154 w ogóle tamtędy nie przelatywał.    

Reasumując powiem tak. Nie wiem jak Wy Drodzy Czytelnicy, ale ja mam już serdecznie dość takiej sytuacji, w której banda przestępców przy wykorzystywaniu agentury i pożytecznych idiotów traktuje mnie niczym zwykłego przygłupa nieumiejącego zliczyć do trzech.

Tak prymitywna i obfitująca w najbezczelniejsze z możliwych kłamstwa oraz manipulacje może tylko przynieść pożądane z ich punktu widzenia skutki, jeżeli założymy, że większość Polaków to banda idiotów niezasługujących nie tylko na poważne traktowanie, ale i na życie w wolnym i suwerennym kraju.

Smoleńsk jest dzisiaj kluczem do wszystkiego, a przede wszystkim do odpowiedzi na pytanie, kim są dzisiejsi Polacy i czy stać ich jeszcze po tych dziesięcioleciach odmóżdżania na zryw i wyzwolenie Polski?

Czy my jesteśmy jeszcze Narodem czy już tylko zniewoloną grupa etniczną, której los to rola niewolników?

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie

Najnowszy nr Polski Niepodległej już w kioskach